Rozdział 40 - Ty, ja...
Rafael...
Dokładnie poczułem, jak całe ciało Arieli spięło się po moich słowach. Nie oderwałem spojrzenia od szeroko otwartych złotych oczu i widziałem gwałtowną burzę uczuć, jaka się w niej rozszalała.
Trwała, zastygła na moich kolanach, oddychając coraz szybciej. Kurwa! Nie było innego sposobu i innych słów, żeby to z siebie wyrzucić. A może były? Nie mam pojęcia i nie to jest teraz najważniejsze. Patrzyłem na moją kobietę i nie miałem pojęcia, co dzieje się w jej głowie.
- Ariela? Powiesz coś?
Zamrugała powiekami, jakbym krzykiem wybudził ją ze snu. Jej spojrzenie było trochę nieprzytomne i zamglone, ale oczy błyszczały oślepiającą zielenią. Ja pieprzę! Jest taka cudowna!
- Chcę... - chrząknęła oczyszczając gardło. – Czy ty właśnie powiedziałeś, że nigdy wcześniej nie uprawiałeś seksu z kobietą?
- Byłaś pierwsza.
- Ale... Rafaelu, przecież jesteś cholernie przystojnym i seksownym facetem. Do tego masz miliony i wszyscy wiedzą kim jest mecenas Rafael Sato. Kobiety piszczą za tobą, gdziekolwiek się pojawisz i...
- Ty też piszczałaś?
- Przestań, do licha!
Zirytowana trzasnęła mnie swoją malutką rączką w ramię. Skrzywiłem się boleśnie, udając, że jej złość na mnie jest bardzo bolesna, ale widząc jej zacisz na twarzy nie wytrzymałe i parsknąłem śmiechem. Kurwa! Ależ mnie napierdala prawy bok!
- Nie żartowałem – odezwałem się poważnym tonem. – Strach przed dotykiem nie ułatwiał mi kontaktów z kobietami. Nie miałem problemu z tym, że ja je dotykam. Strach pojawiał się w chwili, gdy chciały dotknąć mnie... intymnie. Rozumiesz?
- A Barbara?
Uśmiechnąłem się w duchu, słysząc nutę wściekłej zazdrości. Dopieściła tym moje biedne sponiewierane ego i fiuta, który zadrżał z niecierpliwości.
- Ledwo znosiłem jej obecność – pożaliłem się. – Nie lubi cię. Powiedziałbym nawet, że darzy cię nienawiścią. Zorientowała się chyba, że jestem tobą zainteresowany i dlatego powiedziała, że jesteś zaręczona.
- I ty nigdy z nią...
- Chryste! Kociątko, to ciebie pragnę i choć lubię jak jesteś o mnie zazdrosna, zaczynam się bardzo irytować tym, że nie chcesz mi uwierzyć. Nigdy cię nie okłamałem, kochanie. Jesteś pierwszą kobietą, której pozwoliłem się dotknąć i jedyną, z którą się kochałem.
- A może przeleciałeś, mecenasie?
- A może pani mecenas chce mieć dzisiaj czerwone pośladki? – rzuciłem kładąc ostrzegawczo dłoń na pośladku Arieli. Przypominanie mi moich własnych słów, gdy jeszcze sobie nie radziłem z tym burdelem w mojej głowie to nie najbezpieczniejsze posunięcie. – Z rozkoszą wytłumaczę ci wszystkie wątpliwości, popierając je niezbywalnymi i niezaprzeczalnymi prawami własności do tej części twojego ciała.
- Kuźwa! – pisnęła kręcąc tyłkiem. Chyba naprawdę chce mnie zabić. – Cholernie podnieca mnie ta twoja prawnicza gadka, mecenasie – wysapała obsypując moją szyję deszczem słodkich, mokrych pocałunków.
Noż kurwa! Coś czuję, że życie z tą kobietą będzie wypełnione walką i cudownym udowadnianiem jej moich uczuć, a te pośladki, które teraz zjeżdżają na moich udach w stronę mojego fiuta niejeden jeszcze raz zaznajomią się z moją dłonią.
- Ariela, bądź poważna – wysapałem, gdy te małe rączki zaczęły zmierzać w kierunku mojego brzucha.
- Jestem. Po prostu... - uniosła głowę i muskając opuszkami moje usta spojrzała na mnie roziskrzonym wzrokiem. – Jak na dwoje ludzi, którzy nigdy wcześniej nie uprawiali z nikim seksu uważam, że spisaliśmy się więcej niż dobrze.
Tym razem to mnie zamurowało, a słowa docierały do mnie z opóźnieniem. :Potrząsnąłem głową, zerkając najpierw w stronę jej cipki, jakby to ona mogła właśnie potwierdzić słowa Arieli, a potem ponownie w błyszczące oczy.
- Możesz powtórzyć?
- Jak na dwoje...
- Ariela, do cholery! – warknąłem. – Czy ty właśnie powiedziałaś, że byłaś dziewicą?
Kurwa nie wierzę, jęknąłem w myślach widząc jak potwierdza głową. Biorąc głęboki oddech oparłem czoło o skroń Arieli i wdychając zapach jej ciała starałem się uspokoić.
- Skarbie... - zacząłem powstrzymując wybuch. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Nie pamiętam, żebyś był zainteresowany tym tematem – rzuciła. – Poza tym, skoro...
- Ariela, kochanie. Jestem przezajebiście szczęśliwy, że należysz do mnie tak, jak ja należę do ciebie, ale... Jezu Chryste! Przecież mogłem ci zrobić krzywdę, kochanie.
- Nie zrobiłeś.
- Ale mogłem, do licha – zdenerwowałem się. – Mój fiut jest większy niż u normalnego faceta. Myślisz, że dlaczego te wszystkie napalone dziewczyny w liceum i nawet Roxana chciały mnie zaciągnąć do łóżka?
- Chwalisz się wielkością swojego kutasa? – prychnęła jak kotek, ale raczej cholernie wściekły kotek, pomyślałem, gdy zaczęła się ode mnie odpychać.
- Przestań ze mną walczyć, kociaku. Nie pozwoliłem ci wtedy ode mnie uciec, to tym bardziej teraz cię nie puszczę – potrząsnąłem tą cholernie upartą kobietą. - Rozumiesz? Ariela, kochanie...
Kurwa mać! Jak mam jej wytłumaczyć, że za każdym razem boję się, że w jakiś sposób ją krzywdzę? Jestem potężnie zbudowanym mężczyzną, nie tylko jeżeli chodzi o wielkość mojego fiuta, a Ariela jest taka maleńka. Nawet w tych swoich absurdalnie wysokich szpilkach ledwo sięga mi do brody.
- Zrozum mnie, kochanie... Jeżeli coś ci się stanie... Jeżeli zrobię ci krzywdę... Równie dobrze własnoręcznie mogę wyrwać sobie serce, bo nie zniosę widoku twoich łez, albo nie daj Boże – przełknąłem z trudem przez zaciśnięte gardło, - ... krwi.
Dopiero, gdy ostatnie słowo wydostało się z moich ust, zdałem sobie sprawę z tego, co powiedziałem. Ariela spojrzała na mnie. Najpierw w oczy, mierząc uważnie każdy cal twarzy, potem jej spojrzenie przesunęło się na moje dłonie, które odruchowo zacisnąłem w pięści. Czułem jak jej oczy wędrują w bok...
- Ta rana... Nie biłeś się prawda? – zapytała szeptem mrugając szybko powiekami.
- Nie, nie biłem się – przyznałem. – Nigdy się nie biję. Potrafię panować nad agresją, ale jeżeli chodzi o ciebie i twoje bezpieczeństwo, kochanie, nie mam we mnie ani grama kontroli. Powiedziałem ci. Zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna. To się nigdy nie zmieni.
Smutek i łzy w oczach mojej małej wojowniczki łamały mi serce. Zrobiłem to co musiałem, ale wiem, że zrobiłbym znacznie więcej, żeby zapewnić Arieli bezpieczeństwo. Nawet oddałbym własne życie...
- To ona? Roxana?
Przytuliłem trzęsące się ciało Arieli do piersi. Poczułem jej ciepły oddech, ogrzewający moją skórę przez koszulkę. Poczułem też gorące łzy, których nie dała rady powstrzymać.
- Musiałem odciągnąć ją od ciebie. Poleciałem do Nowego Yorku. Raul z Cruzem mieli pilnować was, a przede wszystkim ciebie. Wiedziałem, że ty i ten Ross to bujda. Zanim to zrozumiałem chciałem go zabić na milion sposobów i drugie tyle wymyślić, za to, że ośmielił się ciebie dotknąć. Nawet dzisiaj, choć wiedziałem, że tylko udawaliście parę. Nie jestem w stanie znieść żadnego mężczyzny obok ciebie, Ariela. Ale wtedy zrozumiałem, że na razie jesteś w miarę bezpieczna. Jej chodziło o mnie, a ty tylko stałaś jej na drodze. Usunęłaby cię ze swojej drogi, tak jak zabiła własne dziecko.
- Co? Mówiłeś, że usunęła ciążę.
- Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z rozmiaru jej szaleństwa. Nawet lecąc do Stanów miałem inne plany. Wykręciła się od zakładu psychiatrycznego, miała opinię biegłych sądowych, że jest zdrowa i nie zagraża społeczeństwu. Chciałem posłać ją do więzienia. Uwolnić się od niej raz na zawsze.
- Co się stało?
- Raul skontaktował mnie ze swoimi ludźmi. Córka jednego z nich ma w Nowym Yorku prywatną agencję ochrony. Gia wprowadziła się do apartamentu Cristobala, w którym mieszkałem i oficjalnie udawaliśmy parę.
- To ta kobieta, z którą widziałam cię na zdjęciu?
- Skarbie, musisz mi uwierzyć – zapewniłem patrząc na nią przestraszony. Raul powiedział mi jak zareagowała Ariela na widok tego przeklętego zdjęcia i wiedziałem, że cholernie mocno ją to zabolało. - Mieszkała w sypialni gościnnej. Nawet jej nie dotknąłem w żaden inny sposób niż ten na potrzeby naszego kamuflażu.
- Rafaelu, przecież nie musisz mi się tłumaczyć. Mogłeś robić co chciałeś. My... Nigdy nic nas nie łączyło.
Zazgrzytałem zębami starając się powstrzymać. Co za uparte stworzenie! Żyły dla nie wypruję na środku głównej ulicy, a ta mała wredota wciąż będzie wątpiła w moje uczucia. A czego się spodziewałem, do kurwy nędzy? Po tym wszystkim co jej zrobiłem nadzieja, że od razu rzuci mi się w ramiona to pierdolenie i mrzonki takiego idioty jak ja.
- Arielo Margaret Russell. Pokochałem cię w chwili, gdy patrząc na mnie z wyzwaniem przekręciłaś moje nazwisko. Może jeszcze bym walczył, ale ty mnie rozwaliłaś na łopatki i wzięłaś w niewolę. Strzeliłaś z tej cholernej podwiązki, a ja przez wiele nocy śniłem o tych pieprzonych koronkach i tym, co robię z nimi i z tobą.
- Wiesz, że ja ciebie też kocham – rzuciła z impertynenckim uśmiechem na ustach?
- Wiem, kociaku – uśmiechnąłem się czując jak wielki ciężar spadł z mojego serca. Ja pierdolę! Ta kobieta mnie kocha! – Ale jeżeli jeszcze raz, z tych obłędnych ust wyjdą takie straszne rzeczy i zaczniesz głośno wątpić w moją miłość, to przysięgam ci. Zwiążę cię i zatkam usta własnym fiutem, a potem tak zerżnę, aż nabierzesz rozumu. Czy to jest jasne?!
I doskonale wiem, że będzie to robiła co najmniej raz dziennie... Wystarczy spojrzeć na ten pieprzony ogień w jej oczach. Ta kobietka mnie wykończy. Nadążyć za nią to będzie moje piekło, ale jak już ją dorwę...
- Długo masz zamiar mi przeszkadzać, kociaku?
Uniosłem brwi i bez ostrzeżenia przesunąłem dłoń pomiędzy uda Arieli, palcami pocierają ją między nogami. Sapnęła kręcą tyłeczkiem i naciskając na moje palce zaczęła przesuwać się łechtaczką po moim fiucie. Kurwa! Zdecydowanie wie czego chce i jak może to dostać. A taka z niej mała, grzeczna lady...
- Bądź grzeczną dziewczynką, a dostaniesz nagrodę – obiecałem zasysając skórę na szyi. Kurwa! Wiedziałem, że zostawię jej ślad, ale potrzeba oznaczenia tej kobiety była silniejsza ode mnie.
Jęknęła odrywając się ode mnie. Ja pierdolę! Wyglądała tak cholernie seksownie, że sam miałem problem z utrzymaniem rąk przy sobie. Nie wspomnę już o moim cholernym fiucie, który musi mnie szczerze nienawidzić. Odmawiam nam obojgu tego, czego pragniemy, ale nawet sine jaja nie powstrzymają mnie przed dokończeniem tej cholernej rozmowy.
- Lepiej? – zapytała patrząc na mnie z żalem.
- Nie rób takiej minki, kochanie. Jeszcze będziesz dzisiaj mruczała, obiecuję – przesunąłem palcem po czerwonym znaku na szyi. – Roxana przyleciała dwa dni po mnie. Widziałem wszystkie zdjęcia z jej mieszkania. Ten facet, którego zobaczyłaś wtedy w łóżku, to jej aktualny kochanek i pomagier. To on jest na tych wszystkich zdjęciach. Tatuaż na jego plecach jest tak podobny do mojego, że faktycznie mogłaś się pomylić. To on obserwował mnie, jeszcze jak byłem w Edynburgu, a potem w Stanach.
- Jest do ciebie bardzo podobny.
- Gdyby miał japońskie rysy twarzy, mógłby być moim bliźniakiem – stwierdziłem spokojnie. – Trzy dni temu, byliśmy z Gią jak zwykle na kolacji. Potem mieliśmy jechać do klubu. Tego klubu, Ariela. Nic się tam nie działo, przysięgam. Wypijaliśmy kilka drinków przy barze, a potem zamykaliśmy się w jednym z pokojów. Gia pracowała wtedy na telefonie, a ja myślałem o tobie. Potem wracaliśmy do apartamentu Crista. Po kolacji, gdy na zewnątrz czekaliśmy na nasz samochód, zadzwonił człowiek, który obserwował mieszkanie Roxany. Wszystko stało się tak szybko – potrząsnąłem głową. – Gia siedziała już w samochodzie, a ja stałem rozmawiając z ochroną. Odwróciłem się słysząc jak ktoś biegnie i zanim się zorientowałem, ktoś stanął przede mną. Ułamki sekund, Ariela. Zobaczyłem jej twarz i poczułem jak wbija mi nóż. Uszkodziła jakieś duże naczynie krwionośne, bo bardzo szybko traciłem krew. Zanim straciłem przytomność pomyślałem tylko, że ty już jesteś bezpieczna i że kurewsko mocno będę za tobą tęsknił.
Broda Arieli zadrżała... Wielkie łzy popłynęły z jej oczu, a ja nie nadążałem zbierać ich ustami. Wczepiła się we mnie jak mała małpka, szlochając w moją szyję.
Wtedy też się kurewsko bałem. Pamiętam rękojeść noża wystającą z mojego boku i ten gorący strumień zalewający mi nogę i biodro. Powoli ogarniające mnie zdrętwienie i to pierdolone przeświadczenie, że nie miałem wystarczająco dużo czasu, żeby kochać moją małą wredotę.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – wyszlochała uderzając małą piąstką w moją pierś. – Myślałam, że mnie zostawiłeś. Prawie umarłam z tęsknoty, a potem, gdy ledwo stanęłam na nogi, gdy trzymałam się tylko resztką siły woli, zobaczyłam twoje zdjęcie w laptopie. Stałeś, uśmiechając się do innej kobiety...
- Przepraszam, miłości – wyszeptałem przytulając płaczącą Arielę.
Co więcej mogłem powiedzieć? Gdyby sytuacja się powtórzyła, zrobiłbym dokładnie to samo. Ochrona tej kobiety to mój kurewski obowiązek. Najeży do mnie. Od pierwszej chwili, od pierwszego oddechu, gdy zapach jej ciała wdarł się we mnie. Chcę być tak słaby jak tylko mogę, ale tylko z nią.
Dopiero po dłuższej chwili Ariela uspokoiła się na tyle, że przestała płakać. Wziąłem dziewczynę w ramiona i podtrzymując za tyłeczek posadziłem na kuchennej wyspie.
- Już lepiej? – Zapytałem wycierając wilgotnym ręcznikiem opuchnięte powieki. Nigdy nie byłą równie piękna, nawet z czerwonym nosem...
- Co z nią? – zapytała ochrypłym głosem delikatnie kładąc mi dłoń na brzuchu.
- Nigdy już nie musimy się nią martwić – zapewniłem dotykając mokrych rzęs. – Chciałem sprowokować ją i posłać do więzienia. Nie spodziewałem się, że rzuci się na mnie z nożem, a tym bardziej, że mnie trafi. Ochroniarze zareagowali błyskawicznie, ale gdy rzuciła się na Gię... Postrzeliła ją w samoobronie. Roxana zdążyła zranić ją, zanim...
- Nie żyje?
- Tak. Zastrzelił ją jeden z ochroniarzy. Policja przeprowadziła przeszukanie w jej mieszkaniu. Znalazła setki moich zdjęć, jeszcze z czasów, gdy była żoną mojego ojca. Nie wiedziałem, że miała taka obsesję. Było tego więcej. W pamiętniku napisała, że dziecko, które usunęła powinno być moje. Dlatego się go pozbyła.
- Chryste, Rafaelu! Przecież miałeś zaledwie czternaście lat!
- Ona była chora, skarbie. Czy teraz rozumiesz, dlaczego musiałem odciągnąć ją od ciebie? Mogła zrobić ci krzywdę.
Ariela pokiwała głową. Zgodna Ariela to pieprzony cud. Nawet w jej oczach widziałem łagodność i uległość. Za chuja na to mnie pozwolę. Jeżeli będzie mnie teraz traktowała jak małego pokrzywdzonego chłopca, to przysięgam, spiorę ją na kwaśne jabłko.
- Czy to już wszystko, czy jeszcze chcesz coś wiedzieć?
Odetchnęła głęboko, a mój wzrok jak przyciągany magnesem spoczął na sterczących cycuszkach.
- Jedno pytanie – oznajmiła przesuwając paznokciem w stronę mojego podskakującego z radości fiuta. Przełknąłem z trudem, błagając w myślach o jej dotyk i cholernie gorące usta. Chwała Bogu, skończyły się poważne tematy, teraz najwyższy czas przypomnieć mojej małej wredocie, jak się mruczy. – Co zrobiłeś z naszymi motorami?
W pierwszej chwili nie dotarło do mnie pytanie Arieli, a tym bardziej nie wyłapałem sensu pytania. Z bijącym sercem patrzyłem w dół, na palce, które zatrzymały się przy rozporku spodni.
- Co? – szarpnąłem głową, gdy przez mgłę pożądania w końcu przebiło się pytanie Arieli. – Skąd pomysł, że coś zrobiłem? Przypominam, że dopiero wróciłem z Nowego Yorku i jestem jeszcze ranny i osłabiony.
Ja pierdolę! Jakim cudem się domyśliła? A może to te dwie mendy najemnicze się wyklepały? Wiadomo, kobiety mają swoje sztuczki i ponoć potrafią wyciągnąć z faceta każdą jedną tajemnicę. Na szczęście, ja jestem silniejszy do tych miernot, pomyślałem przybierając najbardziej niewinną minę, na jaką było mnie stać. Kurwa! Czy to będzie się zaliczało do kłamstwa?
Ja pierdolę! Wciągnąłem z sykiem powietrze, gdy ciekawskie paluszki chwyciły mojego twardego fiuta przez spodnie. Byłem tak, kurwa, napalony, że jak zaraz nie znajdę się w Arieli, to normalnie spuszczę się w spodnie!
- Nie drażnij się ze mną, kociątko – wychrypiałem przymykając oczy i zaciskając pięści, żeby nie złapać jej za włosy i w końcu zerżnąć, tak jak jej obiecałem.
Ta kobieta uwielbia mnie torturować, pomyślałem patrząc przez przymknięte powieki, jak zsuwa się na podłogę, klękając pomiędzy moimi nogami. Zadrżałem z niecierpliwości. Kurwa! Uwielbiam te cholernie zmysłowe usta...
- O kurwa! – jęknąłem czując zwinny języczek na sinej główce mojego fiuta.
Oparłem się o wyspę za plecami Arieli, podtrzymując cały ciężar ciała na wbijających się w granitowy blat palcach. Rozkosz była kurewsko nieziemska. To nie potrwa długo, pomyślałem czując napinające się jądra i znajomy dreszcz sunący wzdłuż kręgosłupa.
- Co zrobiłeś z motorami? – poczułem te słowa na swoim fiucie.
- ISA – wysapałem wplatając palce w złote włosy i naciskając przysunąłem bliżej bioder. – Kurwa! Weź go szybko – wysapałem czując jak kutas zaczyna pulsować w jej ustach. – Ariela, ja pierdolę...
Przyspieszyłem wbijając się pomiędzy opuchnięte usta. Patrzyłem z góry, na zielone oczy wypełnione zmysłowym ogniem i z cichym jękiem uderzyłem biodrami czując jak obijam się w jej gardle.
- KURWA!
Nogi tak mi się trzęsły, że ledwo utrzymywałem się w pozycji pionowej. Starałem się uspokoić oddech i szaleńczy taniec serca. Przysięgam, wykończy mnie ta mała kobietka... Mój fiut drgnął, gdy ta mała kusicielka przesunęła kciukiem po ustach, zbierając z warg kremowe nasienie, a na koniec włożyła go do ust, ssąc jak przed chwilą mojego kutasa.
Byłem kurewsko szczęśliwy... Nie za megazajebistego loda, ale za to, że pomimo wszystkich moich obaw, ta kobieta wciąż jest ze mną. Wbrew wszystkiemu. Mojej przeszłości, popieprzonego początku, a przede wszystkim tego, jak ją raniłem. Tak ją kurwa kocham, że nie mogę wziąć normalnego swobodnego oddechu nie czując, jak moje serce wyrywa się do tej małej kobietki.
- A więc ISA?
- Co? – zamrugałem powiekami zaskoczony.
- Wiesz... Od razu, jak okazało się, że wszystkie cztery motory mają dokładnie taką samą usterkę wiedziałam, że któryś z was maczał w tym swoje palce. Raula i Cruza wyeliminowałam drogą dedukcji. Zbyt łatwy cel, tym bardziej, że oni już się odgrażali i wiedzieli, czym grozi, jeżeli spełnią swoje groźby. Cristobal nie miał takich możliwości i dojścia do wszystkich pomieszczeń. Zostałeś tylko ty...
- Skarbie, ja naprawdę...
- Poczekaj... - uniosła dłoń. Dokładnie tak jak podczas naszego pierwszego spotkania, gdy mi przerwała. – Sprawdziłam cię, mecenasie. Miałeś czas, okazję i możliwości. Nawet postarałeś się zapętlić obraz monitoringu.
- Ariela, kochanie...
Cholera, dobra jest... Za chuja nie przyznam się, w jaki sposób wyciągnęła ze mnie informacje. Kurwa! Dałem się załatwić jak niedoświadczony małolat, pomyślałem smętnie uśmiechając się na widok wyraźnego zadowolenia na twarzy Arieli.
Dobra... ISA spalone, ale znajdę inny sposób, obiecałem sobie. W razie czego sprawię, że nawet tyłka nie będzie mogła posadzić na tym pieprzonym motorze.
- Nie radzę, mecenasie - parsknęła śmiechem.
- Mówisz? A skąd możesz wiedzieć, o czym właśnie pomyślałem?
Bez uprzedzenia rzuciłem się na Arielę i przerzucając przez ramię strzeliłem w wypięty pośladek.
- Za co? – pisnęła uderzając pięścią w moje plecy.
- Pani mecenas użyła tortur, żeby wydobyć ze mnie informacje – powiedziałem głębokim głosem wchodząc do sypialni na piętrze.
Rzuciłem dziewczynę na łóżko i zanim miała okazję zaprotestować, jednym ruchem ściągnąłem z niej te cholerne legginsy. Wessałem powietrze przez zęby na widok przemoczonego kawałka atłasu pomiędzy szczupłymi udami.
- Ja pieprzę. Ty mnie kiedyś wykończysz, kobieto – jęknąłem klękając na podłodze i przesuwając nosem wzdłuż cipki. Zapach jej podniecenia był cholernie intensywny. – Pomruczysz dla mnie, kociątko?
- Chciałbyś – wysapała unosząc w górę biodra.
Uwielbiam wyzwania, słowo daję. A jak rzuca mi je ta kobieta, to modlę się tylko, żebym przetrzymał burzę, w którą niewątpliwie mnie wciągnie. Uśmiechnąłem się. Moje życie to jeden wielki rozpierdol, ale nigdy wcześniej nie byłem tak kurewsko szczęśliwy.
Zerwałem zniszczoną bieliznę i łapiąc Arielę za biodra, przerzuciłem na brzuch. Usłyszałem krótkie sapnięcie, a potem długi jęk, gdy bez ostrzeżenia wbiłem się w nią jednym ruchem. Była tak kurewsko mokra, że bez problemu pokonałem naturalną barierę jej ciasnej cipki. Otuliła mnie, ciepłem i wilgocią...
Moja kobieta... Moja słabość... Moja miłość...
***
Ari...
- Już nie śpisz? – z trudem otworzyłam opuchnięte powieki.
Nad sobą zobaczyłam twarz Rafaela. Ślad ciemnego zarostu nadawał mu wygląd niegrzecznego chłopca, przed którym niejedna matka ostrzegłaby swoją córkę. Na moje szczęście, moja mama nigdy nie spotkała mojego japońskiego smoka, a nawet gdyby, to i tak bym jej nie posłuchała. Rafael był mi pisany, tak jak ja jemu. Odnalazł przy mnie spokój i bezwarunkową akceptację i nikt wcześniej, poza Cristobalem nie dał mu tego.
A poza tym, i to było najważniejsze, pokochałam go na długo przed tym, zanim tak naprawdę się poznaliśmy. Sztywny i zasadniczy pan mecenas, dla którego zachowanie kontroli było jak oddychanie, po prostu niezbędne, zmienił się w swawolnego i uśmiechniętego mężczyznę.
Niebieskie, pełne miłości oczy utkwił w mojej twarzy. Miałam ochotę uszczypnąć się, przekonać się, że to nie sen. Chwilami jeszcze nie wierzyłam, że Rafael należy do mnie, tak jak ja cała należałam do niego. Walczyłam z nim, odpychałam i raniłam chroniąc swoje serce. Byłam pewna, że tylko bawił się mną i nigdy nie pokocha kogoś takiego jak ja.
- Hej! A co to za spojrzenie? - Wsunął się głębiej uderzając biodrami. Rozkosz była nieziemska, krew zaczęła szybciej krążyć w moim ciele pozbawiając oddechu. – Jestem twój skarbie. Moje serce, dusza i ciało należą tylko do ciebie.
Rafael naparł na mnie biodrami wślizgując się główką naprężonej męskości w moje wilgotne łono. Czując to delikatne natarcie z jękiem wygięłam ciało obejmując nogami jego szczupłe biodra. Byłam obolała po ostatniej nocy, ale z każdym głębszym zanurzeniem twardej erekcji ból zamieniał się w niedające się ugasić pragnienie.
Chciałam zamknąć oczy i dać się pochłonąć tej niesamowitej rozkoszy, ale wiedziałam, że Rafael uwielbia patrzeć mi w oczy, gdy się kochamy.
- Rafaelu... - jęknęłam zaciskając uda.
- Spójrz na mnie – wyszeptał pochylając się. Uwięził moje spojrzenie i wciąż poruszając się we mnie leniwym rytmem, zakołysał biodrami. - Kocham cię, moja lwico. – Wyszeptał w moją szyję liżąc i podszczypując wrażliwą skórę. Wciąż był we mnie poruszając leniwie biodrami. – Chryste, chyba nigdy się tobą nie nasycę. Wciąż cię pragnę, coraz bardziej i bardziej...
- Ja też cię kocham - Przesunęłam dłońmi po wilgotnych plecach, wtulając się w niego. Chciałam go pochłonąć, stopić się z nim w jedno i żeby on zrobił to samo. Drgnął, gdy opuszkami palców musnęłam skórę na prawym boku. – Przepraszam, nie chciałam sprawić ci bólu.
Głupia! Miałam ochotę wymierzyć sobie kopniaka. Rana od noża, którym Roxana zraniła Rafaela wciąż była świeża. Ta kobieta w swoim szaleństwie chciała go zabić, a on sam sprowokował ją do tego. W jej chorym umyśle Rafael należał tylko do niej. Wolała, żeby zginał niż związał się z kimś innym.
- Tylko ty możesz sprawić, żebym cierpiał – Rafael spojrzał na mnie. – Jeżeli kiedykolwiek przestaniesz mnie kochać...
- Nigdy! Jesteś na mnie skazany panie mecenasie – miękkie usta pochłonęły mnie w cudownie słodkim i delikatnym pocałunku.
- Mam nadzieję, lady Arielo, bo nigdy nie pozwolę ci odejść...
Nagle rozdzwoniła się komórka Rafaela. Zignorował dzwoniący telefon całując mnie zapamiętale. Jego usta pochłaniały mnie budząc na nowo pożądanie. Jednak natarczywy dźwięk dzwonka nie pozwalał mi w pełni oddawać się rozkoszy.
- Rafaelu... Twój telefon...
- To Cristobal... - wyszeptał zanim chwycił ustami sutek zaciskając na nim zęby. Językiem zataczał kółka, mieszając ból i przyjemność w jednym zniewalającym zmysły połączeniu. – Później do niego zadzwonię. Teraz jestem zatopiony... - ponownie natarł na mnie biodrami – w pracy... Pomrucz dla mnie kotku.
- O Boże! Rafaelu!
- Właśnie o tym mówię... Patrz na mnie!
Z trudem otworzyłam oczy. Rafael wbijał się we mnie agresywnymi ruchami bioder. Patrzył z góry, jak jęczę z rozkoszy, gdy trafiał w ten szczególny punkt wewnątrz mnie. Niebieskie oczy pochłonęła czerń tęczówek, całym ciałem czułam, jak orgazm pochłania mnie odbierając mi po kolei wszystkie zmysły. Męskość Rafaela zaczęła pulsować i nabrzmiewać w moim wnętrzu, zacisnęłam mięśnie wciągając go głębiej w siebie.
- Moja, moja... - Wyjęczał z trudem i zamarł zanurzony we mnie wlewając swoje spełnienie. Drżał na całym ciele, jakby orgazm pozbawił go siły. – Jezu!
Ociężale zaczęłam wyzwalać się z mgły rozkoszy. Przez chwilę miałam wrażenie, że znalazłam się w niebie, razem z moim smokiem, który ciężko dysząc starał się mnie nie zgnieść swoim potężnym ciałem. Czułam się przy nim maleńka i delikatna, jak najdelikatniejszy płatek, uwielbiałam, gdy brał mnie w ramiona i bez trudu przypierał do ściany całując i poruszając się we mnie jednocześnie. Był taki silny...
A ten cholerny telefon doprowadzi mnie zaraz do szału!
- Rafaelu, to musi być coś ważnego...
- Nie ma nic ważniejszego od ciebie – nawet nie podniósł głowy, drżał na całym ciele wciąż przypierając mnie do materaca.
- Cristobal... Rafaelu, przestań! – próbowałam powstrzymać błądzące po moim ciele dłonie.
Mój mężczyzna nie potrafił nawet na chwilę przestać mnie dotykać, jakby wciąż od nowa musiał się upewniać, że jestem obok niego. Spojrzał na mnie zamglonym rozkoszą wzrokiem. Na policzkach pokazały się dwa dołeczki, którymi zawsze mnie rozbrajał.
- Nie chcesz już mnie?
- Rafaelu, posłuchaj... Matko jedyna przestań! Rafaelu, Cristo wciąż dzwoni.
- Co? Cholera, zabiję drania!– Delikatnie wysunął się ze mnie i sięgnął po dzwoniący telefon przytulając do siebie. – Zostań kochanie, załatwię z nim sprawy i znowu możemy się poprzytulać.
Parsknęłam śmiechem, bo dla Rafaela przytulanie znaczyło zupełnie coś innego niż dla reszty ludzkości. Ale nie zamierzałam protestować, choć moje umęczone po ostatniej nocy ciało wręcz prosiło o chwilę odpoczynku.
- Co takiego się wydarzyło, że budzisz mnie w niedzielę o szóstej rano?
- Rafa, właśnie jadę z lotniska. Przyjedź do Alejandry, powinienem tam być za pół godziny.
Przytulona do jego nagiej piersi słyszałam głos Cristobala. Był bardzo zdenerwowany, bo mówił jednocześnie po angielsku i hiszpańsku mieszając słowa.
- Co się stało, Cristo? – Rafael usiadł gwałtownie na łóżku pociągając mnie za sobą.
- Nie mam czasu teraz rozmawiać. Bądź tam, proszę, tak szybko jak możesz. Będziesz mi potrzebny.
- Już tu jestem. Co się dzieje?
- Chodzi o Leonię. Wyjaśnię, jak się spotkamy. Dzwoniłem już do Raula i Cruza, czekają na mnie. Czy Alejandra jest w domu?
- Jest – potwierdził Rafael patrząc, jak kiwnęłam głową.
Wyplątałam się z ramion Rafaela i stanęłam patrząc na niego. Ze zdenerwowania ledwo mogłam oddychać. Znam Cristobala od kilku miesięcy, zawsze był spokojny i opanowany, nawet gdy Lucy prowokowała go do kłótni, nigdy tak naprawdę nie stracił nad sobą panowania. Tym razem musiało wydarzyć się coś naprawdę ważnego, skoro przyleciał bez uprzedzenia i postawił na nogi nie tylko nas, ale i Raula i Cruza.
– Czekamy na ciebie.
Rafael skończył rozmawiać i od razu ruszył do łazienki. Usłyszałam szum prysznica, więc zbiegłam do sypialni gościnnej, narzucając na siebie cienki szlafrok. Jak się pospieszę zdążę wziąć prysznic zanim Rafael skończy się ubierać. Dopiero potem sprawdzę, czy Lucy jeszcze śpi. Wychodząc z kabiny usłyszałam moją komórkę dzwoniącą w sypialni. Zawiązując w biegu ręcznik dopadłam telefonu.
- Halo – nawet nie miałam czasu zobaczyć kto dzwoni.
- Przepraszam, że was budzę Ari...
- Już nie śpimy, Gabi.
- Dzwonił de la Hoja.
- Wiem, Cristobal rozmawiał z Rafaelem. Zaraz będziemy na dole. Czy Lucy jeszcze śpi?
- Nie wiem. Dani poszła sprawdzić. Ari, co się na litość boską dzieje?
- Nie wiem, Cristobal nic nie chciał powiedzieć, poza tym, że chodzi o Leonię.
- Dobry Boże, mam nadzieję, że nic jej się nie stało, bo Lucy czegoś takiego nie przeżyje.
- Przestań krakać, Gabi – przycisnęłam ramieniem telefon próbując wciągnąć na wilgotne ciało jeansy. Po drugiej stronie łóżka Rafael kończył właśnie się ubierać. Spojrzał na mnie, wzrokiem nakazując mi pośpiech. – Zrób dużo kawy, coś czuję, że będzie nam potrzebna. Za dwie minuty jesteśmy.
Byliśmy wcześniej. Widząc jak bardzo Rafael jest zdenerwowany, chwyciłam pierwszą lepszą bluzkę i ubierając się poprowadziłam prosto do schodów w gościnnej garderobie.
W salonie Gabi kończyła właśnie nalewać kawę do filiżanek. Widząc nas dodała jedną dla Rafaela.
- Herbaty?
- Poproszę kawę, muszę rozjaśnić sobie w głowie – gorąca kawa rozgrzała mnie odrobinę od środka, jednak w dalszym ciągu wstrząsały mną dreszcze. – Lucy już wstała?
Rafael stanął za mną i objął ramionami próbując mnie uspokoić i rozgrzać. Wtuliłam twarz w jego szyję, czując jak miękki po prysznicu zarost drapie mnie po policzkach.
- Tak, zaraz tu będzie.
- A Raul i Cruz?
- Czekają na dole na Cristobala – odpowiedziała za nią Dani wchodząc do salonu. Przyniosła z dołu tacę z kanapkami. Cudownie, bo z głodu aż mnie skręcało. – Lucy bierze prysznic. Powiedziałam jej, że mamy zebranie. Trochę się zdziwiła, ale o nic nie pytała.
- Dobrze zrobiłaś – nasza Dani zawsze wiedziała, jak nas uspokoić. Jej spokój i rozwaga pomagały nam w każdej sytuacji, a coś czuję, że tym razem naprawdę możemy tego potrzebować. – Nie ma potrzeby jej denerwować, dopóki nie wiemy co się stało.
- Rafaelu czy Cristobal powiedział ci coś więcej?
- Wiem tyle co wy, Gabriello. Ostatnio Cristo zaczynał się martwić, że Leonia prawie wcale się nie odzywa i nie odbiera od niego telefonów.
- Od Lucy tak samo. Co ona najlepszego wyprawia?
- Leonia była zdruzgotana tym, co się stało Lucy. Swoim postepowaniem przysporzyła im kłopotów w przeszłości. Może obwinia się o to?
Nikt, kto zobaczyłby ją teraz nigdy by nie rozpoznał w niej czołowej top modelki, o którą nawet teraz, gdy wycofała się z zawodu, wciąż zabiegali projektanci. Ubrana w obcisłe jeansy z poszarpanymi nogawkami, luźną koszulkę z napisem 'Naczelna ruda Furia', długą do kolan bluzę z kapturem i zielone glany wyglądała jak nastolatka. Piękne rude włosy spływały na szczupłe plecy.
– Kawa! Tego mi brakowało, jesteś najlepsza, Gabi – nawet zwykłe picie kawy, gdy robiła to Lucinda Romero wyglądało niesamowicie seksownie. - Przez pół nocy siedziałam przed komputerem; miałam zamiar poleniuchować do południa, ale niestety... O jakiejś barbarzyńskiej porze obudził mnie pewien aniołek i tyle z moich planów na niedzielę.
- Zjedz śniadanie, marudo – Dani przesunęła w jej stronę apetycznie wyglądające kanapki zerkając niespokojnie w stronę windy. – Jesteś nieznośna, gdy się nie wyśpisz.
- Hymm, pychota. No to o co chodzi?
Lucy to nie tylko piękna twarz i doskonale ciało, na którego widok faceci ślinili się od lat. Pod tą szopą rudych włosów znajdował się tęgi umysł, który pozwolił jej skończyć studia z wyróżnieniem i zostać jednym z najbardziej pożądanych fotografów.
Od kłopotów wybawił nas Cristobal de la Hoja, który w towarzystwie Raula i Cruza właśnie wysiadł z windy. Przystojny jak sam grzech zawsze wyglądał elegancko i nieskazitelnie. Jednak tym razem jego wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Na twarzy miał kilkudniowy zarost, podkrążone oczy i pogniecione ubranie, jakby spał w nim przynajmniej kilka ostatnich nocy.
Poczułam jak Rafael zaciska ramię, którym mnie obejmował. Zabrakło mi tchu od siły tego uścisku. Z cichym przekleństwem Rafael zwolnił uścisk łapiąc moją brodę przechylił w swoją stronę, by widzieć moją twarz.
- Przepraszam, kochanie – wyszeptał składając miękki pocałunek na moich wciąż opuchniętych ustach.
- Rozumiem, jesteś zdenerwowany – zapewniłam, głaszcząc obejmujące mnie w pasie ramię.
- Cristo nigdy się nie denerwuje – wyszeptał patrząc ponad moją głową w stronę swojego przyjaciela.
Zerknęłam na Lucy, która stanęła naprzeciwko Cristobala. Nie musiałam widzieć jej twarzy, ten przeraźliwy strach, jaki czuła odczuwałam na równi z dziewczynami. Wymieniłyśmy szybko spojrzenia. Dani wysunęła z kieszeni spodni małą fiolkę. Odetchnęłam z ulgą.
W tej samej chwili głos Cristobal wypełnił zalegającą w salonie ciszę.
- Alejandro... Zadzwoniła do mnie dyrektorka internatu. Chciała wiedzieć, jak się czuje Leonia i kiedy mogą się jej spodziewać. Martwiła się, że będzie miała za dużo zaległości.
- Jakich zaległości? przecież Leonia od ponad miesiąca jest w internacie. Pisała do mnie, opisywała pierwszy dzień w szkole.
- Leonia okłamała nas wszystkich. Wysłała z mojego konta email, że złamała nogę. Przez cały czas regularnie informowała dyrektorkę o postępach w rehabilitacji, zapewniając o szybkim powrocie do szkoły.
Patrzyłam jak zdenerwowana Lucy zaczyna szamotać się po salonie. Cholera, jasna! Ostatnie, czego potrzebujemy to zasłabnięcie dziewczyny, albo nie daj Boże, konieczność zawiezienia jej do szpitala. Już dawno powinna zrobić porządek i poddać się operacji, ale przecież ten uparty rudzielec wszystko wie najlepiej.
- Gdzie ona jest?
- Nie wiem Alejandro...
- Jak to do cholery nie wiesz, gdzie ona jest! Jesteś jej pieprzonym opiekunem!
Zauważyłam jak Lucy zatoczyła się, ale zanim miałam możliwość zareagować, Cristobal chwycił osuwającą się na podłogę dziewczynę. Podbiegłam do niego, moje serce jeszcze nigdy tak szybko nie biło. Dani dyskretnie położyła palce na nadgarstku Lucy i z cichym świstem powietrza skinęła nam głową.
Dobry Boże! Dziękowałam za ciepłe ramiona stojącego za mną mężczyzny. Trzęsłam się, jakbym miała gorączkę. Przysięgam, jak Lucy sama nie pójdzie do lekarza, to razem z dziewczynami zatargam ją tam i to za włosy.
Potrzebowałam dłuższej chwili, aby się uspokoić. Odsunęłam na bok kawę, już wystarczająco byłam pobudzona i żadnej dodatkowej energii nie potrzebowałam. Usiadłam obok wyspy, z filiżanką herbaty i przysłuchiwałam się trwającej dyskusji. Po kilku minutach z sypialni Lucy wyszedł blady i wyraźnie przestraszony Cristobal.
Przyłączył się od dyskusji Raula i Cruza. Rafael jak zwykle stał obserwując wszystko ze spokojem. Jednak wystarczyło spojrzeć w jego oczy, aby zobaczyć szalejący w nim niepokój.
- Poczekajcie chwilę – przerwałam im. – Leonia musiała wszystko sobie zaplanować wcześniej. Nikt nie znika bez śladu, chyba że wcześniej przygotuje sobie plan ucieczki – powiedziałam spokojnie.
- Do czego zmierzasz? – ciemne spojrzenie Cristobala było zupełnie nieruchome.
- Leonia musiała mieć kogoś, kto jej pomagał. Powiedziałeś, Cristo, że przyleciała do Szkocji, ale przecież nie pojawiła się tutaj. Jesteś pewien, że nie było jej na żadnej liście pasażerów odlatujących ze Szkocji?
- Sergio sprawdził wszystkie linie lotnicze, dostaliśmy zgodę na przejrzenie monitoringu na lotniskach. Ani śladu Leonii.
- Więc są trzy możliwe wyjścia. Po pierwsze – wciąż tu jest i ukrywa się przed nami. Osobiście bardzo w to wątpię. Za dużo trudu włożyła w swoje zniknięcie, żeby teraz tak spokojnie mieszkać tak blisko. Druga możliwość jest taka, że opuściła Wyspy samochodem. Mogła przepłynąć promem lub przejechać pod kanałem i tak dostać się do Europy. Stamtąd mogła polecieć wszędzie. Ta wersja bardziej do mnie przemawia, choć... Sama nie wiem, jakoś nie pasuje mi to do jej planów. W każdej chwili możesz przecież sprawdzić lotniska w Europie i ona o tym wiedziała.
Starałam się myśleć, jak młoda dziewczyna, która chce uciec przed przeszłością i wyrzutami sumienia. Co ja bym zrobiła na jej miejscu? Mając środki i to niezłe?
- Powiedziałaś, Ari, że są trzy wyjścia – odezwała się Gabi.
- Po trzecie, i sadzę, że to jest najbardziej prawdopodobne, Leonia zmieniła nazwisko. Nie wiem, jak zdobyła fałszywy paszport, ale tylko w taki sposób mogła niezauważona opuścić kraj.
- To jakieś szaleństwo! Jak Leonia miałaby zdobyć fałszywe dokumenty? Nikogo nie znała w Szkocji, była tu pierwszy raz na litość boską! – Cristobal zaczął szaleć, przemierzając nerwowo salon. – Nie... Uważam, że pojechała do Europy samochodem albo autobusem. Musimy sprawdzić przejścia graniczne. Może gdzieś była kontrolowana. Cholerne schengen! Tylko Europejczycy mogli wymyślić coś takiego! W każdym normalnym kraju są posterunki graniczne, musisz okazać pieprzony paszport...
Przerwał spoglądając w górę schodów na stojąca tam Dani. Jak na tak potężnego mężczyznę, Cristobal de la Hoja porusza się szybko i tak energicznie. A może to strach o Lucy? Dlaczego, kiedy wydawało się, że zaczną się dogadywać wszystko musiało się spierdzielić?
- O czym myślisz?
- Spojrzałam na Rafaela. Stał obok mnie, z jedną ręka w kieszeni spodni, wciąż nieogolony i zmęczony, ale nigdy nie wyglądał tak cholernie gorąco. Wiem, powinnam teraz myśleć o Leonii, ale na pewne sprawy nie miałam wpływu. Tak jak powiedziała Lucy, gdy wyszła z Cristobalem z sypialni, to od nich zależy teraz rozwój sytuacji.
Leonia uciekła. Nie wiadomo, kiedy dokładnie opuściła Wyspy Brytyjskie i z kim. Ostatnie słowa, jakie skierowała do Lucy i Cristobala oznaczały, że tak długo jak tych dwoje będzie ze sobą walczyć, tak ona nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Dlatego zdecydowali się na powrót do Meksyku licząc na to, że Leonia obserwuje ich z ukrycia.
Obydwoje są w tej chwili zdenerwowani i nie myślą rozsądnie. Jak ich nie powstrzymam, zaczną się wzajemnie oskarżać i to co udało im się zbudować prze tych kilka tygodnia, pójdzie się walić, a ja będę musiała wyciągnąć pozew rozwodowy z szuflady.
Sprawa zniknięcia Leonii była o tyle poważna, ze po pierwsze, dziewczyna po raz pierwszy znalazła się poza kuratelą i opieką nadopiekuńczego brata i diabeł wie, co mogło jej strzelić do głowy. Po drugie, ze słów Cristobala wynika, że dziewczyna przyleciała do Edynburga i tutaj właśnie urwał się jej ślad. Po trzecie... Leonia jest dziedziczką cholernej fortuny. Ma środki, ma możliwości, tym bardziej, że właściwie niewiele dała się poznać, gdy mieszkała z nami w lofcie.
Raul razem z Cruzem już od dłuższego czasu przeglądają nagrania z klubu i naszych pięter. Nie wiem na co liczą, ale każda wskazówka jest w tej chwili na wagę złota.
Cristobal o dziwo znacznie się uspokoił. Obserwuje milczącą Lucy, marszcząc co chwila czarne brwi.
- Posłuchajcie. Powinniśmy się wszyscy uspokoić. Znajdziemy ją. Leonia to tylko zranione i bezbronne dziecko. Nie zna życia. Nie poradzi sobie. Jeszcze dzień, dwa i zadzwoni.
- Nie jestem tego taki pewny – odezwał się Raul. – Spójrzcie na to.
Podłączył laptop do telewizora i po chwili na ekranie ukazała się Leonia. Rozmawiała z kimś przez telefon, gorączkowo gestykulując. Stała pod oknem ubrana w długą spódnicę i luźny sweter, włosy jak zawsze związane w kok, na nosie nietwarzowe okulary. Zawsze tak wyglądała, choć starałyśmy się namówić ją na zmianę garderoby. Za każdym razem odmawiała grzecznie choć zdecydowanie, bąkając coś o nadwadze. W tej chwili, gdy stojąc pod oknem oświetlało ją słońce doszłam do wniosku, że Leonia nie miała ani grama nadwagi. Przez zwiewny materiał spódnicy wyraźnie widoczne były długie i szczupłe nogi.
- To jeszcze nic. Patrzcie na to.
Raul przewinął nagrania z kamer zatrzymując się na widoku siłowni. Z daty widocznej na ekranie było to dosłownie dwa dni przed spotkaniem Lucu i Cristobala z adwokatami Amadora de la Hoja. Do środka właśnie weszła Leonia ubrana w luźny dres.
Napięcie w salonie było niesamowite, gdy z coraz większym zdumieniem wpatrywaliśmy się w to co się działo na ekranie. Leonia zdjęła dres, a w ciszy rozbrzmiało zbiorowe westchnienie niedowierzania.
- To niemożliwe! – odezwał się Cristobal nie spuszczając wzroku z tego co się działo na nagraniu. – To nie może być Leonia!
A jednak to była ona. Bez okularów, z włosami zaplecionymi w długi warkocz tańczyła ubrana w czarne body. Wycięte wysoko, odsłaniało szczupłe biodra podkreślając długie nogi baletnicy. Jej stopy w baletkach poruszały się w tańcu jak szalone. Leonia była oszałamiająco piękną kobietą, miała idealne kształty, jak modelka i niesamowicie piękną twarz. Była porywająca a jej taniec...
- No to mamy cholerny problem - stwierdziłam wymieniając spojrzenia z Rafaelem. – Pozostaje pytanie, kto jej pomógł w ucieczce.
Myśl Arii, myśl... Z kim mogła się zaprzyjaźnić na tyle, żeby wciągnąć tę osobę w swój plan? Kto mógł być na tyle odważny, żeby lekceważąc to, kim jest Cristobal pomógłby... Olśniło mnie!
- Nie wierzę! – Wykrzyknęłam zrywając się z miejsca. – Tylko jedna osoba mogła to zrobić!
- O kim mówisz? – Cristo ruszył w moją stronę zaciskając gniewnie szczeki. – Jeżeli wiesz coś co może nam pomóc...
- Ludzie, kogo poznała Leonia w Edynburgu? – po ich minach wiedziałam, że nie mają pojęcia, o kim mówię. – Eli!
- Też o niej pomyślałem. Wczoraj, gdy zorientowałem się, że Leonia się ukrywa zadzwoniłem do kancelarii, w której pracuje. Rozmawiałem z jej szefem, potem z Eli. Powiedziała, że nie miała żadnych wiadomości od Leonii, od kiedy wyjechała ze Szkocji.
- Uwierzyłeś jej? – Spytała Dani.
- Tak cholera! Nawet zapytała mnie co słychać u Leonii.
- Myślę, Cristobalu, że Eli udawała. Chciała się zorientować w sytuacji, wybadać, czy dowiedziałeś się o ucieczce siostry.
- Boże! Ari masz rację! Ona musi wiedzieć, gdzie jest teraz Leonia. Musimy do niej jechać, zapytać...
- Spokojnie Lucy, tym zajmie się Rafael – oznajmiłam zaskakując wszystkich, nawet samą siebie.
Nie wiem, dlaczego to powiedziałam, ale w momencie, gdy zorientowałam się kto pomagał Leonii, nagle wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Wiedziałam, kim naprawdę była Eli. Że też wcześniej na to nie wpadłam!
- Ja? Przecież ona już od dawna dla mnie nie pracuje.
- Zadzwoń do niej, tobie na pewno powie – argumentowałam, zdziwiona jego oporem. Dlaczego to robi?
- Dlaczego mi ma powiedzieć prawdę? Przecież tylko dla mnie pracowała...
- Rafaelu, przestań udawać. Wiem, co cię łączy z Eli.
- Ariela skarbie, przysięgam ci, że była tylko moją asystentką. Nic mnie z nią nie łączyło.
- Rafaelu...
- Chryste! Ona tylko dla mnie pracowała! – zdenerwował się.
- Dość tego! Zadzwoń do niej w tej chwili!
Zamrugał powiekami, patrząc na mnie bezradnie.
- Nie mam jej numeru, nigdy nie był mi potrzebny.
Dosłownie jakby strzeli mnie piorun! Przecież to niemożliwe!
- Jak możesz nie mieć numeru telefonu własnej siostry?
- Kogo? – Rafael w jednej chwili zbladł, opadając na wysokie krzesło barowe obok mnie, wstrząśnięty tym co powiedziałam. – Ariela, jestem jedynakiem. Nigdy nie miałem rodzeństwa.
Matko Boska! On naprawdę nie wiedział! Przez cały ten czas, gdy pracowali razem ani przez chwilę nie zauważył łączącego ich podobieństwa. Mi wystarczyło jedno spotkanie. Podobne rysy twarzy z wysokimi kośćmi policzkowymi, to w jaki sposób trzymali głowę i oczy. Eli miała oczy swojego brata, ale nie tak lodowato błękitne. Barwą bardziej przypominały niezapominajki.
- Rafa?
- Ja nie mam rodzeństwa... - niewidzącym wzrokiem rozejrzał się dookoła. - To musi być nieporozumienie...
- Kochanie, – nie mogłam patrzeć na jego rozpacz, serce ścisnęło mi się w piersi a w oczach pojawiły się łzy – nie wiedziałeś? Jak to możliwe? Rafaelu, Eli to twoja przyrodnia siostra. Nie wiem, dlaczego nie powiedziała ci kim jest, będziesz musiał ją o to zapytać.
Spojrzał na mnie. W niebieskich oczach, które tak kochałam oprócz niedowierzania zaczęły się pojawiać niewielkie iskierki szczęścia. Usiadłam mu na kolanach dłońmi głaszcząc szorstkie policzki. Z kącików oczu opuszkami wytarłam niewielkie ślady wilgoci. Rafael płakał...
- Zawsze byłem sam... - wyszeptał patrząc na mnie – Przez całe życie nie miałem nikogo... Teraz mam ciebie, jesteś dla mnie wszystkim. Moja własna lady... Podarowałaś mi życie i namiastkę rodziny, której nigdy nie miałem, a teraz dajesz mi siostrę.
- Słuchajcie – odezwał się Cristobal – właśnie rozmawiałem z Roystonem, właścicielem kancelarii, w której pracuje Eli. Panna Daniels wzięła wczoraj urlop. Wysłałem do niej chłopaków z ochrony, powinni być u niej w domu za jakieś dziesięć minut.
To było najdłuższe dziesięć minut w życiu nas wszystkich. Nikt nie usiadł nawet na chwilę. Zakładając, że Eli nie będzie chciała nic nam powiedzieć musieliśmy wymyślić sposób, jak odnaleźć Leonię. Raul zaoferował pomoc, za którą Lucy była bardzo wdzięczna. Wszyscy jego ludzie mieli rozpocząć poszukiwania Leonii de la Hoja. Malcolm oddał do dyspozycji Cristobala naszych ludzi, którzy samolotami holdingu DEHO mieli w razie czego szybko przemieszczać się z miejsca na miejsce. To wszystko tak na wszelki wypadek.
- Kurwa mać! – krzyk Cristobala postawił nas na nogi. Właśnie skończył rozmawiać przez telefon.
- Cristobalu? – Lucy podeszła do męża wyciągając w jego kierunku drżącą dłoń – Znaleźli Eli?
- Alejandro... Ona zniknęła. W domu zostawiła wypowiedzenie, mieszkanie jest zupełnie puste.
- A to oznacza, że od tej chwili szukamy dwóch młodych kobiet. Mogą posługiwać się fałszywymi dokumentami, zmieniać wygląd... - Cruz podsumował sytuację.
- Rafaelu, jeżeli Eleonor jest twoją siostrą, to powinieneś skontaktować się z matką. Powinna wiedzieć, gdzie jest teraz jej córka.
- Raul, nie widziałem matki od dwudziestu ośmiu lat. Zostawiła mnie, gdy byłem dzieckiem i od tamtego pory nie widziałem jej ani razu. Kurwa! Nawet nie powiedziała mi o Eleonor! Zataiła przede mną, że mam siostrę! Nie wierzę, że była zdolna do czegoś takiego. Przez pieprzonych dwadzieścia jeden lat byłem sam jak palec, bez rodziny... Jeżeli kiedykolwiek spotkam tę sukę, to ją zabiję!
- Rafaelu, nie mów takich rzeczy.
- A co mam powiedzieć, Ariela? Przez nią ojciec mnie nienawidził, macocha molestowała, a na koniec próbowała mnie zabić! Zabrała mi siostrę, na litość boską! Jak bardzo Eleonor musi mnie nienawidzić, skoro przez cały ten czas nie powiedziała mi kim jest. Była tak blisko... A ja nawet o tym nie wiedziałem... Boże jedyny, nie wiedziałem, że mam siostrę!
Obejmując płaczącego Rafaela spojrzałam na Lucy. Płakała w ramionach Cristobala. Tych troje połączył wspólny ból.
Zaginęły nam dwie młode kobiety. Nie wiemy, gdzie mogą być, ale znajdziemy je. Dobry Bóg nie pozwoli, żeby stała im się krzywda. Dopóki się nie odnajdą będziemy niekompletne. Nie wiem, kiedy i jak to się stało, ale nie jesteśmy już tylko we cztery. Oprócz towarzyszących nam mężczyzn, których miłość i wsparcie dają nam siły, mamy w rodzinie dwa młode anioły, które pogubiły się w życiu.
Gdzie jesteś Eli?
Gdzie jesteś Leonio?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro