Rozdział 38 - Mroczna przeszłość...
Ari...
Rano obudziłam się dziwnie wypoczęta, chociaż myśli nie pozwalały mi zasnąć przez większą część nocy. Czułam się dziwnie bezpieczna, gdy wiedziałam, że Ross śpi w pokoju gościnnym w moim apartamencie. W tej chwili był jedynym mężczyzną, którego potrafiłam dopuścić tak blisko siebie, i którego obecność przynosiła mi spokój. Wykorzystywałam go. On o tym wiedział i się na to godził. Ja o tym wiedziałam, ale w końcu będę musiała pozwolić mu zająć się własnym życiem, a swoje walki prowadzić sama. Zacznę od dzisiaj, gdy stanę przed dwoma wścibskimi facetami, bo to że stawią się tu jest pewne jak amen w pacierzu.
Zazwyczaj pojawiali się przed południem, dając nam łaskawie się wyspać. Minęła dopiero ósma rano, więc miałam dużo czasu, żeby przygotować się na ich wizytę, w spokoju zjeść śniadanie i wypić herbatę. Wzięłam szybki prysznic starając zmyć z siebie stres i zmartwienia. Zjechaliśmy z Rossem windą do małego salonu obładowani siatkami z prezentami, które postanowiłam ukryć w pracowni.
Nic mnie nie przygotowało na widok czekających na mnie gości. Z kanapy podniosły się dziewczyny oraz trzech mężczyzn. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Cristobal znowu przyleciał do Edynburga. Dopiero po sekundzie rozpoznałam wysokiego szczupłego mężczyznę.
Zabrakło mi tchu...
Jezu Chryste! Co on tutaj robi?!
Rafael stał pomiędzy mężczyznami i mierzył gniewnym wzrokiem stojącego obok mnie Rossa. Wściekłość, która pojawiła się na twarzy Rafaela jeszcze kilka dni temu potrafiłaby unieruchomić mnie w miejscu. Teraz, czując jedynie dziko walące w piersi serce, zmierzyłam go spojrzeniem.
Rafael wyglądał na zmęczonego, widocznie nocne życie w Nowym Yorku nie służyło panu mecenasowi. Miał cienie pod oczami, wyraźnie bladą cerę, a zwykle błyszczące niebieskie oczy były zamglone. Nieogolony, w pogniecionym ubraniu wyglądał jak cień mężczyzny, którego znałam.
Walcz, Ari... Nie pozwól popłynąć łzom...
Nie spodziewałam się, że Rafael ponownie pojawi się w Edynburgu. Nie po artykule, który ukazał się kilka dni temu. Postanowiłam pod bezczelnością ukryć szalejącą we mnie burzę uczuć.
- Proszę, proszę... Komitet powitalny. Nie za wcześnie na wizyty? Jak tak dalej pójdzie będę musiała złożyć do Counsilu wniosek o mieszkanie socjalne z uwagi na przeludnienie. Tutaj zaczyna robić się trochę tłoczno.
- Ari, dlaczego nie wróciłaś wczoraj? – Gabi podeszła do mnie, patrząc z niepokojem. – Martwiliśmy się o ciebie.
Kątem oka obserwowałam Rafaela. Ciemniejące z każdą chwilą spojrzenie utkwił we mnie mierząc od góry do dołu moje mokre włosy zwinięte w niedbały kok, koszulkę na cienkich ramiączkach i leginsy. Po śniadaniu miałam zamiar spalić na naszej siłowni tych kilka, a raczej kilkanaście kieliszków wina, które pozwoliły mi przetrwać ostatnie dwa dni.
W powietrzu zaczęło wibrować, jak przed uderzeniem cyklonu.
- Wysłałam wam smsa, że zostajemy z Rossem u Nathana – spojrzałam przez ramię na Rossa.
Stał w swobodnej pozie trzymając w ręku siatki z prezentami. Ubrany w krótkie spodenki i koszulkę, miał jeszcze wilgotne po prysznicu włosy. Jego wygląd i strój bezsprzecznie wskazywały, gdzie spędził noc.
- Poza tym wróciliśmy wczoraj. Nie budziłam was, bo było już bardzo późno. A teraz zostawimy was na chwilę. Czy możesz zrobić Rossowi kawy? Dopiero wstaliśmy i jeszcze nie zdążyliśmy zjeść śniadania.
Nie czekając na reakcję Gabi, chwyciłam Rossa za rękę i pociągnęłam za sobą. W miarę bezpieczna za zamkniętymi drzwiami własnej pracowni z całej siły starałam się opanować. Moje nogi były miękkie jak plastelina. Oparłam dłonie o biurko i z pochyloną głową zaczęłam spazmatycznie łapać powietrze. Wiedziałam, że nie mogę się tutaj ukrywać w nieskończoność. W każdej chwili mógł tu wparować wściekły smok.
Cholera, ale bajzel. Miałam nadzieję, że będę miała więcej czasu. Te dwa dni były zaledwie krótkim epizodem na drodze mającej na celu wyleczenie się z miłości, która tylko mnie niszczy. Co on tutaj robi? Po jakie licho Rafael przyleciał z Nowego Yorku? I dlaczego patrzył na mnie takim wzrokiem?
- Ariela? – odezwał się Ross kładąc dłoń na moim ramieniu. – Dasz sobie radę?
- Dwie sekundy... Daj mi dwie sekundy – poprosiłam ochrypłym głosem ciężko oddychając.
- Chodź tu... - Ciepłe ramiona Rossa objęły moje trzęsące się ciało. Pod policzkiem czułam spokojnie bijące serce. Dłońmi głaskał mnie po plecach tuląc do siebie. – Chcesz żebym został?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy od strony drzwi dobiegł głos przerażonej Dani.
- Jezu! Ari, co wy najlepszego robicie?
Z salonu dał się słyszeć odgłos szamotaniny i kilka hiszpańskich przekleństw. Spojrzałam w tamtą stronę, otwierając szeroko oczy. Raul wspólnie z Cruzem powstrzymywali szarpiącego się z nimi Rafaela, który widząc mnie w objęciach Rossa w jednej chwili zamarł. Furia jaka pojawiła się na jego twarzy była przerażająca. Przypomniałam sobie groźby Rafaela. W tej chwili wyglądał na zdolnego popełnić morderstwo, a na ofiarę wybrał Rossa.
Dani zamknęła za sobą drzwi odgradzając nas od widoku szalejącego w salonie Rafaela. Co on wyprawia? Czyżby do końca postradał zmysły? Zawsze w jego zachowaniu wyczuwałam niewielką formę szaleństwa. Nie znałam nikogo, kto potrafiłby tak doskonale panować nad sobą, kontrolować każdy gest czy słowo. Nikogo, poza Rafaelem. Co prawda kilka razy stracił nad sobą panowanie, ale nawet wtedy jego szaleństwo było kontrolowane siłą woli, która była niesamowicie silna.
- Ari, co się dzieje, na litość boską? Co wy wyprawiacie?
- Przestań, Dani – uwolniłam się z bezpiecznej przystani, jaką były ramiona Rossa i ze złością spojrzałam na nią. - Powiedz lepiej mi, co, do jasnej cholery, robi ten człowiek w naszym salonie?
- Zjawił się tutaj dosłownie dwie godziny po waszym wyjeździe. Żadną siłą nie mogłyśmy zmusić go, żeby zaczekał w swoim apartamencie na twój powrót. Wpadł w szał, gdy nie wróciliście tamtego dnia i nie można było namierzyć twojego sygnału. Ari... Malcolm powiedział, że Rafael całą noc spędził w naszej siłowni. Wdziałam nagrania – w głosie Dani pojawiła się niepokojąca nuta a niebieskie oczy, którymi na mnie patrzyła przepełniał smutek. – Nie wiem, co się z nim dzieje, ale jest na skraju szaleństwa.
- Jak dla mnie on zawsze był taki – nie darowałam sobie tego komentarza.
- Kochanie, ja uważam, że naprawdę w tej chwili niewiele mu brakuje, żeby spełnić swoje groźby – spojrzała przepraszająco na milczącego Rossa. – Proszę, porozmawiaj z nim Arii, postaraj się uspokoić. Ten mężczyzna oszalał z miłości do ciebie.
- Dani...
Zaczynam się śmiać, choć tak naprawdę nie czuję absolutnie żadnego powodu do radości. Tak w zasadzie jestem potężnie przerażona. Boję się ostatecznej konfrontacji z wściekłym Rafaelem i tego co może zrobić Rossowi. Boję się, że po raz kolejny ulegnę jego sile, narażając się potem na odrzucenie i ból.
Boję się siebie...
– Jeżeli tak wygląda miłość, to ja podziękuję za wszystkie jej dobrodziejstwa. W tej chwili bardziej przypomina długotrwałe zatrucie pokarmowe niż te wszystkie motylki w brzuchu.
Ze spokojem jakiego nie czułam podeszłam do drzwi. Miałam niepokojące wrażenie, że jeżeli za chwilę nie wyjdziemy, rozpęta się istne piekło, w którym będzie szalał pewien niebieskooki smok.
- A teraz pozwól, że napiję się herbaty. Ross... - uśmiechnęłam się do niego, – za chwilę będziesz miał szansę spróbować najlepszej kawy na świecie.
- Jesteś pewna, mała, że chcesz to zrobić? On i bez tego jest wściekły.
- Ross, jesteś moim przyjacielem i gościem. Za wszystko co do tej pory dla mnie zrobiłeś pozwól, że zaproszę cię na kawę. Rafaelem zajmę się później.
- Ari, uważam, że Ross ma rację. Nie zdajesz sobie sprawy co się tutaj działo podczas waszej nieobecności...
- Nie słucham cię Dani – rzuciłam otwierając drzwi i nie patrząc na czekające w salonie osoby od razu podeszłam do ekspresu. Napełniłam filiżankę podając ją stojącemu obok mnie Rossowi. – Spróbuj a sam się przekonasz, że nie piłeś lepszej kawy.
Ręce tak mi się trzęsły, że prawie oparzyłam się własną herbatą. Usiadłam na wysokim krześle odwracając się przodem do stojących przede mną Gabi i Lucy, do których dołączyła już Dani. Wspierały mnie, zawsze o tym wiedziałam, poszłyby za mną w ogień i ja zrobiłabym to samo dla nich. Nasza przyjaźń przez minione lata stała się niezwykle silna. Potrafiłyśmy bez mała czytać w swoich myślach i teraz wiedziałam, że wszystkie trzy są przestraszone. Na ich twarzach niepokój mieszał się z zaciekawieniem, ponieważ obecność Rossa i to że spędził ze mną noc i to niejedną... Tego się nie spodziewały.
Za ich plecami widziałam stojących Raula i Cruza, którzy pilnowali siedzącego Rafaela. Nie patrzył na mnie, ale byłam pewna, że jest świadomy mojej obecności i tego co robię. Siedział z opuszczoną głową opierając ramiona na udach, zaciskając dłonie w pięści. Nawet z tej odległości widziałam napiętą skórę na pokaleczonych i opuchniętych kostkach. Dobry Boże, jego dłonie wyglądały strasznie!
Zapadła krepująca cisza, a na dźwięk dzwoniącego telefonu podskoczyłam jak oparzona. Chwyciłam słuchawkę byle oderwać wzrok od Rafaela.
- Tak? Dzień dobry, Malcolmie... Jest z nami... W porządku, przekażę – odłożyłam telefon zwracając się do Rossa. – Za dziesięć minut masz odprawę, ale zdążysz dokończyć kawę.
- Już skończyłem. Panno Haddad, to była istna uczta – zwrócił się oficjalnie i to raczej przez wzgląd na Raula. Przecież do każdej z nas zwraca się po imieniu. Uśmiechnął się do Gabi odstawiając pustą filiżankę i spojrzał na mnie. – Gdybyś mnie potrzebowała...
- Dam sobie radę, ale dziękuję. Za wszystko.
- Cała przyjemność po mojej stronie – musnął palcami mój blady policzek i pocałował w czoło. - Zabiorę swoje rzeczy z sypialni.
Cholera! Czy dla was też zabrzmiało to tak dwuznacznie? Spanikowana spojrzałam na Dani i w jej oczach zobaczyłam dokładnie własne myśli. Po wyjściu Rossa przez chwilę nic się nie działo. Dziewczyny patrzyły na Rafaela, starając się przewidzieć co zrobi. Raul również, jedynie Cruz wymieniwszy najpierw spojrzenia z Raulem podszedł do mnie.
- Możemy porozmawiać? – kiwnęłam głową, gardło miałam tak zaciśnięte, że nie byłam w stanie wypowiedzieć jednego słowa. Cruz westchnął zanurzając długie palce w już i tak potarganych włosach. Szare oczy utkwił w mojej twarzy. – Ariela...
- Wystarczy, Cruz – głos Rafaela choć cichy zabrzmiał jak wystrzał z działa.
Spojrzałam na niego w chwili, gdy podniósł głowę, a niebieskie oczy wystrzeliły w moją stronę. Wstał pokonując odległość między nami spokojnym krokiem. Stanął przede mną, siłą woli zmuszając do pozostania na miejscu chociaż moje ciało aż rwało się do ucieczki. Niebieskie oczy płonęły jasnym blaskiem, gdy przemówił.
- Moja matka urodziła mnie mając niespełna osiemnaście lat, ojciec miał wtedy trzydzieści sześć i był przyjacielem jej rodziców. Praktycznie prosto z urzędu pojechała do szpitala na porodówkę. Miałem dwa lata, gdy wzięli rozwód, a matka zostawiła mnie ojcu i ruszyła w świat. Nigdy więcej jej nie widziałem – mówił spokojnym, prawie nudnym tonem, jakby opowiadanie o swojej przeszłości było czymś nieistotnym. Tylko w jego oczach widziałam coraz bardziej szalejący płomień i wiedziałam, że ten spokój Rafaela jest tylko maską, za którą ciągle się chował. – Miałem dwanaście lat, gdy pojawiła się żona numer trzy. On miał czterdzieści osiem, Roxana dwadzieścia. On ciągle pracował a ona się nudziła. Któregoś dnia weszła do łazienki, gdy brałem prysznic. Od tego dnia robiła to prawie codziennie. Na początku tylko na mnie patrzyła, czasami rzuciła jakiś komentarz, pytała o dziewczyny, co lubię robić... Nigdy tak naprawdę nie miałem matki, więc zainteresowanie Roxany uważałem za coś normalnego. Nawet nazywała mnie synem, choć z biologicznego punktu widzenia nie mogłaby być matką nastolatka.
Wiedziałam do czego zmierza ta historia. Oczami wyobraźni widziałam samotnego niebieskookiego chłopca, którego porzuciła własna matka i który był tak spragniony matczynej miłości, że nie zdawał sobie sprawy, iż zachowanie macochy jest złe. Nie chciałam tego słuchać, nie chciałam, żeby Rafael wracał do tych wspomnień. Skoro ta historia sprawiała ból mi, to co czuł Rafael?
- Przestań, Rafaelu...
- Wysłuchasz tego co chcę ci powiedzieć. Tylko w ten sposób zrozumiesz, kim byłem i dlaczego to wszystko się stało – przerwał mi zdecydowanym tonem. – Uczyłem się w szkole z internatem, do ojca przyjeżdżałem tylko na ferie i wakacje a i wtedy wolał wyjeżdżać niż spędzić czas z synem. Wszystko zmieniło się, gdy miałem czternaście lat i przyjechałem na wakacje. Roxana zaczęła mnie... dotykać. Najpierw jakieś przypadkowe muśnięcia, ale z każdym dniem zaczynała być bardziej napastliwa. Przychodziła do mnie w nocy, kazała się dotykać i dotykała mnie. Ostatniego wieczoru przed moim wyjazdem przyszła do mojego pokoju zaraz po kolacji. Nie miała na sobie nic poza cienkim szlafrokiem. Zaczęła mnie rozbierać i całować. Zachowywała się, jakby coś ją opętało, podarła na sobie szlafrok i rzuciła się na mnie. Upadliśmy na podłogę, przez chwilę nie wiedziałem co się dzieje, a za chwilę Roxana zaczęła krzyczeć jak szalona, drapała i kopała. Następne co pamiętam to twarz ojca, zanim uderzył mnie pięścią. Zamknął mnie w sypialni, słyszałem przez drzwi krzyki i płacz Roxany, a rano ojciec oskarżył mnie o próbę gwałtu, w wyniku której Roxana poroniła. Nawet nie wiedziałem, że spodziewa się dziecka – oddech Rafaela nieznacznie przyspieszył. Przez cały czas patrzył tylko na mnie, nie zwracając uwagi na znajdujące się w salonie osoby. - Wróciłem do internatu, a kilka miesięcy później Roxana wystąpiła o rozwód. Ojciec obwiniał mnie o śmierć jego dziecka i rozpad małżeństwa. Coraz rzadziej przyjeżdżałem do niego, aż w końcu całkowicie zerwał ze mną kontakty. Ostatnio słyszałem, że znowu się ożenił. Żona numer sześć ma dwadzieścia pięc lat i nawet nie wie o moim istnieniu.
- To nie wszystko, prawda? – zapytałam, choć przez cały czas, gdy mówił obiecywałam sobie, że nie odezwę się ani słowem. Rafael pokręcił przecząco głową. – Co z Roxaną?
- Pojawiła się ponownie, gdy miałem dziewiętnaście lat. Na jakiejś studenckiej imprezie poznałem Cristobala. On studiował ekonomię, a ja prawo. Zaprzyjaźniliśmy się... - uśmiechnął się, a moje ciało momentalnie stanęło w ogniu. Te jego przeklęte dołeczki! – Nie wiedziałem, kim tak naprawdę jest, dopóki nasze zdjęcia z jakiejś popijawy nie pojawiły się w gazetach. To po nich mnie odnalazła. Najpierw pisała listy, nigdy żadnego nie otworzyłem poza pierwszym. Roxana była szalona, Cristo starał się przekonać mnie, że jest niebezpieczna, ale nie uwierzyłem mu. Czułem się winny i odpowiedzialny, straciła przeze mnie dziecko. Zaczęła mnie śledzić. Była wszędzie, na campusie, pod mieszkaniem, które wynajmowałem, chodziła za mną do klubów... . Jakimś cudem zdobyła numer mojej komórki i zaczęła dzwonić. Pisała smsy. Była coraz bardziej napastliwa. Podawała się za moją żonę, a że po rozwodzie nie zmieniła nazwiska, więc... - wzruszyli ramionami.
Czułam, że Rafael nie powiedział mi całej prawdy. Ugłaskał i zmiękczył swoją historię. Tylko dlaczego? Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła Ariela. Odezwała się moja podświadomość, ale postanowiłam ją zignorować.
- Ludzie jej wierzyli – dopowiedziałam.
Stwierdziłam fakt. Przecież sama uwierzyłam tej kobiecie, chociaż serce podpowiadało mi zupełnie coś innego.
- W końcu miałem dość. Szaleństwo Roxany zaczęło zagrażać nie tylko mi. Cristo wynajął prywatnego detektywa, który zbadał jej przeszłość. Okazało się, że jeszcze przed ślubem z moim ojcem leczyła się psychiatrycznie, kilka miesięcy spędziła w zakładzie zamkniętym. Udało mu się też znaleźć dowody, że dziecko, którego się spodziewała nie było mojego ojca. Zaszła w ciążę z kochankiem. Usunęła tego samego dnia, którego oskarżyła mnie o próbę gwałtu. Z tymi dowodami wystąpiłem do sądu o zakaz zbliżania się i przez prawie dziesięć lat miałem spokój – nerwowym gestem wsunął dłoń w potargane włosy, spojrzał na mnie z tak wielką rozpaczą, że przez chwilę nie byłam w stanie oddychać a moje serce się zatrzymało. – Dopóki nie odnalazła ciebie...
- Co ja mam z tym wspólnego?
- Zobaczyła nasze zdjęcia w gazetach...
- Chyba przesadzasz, Rafaelu. Kilka zdjęć i od razu uznała mnie za zagrożenie? Przecież spotykałeś się z innymi kobietami, Internet jest pełen twoich zdjęć z modelkami i celebrytkami.
- Żadna z nich nic dla mnie nie znaczyła, były... jak test. Dopiero ty i ten twój niewyparzony język... - pokręcił głową. - Nigdy przedtem nie oszalałem na punkcie kobiety, nie śledziłem, nie łamałem sobie głowy jak mogę ją namówić na spotkanie – delikatny uśmiech wyczarował dołeczki w policzkach, na widok których przeszył mnie dreszcz. - Nie poszedłbym za żadną, gdyby uciekała przede mną. Za tobą poszedłbym, aż do piekła. Walczyłbym z każdym, kto chciałby mi ciebie odebrać. Ariela, to co powiedziałem ostatnio...
- Nic więcej nie mów! – nie wytrzymałam.
Za dużo myśli kotłowało mi się teraz w głowie, żebym mogła logicznie myśleć. Oczami wyobraźni widziałam małego chłopca, którego osoba, która miała obowiązek o niego dbać przez wiele miesięcy krzywdziła. Widziałam młodego mężczyznę prześladowanego przez niezrównoważoną kobietę. Nic dziwnego, że Rafael na początku był taki zimny i nieprzystępny. To był odruch obronny. Swoim wyglądem i napastliwością musiałam mu przypominać Roxanę.
Zerwałam się z krzesła, jakby ktoś podpalił siedzisko, na którym siedziałam. Chryste! Tyle bólu! Tyle niesprawiedliwości! Oszołomiona spostrzegłam, że jesteśmy zupełnie sami w salonie. Muszę stąd wyjść! Muszę oddalić się od Rafaela i odzyskać zdrowy rozsądek!
- Ariela! Gdzie idziesz?
Zacisnęłam palce na zimnych prętach, czekając na windę. Nie byłam w stanie spojrzeć na niego. Z moich oczu wyczytałby wszystko to, co działo się w tej chwili w mojej duszy i w sercu. Znał mnie zbyt dobrze, nie ukryłabym tego przed nim.
- Potrzebuję czasu... Nie mogę teraz z tobą rozmawiać... Przepraszam!
- Nie tym razem – Rafael złapał mnie za ramię wślizgując się za mną do windy. Dotyk jego dłoni był jak porażenie prądem, moje ciało zaczęło wibrować, a każda jego komórka rwała się do tego mężczyzny. – Już nigdy więcej nie będziesz uciekała...
Zacisnęłam usta, uwalniając się z uścisku, starając się podsycać grzmiący we mnie gniew. Do licha! Czego on jeszcze ode mnie chce? Czy to jakiś test? Rzucę Arieli jakiś teks, po którym napieprzę jej jeszcze bardziej w głowie i zobaczymy co zrobi. Typowe działania socjopaty...
Najpierw mnie odpycha. Głupia blond lalka, która myśli, że Facebook to książka ze zdjęciem twarzy.
Potem osacza. Śledzi, dotyka, uwodzi i to tak dobrze, że nawet nie spostrzegłam się, kiedy pozbawił mnie zmysłów, majtek i dziewictwa. Chyba rzeczywiście w tym temacie zachowałam się jak blondynka z kawałów.
Nienawidzi... Tak bardzo, że potraktował jak dziwkę, której zapłacił za seks. Zostawił mnie wtedy zupełnie samą, nie myśląc o tym, jak ja się mogłam poczuć po tym co mi powiedział. Nawet nie zainteresował się, czy dotarłam bezpiecznie do domu.
Chociaż może jestem niesprawiedliwa, bo przecież Cristobal ma swoich szpiegów i to po drugiej stronie ulicy. Jakby nie było, Rafael zjawił się jak gdyby nigdy nic się nie stało i śmiał udawać zdziwionego... Noż kurwa!
Od początku podrywa ze mną. Już nie mam siły, tak zwyczajnie, nie mam siły walczyć z nim. Wiem, że nie wygram i dopóki Rafael nie zrealizuje tego, co sobie zamierzył, nie zostawi mnie w spokoju.
Siłownia zawsze była dla mnie miejscem, gdzie mogłam uciec choć na chwilę od problemów i uporządkować rozbiegane myśli. Gdzie wraz z potem spływał ze mnie stres i napięcie. Przez ostatnich kilka miesięcy spędziłam tu więcej czasu niż przez kilka lat studiów. Kilka kolejnych a w takim tempie będę mogła startować w kobiecych zawodach kulturystycznych.
Dorosłe życie, na które tak niecierpliwie czekałyśmy wcale nie było tą upragnioną wolnością i skokiem w niezależność. Kłopoty spadały na nas jak jesienny deszcz, mocząc do suchej nitki. Zapach skóry i drewna, ciepło słońca, które nieśmiało przebijało się przez chmury odbijając się od ścian i metalowych elementów maszyn do ćwiczeń, to wszystko zawsze mnie uspokajało oczyszczając rozbiegane myśli. Uciekając z salonu miałam nadzieję, że w znajomym otoczeniu uda mi się opanować.
Stanęłam pod oknem obejmując się ramionami. Musiałabym być z żelaza, żeby historia Rafaela nie sprawiałby mi bólu. Cierpiałam wraz z nim, a każde słowo raniło aż do krwi. Żałowałam, że nie wiedziałam o tym wszystkim, gdy spotkałam po raz pierwszy jego macochę. Rozszarpałabym sukę na strzępy, wydrapałabym wstrętne ślepia, którymi patrzyła na niego, a potem połamałabym ręce, które go dotykały. Nigdy w życiu nie czułam tak wielkiej wściekłości i żądzy krwi. Laska dynamitu z palącym się lontem... Tym właśnie byłam w tej chwili i żeby całkiem nie oszaleć i nie eksplodować potrzebowałam odrobiny czasu i samotności, żeby się opanować. Jakiegoś spokojnego miejsca.
Niestety tym razem było to niemożliwe. Do mojego spokojnego miejsca podążył za mną Rafael. Źródło wszystkich moich bezsennych nocy i złamanego serca.
- Dlaczego ciągle przede mną uciekasz?
- Zrozum, Rafaelu, ja... – odpowiedziałam nie patrząc na niego. Widziałam w szybie okna odbicie jego sylwetki, czułam energię, jaka przepływała między nami. Wciąż był zdenerwowany, choć starał się opanować. – Potrzebuję czasu, żeby wszystko sobie poukładać, uporządkować. Jesteś zdenerwowany i wzburzony. Daj sobie czas...
- Miałem już wystarczająco dużo czasu. Całe pieprzone trzydzieści lat i nie mam zamiaru tracić go więcej.
- Rafaelu... - nie wiedziałam o czym mówi, znaliśmy się od kilku miesięcy.
- Nie tym razem, Ariela. Nie dam się zbyć – zrobił zdecydowany krok w moją stronę. - Od samego początku pogrywasz ze mną i spławiasz. Jestem już wykończony ganianiem za tobą.
Dlaczego jest taki uparty? Zachowuje się jak pies gończy, który poczuł zapach krwi i tak długo będzie osaczał swoją ofiarę, aż ta padnie z wyczerpania. Bałam się. Bałam się jego, bo definitywnie miał władzę nad moim ciałem i zmysłami. Bałam się tego, ponieważ mógł wykorzystać to, żeby po raz kolejny mnie zranić. Bałam się też siebie i tego co czułam do Rafaela.
Początkowa złość i chęć utarcia mu nosa, gdy mroził mnie tym lodowym niebieskim spojrzeniem z biegiem czasu zmieniły mnie w szalejącą z pożądania bezwolną lalkę. Wystarczyło, żeby mnie dotknął, żeby się uśmiechnął i cała byłam jego. Gotowa rzucić się w najgłębszą przepaść, gdyby tylko mnie o to poprosił. Gotowa kochać go mimo tego jak mnie traktował i poniżał. Ponoć miłość jest ślepa, ale ja dokładnie zdawałam sobie sprawę co robię.
I tak naprawdę nie żałowałam ani jednej sekundy.
- Chcesz rozmawiać? – odpowiedziałam zdecydowanym tonem odwracając się do niego. W pogniecionym ubraniu wciąż wyglądał dla mnie jak żywe chodzące zaproszenie do gorącego seksu. – To może powiesz mi to, co do tej pory przemilczałeś?
- Nie okłamałem cię, skarbie.
- Wiem, że nie. Tylko nie powiedziałeś mi wszystkiego. Są rzeczy, które wciąż przede mną ukrywasz, prawda? – Jego milczenie zaczynało mnie denerwować, ale wydobędę z niego prawdę, choćbym miała poddać go torturom – W porządku! Nie chcesz mówić to nie!
Minęłam Rafaela zdecydowanym krokiem. Był najbardziej wykurzającym facetem na świecie. I potrzebował kopniaka na otrzeźwienie. Z miłą chęcią mu go wymierzę, pomyślałam kładąc dłoń na klamce. A ta ani drgnęła. Co takiego?
- Wybierasz się gdzieś, skarbie?
- Otwórz drzwi!
- Dochodzę do wniosku, że powinienem to zrobić zaraz po naszym pierwszym spotkaniu. Już wtedy wiedziałem, że zmienisz moje życie w piekło – szczupła opalona dłoń spoczęła na gładkiej powierzchni drzwi, tuż obok mojej twarzy. – Nie uciekaj ode mnie, skarbie. To mnie zabija.
- Przestań! – ciepły oddech owiewał mój policzek. W ułamku sekundy byłam świadoma każdego minimetra własnej skóry i ciała stojącego za mną Rafaela
- Kocham cię, Ariela – gorące usta dotknęły miejsca, gdzie szalał mój puls.
- Jak możesz tak mówić? – odwróciłam się szukając oparcia w drzwiach za moimi plecami. Nogi trzęsły mi się jak po kilkumilowym biegu a bliskość ciała, za którym tak tęskniłam wcale nie pomagało mi uspokoić szalejących zmysłów. - Nie widzisz, że przez cały czas tylko się ranimy?
- Mówię to, bo to jest prawda. Zawładnęłaś mną zupełnie, śpię, oddycham i żyję tylko dla ciebie. Nie chciałem cię pokochać. Nie chciałem kochać nikogo, bo miłość i wszystkie te uczucia to słabość. Ale wiesz co? Ciebie nie da się nie kochać. Zalazłaś mi za skórę. Napieprzyłaś w głowie. Zrujnowałaś mnie... I po raz pierwszy w życiu poczułem się żywy. Tylko przy tobie jestem w stanie oddychać. Zniszczyłaś mnie, kociątko. Nie masz wyjścia, musisz mnie teraz uratować.
Z trudem przełknęłam wielką gulę tkwiąca w moim gardle. Widziałam to wszystko w oczach Rafaela, każde słowo, każde uczucie, które go przepełniało. Serce urosło mi w piersi gotowe eksplodować z największej radości, że ten wyjątkowy mężczyzna, poharatany emocjonalnie i odgradzający się od innych ludzi lodową zbroją, wyznaje mi swoją miłość.
Jednocześnie cholernie byłam przerażona, że po raz kolejny mnie zrani.
– Powiem ci wszystko co chcesz wiedzieć i więcej nie będziemy już wracać do tego tematu, dobrze?
- W porządku – zgodziłam się zaskoczona.
Powie mi? Mężczyzna taki jak Rafael nie ulega naciskom. Walkę miał we krwi, bez niej nie osiągnąłby tak wiele, nie stałby się tym, kim jest teraz.
Zaciągnął mnie w stronę dużego materaca leżącego pod jedną ze ścian i usiadł, krzywiąc się. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu i zbladł jeszcze bardziej.
- Rafaelu?
- Wszystko w porządku, skarbie – zapewnił posyłając mi wątły uśmiech. – Usiądź, proszę.
Zrobiłam to samo próbując zachować odległość pozwalającą zachować jasność umysłu. Nie chciałam, żeby mnie rozpraszał swoją bliskością.
- Co chcesz wiedzieć?
Tak to ma wyglądać? Ja zadaję pytania, a on odpowiada? Krew zagotowała mi się żyłach. Nie byliśmy w cholernej szkole, żebym musiała go przepytywać próbując poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania, ale spojrzałam mu w oczy i zrozumiałam.
Chryste! Rafael się bał! Co takiego kryło się w jego przeszłości, że ten silny mężczyzna patrzył teraz na mnie wystraszonym wzrokiem? Chciałam przytulić go i pocieszyć, ale wiedziałam, że wtedy nie dokończymy tej rozmowy.
- Czy twoi rodzice kochali się? – ten temat wydawał mi się najbezpieczniejszy i najmniej bolesny.
- Kochali?! – zaśmiał się, ale z taką goryczą, że zaczęłam żałować tego pytania. – Nie wiedzą nawet, czym jest miłość.
- W takim razie, dlaczego wzięli ślub?
- Jej rodzice zmusili ojca do tego. Mówiłem ci, że był ich przyjacielem. Matka była piękną dziewczyną, ale mieli z nią problemy. Balangi do białego rana, alkohol, faceci. Mój ojciec był dla niej wyzwaniem, bo potrafiła uwieść każdego faceta, na którego miała ochotę, tylko nie jego. W końcu jak widać dopięła swego – wskazał na siebie. – Przez kilka miesięcy sypiali ze sobą pod nosem jej rodziców, dopóki nie okazało się, że jest w ciąży. Wzięli ślub, choć ojciec chciał poczekać aż urodzi, żeby być pewnym, czy jestem jego dzieckiem, a nie jednego z jej kochanków.
- Spotykała się jednocześnie z innymi?
- O tak! Matka uwielbiała mężczyzn, nie miało dla niej znaczenia kim byli, jak wyglądali. Po ślubie też miała kochanków, potrafiła zostawić mnie z nianią i zniknąć na kilka nocy. Ojciec miał dość tego, że wciąż przyprawia mu rogi i rozwiedli się.
- Sąd przyznał mu opiekę nad tobą?
- Nawet mnie nie chciał. Małżeństwo uważał za największą swoją porażkę, a ja byłem jej żyjącym dowodem.
- Ale w końcu...
- Tak, w końcu łaskawie wziął mnie do siebie, ale dopiero po tym, jak matka zagroziła, że odda mnie do domu dziecka. Miał trzydzieści osiem lat i z każdym mijającym rokiem coraz mniejsze szanse na kolejnego potomka. Ale gdy tylko mógł, pozbył się mnie wysyłając do szkoły z internatem – w moich oczach pojawiły się łzy. Moje dzieciństwo wcale nie było usłane różami, ale to co przeżył Rafael... Niechciane dziecko, niekochany przez nikogo! - Nie płacz, to nie jest tego warte.
- Jak możesz tak mówić?!
- Internat był najlepszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła – zaczął szybko wyrzucać z siebie słowa. - Ojciec był zimnym i nieczułym człowiekiem, przez cały czas powtarzał mi, że żałuje tego, że się urodziłem, że jestem do niej taki podobny... Nienawidził mnie i karał za jej grzechy.
- Masz z nim jakikolwiek kontakt?
Uruchomiłam automatycznie system obronny. Jeżeli kiedykolwiek go spotkam... Jak można nie kochać własnego dziecka?
- Nie. Gdy uzyskałem zakaz zbliżania się po tym, jak Roxana mnie prześladowała, wysłałem mu raport detektywa na jej temat. To był ostatni kontakt, jaki z nim miałem. Nie odpowiedział, choć liczyłem na jakąś reakcję z jego strony.
- A twoi dziadkowie?
- Ojciec nigdy o nich nie wspominał. Byłem mały, gdy po rozwodzie wyprowadziliśmy się z Bostonu. O tym, że miałem dziadków dowiedziałem się, gdy odnalazł mnie ich adwokat. Dziadek zapisał mi cały swój majątek, pod warunkiem, że moja matka nie zobaczy z niego nawet centa.
- A babcia?
- Nana jest już sędziwą staruszką, ale nie mów jej tego, bo natrze ci uszu. To od niej dowiedziałem się całej historii. Jest ciepłą i zabawną starszą panią, prawdziwą damą. Pokocha cię, czekała wiele lat, aż poznam kogoś takiego jak ty – wyczarował na twarzy pełen miłości uśmiech i dwa dołeczki.
Wyglądał w tej chwili, jak mały chłopiec, który dostał upragniony prezent. Rafael zdecydowanie kochał swoją babcię. Jedyną na świecie, poza Cristobalem osobę, która przyjęła i zaakceptowała go takiego jakim jest.
- A twoja mama... - Skrzywiłam się zadając to pytanie. - Wciąż żyje?
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to - wzruszył ramionami.- Najpewniej zapiła się lub zaćpała na śmierć. Nie chciała mnie, więc nie widziałem powodu, żeby interesować się jej losami.
Miałam zadać pytanie, ale obawiałam się reakcji Rafaela. Do tej pory był spokojny. Emocje okazywał jedynie w słowach, mówiąc o nienawiści jak czuł do niego ojciec i miłości, jaką darzył babcię. Jak zareaguje, gdy zapytam o Roxanę? Widząc niepewność na mojej twarzy zmarszczył czarne brwi i z uwagą spojrzał na mnie.
- Co się dzieje? – potrzasnęłam przecząco głową. Nie zapytam go, wiedziałam jak bardzo cierpiał, gdy opowiadał o niej w salonie. – Powiedz mi Ariela, nie ukrywaj niczego przede mną.
- To już nieważne.
- Rozumiem – wyprostował się biorąc głęboki oddech. – Chodzi o Roxanę?
- Nie, Rafaelu - powstrzymałam go kładąc dłoń na jego ustach. - Nic nie musisz mówić.
We wnętrzu dłoni poczułam delikatne muśniecie języka. Zapłonęłam jasnym blaskiem pożądania. W ułamku sekundy byłam świadoma istnienia każdej komórki ciała, które tęskniło za bliskością Rafaela. Nabrzmiałych piersi napierających na materiał koronkowego stanika, słodkiego bólu, jaki ogarnął wszystkie mięśnie. Płonącego ognia...
Tyle czasu upłynęło od kiedy trzymał mnie w ramionach... Nagle zdałam sobie sprawę, że jesteśmy tutaj zupełnie sami. Tylko ja i on. Tylko my...
- Ariela... – wychrypiał pochylając się nade mną.
Powitałam z radością ciężar ciała Rafaela, czując jak miękkie usta zaczynają wędrówkę po mojej twarzy. Otworzyłam się jak kwiat, obejmując szerokie ramiona leżącego na mnie Rafaela. Chciałam zatopić się w nim, zespolić w jedno tak, żebyśmy nie wiedzieli, gdzie kończy się jedno a zaczyna drugie z nas. Chłonąc go wszystkimi zmysłami z zamkniętymi oczami przyjmowałam gorące usta i wilgotny, miękki język. Cieple nagrzane słońcem powietrze muskało moje nagie piersi. Nagie? Byłam tak pochłonięta Rafaelem, że nawet nie zauważyłam, kiedy zdjął ze mnie koszulkę, uwalniając piersi ze stanika.
Jęknęłam wbijając paznokcie w szerokie ramiona.
- Pragnę cię jak szaleniec – wyszeptał ustami dotykając mojej skroni, - ale nie posunę się dalej, dopóki nie dokończymy tej rozmowy.
- To nie ma dla mnie znaczenia, Rafaelu.
Zamierza mnie torturować? Najpierw rozgrzał mnie do czerwoności, a teraz chce rozmawiać? Rozmowa to ostatnie, o czym teraz myślałam, może uda mi się odwrócić jego uwagę i skierować ją na pewien rodzaj wysiłku fizycznego? Pragnął mnie, widziałam z jakim wysiłkiem stara się zapanować nad sobą. Pożądanie wyostrzyło rysy jego twarzy, napinając skórę na kościach policzkowych, niebieskie oczy płonęły. Na brzuchu czułam twarde jak stal mięśnie i drżące biodra, którymi wgniatał mnie w miękki materac.
- Ale dla mnie ma. Tyle jeszcze muszę ci wyznać, wytłumaczyć. To jak cię traktowałem, ten cholerny bankiet, Nowy York... Szukałem cię wtedy, skarbie, przetrząsnąłem całe miasto, ale ty zniknęłaś. Mało nie oszalałem z rozpaczy. Myślałem, że cię straciłem, że swoją brutalnością zniszczyłem to wszystko co jest między nami.
- Nie byleś brutalny, Rafaelu.
- Ariela, – wycedził przez zęby, – posiniaczyłem cię. Zostawiłem ślady na twoim pięknym ciele. Gdy tylko zamykam oczy widzę cię taką, jaką zostawiłem cię w łóżku. Skrepowane ręce i otarte nadgarstki, siniaki na biodrach i piersiach. Zachowałem się niedopuszczalnie.
- Rafaelu, spójrz na mnie – czekałam aż to zrobi a wtedy poraziła mnie rozpacz, którą zobaczyłam w jego oczach. – Tamta noc była wspaniała.
- Jak możesz tak mówić! Przecież użyłem przemocy, prawie cię zgwałciłem, na litość boską!
- Tamtej nocy po raz pierwszy przestałeś się kontrolować. Pokazałeś jak bardzo mnie...
- Pożądasz? – odpowiedział za mnie napierając biodrami.
Przez materiał spodni czułam nabrzmiałą męskość i aż zadrżałam. Chciałam, żeby mnie wypełnił, żeby pustka, którą czułam w sobie odeszła w niepamięć zostawiając po sobie jedynie niewyobrażalną rozkosz, jaką tylko on mógł mi dać.
– Nie miej co do tego żadnych wątpliwości, kociątko. Jesteś jedyną kobietą, której kiedykolwiek pragnąłem. Obsesyjnie, jak szaleniec. Ale zaczęliśmy rozmawiać o Roxanie, a to co się do tej pory wydarzyło, ma związek z nią.
Próbując nie zwracać uwagi na to, co wyprawia ze mną tak bezpośredni kontakt z podnieconym, co do tego nie mogłam mieć żadnych wątpliwości, ciałem Rafaela, skupiłam się na tym co mówi.
- Chcesz tak rozmawiać? – wskazałam na siebie.
Czy to ja jestem taka słaba, czy to Rafael jest tak cholernie silny, że nic nie jest w stanie zachwiać jego opanowaniem. Dajcie spokój. Leżę naga od pasa w górę, a seksowny facet leży pomiędzy moimi udami. Każdym oddechem muska moje piersi i twarde jak kamień sutki, że nie wspomnę jak na mnie działa wielka erekcja napierająca na moją łechtaczkę.
Rafel spojrzał na mnie z góry. Łokcie oparł po obydwu stronach moje głowy, przesuwając kciukami po kościach policzkowych.
- Mógłbym tak spędzić resztę życia, pod warunkiem, że leżałabyś pode mną naga.
O Boże! Zamrugałam powiekami, strącając z rzęs łzy. W niebieskich oczach wypełnionych ogniem, płonęła miłość. Może jeszcze przed chwilą broniłam się wszelkimi sposobami, podświadomie bojąc się kolejnego zranienia. Rozumiecie, to taka tarcza, za którą starałam się ukryć rozerwane na kawałki serce. Ale teraz...
W każdym dotyku, spojrzeniu i słowie widziałam i czułam miłość Rafaela do mnie. Niewypowiedziane słowa utknęły w gardle, paląc mnie jakbym połknęła pochodnię.
- Nie, Ariela – cichy szept i czuły pocałunek w czoło a niebieskie oczy nabrały mroku. – Nie mów tego. Jeszcze nie. Nie wiesz, kim jestem. Prawda może mnie zabić, bo tak się stanie, gdy powiesz mi to co właśnie chciałaś powiedzieć, a potem nie będziesz mogła spojrzeć mi w oczy.
Pokiwałam głową, powstrzymując płacz. Boże drogi... Co takiego zrobił, że boi się odtrącenia?
- Wiesz jak to się zaczęło. Zawsze gdzieś w podświadomości wiedziałem, że to co mi robi jest złe, że nie tak powinna się zachowywać. Musisz wiedzieć, że szybko dojrzałem, jak wszyscy mężczyźni w rodzinie ojca. Wciąż miałem tylko czternaście lat, ale byłem już mężczyzną. Miałem swoje... - przełknął patrząc na mnie wystraszony - potrzeby... Roxana to wykorzystała. Kusiła mnie, podniecała... Pierwszy raz, gdy przyszła do mnie w nocy... Chryste, to co mi robiła... Ariela, ona chciała zmusić mnie do seksu, całowała, pieściła...
- Przestań!
Nie mogłam już tego słuchać. Może i uważał się za mężczyznę, ale to był w dalszym ciągu chłopiec! Mały chłopiec, na litość boską!
- Nie potrafiłem kontrolować własnego ciała – Rafael nie zwrócił uwagi na mój krzyk, wyrzucał gniewne słowa z szybkością karabinu maszynowego, jakby chciał oczyścić się z obrzydzenia, jakie czuł do siebie. – Wiedziałem że to co robimy jest złe. Wiedziałem, a jednak każdej nocy czekałem na nią. Byłem podniecony, chciałem rozładować to napięcie, które we mnie wywoływała, ale nie potrafiłem! Za każdym razem, gdy była pewna, że jestem gotowy, próbowała... Nigdy jej się nie udało, bo w jednej chwili zamieniałem się w bryłę lodu i wszystkie jej starania rozbijały się w proch. W końcu przestała próbować zmusić mnie do pełnego stosunku. Próbowała jedynie doprowadzić mnie do orgazmu ustami i dłonią, i tego samego oczekiwała ode mnie. Nie wiedziałem, co jest ze mną nie tak, że nie mogę zmusić własnego ciała do współżycia, moi koledzy nie mieli takich problemów. Słuchając ich nabrałem przekonania, że jestem inny. A to z kolei wywoływało moją agresję. Gdy wpadałem we wściekłość byłem jak bestia. Frustracja seksualna, jaką czułem była jak iskra, wystarczyło jedno słowo, żebym stracił nad sobą panowanie. Musisz zrozumieć, skarbie. Ja nawet nie panowałem nad własnym ciałem. Chciałem seksu, cholera tak bardzo chciałem seksu, że zaczynałem tracić zmysły.
- Dlaczego nie powiedziałeś ojcu, że to ona się na ciebie rzuciła, że cię molestowała?
- Myślisz, że nie próbowałem? Po tym, jak mnie rano wypuścił z sypialni i oskarżył o próbę gwałtu starałem się powiedzieć mu jak było naprawdę. Nie chciał mnie słuchać. Ostatnie lata w internacie były dla mnie ciężkie, szczególnie kilka tygodni przed wakacjami, gdy miałem czternaście lat. Po którejś z kolei bójek dyrektor szkoły wezwał mnie na rozmowę. Groziło mi wydalenie. Zaproponował mi zapisanie się do klubu bokserskiego. Będę mu za to wdzięczny do końca życia. Ring i worek bokserski pozwalały mi zapanować nad sobą, nauczyłem się medytacji i panowania nad własnymi emocjami. Pojechałem do domu i... Ojciec powiedział, że wie o bójkach, że jestem agresywny i z nienawiści do niego chciałem zniszczyć jego małżeństwo, że z zazdrości o mające urodzić się dziecko chciałem je zabić, rzucając się na Roxanę. Chyba kochał ją, mimo różnicy wieku. Po tym, jak wystąpiła o rozwód znienawidził mnie jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Nasze kontakty były coraz rzadsze. Gdy poszedłem na studia całkowicie przestaliśmy udawać. Był na mnie wściekły, że złożyłem dokumenty na historię sztuki. W rodzinie Sato liczył się tylko zawód prawnika. Był mną rozczarowany.
- Ale skończyłeś studia prawnicze, z wyróżnieniem! – Nie rozumiałam, jaki rodzic nie czułby dumny mając takiego syna.
- Tak jak i ty skarbie. Historia będzie moją pasją do końca życia, ale jeszcze w trakcie pierwszego semestru zrozumiałem, że to prawo jest tym co chcę robić w życiu. Gdy dzięki Cristobalowi pozbyłem się z mojego życia Roxany, myślałem o prawie karnym, chciałem pomagać ludziom, którzy byli w takiej sytuacji jak ja, ale za bardzo się angażowałem. W końcu Cristo namówił mnie na prawo międzynarodowe, a gdy skończyłem studia zacząłem pracować dla niego. Nigdy tego nie żałowałem, bo dzięki temu odnalazłem ciebie.
Chciałam coś powiedzieć, ale w tym momencie Rafael poruszył biodrami. O matko i córko! Zagryzłam usta, a jednak ochrypły jęk wydostał się spomiędzy warg. W oczach Rafaela zapaliło się światło. Oślepiające światło, które przyciągało mnie do tego mężczyzny.
Przesunęłam ręce w dół, zaczepiając palcami o pasek spodni. Jakby co, to powiem, że moje dłonie zupełnie przez przypadek wślizgnęły się pod koszulkę Rafaela. No przecież to nie moja...
Zmarszczyłam brwi, czując pod palcami lewej dłoni coś dziwnego. Rafael nieznacznie zesztywniał, a jego ciało uniosło się w górę. Usiadł cofając się pod ścianę. Zaskoczona zasłoniłam ręką piersi, szukając porzuconej za mną koszulki. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, szybko ubrałam na siebie trykot, nie zawracając sobie głowy bielizną.
- Rafaelu? – wyszeptałam przestraszona widokiem prawie białej twarzy i potu perlącego się na jego czole. Usta wykrzywił w grymasie bólu. – Rafaelu, co się dzieje?
- To nie twoja wina, kociątko – udało mu się wydusić.
Zwróciłam uwagę, że dłoń Rafaela przyciśnięta do prawego boku bardzo drżała.
- Unieś koszulkę – powiedziałam zdecydowanym tonem kucając obok Rafaela.
- Nic mi nie jest...
- Rafaelu, unieś koszulkę.
Jeszcze nie krzyczę, ale ten facet doprowadza mnie do szału! Przecież widzę, że coś go boli, a zapach krwi wyraźnie wskazuje, że jest ranny. Poranił się? Został napadnięty? W mojej głowie właśnie rozpoczął się casting na najbardziej prawdopodobną przyczynę, a ten uparciuch niczego mi nie ułatwiał.
- Wiesz, że jesteś najbardziej upartą kobietą, jaką spotkałem w życiu? – wystękał.
Widząc jak z założonymi na piersi rękami czekam, aż ruszy się i uniesie tę pieprzoną koszulkę, zrezygnował z dalszej wypowiedzi. Zassałam powietrze przez zaciśnięte zęby na widok dużego opatrunku na prawym boku. Rana musiała być bolesna, bo Rafael wciąż krzywił się zmieniając pozycję, a poza tym obficie krwawiła.
- Mogło być gorzej, mecenasie – mruknęłam dotykając dłoni przyciśniętej do boku. Uniosłam wzrok słysząc jak Rafael wstrzymał oddech. Pochłonął mnie błękitny ogień. – Mogłeś mnie nie poznać.
Parsknął śmiechem ani na chwilę nie odrywając ode mnie wzroku. Duża, ciepła dłoń objęła mój policzek. Wtuliłam się w nią, wdychając zapach mydła i najcudowniejszy na świecie zapach bergamotki i cytryny. Zapach mojego japońskiego smoka.
- Odwracasz moją uwagę, kociątko – stwierdził przesuwając kciukiem po moich ustach. – Uwielbiam te usta – wyszeptał obejmując palcami mój kark i przysuwając mnie bliżej. – Pamiętam jak na siłowni oblizałaś wargi i włożyłaś kciuk do środka. Masz pojęcie, co ze mną zrobiłaś? Zostawiłaś mnie na tej cholernej bieżni twardego jak skała.
- Zasłużyłeś – mruknęłam. – Teraz ty odwracasz uwagę.
- Masz rację, ale nie widziałem cię cholernie długo i jeszcze dłużej nie dotykałem – stwierdził wciąż przesuwając opuszkami po mojej twarzy. Zacisnęłam usta w wyrazie niezadowolenia. Doskonale wiedziałam co Rafael stara się osiągnąć. Spojrzał na mnie. – Nie odpuścisz, mi prawda?
Potrząsnęłam głową i podrywając się stanęłam nad Rafaelem z wyciągniętą ręką. Sekundy przedłużały się, podczas gdy mężczyzna toczył ze mną walkę na spojrzenia. W końcu z głębokim westchnięciem mającym zapewne uzmysłowić mi, jak bardzo czuje się niezadowolony, chwycił moje palce i wstał. Nie umknął mi kolejny grymas i zaciśnięte usta Rafaela.
Podeszłam z nim do drzwi, wzrokiem dając znać, żeby je otworzył. Mogłabym opatrzyć go tutaj, wszystko czego potrzebowałam do tego znajdowało się w apteczce, ale wiedziała, że ta rozmowa jeszcze się nie skończyła, a Rafel zrobi wszystko, żeby rozproszyć moją uwagę. Bezpieczniej dla mnie i moich zmysłów będzie, gdy znajdziemy się w miejscu, gdzie w każdej chwili ktoś mógł się pojawić. Zamknięta na klucz siłownia, z mnóstwem materacy to jedno wielkie łóżko.
Zacisnęłam uda, ignorując tępe pulsowanie w dole brzucha. Skutek dłoni, którą Rafale położył w dole moich pleców i ciepłego oddechu na szyi. Cholernie dobrze szło mu odwracanie uwagi, muszę przyznać.
Zjechaliśmy na czwarte piętro. Wiedziałam, że dziewczyny miały w planach popracować dzisiaj nad aplikacją dla Gabi i zapewne będą siedziały w pracowni jednej z nich. Pogoda na zewnątrz nie zachęcała do spacerów, było pochmurno, a słońce, które zaledwie kilka minut temu świeciło jak żaróweczka, schowało się za ciemnymi chmurami.
Poczułam zimny dreszcz sunący wzdłuż mojego kręgosłupa i obejmując się ramionami spojrzałam na obserwującego mnie Rafaela.
Mrok ma w sobie to, że pochłania światło. Zabija wszelkie dobre uczucia, a ten skrzywdzony przez najbliższych mężczyzna wciąż nosił w sobie wspomnienia, które go ukształtowały. Czy jestem odpowiednią osobą, aby wydobyć go z jego mrocznej przeszłości?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro