Rozdział 21 - Walka...✔
Rafael...
Miałem plan. Może nie był zajebiście doskonały, bo nie miałem czasu doprowadzić wszystkiego do perfekcji. Plan praktycznie pisany na kolanie w trakcie tego pieprzonego bankietu. Byłem pewien, że wszystko co chcę zrobić, jest słuszne. Ariela musiała zostać ukarana. Za zdradę i za to, że przez jej zmysłową rozwiązłość złamałem jedno z najważniejszych postanowień w swoim życiu.
W najgorszych koszmarach będę śnił o ostatnich minutach, które spędziłem w tej kurewskiej sypialni, stojąc nad Arielą. Jak kat. Jak pieprzony kat stojący nad złotowłosym aniołem, w oczach którego widziałem tak, kurwa, przeszywający ból, że do tej pory czuję go w swoim ciele. Jakbym siebie zranił. Sama świadomość, że to ja zrobiłem Arieli taką krzywdę rozpieprza mnie na każdym kroku.
Dwa dni spędziłem praktycznie zamknięty w wielkim luksusowym penthousie. Z początku myślałem, że to uczucie szarpiące się we mnie to nadal złość. No wiecie... Ten pieprzony potwór we mnie, który podniósł łeb po wielu latach siedzenia pod moją samokontrolą, wyczuł krew i postanowił sobie pohulać.
Jeżeli uważacie, że jestem dwubiegunowy i mam dwie zupełnie inne osobowości, to nic bardziej mylnego. To co dzieje się ze mną, gdy to stworzenie przejmuje nade mną kontrolę, zostaje w mojej pamięci. Sam steruję nim i doskonale jestem świadomy każdego czynu. Nie ma doktora Jekyll i pana Hyde. Jestem tylko ja. Pieprzony Rafael Sato ze swoją popieprzoną przeszłością...
Po tym, jak wyżyłem się na tym dupnym worku w sypialni Crista na pokładzie odrzutowca, a po którym pozostał jedynie kawałek pękniętej skóry i bałagan, przeszedłem wszystkie fazy wkurwienia, jakie znałem. Brakowało jedynie morza krwi.
Powrót do Nowego Jorku, który miał mi przynieść upragniony spokój i powrót do równowagi, którą zachwiała pewna zmysłowa kusicielka, okazał się póki co bezcelowy. Miotałem się od ściany do ściany, przeganiając z głowy coraz to inne pomysły. Miałem już taki rozpierdol we łbie, że nic tylko przypieprzyć nią w najbliższy mur, może coś wskoczy na swoje miejsce.
Zżerało mnie jebane poczucie winy!
Po kolejnym drinku i kolejnej godzinie nastąpił reset, po którym ponownie uznałem, że postąpiłem całkowicie słusznie, a Ariela jest kłamczuchą, która wskoczyła nie do tego łóżka, co powinna i miałem, kurwa, prawo ukarać ją za wiarołomność, tym bardziej, że przede mną pieprzyła się też z tym patałachem, Moreau.
Sama myśl, że po moim wyjeździe znowu się z nim pieprzy jest kurewsko nieznośna i tylko z tego powodu mam zamiar rozpierdolić gnoja, jak tylko stanie na mojej drodze. Nie mam pieprzonego pojęcia jak to zrobię, skoro moja dupa nie pokaże się więcej w tym cholernym kraju, ale plan na mały sparing z tym najemnikiem wpisałem już w swój kalendarz.
To, czy jej, pożal się Boże, narzeczony jest świadomy wyskoków swojej połówki, mało mnie obchodziło. Bez znaczenia dla mnie było to, czy ich związek ma być tylko na papierze, czy uzgodnili, że będą się pieprzyć z kim chcą. O takich rzeczach powinna mi powiedzieć wcześniej.
Jasne, kurwa! Jakbym ja miał czas i sposobność zapytać ją o cokolwiek poza tym, żeby zdjęła majtki. Szlag by to trafił! Nawet tego nie miała, bo porwałem jej bieliznę zanim miała szansę sama ją zdjąć. Każde wspomnienie o tych przeklętych skrawkach prawie nieistniejącego materiału powoduje, że wielka piącha najpierw wali mnie prosto w splot słoneczny, a zaraz potem zaciska się na gardle.
Przed oczami pojawia mi obraz Arieli, gdy patrzyła na mnie leżąc na moim biurku. Te cholerne złotozielone oczy. To jak zmieniał się ich kolor, gdy się na mnie wściekała i gdy była podniecona. Ja pieprzę!
Co ta kobieta ze mną zrobiła?!
Czułem ją, jakby stała obok mnie. Czułem jej zapach, widziałem błyszczące zielone oczy, a przed oczami przewijał mi się kalejdoskop tych nielicznych chwil, gdy mogłem ją widzieć. Moje palce wciąż pamiętają jak delikatna i ciepła jest jej skóra, jak za każdym razem, gdy tylko musnąłem ją palcami, przeszywał mnie prąd. To jak drżała w moich ramionach i jak cholernie mocno ściskała mnie swoimi delikatnymi mięśniami. Tak cholernie ciasno...
To szarpiące się we mnie stworzenie coraz bardziej szamotało się w środku.
Byłem zniecierpliwiony.
Byłem rozkojarzony.
Naładowany taką energią, że miałem wrażenie, że ledwo mieszczę się we własnej skórze.
Odczucia tak bardzo mi nieznane, że nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Po kilku godzinach tego szamotania się w czterech ścianach, byłem już tak wściekły tym niezrozumiałym stanem, w którym się znalazłem, że musiałem wyjść, żeby nie zacząć niszczyć wszystkiego w zasięgu ręki.
Tak jak stałem, w jeansach i koszuli, założyłem tylko buty i kurtkę, i praktycznie wybiegłem z mieszkania, jakby się w nim paliło.
Pieprzony Nowy Jork nigdy nie śpi...
Lokale otwarte praktycznie do ostatniego klienta, dyskoteki z rozwrzeszczanymi i pijanymi bywalcami, którym nie przeszkadzało to, że następnego dnia muszą iść do pieprzonej pracy. Puby, w których piwo lało się strumieniami, a pseudo gwiazdy umilały czas, grając każdy typ muzyki, jaki tylko istniał.
Cholerne neonowe miasto, które wywoływało pieprzony ból głowy swoją głośnością, światłami i milionami ludzi na chodnikach. Moje miasto, w którym wszystko mi się podobało. Uwielbiałem ten zgiełk, ten pęd do przodu, który słabszych i mniej odpornych porywał swoim wartkim i silnym nurtem, podczas gdy ci mocni, stojący twardo na własnych nogach opierali się sile, z jaką życie i to miasto niszczyło ludzi.
Bo poza tą strefą świateł, bogactwa w różnych odcieniach cholernych dolarów, ekskluzywnych apartamentów, tego całego posh live, o którym marzył każdy człowiek, istniał mrok, w którym te zagubione jednostki jedynie egzystowały. Ponure miejsca, gdzie przemoc, handel wszystkim na czym można zarobić, jak wampir pozbawiały ludzi godności i ludzkich odruchów.
A my byliśmy, kurwa, królami. Nie do ruszenia sile żywiołów niszczących ludzi. Ze wzrokiem zawsze skupionym przed sobą, nigdy do tyłu. Z jasno określonym celem, od czasu do czasu patrząc na tych stojących obok, którzy tylko czyhali na twój jeden niewłaściwy ruch i upadek na kolana, prosto w tę ludzką rzekę miernot i ludzi słabych...
Wychodząc z apartamentu na duszne sierpniowe powietrze, wciągnąłem zapach nocnego powietrza, czekając, aż znajoma woń ugasi choć w niewielkim stopniu mój niepokój. Ten byt we mnie stał się bardziej niecierpliwy niż zakładałem. Zaciskając szczęki, zignorowałem pieprzonego intruza i ruszyłem szybkim krokiem przed siebie. Mogłem wziąć samochód, ale miałem zamiar wypić kilka drinków, a nie uśmiechało mi się zostawianie auta na jakimś publicznym parkingu. Poza tym musiałem przewietrzyć głowę, zanim całkowicie postradam wszystkie zmysły.
Nogi same poniosły mnie w stronę Manhattanu. Po drodze jeszcze więcej neonów, których jaskrawe światła wypalały w mojej głowie swoje migające litery. Środek tygodnia, jutro pieprzona środa, a ludzi na ulicach, jakby był cholerny weekend. Wszędzie gwar, śmiech i nieprzerwany uliczny jazgot pędzących żółtych taksówek. Po czterdziestu minutach marszu miałem serdecznie dość.
Głośno, tłoczno, wkurwiająco...
Powstrzymałem wiązankę przekleństw, gdy grupa nawalonej młodzieży wypadła na chodnik z pobliskiego baru, prosto pod moje nogi. Jak dla mnie wszyscy byli niepełnoletni, ale nie moja sprawa. Minąłem rozweselone towarzystwo, kierując się do znajdującego się kilkanaście przecznic dalej klubu.
Nie był tak jasno oświetlony jak liczne w tym mieście puby, czy kluby nocne. Zwykły budynek, niczym się niewyróżniający od pozostałych na tej ulicy. Może poza tym, że wejścia do niego strzegło co najmniej kilku ochroniarzy, wyglądających jak zapaśnicy.
Podchodząc do wejścia zwolniłem, żeby mieli czas przyjrzeć mi się i już bez problemu wszedłem przez wielkie czarne drzwi. Uliczny hałas został odcięty, jakby ktoś użył noża. Otoczyła mnie błogosławiona cisza i przytłumione światło.
Na wprost, przy masywnym drewnianym biurku siedziała hostessa, ubrana w obowiązkową czarną sukienkę, która w przyjemny dla oka sposób opinała jej zmysłowe kształty. Gładko zaczesane do tyłu brązowe włosy odsłaniały śliczną twarz i błyszczące niebieskie oczy.
- Dobry wieczór. Dawno pana u nas nie było.
Wzruszyłem nieznacznie ramionami, nie mając zamiaru tłumaczyć się z tego, jak często tu zaglądam. Rozejrzałem się, zauważając, że od mojego ostatniego pobytu przybytek nic się nie zmienił. W dalszym ciągu kuł w oczy dyskrecją i luksusem. Nieliczne meble były najlepszego gatunku, wszystko w ciężkich dębowych ramach i ciemnych obiciach, z dodatkiem złota. Jak w pieprzonym pałacu. Może nie najlepszy wybór, jeżeli wziąć pod uwagę to, co działo się za zamkniętymi drzwiami, ale widocznie właścicielom i bywalcom nie przeszkadzało to aż tak bardzo.
Nie tracąc więcej czasu na czczą gadaninę, ruszyłem szerokim korytarzem znajdującym się za stanowiskiem hostessy. Była przyzwyczajona do dziwacznych zachowań przychodzących tu gości, choć nie rozumiem, dlaczego sam fakt, że nie miałem ochoty wchodzić w jakieś pieprzone pogawędki, od razu stawiał mnie w szeregu z tymi, których zachowanie naprawdę stawiało na półce z napisem dziwak.
Nikogo to jednak nie obchodzi. Ci ludzie płacą naprawdę duże pieniądze, żeby znaleźć się w tym miejscu, a ich pieprzone dewiacje w każdym zakresie uchodziły im na sucho. Królowie Nowego Jorku... Milionerzy. Celebryci. Politycy.
Ci, których stać było na przywilej należenia do takich klubów i ci, co mieli do ukrycia więcej niż grzechy, z których nie mogą się wyspowiadać.
Takich klubów jak ten było w Nowym Jorku setki, jak nie tysiące. Dyskretnych i spokojnych miejsc, gdzie nikt na twój widok nie zaczyna piszczeć podsuwając pod nos cycki i flamaster, żeby zyskać autograf, a może i szaloną noc ze swoim idolem, o ile cycki, które mu wytkasz pod nos warte są tego, żeby się nimi zainteresować.
Takie miejsca pachniały grzechem i rozpustą tak wielką, że czasami zastanawiałem się, czy wszyscy ci ludzie to pieprzeni grzesznicy, czy to tylko ja mam na to takie spojrzenie.
Jak na środek tygodnia, w środku było raczej tłoczno. Fakt, większość z tych ludzi nie musiała pracować od dziewiątej do piątej. Wstawali, kiedy chcieli i kiedy chcieli zjawiali się w swoich firmach, udając pieprzonych Króli tego miasta. Podtrzymując mit o amerykańskim złotym śnie.
Schematycznie, jak w takich miejscach. Długi bar po jednej stronie, wzdłuż dwóch ścian dyskretnie oświetlone loże, pośrodku parkiet. Tylko ten zapach, który unosił się mieszając z wonią perfum wyraźnie sugerował, że to nie pierwszy lepszy pub, czy klub nocny, a wykwintny seksklub dla bogaczy.
Wypatrzyłem na końcu wolny hoker i spokojnym krokiem przeszedłem wzdłuż oświetlonego przytłumionym światłem kamiennego baru, zajmując miejsce. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różki, zwanej inaczej opłaconym członkostwem, zjawiła się wysoka Afroamerykanka, z burzą warkoczyków podskakujących na jej ramionach. Dokładnie w tym samym rytmie, jak jej sztuczne cycki ściśnięte koronkowym gorsetem w kolorze krwistej czerwieni.
Pojawiło się wspomnienie Arieli w czerwonym negliżu i musiałem przytrzymać się hokera i zacisnąć zęby, żeby nie warknąć. Ja pieprzę! Ta kobieta, to przekleństwo mojego życia! Jest teraz setki mil ode mnie, pewnie z rogatym narzeczonym, albo z tym kurewskim najemnikiem, a ja świruję jak debil na widok pieprzonych czerwonych koronek. Im prędzej wytłukę z głowy wspomnienie o złotowłosej lwicy, tym szybciej moje życie wskoczy na właściwe tory. Zapewne za jakiś czas nawet nie będę pamiętał jak wygląda, nie mówiąc nic o tych wszystkich szarpiących się we mnie uczuciach.
Uczucia to pieprzona słabość, która robi nam, mężczyznom, pierdoloną sieczkę z mózgu.
- Dobry wieczór. To co zwykle?
Już chciałem potwierdzić, kiedy pomyślałem, że przyda mi się odmiana.
- Czysta.
Tak... Kilka porządnych kieliszków, a moje życie może zacznie wyglądać normalnie. Nie to, że od razu takim się stanie, aż tak naiwny nie jestem, ale pierwszy krok zostanie zrobiony i nic tylko czekać na efekty.
Jakiś czas później doszedłem do wniosku, że albo dolewają do tej czystej wody, albo moja tolerancja na alkohol znacznie wzrosła. Poza krótkotrwałym otępieniem i miękkimi w kolanach nogami, wciąż trzymałem się rześko jak pieprzony harcerz na apelu. Dźwięki muzyki i rozmów dalej mnie irytowały, wywołując pieprzone łomotanie w skroniach, a zapach seksu, który do tej pory był ledwo wyczuwalny, z każdą minutą nabierał ostrości.
Ze szklanką wypełnioną do połowy czystą, odwróciłem się, opierając plecy o bar. Kilka par bujało się na parkiecie, ale bądźmy szczerzy, bardziej wyglądało to jak gra wstępna, niż jakiś układ taneczny.
Znudzony przesunąłem spojrzeniem po zapełnionych lożach. Wciąż ci sami ludzie. Zmieniały się jedynie układy, w jakich przyjdzie im się pieprzyć. W jednej z ostatnich lóż zauważyłem znajomą twarz i z mojego gardła wydostał się ochrypły warkot.
Pieprzony Ramsay! Tyle milionów ludzi mieszka w Nowym Jorku, a ja zawsze prędzej czy później natrafię na tego zarozumiałego dupka. Myśli, że jak ma ojca na stołku, to gnojowi wszystko wolno. Do tej pory nie miałem z nim żadnej bezpośredniej spiny, ale działał na mnie jak płachta na byka. I chyba ze wzajemnością, bo gdy tylko zobaczył, że mu się przyglądam, zacisnął palce na kryształowej szklance, którą od razu uniósł do ust i wyzerował. Prawie w zwolnionym tempie odstawił pustą na blat stolika. Sukinsyn, potrafi się kontrolować równie dobrze jak ja.
Gówniarz... Skończył prawo, ma kancelarię w centrum Manhattanu, tak jak i penthouse. Buja się po takich klubach, więc raczej preferuje ostry seks, niż waniliowe bzykanko pod pierzyną. Z tą swoją ponurą twarzą i wyglądem drwala ma jebaniec branie. Kobiety aż piszczą, jak tylko pojawia się na łowach. Plotka głosi, że sukinsyn od lat ma kochankę, starszą od niego o kilka lat, ale ile w tym prawdy, nikt nie wie. Jak dla mnie, może nawet bzykać swoją siostrę o ile ją ma, byle nie wchodził mi w drogę.
Widząc, jak mierzy mnie tym cholernie dziwnym wzrokiem, w kpiącym grymasie uniosłem w górę swoją czystą i wypiłem nie spuszczając sukinsyna z oka. Ma szczęście, że nasze ścieżki skrzyżowały się zaledwie kilka razy, w przeciwnym wypadku całe miasto byłoby naszym polem walki. Tym bardziej dziwne jest to, że od pierwszego spotkania, kilka lat temu, gdy szczyl zaczynał karierę, ta wzajemna niechęć wprost kipi, gdy na siebie wpadamy.
Straciłem zainteresowanie smarkaczem. Pewnie nie raz się jeszcze spotkamy, choć jak dla mnie mogłyby minąć lata, zanim miałbym możliwość ponownego zobaczenia tej jego gęby. Odwróciłem się do baru, gestem prosząc o dolewkę, a na plecach czułem wzrok Ramsaya. W głowie mi lekko zaszumiało, w końcu wlałem w siebie już przyzwoitą ilość alkoholu i już nie pamiętałem, dlaczego wyszedłem z penthousu tak wnerwiony.
Nawet muzyka i gwar rozmów przestał mi przeszkadzać. Znajome klimaty, znajomy zapach... Z drinkiem w dłoni, czując przyjemne łaskotanie w żołądku, odbiłem od baru i spokojnym krokiem skierowałem się w stronę korytarza, którym tu wszedłem. Przypomniałem sobie powód, dla którego znalazłem się w tym miejscu i z twardym postanowieniem zrealizowania planu, który miałem wyjeżdżając z pieprzonego Edynburga, wyszedłem z baru. Dalej schody na wyższe piętro, kolejny korytarz i w końcu dotarłem do jednego z licznych pokoi na tym poziomie. Piętro wyżej znajdowały się indywidualne pokoje, z których korzystali goście, preferujący mniejszy tłok w łóżku niż to co dzieje się tutaj. Czasami zaczynali właśnie we wspólnej sali, a potem przenosili się wyżej. Ich wybór...
Upewniłem się, że pokój jest pusty i wszedłem do środka. Zapaliło się światło, ale na tyle przytłumione, że stwarzało przyjemną i zmysłową atmosferę. Klasyczne wyposażenie, jak w kilkunastu podobnych do tego pokojach. Wielka wygodna sofa ustawiona naprzeciwko długiej ściany, za nią po lewej stronie niewielki podest z rurą przymocowaną do sufitu, to dla miłośników tańca, a raczej tancerek. Zaraz za moimi plecami znajdowało się łóżko o rozmiarach boiska, zarzucone czarną atłasową pościelą. Pierdolony luksus za grube tysiące...
Stanąłem na środku pokoju, czując ponownie to dzikie szarpanie bytu wewnątrz mojej piersi. Pieprzony intruz zagnieździł się tam jak pasożyt. Cholernie nieprzyjemne uczucie, gdy tak szamotał się jak w klatce. W piersi czułem ucisk, który przygniatał serce, wywołując kłujący ból. Żołądek, w tej chwili w znacznej mierze wypełniony alkoholem, zaciskał się wywołując mdłości.
Co się, kurwa, ze mną dzieje?!
Nigdy wcześniej nie miałem czegoś takiego. W moim życiu nie było miejsca na niewytłumaczalne i nieprzemyślane działania i reakcje. Pieprzona samokontrola i lodowaty spokój... Zamrożony na śmierć pieprzony kwiat lotosu, czy innego gówna.
Od kiedy w moje życie wpadł ten roztrzepany anioł o złotych oczach, ze swoim zmysłowym ciałem, które odbierało mi silną wolę i spokój, przestałem panować nad własnym życiem. Mała wyszczekana wredota...
Warknąłem czując jak fiut zaczyna wypychać przód moich spodni. Jasne, kurwa! Jeszcze przed chwilą leżał sobie, jebaniutki, jak na plaży w Saint - Tropez, a teraz podniósł się węsząc... A chuj! Nawet lepiej, przynajmniej od razu mogę przejść do rzeczy.
Zwaliłem się na kanapę i przytrzymując szklankę przy ustach chwyciłem w dłoń niewielkiego pilota. Zaledwie dwa przyciski w czarnej obudowie. Mój palec zawis na moment nad jednym z nich, jakby wciąż jeszcze niepewny tego co chcę zrobić. Przed oczami przemknął mi obraz roziskrzonych zielonych oczu i z warknięciem zacisnąłem palce na plastykowej obudowie, naciskając przycisk in.
Światło w pokoju przygasło, praktycznie pogrążając pomieszczenie w całkowitej ciemności. Zaraz po tym, ściana przede mną zniknęła otwierając się na sporych rozmiarów jasno oświetlone pomieszczenie. W środku zabawa trwała w najlepsze...
Kilka łóżek, w tym jedno w centralnym miejscu, na którym teraz pieprzyły się dwie kobiety i pięciu mężczyzn. Po bokach, w różnych odstępach znajdowały się albo łóżka, albo specjalne przygotowane scenki dla miłośników czegoś ostrzejszego. Światło odbijało się od metalowych krat, podwieszanych uprzęży i łańcuchów, jakby swoim rozproszonymi promieniami kusiło do przyłączenia się do rozbestwionej gromadki.
Moje spojrzenie ponownie skupiło się na głównym łóżku. Pozostając w cieniu, obserwowałem to co się tam dzieje, spokojnie popijając ze szklanki. Słyszałem każdy jęk, każde gardłowe warknięcie, jakie wydawali poruszający się w kobietach mężczyźni, każde uderzenie spoconego ciała. Ten charakterystyczny dźwięk, mlaszczący i mokry... To co działo się na małych scenkach pod ścianami idealnie wpasowywało się w to, co miało miejsce na wielkim łóżku. Te same dźwięki, sapanie, jęki i krzyki kobiet, warknięcia... Mogłem się w każdej chwili przyłączyć, albo tak jak teraz, tylko obserwować. Moja kasa, mój wybór.
Nie mam jebanego pojęcia, czy personel jest tutaj tak dobrze wyszkolony, czy mają zamontowane kamery na podczerwień, ale zdążyłem wyzerować szklaneczkę, gdy drzwi za mną uchyliły się rozjaśniając na chwilę niewielki skrawek podłogi i do środka wsunęła się półnaga kelnerka.
Zasady, pisane czy też nie, są takie, że jeżeli przyszedłem sam, miała obowiązek zaproponować mi swoje towarzystwo, chyba, że wcześniej wybrałem kogoś z baru. Klientka, czy pracownica, bez znaczenia. Ja płaciłem, ja decydowałem. Jeżeli była to pracownica, dostawała za każdą usługę pieniądze. W końcu z pracy kelnerki czy barmanki, żadnej z nich nie byłoby stać na liczne operacje plastyczne.
Spojrzałem na apetycznie zaokrągloną blondynkę, z włosami zebranymi w wysoki kucyk na czubku głowy. Znowu pieprzony czerwony gorset, opinający jej ciało, tak aby sylikonowe piersi wypchnąć w górę. Skórzana obroża dookoła szyi, znak, że dziewczyna nie ma nic przeciwko ostrym klimatom DBSM, a to raczej nie moja bajka. Długie nogi obleczone czarnymi pończochami i kuszącymi oko podwiązkami w kolorze ostrej czerwieni, takim samym jak gorset i niewielki kawałek materiału pomiędzy nogami. Całość ubioru dopełniały szpilki na koturnie z ostrymi obcasami. Mocny makijaż nieco szpecił ładne rysy twarzy. Już nawet nie pamiętam, jak wyglądała kilka lat temu, gdy pierwszy raz przyszedłem do tego klubu. Z tamtej dziewczyny pozostał jedynie kolor niebieskich tęczówek, cała reszta widziała i to nie jeden raz, chirurgiczny skalpel.
Szkoda, bo z tego co pamiętam, dziewczyna kiedyś była naprawdę ładna. Niestety fach, który sobie wybrała, niejako zmuszał do takich rzeczy. Powiększone usta czy cycki, to najmniej co takie dziewczyny robią, aby zapewnić sobie zainteresowanie mężczyzn. Wykorzystują ich, dokładnie tak, jak my, faceci, wykorzystujemy je. Obopólne zadowolenie, za które ktoś płaci, a ktoś dostaje pieniądze.
Życie to jednak jeden wielki burdel, gdzie każdy chce cię wydymać, pomyślałem widząc jak do wesołej pieprzącej się rodzinki dołączyło dwóch kolejnych mężczyzn. Tak jak się tego spodziewałem, mój kutas wciąż był w pełnym zwodzie pulsując i napierając na zamek spodni. Poprawiłem się, bo ten ognisty ból, który czułem kompletnie mieszał mi w głowie. Dokładnie jak za sprawą pewnej złotowłosej kobiety. Kurwa! Nawet w takich chwilach widzę tę złośliwą wredotę!
Zacisnąłem palce na szklance, gdy poczułem zapach kobiecego ciała obok mnie. Nie przekraczając na razie wyraźnej granicy blondynka pochyliła się nade mną z uśmiechem, proponując kolejną porcję alkoholu. Bez zastanowienia wysunąłem do przodu rękę, obserwując jak zmrożony płyn wypełnia szklankę. Żadnym gestem nie dałem dziewczynie znać, że życzę sobie jej towarzystwa. Wycofała się dyskretnie do tyłu i wiem, że będzie tam stała tak długo, aż nie zmienię zdania. Zarówno w sprawie dolania mi alkoholu, jak i ewentualnego skorzystania z innych jej usług.
Beznamiętnie przyglądałem się orgii, która rozgrywała się przede mną. Konfiguracje na głównym planie ciągle ulegały zmianom, pod ścianami też było coraz ciekawiej, a powtarzający się co jakiś czas świst bata, albo grzechotanie łańcuchów nie wybijał z rytmu pieprzących się uczestników seksualnej zabawy.
Im dłużej patrzyłem na to co się przede mną działo, tym moje pożądanie malało. Próbowałem skupić się na jęczących przede mną kobietach, na tym jak pieprzący je faceci warczą, przytrzymując je w miejscu, a one z każdym ruchem pieprzących je kutasów, jęczą coraz głośniej.
Z krzywym uśmiechem, który pojawił się na moje twarzy spojrzałem na swoje biodra i jebane Saint -Tropez, na którym leżał w najlepsze mój fiut. Co do cholery?
Myślałem, że wszystko wskoczyło na właściwe miejsce, a tu kolejne, kurwa, rozczarowanie?! Zacisnąłem gniewnie szczęku, zgrzytając zębami i dla pieprzonego żartu pomyślałem o małej kusicielce, i ja pierdolę!
Zerwałem się z miejsca jak poparzony. Pierdolenie! To nie może się tak, kurwa mać, skończyć! Wściekły na to złotowłose diablę, szarpnąłem głową patrząc na stojącą w milczeniu dziewczynę. Tamta jest dla mnie nie do ruszenia, do cholery! Jest zmysłową grzesznicą i kłamczuchą, która doprowadziła mnie do szaleństwa. Jakim, kurwa, cudem wciąż ma wpływ na mnie?
Zakończyłem to tak jak miałem w planie, gdy dowiedziałem się o jej narzeczonym. Już nawet nie ma możliwości powrotu, nie po tym co zrobiłem, a poza tym ona wciąż należy do innego mężczyzny. Po chuj wciąż miesza mi w głowie?
- Uklęknij – warknąłem wskazując miejsce pomiędzy moimi nogami. – Bez dotykania.
Skrzywiłem się słysząc stukanie jej butów, ale zacisnąłem palce na szklance. Mój kutas w najlepsze wciąż stał jak pieprzona latarnia. Z każdym krokiem, gdy dziewczyna zbliżała się do mnie, czułem jak ten jebany byt we mnie coraz bardziej zaczyna szaleć. Tak się kotłował w mojej piersi, że nie mogłem spokojnie oddychać, czując jak serce zamiera mi zmrożone znanym przerażeniem.
Wytrzymam, kurwa! Wytrzymam... Zacząłem powtarzać sobie te słowa, coraz szybciej i szybciej...
Blondynka zatrzymała się przede mną, patrząc w górę na moją twarz. Nie wiem co na niej zobaczyła, ale w jej niebieskich oczach pojawił się wyraz oczekiwania i ekscytacji. Oblizała usta i wciąż patrząc mi w oczy, zsunęła się klękając.
Dziki tumult we mnie prawie dusił mnie. Świszczący oddech ledwie przeciskał się przez zaciśnięte zęby. Zakręciło mi się w głowie, ale wciąż próbowałem walczyć z atakiem pieprzonej paniki. Dziewczyna klęczała, czekając na dalsze polecenia. Wyciągnąłem do niej wolną dłoń, z zaskoczeniem zauważając jak bardzo zaczyna się trząść. Moje palce zastygły zawieszone w przestrzeni. Czułem ciepło jej skóry na opuszkach, a moje ciało zadygotało gwałtownie, gdy wzdłuż kręgosłupa przesunął się lodowaty strumień.
Dam! Kurwa! Radę!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro