Prolog
Coś wam powiem...
Nie wszystkie królewny spotykają na swojej drodze dzielnych rycerzy, którzy z imieniem swojej damy na ustach, ruszają w bój na śmierć i życie.
Nie wszystkie królewny siedzą grzecznie na tyłku, uwięzione w wysokich wieżach, albo w niedostępnych zamkach, czekając na dzielnego rycerza na rączym rumaku.
Nie wszystkie królewny idą na sto lat w drzemkę, bo znudziło je czekanie...
I zdecydowanie nie wszystkie królewny stawiają sobie za punkt honoru poślubienie rycerza.
Szczególnie, gdy rycerz okazuje się zdradliwym sukinsynem, który myślał tylko o tym, że dzięki głupiutkiej, w jego mniemaniu, królewnie dostanie się bliżej króla.
Ale do tego wszystkiego doszłam już po czasie.
Zaczynając od początku...
Miałam pięć, może sześć lat, gdy zdecydowałam o całym swoim życiu. Długo myślałam o tym, co chcę robić, gdy już dorosnę, rozważając zupełnie poważnie jak na tak zacny wiek, każdą jedną opcję. Wahałam się pomiędzy byciem wielką divą a gwiazdą rocka, choć nie miałam wtedy zielonego pojęcia, co taka gwiazda, czy diva robi. Wystarczyło mi, że usłyszałam, że dobrze się bawi na różnych przyjęciach. W końcu dla pięciolatki Kinder Party to zdecydowanie impreza, na której trza musowo się pojawić.
Jednak zamiast tego zdecydowałam, że zostanę... Prawnikiem. Całkiem poważnie jak na plany pięcioletniego dzieciaka, musicie przyznać. Jeżeli ktoś z was zastanawia się, dlaczego nie chciałam zostać królewną, jak większość dziewczynek w moim wieku, odpowiem, że już nią byłam. Może nie taką prawdziwą, ale niewiele mi do niej brakowało. Ba! Gdyby się temu bliżej przyjrzeć, to zdecydowanie mogłam zająć zaszczytne miejsce w kolejce do tronu, odliczając ubywających przede mną pretendentów. Pod warunkiem oczywiście, że nasza miłościwie nam panująca Elżunia, w końcu postanowi przejść na emeryturę i to jeszcze za mojego życia. Na co w gruncie rzeczy nie liczę...
Mogłam wieść życie jak każda z młodych arystokratek. Wypełnione idiotycznymi spotkaniami, protokołem królewskim i masą tych wszystkich pierdół, których nienawidziłam, a za które mój ojciec dałby się pokroić na plasterki. Właśnie w tym momencie wkraczam na grząski grunt, który wstrząsnął moim światem, zmieniając moje priorytety i całe dotychczasowe, i zaplanowane życie.
Dobijając do brzegu...
Miałam jasno wytyczone plany na swoją świetlaną przyszłość. Trwałam w zaparte z myślą o życiu, w którym mój wybranek będzie ścigał złoczyńców, jak na prawdziwego rycerza przystało, a ja będę ręką sprawiedliwości, która za pomocą moich słów na sali rozpraw, ukarze winnego. Miałam szesnaście lat, gdy w moim planie na życie pojawiły się pierwsze poważne pęknięcia i nieścisłości
A wszystko za sprawą zatrucia pokarmowego...
Śmiejecie się? Ja teraz też to robię, dziękując jednocześnie Bogu za zesłanie na mnie tej plagi, ale tamtego dnia wcale nie było mi do śmiechu, bo myślałam, że moje życie właśnie się skończyło. Jest to epizod w moim życiu, do którego bardzo niechętnie wracam myślami i nawet dla was nie mam zamiaru rozwodzić się nad tym dłużej niż jest to konieczne.
Krótko...
Tata Król znalazł dla mnie rycerskiego kawalera, który okazał się dokładnie taki, jakiego wymarzyłam sobie ponad dekadę wcześniej. Przystojny, o szlacheckich rysach twarzy, z uroczym uśmiechem, którym ujął moje niewieście i niewinne serce. Doskonałe maniery, rodowód również bez zastrzeżeń, na co zwrócił uwagę tata Król i mama Królowa. Tym, co przekonało mnie do rycerskiego kawalera było jednak to, że tak jak ja postanowił zostać prawnikiem. Oczami wyobraźni widziałam naszą cudowną przyszłość, która miała znaleźć szczęśliwy początek w dniu ukończenia przeze mnie studiów prawniczych. Trochę długo, ale byłam w stanie poczekać... W końcu śpiąca królewna czekała zdecydowanie dłużej...
Rycerz, starszy ode mnie o sześć lat, studiował już prawo, a że tata Król z zawodu był prawnikiem, a pracował jako sędzia, często dyskutowali o zawiłościach prawa, podczas wizyt rycerza w naszym zamku. Tak właśnie wyobrażałam siebie idealny związek...
Wspomniane zatrucie pokarmowe nie dość, że otworzyło mój żołądek, to jeszcze oczy, gdy po wcześniejszym powrocie ze szkoły, zastałam w rodzinnej bibliotece mojego rycerza, na kolanach przed królem, składającego cześć królewskiemu przyrodzeniu. Ble...
Tyle w temacie dzielnych rycerzy. Niech się idą pieprzyć. Sami, albo z papcią Królem, który po tym incydencie przestał być dla mnie wzorem cnót wszelakich. Otworzyłam szeroko oczy na całą wredotę i brud otaczającego mnie świata i powiedziałam jasno i wyraźnie...
PIERDOLIĆ WSZYSTKICH PRAWNIKÓW!
I wiecie co? Skończyłam studia prawnicze i to z najwyższą lokatą na roku. Na złość wszystkim kłamliwym sukinsynom, chowającym się za pieprzonym kodeksem, po czym pokazałam spektakularnie dwa środkowe palce każdej kancelarii.
Ojciec dymił wściekłością jak stary fabryczny komin z zepsutym filtrem, mając w głębokim poważaniu dziurę ozonową i zanieczyszczenie środowiska. Parskał, wściekał się i odgrażał odcięciem od rodzinnego skarbczyka pełnego monet. Matka składała ręce jak do modlitwy, błagając mnie o przyjęcie propozycji pracy w jednej z londyńskich kancelarii, ale równie dobrze mogła sobie zaoszczędzić pustych gestów. Była niewierząca, a co za tym idzie, niewiarygodna...
Obydwoje chyba myśleli, że prędzej czy później pójdę po rozum do głowy, gdy zdecydowanie odcięli mnie od kasy.
W tym całym zamieszaniu, gdy próbowali na powrót wtoczyć mnie na swoje tory, które zmierzały w stronę wytyczonych przez nich celów, zapomnieli o jednej istotnej sprawie...
Każda księżniczka ma swój rozum i żaden pieprzony rycerzyk z małym fiutkiem i jeszcze mniejszym rozumkiem, nie będzie mówił jej jak ma żyć. A przynajmniej nie mi. Schowałam głęboko do szuflady dyplom prawnika, obiecując sobie, że przeleży tam aż do mojej śmierci. Nie przewidywałam żadnej klęski żywiołowej, która zmusiłaby mnie do otrzepania tego świstka z tony kurzu.
Niestety, jak to w bajkach bywa, los się uwziął na biedną królewnę.
Postawił na jej drodze nie rycerza, a smoka, z którym przyszło jej wojować.
Jak Merida Waleczna, albo Mulan... Albo coś w ten deseń. Taki żarcik...
Smoczysko okazało się gadem ziejącym lodem. Takim wybrykiem natury. Pieprzonym, zimnokrwistym sukinsynem, w postaci aroganckiego i sztywnego jak betonowy blok dupka. Mecenasa Rafaela Sato z Nowego Jorku.
Co powinna zrobić prawdziwa królewna?
Pieprzyć omdlenia, spazmy i globusa, po którym uciekłaby do pokoju czekając, aż smoczysko da sobie na luz.
Pieprzyć dobre wychowanie, miłe gesty i uśmiechy.
Nastał czas wojny!
Prawdziwa królewna pomaluje paznokcie na krwistą czerwień, ubierze szpilki od Jimmie'go i seksowny negliż. A potem zdzieli smoczysko, aż zatrzeszczy lodowy pancerz i będzie czekała, aż spłonie w ogniu jej inteligencji.
Edunburgu i wy, księżniczki i królewny, które zdecydowały się to przeczytać... Mam nadzieję, że przeżyjecie to starcie, bo nie mam zamiaru okazać litości.
To będzie walka Japońskiego Smoka i Ognistej Lwicy.
Ready? Lets go!
**************
Hola, dziewczyny!
To czwarta część serii Dziewczyny z Klubu 'Fallen Angeles'.
Poprzednie trzy budziły różne emocje, do których starałam sie podejść ze zrozumieniem. Każdy inaczej odbiera to co czyta. Były łzy, a nawet dużo łez, szczególnie przy historii Alejandry i Cristobala.
Tym razem, mam nadzieję, że pośmiejecie się razem ze mną.
Dziewczyna, którą teraz poznacie to istna petarda.
Postaram sie dodawać rozdziały w miarę systematycznie, to znaczy raz, może dwa razy w tygodniu. Pracuję jednocześnie nad innym projektem, którym mam zamiar was zaskoczyć, a poza tym czeka na mnie Wadera, którą z braku czasu musiałam zawiesić.
Czekam na wasze komentarze i bawcie sie dobrze z miłośniczką portali społecznościowych, szpilek, odjechanych kiecek i co tu dużo ukrywać... Japońskich smoków... :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro