Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R5: Gdy życie daje cytryny

Powrót do domu był bolesny dla Flavii. Wróciła tak naprawdę z niczym. Jedna z jej najlepszych przyjaciółek wściekała się na cały świat o to co się stało, natomiast druga przechodziła swego rodzaju okres buntu. Natomiast ona sama... stała po środku. Jak każdy miała swoje problemy na głowie, z tymże gdy do tego dołączyło się coś na kształt potwora z mitu i legend nie wiedziała już co robić. Nie miała z kim tak naprawdę o tym porozmawiać, a jeszcze zastanawianie się nad faktem dlaczego na jej widok starszy pan popełnił samobójstwo w ogóle nie pomagało. A co dopiero gdy pomyślała o zbiorowym samobójstwie, które również miało miejsce tamtego wieczoru. Ktoś stwierdził, że było to na pokaz. Flavia nie rozumiała tego, jak ktoś mógł chcieć się zabić na pokaz? To było niedopuszczalne. Chore.

Te sny cały czas męczyły dziewczynę, nie pozwalając jej o tym zapomnieć. Z desperacji przeszukiwała kilkukrotnie internet w celu znalezienia jakiejkolwiek informacji na temat, czy kogoś kiedykolwiek spotkało coś podobnego. Ostatecznie trafiła na artykuły o opętaniach oraz o obecności dusz nieczystych, jak i o samym Diable. A co jeśli...

- Opętania? - usłyszała za sobą parsknięcie, musiała się tak zaczytać, że nawet nie słyszała jak młodsza siostra Pheobe weszła do pokoju. To była ta spokojniejsza bliźniaczka, co nie zmieniało faktu, iż potrafiła dopiec. Właściwie każdy członek jej rodziny nie dawał sobie w kaszę dmuchać, co nie zawsze było postrzegane jako cecha godna poszanowania - Chyba nie sądzisz, że jesteś opętana?

- Ja... - zaczęła, ale nie była pewna co odpowiedzieć. Nikt nie chciał jej uwierzyć, że podczas halloweenowego wieczoru w ogóle znajdowała się na cmentarzu. Mia i Lottie nie mówiły nic na ten temat, jakby próbowały udawać, że sytuacja nie miała miejsca. Uciekły stamtąd, nie zadzwoniły na policję, właściwie nie zrobiły nic, co mogłoby wyjaśnić w jakiś sposób te sprawę. Flavia błagała, żeby poszły na policję, ale przyjaciółki były nieugięte. Za bardzo się bały. Więc została zmuszona sama się tym zająć. Powiedziała wszystko rodzicom, którzy wpierw jej nie uwierzyli - a jak żeby inaczej? Jednak gdy wszystko okazało się prawdą posłali córkę na terapię. To znaczy, gdy okazało się, że Forbes rzeczywiście nie żyje. Poza tym, nikt nie wierzył, że zabił się na jej widok.

- Flav. Siostrzyczko. Prędzej powinnaś poczytać o schizofrenii. Zaczynasz ostro świrować. Co jeszcze przeglądasz? - wyrwała myszkę z dłoni siostry i przejrzałą przeglądarkę - Półwampiry? Podania o starożytnych klątwach? Nieźle. Brakuje jeszcze tylko "czy te głosy, które słyszę są prawdziwe..." - ironia w jej głosie aż uderzyła starszą siostrę w policzek.

Starsza spojrzała na młodszą i nie potrafiła jej odpowiedzieć. Słowa te bowiem bardzo ją zabolały. Choroba ta bowiem dręczyła rodzinę ich matki - Charlene, często opowiadała, że jej najstarszy brat Quentin zachorował na tę schizofrenię bardzo młodo. Zaczynało się powoli, najpierw tylko dziwne historie, później sny. Następnie zaczął słyszeć głosy i wariować. Nie wychodził z domu, w nocy zdzierał paznokciami ścianę, aż pewnego dnia się powiesił. Zanim jednak choroba zajęła jego życie, opowiadał, iż jego ojciec, o ironio, również podzielił się z nim podobną historią. Chodziło raczej tu o jej zakończenie. Ponieważ rodzeństwo pradziadka Flavii również zginęło w szybkim tempie zostawiając po sobie tylko Hildę - właśnie Charlene. O dziwo to wspomnienie dało dziewczynie dużo do myślenia. To był trop. W końcu! To była jakaś cholerna klątwa! Albo... zaczynała bardzo poważnie chorować. Z tymże tutaj pojawiło się kolejne pytanie. Czy popada się w chorobę tak świadomie? Czy to w ogóle mogło mieć jakiś związek z przeszłością? Z jej korzeniami. Pytań było za dużo, a odpowiedzi w ogóle.

Potrzebowała z kimś porozmawiać, ale przynajmniej miała plan, co było pierwszą dobrą wiadomością od dawna.

- Pheobe! Jesteś genialna!- krzyknęła i uśmiechnęła się szeroko - Muszę go teraz znaleźć. On będzie wiedział co robić - zaczęła się w pośpiechu ubierać, przez co młodsza siostra patrzyła na nią jak na chorą osobę.

- ...okej, teraz naprawdę zaczynam się martwić - rzuciła.

Flavia wybiegła z domu i zaczęła krążyć po różnych miejscach w mieście. Okolice ratusza, gdzie znajdował się pustostan, park przy "dzielnicy założycielskiej' , gdzie był dom Mii, kto wie, może dalej zatruwa jej życie. Postanowiła nawet przejść się niedaleko cmentarza. Może siedzi gdzieś i pije... Chwila, mówił, że nie pije krwi. Pokręciła głową. Ten chłopak ją fascynował. Przez chwilę nawet zamyśliła się na temat jego ostro zarysowanej żuchwy, delikatnego zarostu, zarysowanych kości policzkowych, skóry muśniętej słońcem. Moment, co ona wyprawia? Szybko wyrzuciła te myśli z głowy. Był przecież dupkiem, przez którego nie miała teraz przyjaciółki. Jednak to nie zmieniło faktu, iż go potrzebowała a jego nigdzie nie było. Jak w ogóle szuka się takiej kreatury? Rysuje się pentagram i dookoła niego układa się świece? Czeka się na rozdrożu? Oddaje się ucho na jakimś kamiennym wzgórzu? Zaczynało jej zdecydowanie odbijać. Zrezygnowana postanowiła jeszcze sprawdzić przed przychodnią psychologiczną, choć nie wiedziała, czy to w ogóle ma jakiś sens. Nie wiedziała nawet wtedy co tam robił. Tam również go nie zastała.

Chwila, a co jak on nie istniał, a ona sama naprawdę zaczynała chorować? Co jeśli naprawdę był tylko jej wyobrażeniem, które stworzyła po traumie, jaką przeżyła? Przysiadła na ławce niedaleko swojego osiedla i schowała twarz w dłoniach. Nie miała już siły. Chciałaby, żeby to wszystko okazało się jednak snem. Rozejrzała się. Natura bardzo ją uspokajała, odkąd tylko pamiętała. Lubiła zawsze spacery, nocowania w lesie, ogniska, piesze wycieczki. Okolica była bardzo ładnym miejscem. Dookoła chodnika rosły małe, ale pachnące kwiatki, trawnik został niedawno skoszony, przez co jego delikatna woń roznosiła się po maleńkim parku. Często przychodziła tu na pikniki z Mią i Lottie.

Zastanawiała się, czy kiedyś wszystko się ułoży i znów będzie tak samo beztroskie jak wcześniej...

- Ale wyglądasz na przybitą - usłyszała głęboki głos tuż obok siebie. podskoczyła i zobaczyła, że Dmitri siedzi tuż obok niej. I wziął się dosłownie znikąd. Miał na sobie koszulkę z logiem zespołu led zeppelin, czarne, obcisłe czarne spodnie i glany do połowy łydki.

- Szukałam Cię - naprawdę ucieszyła się, widząc chłopaka tuż obok siebie.

- Super. a w jakim celu, elfiku? - wyciągnął papierosa z kieszeni i go odpalił, siedział w bezpiecznej odległości, nie chciał znowu się z nią... stykać, choć nie ukrywał, że było to ciekawe doświadczenie. Zerknął na nią. Nie chciał się przyznać, że śledził ją cały dzień. Był dość szybki jak na mieszańca, cichy. Prawdziwy drapieżnik. Jednakże sam siebie za takiego nie miał. Krew źle na niego działa.

Bardzo źle.

- Czy... ja wariuję? - zapytała wprost, patrząc mu głęboko w oczy, jakby tam szukała odpowiedzi.

Chłopak parsknął, myślał w pierwszej chwili, że jasnowłosa żartuje, albo ze bawi się w jakąś niewyjaśnioną grę, bądź próbuje coś na nim wymusić. Ale... dziewczyna poważnie pytała. Coś kryło się za jej intensywnym spojrzeniem.

- Wiesz... m-moje życie było takie zwykłe nim... ten dozorca zabił się na moich oczach, potem... Ci ludzie, jeszcze wcześniej duch babci Mii, teraz jeszcze Ty półczłowiek, półwam...

-Dhampir - przerwał, wypuszczając dym z ust.

-Co?

- No dhampir. Tak się na nas mówi.

Zmarszczyła brwi przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Przecież w ogóle jej o to nie chodziło!

- Nie miałam na myśli tego jak się nazywa to... czym jesteś tylko czy...

Ciężko sapnął, zaciągając się mocno papierosem i dmuchnął jej dymem prosto w twarz.

- Dobra, kochaniutka, teraz mnie dokładnie posłuchaj. To co się wydarzyło było naprawdę, ja jestem sobie takim, hm, wampirzym kundlem, masz magiczną, srebrną błyskotkę na paluszku, która robi mu kuku, gdy jej dotykam, bardzo stara tak w ogóle, czekaj, w ogóle jak mnie dotykasz to dziwnie mnie boli. Co jeszcze? - zmarszczył teatralnie brwi i udawał, że się zastanawia, pocierając brodę - Ah tak, jakiś staruszek zabił się na Twój widok, no dramat. Widziałaś też podobno jakiegoś... ducha? - udawał zaskoczonego - Kochanie, ja uprawiałem seks z demonem! To dopiero coś. A, no, oprócz tego nie wariujesz. - powiedział całkiem poważnie. Postanowił jeszcze coś jednak dodać od siebie - Czasem życie po prostu... daje nam cytryny.

Patrzyła na niego dłuższą chwilę zaskoczona. Ba, ona po prostu nie dowierzała w to co on mówił. Brzmiał na bardziej chorego niż ona sama.

- Jakie... jakie znowu cytryny?! - wykrzyknęła - Czy Ty jesteś nienorm... Z demonem? -wzięła głęboki oddech, uświadamiając sobie ten fakt, gdy ten szeroko się uśmiechnął i skinął zadziornie głową - Nie potrzebowałam tej informacji do życia - skomentowała ten fakt i odchrząknęła, próbując wrócić do tematu, na który rzeczywiście chciała porozmawiać - Więc... n-na mojej rodzinie chyba ciąży klątwa.

- Świetnie. To znajdź sobie jakąś wiedźmę i niech z Ciebie zdejmie te... klątwę - wywrócił oczami- co Ty myślisz, że ja się magią bawię? Prędzej bym sprawił, żeby ksiądz mnie przeleciał niż to zdjął klątwę. Albo magia albo wampiryzm, moja droga.

Znowu nie miała do końca pojęcia o czym on mówi.

- Chciałabym rozumieć każde zdanie, które do mnie mówisz - przyznała szczerze - Czyli... tak naprawdę Ty mi w ogóle nie możesz pomóc tak? To po co ja Cię szukałam...? - podłamało ją to trochę na duchu.

Zastanowił się dłuższą chwilę i wyrzucił niedopałek papierosa.

- Słuchaj. Jestem nowy w tym mieście. Nie wiem czy macie tu jakichś znachorów, czy inne wróżbiarki, czy w ogóle macie coś... magicznego na tym zadupiu, ale wiem jedno. Nie wariujesz. To co Ci się przytrafiło to mój chleb codzienny. Przez te sto ileś lat widziałem już trochę syfu tego świata - był z nią szczery - I uwierz mi, że tak się tylko zaczyna. Dopiero później zauważasz, że ludzie, których znasz całe życie są zupełnie kimś innym. I to wcale nie wariowanie...

Czuła, że przeszywają jej dreszcze. Jego wzrok był bardzo przenikliwy, nawet lekko przerażający.

- Ty, moja droga, dopiero zaczynasz widzieć świat takim, jakim jest naprawdę.

______________________________

Siemka, witam, pozdrawiam

no więc, co mogę powiedzieć? wróciłam po długim czasie z małym rozdzialikiem, o którym zbyt dobrego mniemania nie posiadam, natomiast zależy mi trochę bardzo na tej opowieści, czy jak to tam nazwać. chciałabym Was jakoś zachęcić do czytania tego, ale nie da się nikogo do niczego zmusić :c

przyjmę z ciepełkiem każdą gwiazdkę, każdą opinię.

do następnego.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro