R11: Sposób na morderstwo
Matta Lowella do domu przywiozła policja. Ojciec już zadbał o to, by dostał porządnie w twarz za swoje zachowanie. Nie tolerował ćpania, a przez to, że w ogóle nie bywał w domu, nawet nie zauważył, że syn jest dość mocno uzależniony i na dodatek namawia do tego rok młodszą koleżankę. Mia od razu zamknęła się w pokoju, udając, ze ta sprawa w ogóle jej nie dotyczy. Poczekała do późnego wieczoru, a następnie opuściła dom. Wpierw nie wiedziała, gdzie się udać. W pustostanie raczej nie chciała się już pokazywać, to miejsce nie było dla niej odpowiednie, może gdy był tam Dmitri. Skierowała się zatem do okolicznej knajpy. Zdawała sobie sprawę z tego, że wielu ludzi może ja poznać, głównie za względu na to, iż należała do rodziny założycielskiej, a jej indiańskie geny od razu rzucały się w oczy. Weszła do budynku, poprawiając jeszcze miniówkę. Nie było tu ograniczenia wiekowego, bowiem w tym miejscu przede wszystkim czas spędzała młodzież; znajdował się tu bilard, lotki, jadało się tu również smaczne posiłki. Wręcz restrykcyjnie zwracano uwagę na to, by nie sprzedawać alkoholu dzieciom. Teoretycznie, ponieważ to tylko oficjalna wersja. Wystarczyło odpowiednio się uśmiechnąć, bądź zaproponować coś barmanowi, a ten odznaczał się niezwykle wielką otwartością na coraz to nowsze propozycje nastolatków.
W godzinę później nastolatka obijała się o ludzi na parkiecie, nie panując już nad swoim ciałem.
- Ej, może być trochę uważała, gdzie pchasz te dupsko? - jakaś równie pijana dziewczyna nie zniosła jej zachowania i odepchnęła ją dość mocno, Mia upadła na podłogę. Otrząsnęła się jednak szybko, czując narastającą w niej złość.
- To Ty stoisz mi na drodze - warknęła, stojąc już na nogach.
- Panienko, raczej powinnaś już iść do domu - któryś z kelnerów zwrócił jej uwagę.
- To ona na mnie wlazła i mnie pchnęła!- obruszyła się. Kelner nie chciał jej słuchać i nie za bardzo jej wierzył. Wyprowadził ją na zewnątrz, grożąc, że jeśli wróci to zadzwoni po policję. Zirytowana ubrała na siebie kurtkę, którą zdążył wcisnąć w jej ręcę. Zrezygnowana ruszyła w stronę domu. Po kilku minutach zdała sobie sprawę, że ktoś za nią idzie. Kroki stawały się coraz wyraźniejsze. Obróciła się od razu, nigdy nie brakowało jej odwagi, znała podstawy samoobrony, to znaczy właściwie ich nie znała, ale potrafiła bardzo szybko biegać. Zobaczyła przed sobą te zaczepną dziewczynę.
- Nie masz co robić? - burknęła, od razu wywracając oczami - Jakie to dojrzałe, śledzić kogoś, bo mu dopiekł.
- A co, nie zasłużyłaś przypadkiem na dostanie w mordę, idiotko? - farbowana blondynka szybko znalazła się przed nią i pociągnęła mocno za włosy, głośno się śmiała. O tej porze w parku nie było żywej duszy, zatem mogła bez problemu nauczyć Mię jak się zachowywać w miejscach publicznych. Rozpoczęła się szamotanina, czerwonowłosa próbowała uderzać ją w brzuch, jednakże nie mogła jej dosięgnąć.
- Przestań! - Mia krzyczała, sprawiała jej ból i zachowywała się jakby nie miała zamiaru przestać póki nie padnie na twarz cała posiniaczona. Odnalazła w sobie nagle niesamowity pokład siły i odepchnęła ja od siebie na tyle mocno, że po pierwsze farbowana blondyna wyrwała jej garstkę włosów, a po drugie, upadając czaszka dziewczyny dosłownie roztrzaskała się o krawężnik. Krew od razu zaczęła cieknąć ciurkiem z jej głowy. Lowell wrzasnęła na ten widok i miała wrażenie, że coś w niej zaczyna się ruszać. Jakby każda kość postanowiła zmienić swoje położenie, co było niesamowicie bolesnym doznaniem. Poczuła również przez chwilę, jakby widziała w ciemności, a w jej ustach pojawiły się ostre kły, ale tuż po tym wszystko ustało. Czuła się normalnie. Z wyjątkiem tego, że blondynka dalej się nie ruszyła, wpatrując się martwymi oczami w Mię.
- Cholera - zaklęła i uciekła z tego miejsca płacząc.
Zabiła człowieka.
* * *
Jak to mogło się stać, że ktoś, kogo wydaje Ci się że znasz bardzo dobrze nagle staje się dla Ciebie zupełnie obcy? Flavii dokuczał ból związany z nieobecnością Mii w jej życiu. Stanowiła coś w rodzaju... spojenia pomiędzy nią a Lottie. W trójkę były unikalne, zrównoważone, a teraz? Brunetka stawała się coraz wredniejsza i gburowata, a Flavia traciła zmysły. Całą noc leżała w bezruchu, bała się, że jeśli spojrzy w bok zobaczy Pauline, a to ją przerażało. Co jakiś czas słyszała kroki w swoim pokoju. Czuła jej obecność, ale nie mogła opuścić kręgu solnego. Tak polecił jej Dmitri, a on wiedział, co robi, prawda? Przez myśl nawet jej przeszło, że pewnie siedzi gdzieś w okolicy i ją obserwuje. Czuwa. Chwila, Ale po co miałby to robić? Odtrąciła te myśli lecz to nie zmieniło faktu, że gdzieś w głębi siebie miała taką nadzieję.
Poranek nastał dość szybko. Podniosła powoli głowę i rozejrzała się po pokoju. Z jej biurka zostały zrzucone jakieś książki i drobniejsze przedmioty, tak samo z półek przy oknie, poza tym wydawało się, że wszystko jest w porządku. Flavia pamiętała, że żelazo odstrasza duchy, więc spała z pogrzebaczem, który zabrała z salonu sprzed kominka. Wystawiła niepewnie bosą stopę poza krąg, a do jej pokoju wpadła Ophelia. Przy okazji rozkopała linie solna pod drzwiami.
- FLAVIA MOGĘ POŻYCZYĆ...- urwała, gdy zobaczyła że siostra cofnęła się na łóżko, wystawiając przed siebie pogrzebacz w przerażeniu. Rozejrzała się - Co tu się stało? Naoglądałaś się horrorów, czy Pheobs ma rację, że szalejesz?
- T-tak, oglądałam wczoraj taki jeden horror. Mega straszny... - skłamała od razu i odetchnęła. To tylko siostra - Co chciałabyś pożyczyć? - opuściła krąg.
- No, taką tasiemkę do włosów, błękitną, będzie mi pasowała do dzisiejszej spódnicy, którą mam zamiar ubrać. Inspirowałam się Elsą z "Krainy lodu" - odparła, wciąż patrząc na starszą siostrę podejrzliwie.
- Już podaję, na pewno będziesz ślicznie wyglądać - przeszukała swoje pudełeczko z dodatkami do włosów i podała - Tylko nie zniszcz.
Gdy Ophelia opuściła pokój, Flavia zaczęła się przygotowywać do wyjścia. Szkoła czekała. Znów zaczęła słyszeć rozmowy z dołu. Rodzice wciąż dyskutowali na temat Miley i o jej totalnym braku rozsądku. Nie miała pojęcia co to może oznaczać. Ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi wejściowych. Pierwsza myślą był oczywiście listonosz, ale...
- Dzień dobry, pani Flanagan. Czy zastałam Flavię? - niewiarygodne. Słyszała Mię. Niemalże zbiegła na parter.
- Mia - wykrztusiła, nie wierząc temu co widzi.
- Cześć... Wpadłam przed szkołą na śniadanie i po Ciebie - odpowiedziała z uśmiechem jak gdyby nigdy nic. Jednak jej oczy były pełne przerażenia. Widziała to doskonałe.
- Pewnie, wchodź kochanie. Ślicznie Ci w tej nowej fryzurze - Charlene od razu zabrała ja do stołu. Flavii nie pozostało nic, prócz ubrania się w coś przyzwoitego i dołączenia do stołu. Jej serce bilo trzy razy szybciej. Mia wróciła. Wparowała za chwilę do jadalni i objęła przyjaciółkę od tyłu. Wciąż używała tych samych perfum.
- Udusisz mnie, Flavs - zaśmiała się - Siadaj i jedz lepiej. Chyba straciłaś kilka kilogramów.
- Ostatnio widziałem ją z jakimś chłopakiem przed domem. Po prostu się zakochała i dlatego jest tak dziwna - skomentował Ian. Starsza siostra była zaskoczona jego wnioskiem, poza tym kiedy on ją widział z Dmitrim? Wszyscy spojrzeli na nią.
- T-to nie prawda. To chłopak Mii- starała się obronić.
- Och Nie, kochana, on wcale nie jest moim chłopakiem - szybko zaprzeczyła, wciąż się szczerząc. Blondynka była czerwona po same czubki uszów.
- Przyprowadź go na kolację - odezwał się nieco rozbawiony tata - Byle nie brał narkotyków - rzucił surowe spojrzenie w stronę jednej z bliźniaczek.
- To nie jest mój chłopak. Nie podoba mi się i tato, nigdy bym go nie zaprosiła na kolację- oświadczyła.
- To samo mówiła Miley, gdy poznała Matta - skomentowała Pheobe.
Mia nieco się zmieszała, pokrótce wiedziała o co chodzi, krzyków ojca nie dało się nie słyszeć.
- Tak... chciałabym przeprosić za niego. Trochę się pogubił, ale naprawi swój błąd - obiecała.
Po śniadaniu wszyscy opuścili dom, każdy w swoją stronę.
- Lottie ucieszy się jak tylko Cię zobaczy! - klasnęła w dłonie, tuż potem złapała Mię w pasie, znów ją tuląc.
- Tak... Lottie. Słuchaj. Musicie mi pomoc - oświadczyła - Ufam tylko Wam... A zrobiłam coś strasznego - oświadczyła.
- No... dobrze to chodźmy po Lotts.
Gdy zebrały trzecią z przyjaciółek, Mia zaczęła je gdzieś prowadzić. Nie odpowiadała na żadne z pytań, po prostu kazała iść im za sobą.
- Kto by pomyślał. Wróci i od razu czegoś chce. Szczyt podłości - Mongołka nie przebiegała w słowach.
- Jeszcze chwila, proszę- zbliżały się do miejsca. Były w parku, właśnie zmierzały w stronę najbardziej zalesionej części, gdzie krzewy rosły tak gęsto, że nie dało się przejść jeśli nie miałeś ze sobą jakiejś maczety - Okej. Zajrzyjcie tam...
Lottie i Flavia spojrzały na siebie zdziwione, ale wykonały prośbę przyjaciółki. Odgarnęły wspólnie gałęzie niskich krzewów i zobaczyły.
- T-trup - wykrztusiła brunetka - Pieprzony trup - powtórzyła i spojrzała na Lowell - Możesz nam wytłumaczyć, skąd do cholery wziął tu się trup?!
- Boże, Mia! - Flavia nie była w stanie znieść tego widoku i od razu się odwróciła, zakrywając oczy.
- Ja nie wiem jak to się stało, okej?! Zaczepiła mnie i ja... wyrzucili mnie i chciałam normalnie wrócić do domu - zaczęła opowiadać. Lottie uniosła jedną brew, czekając na dalszy rozwój historii - Ale ona wyszła za mną, stwierdziła chyba, że musi mnie zlać, ledwo co weszłyśmy główną alejką do parku, a ona ciągnęła mnie za włosy i-i... Wtedy poczułam w sobie coś dziwnego, nagle miałam tyle siły w sobie i odepchnęłam ją, jak się okazało trochę zbyt mocno i jej... - zacisnęła mocno usta.
- No mówże! - brunetka starała się ją pogonić.
- Jej głowa odbiła się od krawężnika, a potem zaczęła krwawić. Znów poczułam coś dziwnego, a potem uciekłam jak tylko to się stało.
- Jak mogłaś, mogła jeszcze żyć, może... Może udałoby się ją uratować - Flavia również zabrała głos.
- Nie, gdy odchodziłam nie żyła. Wróciłam po kilku minutach i ją stamtąd zabrałam i przyciągnęłam tu - mówiła już nieco niewyraźnie, oddychała głośno a jej ręce mocno drżały.
- Jak zdołałaś przeciągnąć martwe tak daleko? - zdziwiła się Lotts - Myślałam, że Dmitri Ci pomógł. Czerwonowłosa pokręciła głową w odpowiedzi.
- N-nie. Od wczorajszego wieczoru czuję... ogromną siłę w sobie. Widzę w ciemnościach i... - wyszczerzyła w ich kierunku zęby - Zobaczcie, ma większe kły. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie wiem, nie chciałam jej zabić... - schowała twarz w dłoniach, szlochając.
- Co się z nami wszystkimi dzieje?! - wkurzona Flavia wydarła się na cały głos. Zaczynało ją to przerastać.
- Świetnie, wychodzi na to, że tylko ja jestem normalnym człowiekiem. Flavs duszą duchy, Dmitri to jakiś tam dhampir, a moja druga przyjaciółka zmienia się w wiedźmina. Po prostu świetnie - Lottie pokręciła głową, krzyżując mocno ręce na piersiach. Słuchajcie, panika w niczym nam nie pomoże. Mia, skontaktuj się z Dmitrim, może on coś poradzi na tę martwą dziewczynę.
Lowell skinęła głową, wybrała numer chłopaka.
- Mam tylko nadzieję, że nam pomoże - oświadczyła jasnowłosa.
_________________________________________________________________
Halo! To 11 rozdział!
Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania, a przede wszystkim do dzielenia się z innymi historią!!! Byłabym bardzo wdzięczna i szcześliwa, gdyby historia trafiła do szerszego grona odbiorców <3
pozdrawiam, krushnicbae
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro