Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Zakochałem? (...) Chyba nie."

Pov. Rye

Wracając do domu, nie mogłem przestać myśleć o chłopaku spotkanym w parku.
Jego niebieskie oczy i blond grzywka opadająca na oczy.
Mocno zarysowane kości policzkowe.
To wszystko przez cały czas widniało przed moimi oczami.

Nie widziałem go tutaj wcześniej, zastanawiałem się czy wprowadził się na stałe, czy raczej był przejazdem.

Wróciłem do domu.
Chłopców nie było, bo mieli nocować u któregoś z ich kolegi, a moja mama napewno pojechała zrobić jakieś zakupy.

Postawiłem na szybki prysznic, żeby zmyć z siebie pot i brud po bieganiu.
Wychodząc z łazienki ubrałem na siebie czyste bokserki i wyłożyłem się na łóżku.

Po dłuższej chwili, bezsensownego wpatruwania się w sufit, mój wzrok zawędrował w stronę swoich spodni.
Powolbym ruchem sięgnąłem po nie i wyciągnąłem z tylnej kieszeni telefon.

Machinalnie wszedłem w ikonkę kontaktów i wybrałem pierwszy numer z listy.
Przez dłuższy czas wpatrywałem się w migający kursor, a mój umysł był jak biała kartka.

"To ja Rye."?

Niee...
Zbyt idiotyczne.

Zwykła emotikonę?

Niee... Nie zorientuje się, że to ja.

Po dobrych 30 minutach byłem już całkiem nieźle poirytowany.
Wystukałem coś szybko na klawiaturze i beznamysłu wysłałem wiadomość.

Do: Andy🌵

Ten, co nie patrzy przed siebie🐝🐝

Spojrzałem na godzinę, było kilka minut po 12 i powiem szczerze, że jakoś nie chciało mi się siedzieć drugiej połowy dnia w domu.

Wybrałem jeden z numerów w zakładce "Ulubione" i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
Odebrał po dwóch sygnałach:

-Halo?- usłyszałem po drugiej stronie słuchawki.

- Hej, Mikey!

- Hej, stary! - zaśmiał się. - Co tam?- zagadnął.

-Właściwie to nic - wzruszyłem ramionami, choć wiedziałem, że tego nie widzi. - Robisz coś?

- Jeśli chodzi o coś pożytecznego dla świata, to nie- zaśmiałem się. - Gram w fife. Wbijaj, bo te boty z drugiej drużyny to jakaś patola- dodał, śmiejąc się.

- Dzięki stary. Będę za pół godziny - odpowiedziałem z ulgą.

- To do zobaczenia- po tych słowach rozłączył się.

Ztoczyłem się z łóżka.
Podszedłem do szafy i jak baba stwierdziłem, że naprawdę nie mam się w co ubrać.
Przywiązywałem dość dużą wagę do swojego wyglądu.
Lubiłem dobrze wyglądać.
Sprawiało mi to pewnego rodzaju... satysfakcję?
Tak, to dobre słowo.

Ostatecznie wybrałem czarne spodnie z obniżonym stanem, jakiś biały
T- shirt i czerwoną koszulę.
Następnie przez 10 minut stałem przed lustrem i układałem włosy.
Stał bym dłużej, ale powiedziałem Mikeyowi, że będę za pół godziny, a to nawet mogłoby nie wystarczyć na samo układanie włosów.

Zszedłem jeszcze szybko na dół i napisałem mamie kartkę żeby się nie martwiła i jakby coś dzwoniła do mnie.
Normalnie napisałbym smsa, ale znając moją mamę nawet by go nie odczytała.

  ▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

- Przestań oszukiwać do cholery!!!- wydarł się chłopak po mojej trzeciej bramce z rzędu.- Spadaj, przegrywie! Poczuj ten smród porażki!- zaśmiałem się dźwięcznie.

Ostatecznie wygrałem czwarty raz z rzędu.

Pov. Mikey

Wstałem z kanapy już delikatnie mówiąc,  podenerwowany.

- Rye chcesz coś do picia?- spytałem, siląc się na miły wyraz twarzy, co chłopak skomentował głośnym parsknięciem.

- Jasne. Herbatę. Dzięki-  uśmiechnął się sztucznie, a ja przewróciłem oczami.

Ruszyłem w stronę kuchni i zaparzyłem dwa kubki herbaty.

Po jakiś 10 minutach wróciłem do salonu, zastając Rye siedzącego przy zgaszonym telewizorze.

Chyba nie zauważył jak wszedłem, wyglądał na naprawdę zamyślonego. Patrzył tępo w okno i opierał rękę o podbródek.

- Rye, wszystko w porządku?- wyrwałem go z transu, a on uśmiechnął się na moje słowa i odrócił się w moją stronę.

Pov. Rye

Odwróciłem się do szatyna.
Nie odpowiedziałem mu od razu, tylko znowu wbiłem wzrok w okno.

- Ej, stary - zaśmiał się. - Co ty się zakochałeś?- dodał, klepiąc mnie w ramię.

-Zakochałem?- powiedziałem bardziej do siebie wciąż nie odwracając wzroku w stronę Mikeya. - Chyba nie.

-Mi możesz wszytko powiedzieć- odparł z powagą na twarzy i chwycił mój podbródek, odwracając go w swoją stronę.- No, dawaj- powiedział to z taką powagą, że wybuchnąłem śmiechem.

I tak o to z moich ust wytoczyła się cała historia z dzisiejszego poranka.

- Wiesz chociaż co to za chłopak?- spytał Mikey, gdy już skończyłem.

- Nie, pierwszy raz go tu widzę...- wzruszyłem ramionami, biorąc łyka herbaty.

Chłopak nic nie odpowiedział na moje słowa.

- Dobra będę się już zbierał - powiedziałem, spoglądając na zegar.

Było wpół do 17.
Podniosłem się z kanapy i otrzepując spodnie zwróciłem się w stronę szatyna.

- To nara, Mikey - rzuciłem. - Dzięki.

- Spoko, ale informuj mnie na bierząco- puścił mi oczko i przytulił mnie po męsku na pożegnanie

Chwyciłem za klamkę i już miałem otworzyć drzwi gdy
zamarłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro