Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"To wy się już znacie?"

Pov. Jack

W sumie minęły jakieś trzy dni
od kąd ustaliliśmy nasz mini plan swatania chłopaków.

Pomyślałem, że moglibyśmy zacząć wcielać go w życie.
Byłem tak podjarany gdy wyobrażam sobie RANDYIEGO!
Ten ship był już dość długo w obiegu pomiędzy naszą trójką, więc wystarczyło, że ktoś wypowiedział TO słowo i wiadomo było od razu o co chodziło.
Było to dość śmieszne, ale za razem urocze.

Strasznie mi się nudziło, więc napisałem do chłopaków czy nie chcieliby się spotkać.
Bo czemu nie?

Odetchnąłem z ulgą gdy wszyscy się zgodzili, bo naprawdę nie miałem zamiaru siedzieć w domu przez kolejny bite kilkanaście godzin.
Tylko Rye powiedział, że się spóźni bo musiał coś załatwić.

Mieliśmy spotkać się w "naszej" kawiarni.
Tak po prostu pogadać, bo nam się nudziło, lecz tylko nasz trójka wiedziała, że miał jeszcze ktoś do nas miał dołączyć.

Pov. Rye

O 14 miałm spotkać się z chłopakami w kawiarni.

Musiałem się trochę spóźnić, bo pilnowałem chłopaków do czasu aż mama miała wróci z pracy, a z tym to nigdy nie wiadomo.
Kończyła właśnie o 14, więc miała się zaraz zjawić.

Gdy po dłużących się minutach, moja mama wreszcie przyszła powiedziałem jej żeby się nie martwiła, bo nie wiedziałem o której dokładnie wrócę, ale wychodziłem z chłopakami.

Kobieta ufała mi, za co bardzo ją ceniłem, a chłopaków również uwielbiała, więc nie miałem nigdy większego problemu z wyjściem z domu.j

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪


Otworzyłem przeszklone drzwi i rozejrzałem się po całym wnętrzu.
Chłopaki siedzieli tam gdzie zwykle.
P

rzetaksowałem ich wzrokiem, wstrzymując oddech gdy mój wzrok zatrzymał się dłużej na niebieskookim blondynie, siedzącym obok Brooka.


- Cześć!- przywitałem się, zwracając tym samym na siebie ich uwagę, na co odpowiedzieli mi tym samym.

Siadając, spojrzałem ukradkiem na blondyna, posyłając mu nieśmiały uśmiech, który z resztą odwzajemnił.

- To wy się już znacie? - zagadnął Mikey, choć dobrze wiedział jaka była odpowiedź.

- Tak - odpowiedzieliśmy jednocześnie, przez co wszyscy przy stole zaśmiali się.

- Świetnie!- ucieszył się Jack. - Bo... Jest taka sprawa - dodał, drapiąc się w głowę.

Wymieniliśmy między sobą zdezorientowane spojrzenia, na co brunet wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.

- Nie! To nic złego! - upewnił nas, machając rękami i śmiejąc się przy tym.

- Chciałem się spytać czy macie może wolny weekend - spojrzał na nas wyczekująco.

- Zależy co masz do zaproponowania...- odezwał się Andy, unosząc jedną brew do góry i uśmiechając się, ukazując swoje urocze dołeczki.- Właśnie - dodałem gdy przyłapałem się na tym, że wpatrywałem się w blondyna zbyt długo z głupim uśmiechem na twarzy.

Zauważył to chyba tylko Mikey, na co uśmiechnął się i pokręcił głową, spuszczając wzrok na blat stolika.

- Moja ciotka ma kawałek lasu jakąś godzinę drogi stąd. Jest jezioro, łąka i w ogóle fajne miejsce- kontynuował.- Myślałem, że jeśli byście chcieli, moglibyśmy wybrać się pod namioty...- wzruszył ramionami.

Pov. Brook

Miejscami miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.

Razem z Mikeyem ciągneliśmy szopkę i udawaliśmy, że nic nie wiemy.

Tak naprawdę od początku mieliśmy zamysł, żeby jechać pod namioty.
Mielibyśmy wtedy lepszy dostęp do Randyiego, a co się z tym wiązało?
Lepsze powodzenie naszego zadania.

Bardzo.
Naprawdę BARDZO.
Zależało nam aby byli razem.
Przecież oni byli stworzeni dla siebie.

Z zamyślenia wyrwała mnie odpowiedź Andyiego.

- Ja mogę, bo i tak chata wolna...- uśmiechnął się. - Nie mam zamiaru kisić się przed telewizorem kilkanaście dni pod rząd...

- Ja też. Jak starzy mi nie pozwolą to i tak pojadę - zaśmiałem się, spoglądając znacząco na Mikeya.

- Dlaczego nie? Będzie fajnie.- powiedział szatyn, posyłając mi uśmiech.

- Rye?- zagadnął Jack.

- Moja mama w weekendy nie pracuje, więc o chłopaków nie ma się co martwić i w sumie... Jak mi nic nie wypadnie to mogę jechać - odpowiedział, wzruszając ramionami.

- No i zajebiście!- ucieszył się Jack, na co wszyscy zaśmialiśmy się z jego reakcji.

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

Siedzieliśmy już dość długo gdy postanowiliśmy się zbierać.

Wychodząc, ja, Mikey i Jack pożegnaliśmy się z Andym i Ryem po czym ruszyliśmy w swoją stronę.

Miałem nadzieję, że coś z tego będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro