"To wy się już znacie?"
Pov. Jack
W sumie minęły jakieś trzy dni
od kąd ustaliliśmy nasz mini plan swatania chłopaków.
Pomyślałem, że moglibyśmy zacząć wcielać go w życie.
Byłem tak podjarany gdy wyobrażam sobie RANDYIEGO!
Ten ship był już dość długo w obiegu pomiędzy naszą trójką, więc wystarczyło, że ktoś wypowiedział TO słowo i wiadomo było od razu o co chodziło.
Było to dość śmieszne, ale za razem urocze.
Strasznie mi się nudziło, więc napisałem do chłopaków czy nie chcieliby się spotkać.
Bo czemu nie?
Odetchnąłem z ulgą gdy wszyscy się zgodzili, bo naprawdę nie miałem zamiaru siedzieć w domu przez kolejny bite kilkanaście godzin.
Tylko Rye powiedział, że się spóźni bo musiał coś załatwić.
Mieliśmy spotkać się w "naszej" kawiarni.
Tak po prostu pogadać, bo nam się nudziło, lecz tylko nasz trójka wiedziała, że miał jeszcze ktoś do nas miał dołączyć.
Pov. Rye
O 14 miałm spotkać się z chłopakami w kawiarni.
Musiałem się trochę spóźnić, bo pilnowałem chłopaków do czasu aż mama miała wróci z pracy, a z tym to nigdy nie wiadomo.
Kończyła właśnie o 14, więc miała się zaraz zjawić.
Gdy po dłużących się minutach, moja mama wreszcie przyszła powiedziałem jej żeby się nie martwiła, bo nie wiedziałem o której dokładnie wrócę, ale wychodziłem z chłopakami.
Kobieta ufała mi, za co bardzo ją ceniłem, a chłopaków również uwielbiała, więc nie miałem nigdy większego problemu z wyjściem z domu.j
▪
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Otworzyłem przeszklone drzwi i rozejrzałem się po całym wnętrzu.
Chłopaki siedzieli tam gdzie zwykle.
P
rzetaksowałem ich wzrokiem, wstrzymując oddech gdy mój wzrok zatrzymał się dłużej na niebieskookim blondynie, siedzącym obok Brooka.
- Cześć!- przywitałem się, zwracając tym samym na siebie ich uwagę, na co odpowiedzieli mi tym samym.
Siadając, spojrzałem ukradkiem na blondyna, posyłając mu nieśmiały uśmiech, który z resztą odwzajemnił.
- To wy się już znacie? - zagadnął Mikey, choć dobrze wiedział jaka była odpowiedź.
- Tak - odpowiedzieliśmy jednocześnie, przez co wszyscy przy stole zaśmiali się.
- Świetnie!- ucieszył się Jack. - Bo... Jest taka sprawa - dodał, drapiąc się w głowę.
Wymieniliśmy między sobą zdezorientowane spojrzenia, na co brunet wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
- Nie! To nic złego! - upewnił nas, machając rękami i śmiejąc się przy tym.
- Chciałem się spytać czy macie może wolny weekend - spojrzał na nas wyczekująco.
- Zależy co masz do zaproponowania...- odezwał się Andy, unosząc jedną brew do góry i uśmiechając się, ukazując swoje urocze dołeczki.- Właśnie - dodałem gdy przyłapałem się na tym, że wpatrywałem się w blondyna zbyt długo z głupim uśmiechem na twarzy.
Zauważył to chyba tylko Mikey, na co uśmiechnął się i pokręcił głową, spuszczając wzrok na blat stolika.
- Moja ciotka ma kawałek lasu jakąś godzinę drogi stąd. Jest jezioro, łąka i w ogóle fajne miejsce- kontynuował.- Myślałem, że jeśli byście chcieli, moglibyśmy wybrać się pod namioty...- wzruszył ramionami.
Pov. Brook
Miejscami miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.
Razem z Mikeyem ciągneliśmy szopkę i udawaliśmy, że nic nie wiemy.
Tak naprawdę od początku mieliśmy zamysł, żeby jechać pod namioty.
Mielibyśmy wtedy lepszy dostęp do Randyiego, a co się z tym wiązało?
Lepsze powodzenie naszego zadania.
Bardzo.
Naprawdę BARDZO.
Zależało nam aby byli razem.
Przecież oni byli stworzeni dla siebie.
Z zamyślenia wyrwała mnie odpowiedź Andyiego.
- Ja mogę, bo i tak chata wolna...- uśmiechnął się. - Nie mam zamiaru kisić się przed telewizorem kilkanaście dni pod rząd...
- Ja też. Jak starzy mi nie pozwolą to i tak pojadę - zaśmiałem się, spoglądając znacząco na Mikeya.
- Dlaczego nie? Będzie fajnie.- powiedział szatyn, posyłając mi uśmiech.
- Rye?- zagadnął Jack.
- Moja mama w weekendy nie pracuje, więc o chłopaków nie ma się co martwić i w sumie... Jak mi nic nie wypadnie to mogę jechać - odpowiedział, wzruszając ramionami.
- No i zajebiście!- ucieszył się Jack, na co wszyscy zaśmialiśmy się z jego reakcji.
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Siedzieliśmy już dość długo gdy postanowiliśmy się zbierać.
Wychodząc, ja, Mikey i Jack pożegnaliśmy się z Andym i Ryem po czym ruszyliśmy w swoją stronę.
Miałem nadzieję, że coś z tego będzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro