"To skomplikowane."
Pov. Rye
Od razu po powrocie z wypadu z chłopakami czekała mnie w domu miła niespodzianka.
Mój brat Robby wrócił z Hiszpanii tłumacząc, że dostał wolne i postanowił na chwilę wpaść.
Od razu gdy go zobaczyłem rzuciłem mu się na szyję.
Zawsze był tym dobrym starszym bratem, który we wszystkim mi pomagał.
- No młody! Stęskniłeś się?- spytał, śmiejąc się.
- Nawet nie wiesz jak, Robby- powiedziałem z uśmiechem.
Moja mama gdy go zobaczyła wzruszyła się i nie potrafiła się od niego oderwać.
Gdy już to zrobiła zaraz oblegli go nasi młodsi bracia.
- Hej! Bo będę zazdrosny!- udałem obrażonego.
- Ty tam masz swojego chłopaka...- powiedział Sammy z zadziornym uśmiechem, co wiązało się z ciekawskim spojrzeniem mojego brata.- Czy ja o czymś nie wiem?- spytał, unosząc jedną brew do góry.
- Ja też?- zwróciłem się z lekko podenerwowany uśmiechem w stronę chłopaków.
Robby nie wiedział, że byłem homo.
To chyba jedyne, czego mu nie powiedziałem.
Shaun podszedł do Robbiego i powiedział mu coś na ucho na co starszy się zaśmiał spoglądając na mnie.
- Ej, tak się się nie robi!- sapnąłem naburmuszony.
- No już, brat. Uspokój się- powiedział brunet, zamykając mnie w żelaznym uścisku.- Też się stęskniłem.
Rozluźniłem się w duszy ciesząc się, że nie będę musiał mu się tłumaczyć.
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Codziennie jeździliśmy gdzieś z Robbym.
Nie dawał mi ani chwili wytchnienia.
Chyba naprawdę się stęsknił.
W któryś dzień wracając z małej "wycieczki" chłopak poruszył temat, którego od początku bardzo się bałem.
- Ryan?
- Noo...
- Możesz mi powiedzieć o czym mówił Sammie?- spytał na co ja zachłysnąłem się powietrzem.- Ej, Rye! Ale spokojnie!- poklepał mnie po kolanie.
- Co chcesz wiedzieć?- spojrzałem na swoje buty, bo akurat w tamtym momencie stały się jakoś dziwnie interesujące.
- Jak to jest z tą twoja orientacją?- powiedział zgaszając silnik gdy już byliśmy pod naszym domem.
- R-Roby noo...- nie wiedziałem jak mam mu to powiedzieć - Bo ja jestem homo- powiedziałem po czym schowałem twarz w dłoniach czując, jak moja twarz płonie.
Chłopak ani na chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Nie odtrącaj mnie- jęknąłem.- Ty mnie nie odtrącaj...- dodałem niewyraźnie.
Chłopak wyszedł z samochodu i obszedł go dookoła otwierając drzwi z mojej strony.
Chwycił mnie za nadgarstek i siłą wyciągnął z auta.
Spojrzał mi w oczy i mocno przutulił.
- To co masz wkońcu tego chłopaka czy go nie masz?- spytał spokojnie.
- J-ja... To znaczy...- zastanawiałem się nad odpowiedzią. - To skomplikowane.
Byłem całkowicie zaskoczony jego reakcją.
- Ryan, mi możesz wszystko powiedzieć. Zawsze - spojrzał na mnie.- Ja cię akceptuję takim jaki jesteś.
W moich oczach stanęły łzy.
O takiej rodzinie mogłem tylko pomarzyć.
Tyle teraz było nietolerancji i homofobów na świecie.
Niektórzy "odmienni" mieli życiu naprawdę ciężko, a mi wszyscy mówią, że tolerują mnie takim jaki jestem.
To naprawdę niesamowite.
Chłopak widząc moją reakcję przyciągnął mnie jeszce raz do siebie i pocałował w głowę.
Kochałem go.
Miałem najlepszą rodzinę, nigdy bym jej na żadną inną nie zamienił.
- Dobra, Rye, bo tak jakby obściskujemy się na środku chodnika- zaśmialismy się oboje na jego słowa.- Chodź, bo chłopaki kiedyś nam mamę zajadą...
Po tych słowach skierowaliśmy się w stronę wejścia domu.
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Robby poszedł pomóc mamie sprzątać po obiedzie, a ja wgramoliłem się po schodach do swojego pokoju.
Dostrzegłem swój telefon na biurku.
Po tym co brunet mi zgotował wiedziałem, że będę miał spore zaległości na social mediach.
Zaśmiałem się na samo wspomnienie, iż praktycznie od przyjazdu z lasu w ogóle go nie używałem.
Chwyciłem urzadzenie, odblokowywując je przy tym.
23 nieodebrane wiadomości od Andyiego.
O FUCK.
Zapomniałem.
Nie kontaktowałem się z nim od wyjazdu.
Co on sobie musiał pomyśleć.
Chwyciłem bluzę i wybiegłem z domu krzycząc, że wychodzę i nie wiem o której wrócę.
Klasyk.
Biegłem co sił w nogach do domu blondyna.
Tak bardzo było mi głupio, że się nie odzywałem.
Stanąłem przed drzwiami domu blondyna, próbując złapać oddech.
Od tygodnia nie biegałem i moja kondycja dosłownie gdzieś się straciła.
Zadzwoniłem do drzwi.
Czekałem na pojawienie się postaci blondyna, ale nic takiego nie nastąpiło.
Zadzwoniłem drugi raz, tym razem dłużej przytrzymując dzwonek.
- Nie ma go - mruknąłem załamującym się głosem gdy po chwili nikt nie otworzył tych pieprzonych drzwi.
Wybrałem jego numer w kontaktach, a gdy ten ponownie się nie odezwał, zdenerwowany schowałem urządzenie do kieszeni.
Cholera jasna.
Szedłem chodnikiem nieskutecznie próbując dobić się do Andyiego.
Nawet nie wiedziałem, w którym momencie znalazłem się w mieście.
Stanąłem pod jakąś kamienicą.
- Do cholery- syknąłem gdy mój telefon wskazał niski poziom naładowania baterii.- Jak dorwę tego blondyna to nie wiem co mu zrobię - powiedziałem sam do siebie.
W nerwowym geście potarłem skronie.
Nie.
To moja wina.
To ja powinienem dostać opierdol.
Gdybym się do niego odezwał...
Teraz nawet nie wiedziałem gdzie był.
- Szukasz niebieskookiego blondyna?- usłyszałem nad sobą na co lekko zadarłem wzrok.
W oknie stała staruszka o ciepłym spojrzeniu.
- Tak - odparłem niepewnie.- Widziała go może pani?
- Wszedł do baru po drugiej stronie ulicy - odpowiedziała.- Wyglądał na przygnębionego. Kim jesteś chłopcze?
- Jego...- przerwałem. - przyjacielem.
- Dziękuje, pani bardzo.- rzuciłem w stronę kobiety, która po raz drugi uśmiechnęła się do mnie ciepło.
No i mamy doskonały przykład, że czasem przydaje się ten "monitoring osiedlowy".
Szybkim krokiem ruszyłem do wskazanego przez staruszkę miejsca.
- Andy, co ty do cholery kombinujesz...- mruknąłem pod nosem, oglądając się na ulicy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro