"On jest dla mnie ważny."
Pov. Andy
Stanąłem przed drzwiami mojego domu.
Bałem się tam wejść.
Przez moją sytuację, bałem się wejść do własnego domu.
To nie było normalne.
Zżerała mnie ciekawość co tym razem odwali temu cholerykowi.
Nie byłem pewien czy powinienem tam w ogóle wchodzić, obiecałem Ryanowi, że nic mi nie będzie.
Po dobrych kilkunastu minutach chwyciłem klamkę z zamiarem otwarcia drzwi.
Przypływ pewności siebie, zastąpiło tępe rozczarowanie gdy drzwi nie ustąpiły.
Proszę, proszę, proszę...
Był czwartek.
Moi "rodzice" byli w pracy.
Szkoda, że nie pomyślałem, o tym wcześniej.
Wyjąłem kluczyki z tylnej kieszeni z zamiarem dostania się do domu.
Przestępując próg doznałem dziwnego uczucia bezpieczeństwa.
Wszedłem po schodach do mojego pokoju.
Spokojnie, bez żadnych awantur i głupich docinek.
Mimo tego błogiego uczucia i tak zaczynało budzić się we mnie narastające napięcie z powodu tego, że wiedzialem iż za niedługo i tak tutaj wrócą, a w tedy jak mniemam rozpęta się istny karambol.
Nie wierzyłem, że moja własna matka będzie miała wobec mnie taki stosunek.
Odkąd pojawił się ten facet zmieniła się diametralnie.
Co ja bym dał żeby tata był teraz z nami...
Razem ze mną.
On zawsze mnie tolerował.
Kochał mnie pomimo moich błędów, których w moim życiu popełniłem dość sporą ilość.
Tęskniłem za nim bardzo.
Czesto zastanawiałem się co by było, gdyby był teraz razem z nami.
Od napływu wszystkich myśli poczułem jak głowa zaczęła mi pulsować.
Świat zaczął mi wirować przed oczami.
Zrobiło mi się dość słabo, więc usiadłem na łóżku.
Oparłem łokcie o kolana, a twarz o dłonie.
- Co ja takiego zrobiłem, że mam takie pojebane życie? - jęknąłem, tłumiąc słowa dłońmi.
Opadłem plecami na łóżko i przymknąłem oczy.
Nie byłem zmęczony, a jednak odpłynąłem bardzo szybko.
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Gwałtownie obudziłem się słysząc jakiś hałas na dole.
Podniosłem się szybko i skierowałem w stronę przyczyny hałasu.
Zszedłem szybko po schodach przeczesując palcami grzywkę ze zdenerwowania.
Ktoś strasznie mocno walił w drzwi, a dźwięk roznosił się po całym domu.
- Co się...- mruknąłem po cichu, czując narastającą panikę.
Podszedłem do drzwi i przez niewielką szybkę zobaczyłem...
Rye?
Na jego twarzy widać było mieszaninę uczuć: złości, zmartwienia i strachu.
Otworzyłem szybko drzwi.
Gdy brunet mnie zobaczył, szybko się na mnie rzucił przygwożdrzając do ściany.
- Ja pierdolę, Andrew! Wszystko w porządku?!- krzyczał. - Miałeś dzwonić!- denerwował się. - Dlaczego nie zadzwoniłeś?! Wszystko w porządku?!- dalej się wydzierał głaszcząc ze zdenerwowaniem moje policzki.
- Rye, wszystko wporządku - starałem się go uspokoić. - Przepraszam. Zasnąłem...
- Zasnąłeś?! - obruszył się, ale szybko się uspokoił. - Andy, martwiłem się...- powiedział patrząc w moje oczy. - Nigdy więcej tak nie rób.
- Przepraszam - szepnałem gdy chłopak się ode mnie odsunął.
- Gdzie oni są?- spytał, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Jeszcze w pracy...- mruknąłem, drapiąc się w głowię. - Chcesz coś?- spytałem kiwajac głową w stronę kuchni.
- Nie, dziękuję - odparł. - Andy?
Odwróciłem się w jego stronę.
- Co zamierzasz im powiedzieć?- spytał, odwracając wzrok i wkładając ręce do kieszeni.
Bez słowa chwyciłem jego dłoń i zacząłem ciągnąć w stronę mojego pokoju.
Zamknąłem drzwi i lekko popchnąłem bruneta, żeby opadł na łóżko, a sam usiadłem obok wtulajęc się w niego. Chłopak zamknął mnie w szczelnym uścisku, opierając brodę na mojej głowie.
Przy nim zawsze czułem sie bezpiecznie.
- Nie wiem, Rye...- westchnąłem. - Nie wiem...
Schowałem głowę w zagłębienie jego szyji.
Czułem ciepło, które od niego biło.
Uwielbiałem ten zapach wody kolońskiej, która nadawała mu tej cholernej męskości.
- Masz jakiś plan?- szepnął w moje włosy.
- Ogarnę jakąś pracę i spadam stąd - mruknąłem, wzruszając ramionami.
- To nie takie łat- Wiem, Rye. Wiem - przerwałem mu. - Ale ja tu już dłużej nie wytrzymam...- czułem jak w moich oczach zaczynały zbierać się łzy.
Chłopak to zauważył i mocniej przycisnął mnie do swojego torsu całując przy tym czubek mojej głowy.
- Andy, nie bój się - mówił gładząc moje plecy. - Ja cię z tym nie zostawię samego, wiesz? Wiesz o tym.
Czułem jak po jego słowach rozluźniłem się.
Przy nim zawsze byłem spokojniejszy.
W tak krótkim czasie stał się najważniejszą osobą w moim życiu i za nic nie chciałem tego zmieniać.
Odkleiłem się od bruneta i spojrzałem mu w oczy.
- Kocham cię, Rye - powiedziałem, łącząc powoli nasze usta.
- Ja też cię kocham, blondi - uśmiechnął się przejmując kontrolę nad pocałunkiem i opaltając swoim językiem mój.
- Blondi? - mruknąłem, gryząc jego dolną wargę.
- Moją, blondi. Moją i tylko moją - powiedział, rozwalając moją grzywkę.
- No dobra - zaśmiałem się. - Jak twoją, to może być...- przewróciłem teatralnie oczami.
Usłyszałem jak ktoś zaczął wchodzić po schodach.
Był to raczej stukot szpilek.
Mama?
Nie usłyszałem jak przyjeżdżała.
- Słyszysz?- spytałem chłopaka. - Pod łóżko - szepnąłem zdenerwowany w jego stronę, cicho z niego schodząc.
Chłopak bez słowa wykonał moje polecenie.
- Jakby coś się działo to krzycz - to ostatnie co powiedział zanim zniknął pod meblem.
W tym samym momencie drzwi do mojego pokoju sie otworzyły, a w nich stanęłam moja matka.
- Andy?- nie ukrywała zaskoczenia.- Gdzieś ty był?!
Poczułem jak zalewa mnie fala gniewu.
Nie mogłem się powstrzymać...
- A wiesz chodziłem tu i tam. Szlajałem się po klubach jak jakaś...- podrapałem się teatralnie po brodzie. - Jak to było? Aha. Dziwka - spojrzałem na nią wyzywająco.
Ku mojemu zdziwnieniu moja matak się nie odezwała, ale spojrzała na mnie z jakimś przykrym wyrazem na twarzy.
- Nie mów tak...- powiedziała wyciągając dłoń w moją stronę.
Dalej byłem zdenerwowany.
- Czyli ja już nie mogę!? A ten skurwiel to już tak!? - syknąłem w jej stronę.- Dostałem niezły wpierdol, nie uważasz?
- Andy pr- Jak możesz?- przerwałem jej. - Zmieniłaś się. Zmieniłaś się przez niego...- powiedziałem bardziej z wyrzutem i żalem w głosie.
- Przepraszam cię, synku - powiedziała jakby ze skruchą. - Ja wcale tak nie myślę.
- A jak?- rzuciłem obojętnie. - Jakoś ten cały kit, który ten koleś ci wciska łatwo ci wchodzi.
- Nie wyrażaj się tak o nim - powiedziała podenerwowana w moją stronę.
- Ale to prawda mamo!- jęknąłem. - Ja chcę tą starą ciebie!
Po moich słowach zrobiła coś, czego w ogóle się nie spodziewałem.
Podeszła i...
Przytuliła mnie.
Nie zrobiła tego od... nawet nie pamiętałem od jak dawna.
- Proszę cię. Nie myśl tak - powiedziała.
Nic nie odpowiedziałem tylko się w nią wtuliłem.
- On jest dla mnie ważny - mówiła dalej
- Ale ty jesteś moim synem i bardzo cię kocham.
- Nie widziałaś co mi zrobił?- załkałem po cichu.
- Tak wiem. Nie powinien - przytuliła mnie mocniej do siebie. - Przepraszam cię za to.
Usłyszałem za oknem warkot samochodu.
Świetnie.
Gwnialnie wręcz.
Teraz będę musiał wejść w konfrontację z tym... Już nawet brakowało mi określeń.
- Chodź, musimy porozmawiać - powiedziała wychodząc z pokoju. - Razem - dodała. - Mamy ci coś do powiedzenia.
Wyszła z pokoju zostawiając mnie samego.
Co?
Co miało znaczyć to "coś"?
Spojrzałem w stronę łóżka.
- No idź. Ja tu będę cały czas - zaśmiałem się na dźwięk słów wydobywających się spod łóżka. - Nie śmiej się tylko idź. I... ostrożnie.
- Dobrze tatooo...- jęknałem i wyszedłem z pokoju kierując się w stronę salonu.
Poczułem jak zaczynałem się stresować całą tą sytuacją.
Nie chciałem patrzeć temu facetowi w oczy...
Nie po tym co mi zrobił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro