"Nie złość się na mnie..."
Wszedłem do baru.
Było całkowicie ciemno.
Pomieszczenie oświetlały jedynie rażące światła i lasery dyskotekowe.
W tle leciała tandetna muzyka, a jedne co poczułem wchodząc do środka to mieszanina mocnego zapachu alkoholu, potu i stęchlizny.
Rozejrzałem się po całym pomieszczeniu, dostrzegając jedynie kilka osób, głównie znudzonych barmanów i starych dziadków popijających piwo.
Gdzie ty, do cholery, jesteś?
W pewnym momencie coś mnie tknęło.
Jest.
Zobaczyłem go przy barze, więc szybko skierowałem się w jego stronę.
- Andy, co ty tu robisz?!- spytałem mocno podenerwowany, chwytając blondyna za ramiona.
Gdy się do mnie odwrócił zobaczyłem, że był totalnie zlany.
Nie wiedziałem o co mogło mu chodzić, bo dlaczego miałby bez powodu siedzieć i chlać do zgonu.
- Wypierdalaj, Ryan- krzyknął bełkotliwie i zachwiał się na krześle barowym. - Idź sobie...- sapnął, popychając mnie dość słabo, bo chyba tylko na tyle było go stać, gdyż prawie spadł z krzesła, na co kilka osób przy barze spojarzało się na nas w dziwny sposób.
Rzuciłem się do niego dalej oszołomiony, w ostatnim momencie ratując go przed spotkaniem z podłogą.
- Co się stało, Andy?- byłem strasznie zdezorientowany.
Ręce mi drżały, bo na prawdę nie miałen pojęcia dlaczego chłopak doprowadziłsię do takiego stanu.
Chwyciłem twarz blondyna w dłonie i dopiero wtedy zobaczyłem, że po jego policzkach płynęły łzy
- Andy! Do cholery!
- Spieprzaj się całować z tym twoim fagasem!- wykrzyknął niewyraźnie i odepchnął mnie poraz drugi, na co znowu się zatoczył, ale nie pozwoliłem mu upaść.
- Co ty sobie ubzdurałeś?- zmarszczyłem brwi, choć nawet nie miałem siły kłócić się z zachlanym nastolatkiem.
Westchnąłem i uklęknąłem przy blondynie biorąc go na ręce w stylu panny młodej.
- Widziałem jak sie z nim przytulałeś na ulicy!- zaczął się wyrywać.- Idź sobie! Nie chcę cię znać!
Mimo iż chłopak był nawalony i nie myślał trzeźwo, to jakoś wewnętrznie zabolały mnie jego słowa.
Wyniosłem go na podwórko z myślą, że świeże powietrze dobrze mu zrobi.
Nawet nie zorientowałem się, kiedy zrobiło się ciemno.
Podszedłem do jakiejś ławki, siadając na niej i usadawiając sobie na kolanach zapłakango Andy'ego.
- Andy. Spójrz na mnie - chwyciłem jego podbródek i podniosłem go lekko do góry.- Andy, myszko. To na chodniku... To był mój brat.
- Huh? - próbował zejść z moich kolan, ale byłem silniejszy i mocno go trzymałem.- Nie wierzę ci! Roumiesz?! Nikomu nie ufam!- darł się niewyraźnie.- Puść mie!
Przyciągnąłem go jeszcze mocniej do siebie, zaczynając gładzić go delikatnie po plecach podczas gdy chłopak bezskutecznie próbował się wyrwać z moich objęć.
- To był Robby, pamietasz?- mówiłem spokojnie.- Opowiadałem ci, że mam starszego brata. Przyjechał z Hiszpani na dwa tygodnie.
Blondyn w międzyczasie zaczął się uspokajać i zmęczony, wtulał się coraz mocniej w moją klatkę piersiową.
- To mój brat, Andy. Nie musiałeś odrazu uciekać...
- Rye, ja ciebie kocham. Nie zostawiaj mnie...- załkał cicho, a mnie zamurowało na krótką chwilę.
Jest pijany, Beaumont.
- Andy, uspokój się. Kocham tylko ciebie -mruknąłem ponownie podnosząc jego podbródek, zmuszając do skrzyżowania ze mną spojrzenia.- Rozumiesz?
- Mhm...- mruknął kiwając głową.- Kocham cię, Rye- powiedział Andy, a jego humor automatycznie się zmienił.
Widocznie zadowolony z całego obrotu sprawy, zaczął sprawnie całować linię mojego obojczyka.
- Kocham cię...- mruknął niezrozumiale.
Przymrużyłem oczy, na jedną chwilę zapominając, że chłopak był totalnie zlany.
Nie wiem jak długo siedział i jak dużo wypił w tym barze, ale widać było, że na nogach nie ustałby nawet chwili, a co dopiero wrócić do domu.
Zastanawiałem się czy w ogóle będzie jutro cokolwiek pamiętał...
Podniosłem go delikatnie i ruszyłem w stronę domu blondynka.
Chłopak bez przerwy mnie całował co momentami doprowadzało mnie do skrajnego szaleństwa.
Bez przerwy musiałem sobie uświadamiać, że blondyn był pijany i całkowicie nie wiedział co robił.
Gdy już doszedłem z niebieskookim pod jego dom moje ręce dosłownie odpadały.
Nie, że chłopak był ciężki, bo na prawdę był bardzo lekki, ale dość długa droga i wiercący się pijany blondyn w ogóle nie ułatwiał mi sprawy...
Postawiłem Andy'ego na zimi, lekko przytrzymując go za biodro żeby się nie przewrócił.
Klucze do drzwi znalazłem w tylnej kieszeni spodni blondyna, których wyciągnięcie wiązało się z cichym sapnięciem zadowolenia blondyna.
Wszystkie moje mięśnie w ciele spięły się.
Spojrzałem na niego karcąco i oogarniając się, otworzyłem drzwi.
Wchodząc, pociągnąłem Andy'ego za sobą, a gdy przekroczyliśmy próg domu chłopak gwałtownie przycisnął mnie do ściany i
zaczął zachłannie całować moją szyję wbijając się agresywnie.
- Rye...- wysapał między pocałunkami, chwilami dociskając delikatnie kolano do mojego krocza, na co z moich ust wydał się niekontrolowany jęk. - K-kochaj się ze mną...
- Andy, jesteś pijany- powiedziałem odpychając go lekko od siebie.- Choć prześpisz się...
- Nie...- jęknął z dezaprobatą.- Ja chcę ciebie...
Zaczął się zapierać jak małe dziecko, które nie chce gdzieś iść.
Lekko zdenerwowany odwróciłem się do niego.
- Andy. NIE.- powiedziałem stanowczo, na co ten fuknął, co nie powiem, ale w jego
wydaniu było strasznie urocze.
- Ja nie idę spać - sapnął tupiąc nogą.
- Idziesz - powiedziałem twardo.
- Nie.
A własnie, że tak.
Podszedłem do niego i szybkim ruchem
podniosłem go za pośladki, zmuszając do oplecenia mojego ciała nogami.
- Tak - chłopak próbował się jeszcze wyrywać, ale alkohol robił swoje, więc niebieskooki nie mając sił, opadł na mnie bez jakiegokolwiek większego sprzeciwu.
Wszedłem po schodach i z łatwością znalazłem pokój blondynka.
Położyłem go delikatnie na łóżku, zastanawiając się co mógłbym jeszcze zrobić.
Zobaczyłem jak powieki Andy'ego same zaczynały opadać.
Musiał na prawdę dużo wypić.
Za dużo...
Chwyciłem jego koszulkę i jednym ruchem ściągnąłem ją, odsłaniając tors blondynka.
Czułem się jakbym dosłownie opiekował się małym dzieckiem.
Przysypiającego już blondyna obróciłem na plecy, dobierając się do jego spodni.
W odpowiedzi usłyszałem cichy pomruk ze strony chłopaka.
- Czyżbyś zmienił zdanie..?
- Śpij, Andy- mruknąłem cicho, ale stanowczo, przewracając oczami, na co chłopak tylko obrócił się ponownie na brzuch z niedozwoloną miną.
Zciągnąłem jego spodnie zahaczając przy okazji o skarpetki.
Zostawiłem mu jedynie bokserki żeby następnego dnia nie czuł się niekomfortowo.
Starałem się panować nad sobą, mocno przy tym zagryzając wargę.
Nie miałem na to żadnego wpływu.
Otuliłem blondyna szczelnie kołdrą i spojrzałem na jego spokojną twarz.
Zasnął.
Przeczesałem delikatnie jego grzywkę, odgarniając blond kosmyki z jego zamkniętych oczu.
Skierowałem się do wyjścia gdy usłyszałem cichy szept ze strony łóżka.
- Rye..?
- Tak? - mruknąłem równie cicho.
- Nie złość się na mnie...- powiedział lekko załamanym głosem, Andy.
- Nie jestem zły- odpowiedziałem zgodnie z prawdą, a na moją twarz wkradł się lekki uśmiech.
- Zostaniesz ze mną?- spytał bardzo cicho, że ledwo go usłyszałem. - Proszę...- dodał niemalże błagalnym tonem.
Westchnąłem.
Wyciągłem z kieszeni telefon i wybrałem w książce odbiorcę.
Do: Robby
Powiedz mamie że nocuję u znajomego przyjdę jutro.
Nie martwcie sie😙
Wysłałem wiadomość i odłożyłem telefon na biurko.
Zrzuciłem z siebie ubranie i podszedłem do łóżka.
Położyłem się niepewnie obok chłopaka i zwninąłem go sobie w mniejszą łyżeczkę, co wiązało się z cichym, zadowolonym westchnieniem blondyna.
- Śpij, Andy... Śpij.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro