"Nie było okazji..."
Pov. Rye
- Myślę, że nie dorosłeś jeszcze...- nie potrafiłem dokończyć tego zdania, więc po prostu urwałem, gdy słowa ugrzęzły mi w gardle.
Nie potrafiłem powiedzieć, że to koniec.
Myślałem, że coś z tego bedzie, a on tak po prostu mnie odtrącił.
Nie.
Nie to zabolało mnie najbardziej.
Najbardziej zabolało to, że nie chciał mi nic powiedzieć.
Tak po prostu bez wyjaśnień...
Nie wiedziałem co miałbym dalej zrobić, stojąc na podjeździe przed blondynem, który ukrywał przede mną coś od prawdopodobnie dłuższego czasu, więc po prostu odwróciłem się i odszedłem.
- R-rye. Nie mów tak.- usłyszałem za sobą łamiący się głos blondyna.
Hamowałem się, aby nie odwrócić się do niego i nie wydrzeć mu się w twarz z pytaniem "A jak?!".
Po prostu odszedłem.
Zranił mnie.
Tyle wystarczyło.
Powinniśmy sobie ufać...
Przecież byliśmy razem.
Od wczoraj, ale jednak...
Myślałem, że sobie ufalismy.
Pov. Andy
Obudziłem się rano, w ogóle nie kontaktując.
Duże łóżko, szare ściany, biała pościel...
Nick.
Rye.
Ja pierdole.
Oczy piekły mnie od suchoty łez, które wylałem z siebie poprzedniego dnia i nie miałem siły ponownie płakać.
Czułem jak ból rozrywał mnie od środka.
Co jeśli...
Co jeśli Ryan faktycznie uważał, że to nie miało sensu choć skończyło się tak szybko jak i zaczeło?
Przykryłem się kołderką pod sam nos i przymknąłem oczy by choć na chwilę jeszcze móc uciec od tej zasranej rzeczywistości.
Niestety nie było mi to dane, gdyż słońce tak niemiłosiernie waliło mi po oczach, że po prostu nie potrafiłem się uspokoić.
Wstałem.
Poszedłem do łazienki, którą jeszcze wczoraj pokazał mi mój nowy... kolega.
Drzwi od sypialni Megan były zamknięte.
Nick napewno jeszcze spał.
Spojrzałem w lustro.
Nadal byłem blady, o siniaku na pół twarzy nie wspominając.
Ogarnąłem się w miarę szybko, wracając do pokoju.
Ubrałem się w swoje ciuchy i zaścieliłem łóżko, aby choć w małym stopniu zneutralizować swój pobyt w mieszkaniu chłopaka i jego siostry.
Skierowałem się do kuchni z myślą, że przynajmniej przygotuję chłopakowi śniadanie za to co dla mnie zrobił.
Wszedłem do kuchni i od razu rzuciła mi się w oczy karteczka przypięta do lodówki.
Wcześnie wstaje...
Podziwiam.
Oparłem się o blat, wlepiając wzrok w jasne kafelki.
W pewnym momencie usłyszałem charakterystyczny trzask drzwi.
Wrócił.
Wyszedłem z kuchni, oczekując zastać bruneta w przedpokoju, ale ujrzałem niską blondynkę z kręconymi włosami i zielonymi oczami.
Co?
- A ty to kto?- spytała hardo dziewczynka, która miała może z 13 lat.
- Andy. Znajomy Nicka - powiedziałem z lekkim niepokojem.
- Spoko. Nie zeżrę cię - odparła wzruszając ramionami, podczas gdy ja dalej stałem otępiały. - Co się cykasz?
Zaśmiałem się nerowo na jej słowa.
Faktycznie mała twardzielka...
- Megan - wyciągnęła do mnie małą dłoń na co ją uścisnąłem. - Jak długo się znacie z Nicholasem? Nie widziałam cię tu wcześniej...
- W zasadzie to... Od wczoraj.- powiedziałem - Pomógł mi...
- Jesz coś?- spytała wchodząc do kuchni i otwierając lodówkę.
- Nie, dzięki - nie byłem głodny.
Zaczęła robić sobie kanapki.
Siedziałem i wpatrywałm się w
trzynastolatkę w ciszy.
Spojrzała na mnie.
- No co?
- Martwił się o ciebie...- wymamrotałem, odwracając wzrok.
- Chuj mnie to - odpowiedziała beznamiętnie, na co z moich ust wydało się zduszone kaszlnięcie. - Mam dość, że wszyscy próbują kontrolować moje życie.
Mocne słowa jak na trzynastolatkę.
A myślałem, że Nick przesadza...
- A ty? - zwróciła sie do mnie. - Co jest?- spojrzała na moją twarz i nadgarstek z nienapoczętą próbą zrobienia sobie krzywdy.
- To skomplikowane...- westchnąłem, chowając dłonie za plecy.
Wzięła kanapki i usiadła naprzeciwko mnie.
Wlepiła swoje zielone ślepia w moją osobę, a ja wyczułem uderzające podobieństwo jej do Nicka, to chyba jedyne co było w niej podobne do brata.
- Mamy czas - wzruszyła ramionami, a ja nie wiedziałem co miałem powiedzieć. - Jak ten debil wróci do dopiero będzie rozpierdol - uśmiechnęła się do siebie.
- Nie mów tak - mruknąłem, choć nie wiem co mną kierowało. - Twój brat cię kocha i nie zasługuje żebyś go tak traktowała, nie uważasz?
Blondynka przewróciła oczami i dalej przeżuwała swoje śniadanie.
- Dziewczyna?
- Co?
- No co ci jest?
Spojrzałem na swoje palce i zacząłem się nimi bawić.
Jeszcze tego mi brakowało, że miałbym zwierzać się jakiejś bezczelnej małolacie.
- Chłopak - mruknąłem beznamiętnie, wpatrując się w poranek za oknem.
-Uuuuuu...- dziewczyna kiwnęła głową z uznaniem, przez co spojrzałem na nią spode łba. - To musi być niezła partia.
I ja dalej nie wierzyłem, że gadałem z dzieckiem.
Ta dziewczynka ewidentnie wiedziała czego chciała i widocznie zawsze stawiała na swoim.
Może tylko podszywała się pod nieletnią...
- Zjebałem...- powiedziałem odwracając wzrok od jej zielonych ślepi.
- Pokłóciliście się?
- Głupia sytuacja.
- Zapewne chodzi o rodziców...- mruknęła.
Nie wiem czy ona była jakimś walonym cyborgiem czy po prostu czytała w myślach, choć rozważałbym również jakieś radioaktywne pająki.
- Coś w ten deseń - powiedziałem starając się unikać tematu. - Nie chcę o tym gadać.
- Ta jasne -mruknęła, a ja przewróciłem oczami na jej sarkastyczny ton. - Poszło o coś zjebanego?
- Można tak powiedzieć.
- Próbowałeś mu wyjaśnić?
- Nie było okazji...
- No to JA PIERDOLE. Kochasz go?
- Cholernie.
- To co ty tu jeszcze robisz?!
Co?
Co ja tu robię?
Co ja tu robię?
Co ja tu robię, do cholery?
Wstałem z krzesła.
- Powiedz Ni- Jasne. Jak przeżyję - mruknęła i puściła mi oczko.
Uśmiechnąłem się blado i szybko wyszedłem z mieszkania, zbierając po drodze swój telefon.
Zastanowiłem się gdzie mógłbym pójść.
Jakoś nie miałem szczególnie pomysłu.
Z nikim gadać mi sie nie chciało, więc chłopaki odpadają.
Do domu teraz nie wrócę. Jeśli w ogóle...
Rye..?
Po wyjściu z kamienicy, cała pewność siebie ze mnie wyparowała.
Odpada.
Nie miałem nic.
Skierowałem sie po prostu przed siebie.
Przecież i tak nie miałen pojęcia gdzie byłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro