Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆Epilog☆


Pov. Andy

Nie znosiłem tego gdy ktoś traktował mnie jak dziecko.
Umiałem o siebie zadbać!
Dlaczego Rye myślał tylko o moim bezpieczeństwie?!
Czy on nie zdawał sobie sprawy, że ja też się o niego martwiłem?!
Wiecznie tylko ja, ja i ja.

- To nie ma nic do- Dobranoc Ryan - przerwałem mu i bez jakiegokolwiek spojrzenia odwróciłem się na pięcie.

Widziałem, że chłopak się mocno zdenerwował, ale wówczas mnie to nie obchodziło.
Musiał się nauczyć, że to nie ja zawsze byłem najważniejszy.

Miał się zająć braćmi to niech nie utrudnia.

Szybkim krokiem coraz bardziej oddalałem się od domu bruneta.
Nie słyszałem za sobą żadnych kroków, więc chyba odpuścił.

Postanowiłem wybrać dłuższą drogę żeby móc się uspokoić i w spokoju wszystko przemyśleć.

Szedłem chodnikiem oświetlanym przez uliczne latarnie.
Co jakiś czas oglądałem się za siebie czy aby  na pewno byłem sam, ale na ulicy za każdym razem nie było nikogo.

Niebo zdobił tylko księżyc, żadnych gwiazd.
Robiło się coraz zimniej.
W pewnym momencie chłód owiał moje ciało, więc szczelniej otuliłem się bluzą. Wszystkie emocje ze mnie opadły. Zacząłem się trochę bać, bo latarnie były rozstawione coraz dalej od siebie. Przed oczami miałem jedynie ciemny tunel.

Chyba zaczynałem żałować, że nie było ze mną Rye.
Z nim zawsze byłem bezpieczny.

- Nie, Fowler - syknąłem do siebie.- Nie jesteś małym dzieckiem.

Podniosłem głowę do góry i dziarsko ruszyłem przed siebie. Wstąpiła we mnie dziwna, niepohamowana pewność siebie.

Postawiłem może trzy kroki gdy poczułem silne szarpnięcie.
Straciłem równowagę, a moje plecy spotkały się z zimną ścianą jakiegoś ciemnego zaułku.

Gdy się opanowałem, spróbowałem ogarnąć co się w ogóle wydarzyło.
Stało przede mną dwóch kolesi w ciemnych bluzach. Od obu waliło alkoholem i fajkami.
Jeden chwycił mnie za ubranie i podniósł lekko do góry.

Moje ciało sparaliżował strach.

Dlaczego odstawiłem taki teatrzyk?!
Rye mógł mnie odprowadzić, ale ja się zachowałem jak ostatni gówniarz!
To ja zawsze wszystko utrudniałem!

- No, proszę, proszę- odezwał się jasnooki, który stał bardziej z tyłu.- Kogo my tu mamy?

- Cz-czego chcecie?- powiedziałem drżącym głosem.- Ja m-mam tylko telef- Kurwa, zamknij się - przerwał mi wyższy, który mnie trzymał.

- Taka śliczna blondyneczka...- mówił niższy.- Fowler... Fowler... Fowler...- powtarzał moje nazwisko.- Twój tatuś ma u nas niezły dług wiesz maluchu?

Mężczyzna zaczął mocniej dociskać mnie do ściany, więc powoli brakowało mi powietrza.
Oboje zaśmiali się, na co przeszedł mnie niemiły dreszcz.

- J-jaki dług? Jaki ojciec?- zająknąłem się.- Ja nie mam ojca!

Poczułem mocne uderzenie, po czym fala bólu rozlała się po mojej klatce piersiowej.
Opadłem na zimny bruk.

- Kłamiesz!- syknął drugi.- Twój ojciec wisi nam gruby szmal!

- Ale jak nam synuś wpadł w rączki to nie pogardzimy.

Poczułem kolejne uderzenia.
Zwinąłem się z bólu.
Czułem jak moje wnętrzności wywracają się pod wpływem siły zadawanych ciosów.

- A-ale ja nic nie wiem. Puśćcie mnie...- wydusiłem.- P-proszę...- zacząłem łkać, bo już nie byłem w stanie nic więcej z siebie wydusić.

Jeden z facetów chwycił moją bluzę i gwałtownym szarpnięciem postawił do pionu.

- Taka ładna buźka - szydził jeden.

- Szkoda, że musimy ci zrobić krzywdę...- śmiali się oboje.

- Dlaczego mi to robicie...- szepnąłem, przymykając oczy.

Ogarnęła mnie panika.
Próbowałem krzyknąć, ale z mojego gardła wydał się jedynie jakiś niezidentyfikowany charkot.
Miałem nadzieję, że jednak ktoś nas zobaczy mimo, że nikogo nie było w zasięgu wzroku.

Uciszył mnie mocny, prawy sierpowy.
Zatoczyłem się i uderzyłem głową o ścianę zaułku.
Poczułem metaliczny smak krwi w ustach.

- I co się drzesz?- syknął jeden z nich.- I tak cię tu nikt nie usłyszy...

W głowie mi się kręciło, a obraz się zamazywał.
Potarłem ręką tył głowy.
Czułem jak wszystko mnie bolało.
Na palcach dostrzegłem ślady krwi co oznaczało, że uderzenie zostawiło po sobie dość spory ślad.

Coraz ciężej mi się oddychało.
Oczy same się zamykały, a ja zaczynałem odpływać.
Chciałem żeby ten koszmar się już skończył.

- Ale nie śpimy..!- krzyknął jasnooki i znowu pociągnął mnie do góry.

Poczułem jak dostaję otwartą dłonią w twarz.

- Tatuś nie potrafi spłacić długu. To sami sobie poradzimy- mruknął drugi i psychicznie zarechotał.

Chwycili mnie za ubrania i wytoczyli na chodnik.
Kręciło mi się w głowie i ledwo trzymałem się na nogach, a po moich policzkach ciągle spływały łzy.

Silniejszy chwycił mnie i podniósł tak, że zwisałem kilka centymetrów nad krawężnikiem.

Facet sztucznie się uśmiechnął.

- Kolejne samobójstwo... - mówił powoli napastnik.- Młody blond chłopak potrącony przez samochód... Co mogło być powodem targnięcia się na życie nastolatka?

- Jakie to przykre - powiedział drugi z udawanym przejęciem na co oboje się zaśmiali.

Przez gwizd w uszach usłyszałem jakiś narastający hałas. Z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy.

- Nie... Proszę...- poruszyłem niemo ustami.

Czułem się jak marionetka w obcych rękach. Nie miałem już na nic siły...

- Dobran- Ej!- przerwał mu jakiś krzyk w oddali.- Puśćcie go, do cholery!

Poczułem jak zostaję popchnięty z dużą siłą na asfalt za mną.
Nie zdążyłem nawet upaść, a moje ciało zderzyło się z jeszcze większym ciosem niż jaki otrzymałem kiedykolwiek wcześniej.

Pov. Rye

Postanowiłem wybrać inną drogę, dłuższą, w nadziei, że gdzieś spotkam mojego chłopaka.

Gdzie on jest do cholery?!
Mogłem z nim iść!

- Rye, ty idioto!- jęknąłem sam do siebie, przecierając twarz dłońmi.

Ulice były puste.
Co jakiś czas przejeżdżał może jakiś samochód albo taksówka.

Co mu do łba strzeliło!?
Jak mu się coś stało to nigdy sobie tego nie wybaczę!

Truchtem biegłem chodnikiem co chwilę wołając chłopaka donośnym głosem.

Zaczynała ogarniać mnie panika.

Przystanąłem na chwilę, słysząc jakieś przyciszone rozmowy za rogiem starego sklepu.Wychyliłem się, a to co zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach.

Dwóch kolesi w kapturach.
Jeden z nich trzymał Andy'ego za bluzę tak, że chłopak bezwładnie wisiał nad ulicą.
Miał całą pobijaną twarz, a po policzkach spływały mu łzy.

Z nad przeciwka jechał rozpędzony mercedes, a wysoki facet mówił coś do blondyna, szarpiąc jego bezwładnym ciałem.

Kurwa.

- Ej!- wydarłem się- Puśćcie go, do cholery!

Z zawrotną szybkością rzuciłem się w tamtą stronę.

Faceci się na mnie obejrzeli, a jeden z nich gwałtownie popchnął blondyna pod rozpędzone auto.

Wszystko działo się tak szybko, ze czułem jakby był to zaledwie ułamek sekundy.

- Andy!- wrzasnąłem przerażony gdy samochód uderzył w ciało blondyna jak w zwykłą marionetkę.

Nikogo już nie było, gdy bezwładne ciało niebieskookiego opadło na asfalt.Kierowca szybko ominął leżącego chłopaka i odjechał z piskiem opon.

Pobiegłem do chłopaka, a mój oddech był szybki i urywany.

- Andy. Andy. Andy! - upadłem przy blondynie,a  po moich policzkach płynęły łzy..

Chwyciłem  głowę chłopaka i oparłem o swoje kolana.

- Andy nie zasypiaj!- wydarłem się. - Andy do cholery! Zostań!

Chłopak w dalszym ciągu miał zamknięte oczy.
Jego oddech był bardzo płytki.
Klatka prawie niezauważalnie podnosiła się i nierównomiernie opadała.
Każdy oddech równał się z cichym świstem wypuszczanego powietrza spomiędzy warg chłopaka.

Wyciągnąłem drżącymi rękami telefon z tylnej kieszeni i wybrałem numer na pogotowie.

- Andy, nie odpływaj!- krzyczałem, trzymając go mocno w ramionach.- Nie zostawiaj mnie! Proszę cię...





***

No i mamy epilog ♥


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro