Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Do czasu."

Pov. Rye

Weszliśmy do mojego domu.

- Już jestem!- krzyknąłem, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi. - Robby!? Rob?

Nikt nie odpowiadał.
Zaprowadziłem Andy'ego do kuchni ani na chwilę nie spuszczając go z wzroku.

- Ładny masz dom - stwierdził, bez przerwy rozglądając się dookoła. - Jest bardzo przytulnie.

- Dzięki - uśmiechnąłem się. - Choć zamierzam się wyprowadzić i trochę usamodzielnić...

- Też nad tym myślałem, ale...- zawiesił się. - Nie ważne.

Wzrok blondyna opadł na kafelki, a dłońmi otulił swoje ramiona.
Minowolnie podszedłem do niego i zamknąłem go szczelnym w uścisku.

- Kawa czy herbata?- szepnąłem w jego włosy trzymając go w objęciach.

- Twoje usta. Jeśli można - mruknął, a na jego twarz wpłynął krwistoczerwony rumieniec, przy czym moje kąciki ust powędrowały lekko do góry.

- A no można...- odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem unosząc dłonią podbródek chłopaka.

Zanim zdążyłem dotknąć pełnych ust Andy'ego, chłopak uniósł się na palcach i przycisnął swoje wargi do moich.
Mruknąłem z aprobatą, przejeżdżając, językiem po dolnej wardze blondyna, tym samym prosząc o dostęp.
Udzielił mi go od razu, więc bez zawahania pogłębiłem pocałunek.

- Kocham cię, Rye - wysapał Andy,  zaciskając pięść na materiale mojej koszulki.

- Kocham cię - mruknąłem, ocierając się ostatni raz wargami o opuchnięte usta chłopaka.

Spojrzałem przez ramię blondyna, dostrzegając małą kartkę na stoliku.

"Wyszedłem do klubu.
Będę jutro nad ranem. Mama jest z chłopakami u ciotki.
Nie martw się.
Nie odwalaj nic głupiego...

Robby

Byliśmy sami.
Może to i dobrze, bo mogłem z nim spokojnie porozmawiać, a moja rodzina choć bardzo ją kochałem była czasem dość... Nie ważne.

- Chodź, Andy - powiedziałem ciągnąc go w stronę mojego pokoju. - Porozmawiamy - dodałem, na co chłopak niemalże niewyczuwalnie poluźnił swój uścisk.

Weszliśmy do mojego pokoju.
Usiadłem na łóżku i poklepałem miejsce obok siebie zachęcając żeby blondyn do mnie dołączył.

Siedzieliśmy chwilę w ciszy.

- Mi możesz wszystko powiedzieć...- odparłem, przerywając dłużącą się ciszę i patrząc w błękitne oczy chłopaka.

W tamtym momencie wydawał się taki... delikatny.
Kruchy...
Jakby zaraz miał rozsypać na moich oczach.

Wtoczyłem się dalej na łóżko opierając plecami o ścianę.

Chwyciłem za talię blondyna i zdecydowanym ruchem pociągnąłem w swoją stronę w taki sposób, że znalazł się on na moich udach.
Z ust chłopaka wydarł się cichy pisk, gdy jego twarz znalazła się na przeciwko mojej.
Usadowiłem go sobie na nogach i odnalazłem wzrokiem jego nieobecne wówczas spojrzenie.

- No. Proszę - powiedziałem szeptem, zachęcając blondyna. - Powiedz mi wszystko. Żadnych tajemnic, Andrew. Wszystko, rozumiesz?

Chłopak głęboko westchnął.

- Rye, to skompl- Mamy czas - blondyn poruszył się niespokojnie, ale nie pozwoliłem mu zejść z moich nóg.

Przez chwilę, Andy wpatrywał się w przestrzeń przed siebie nieobecnym wzrokiem.
Byłem cierpliwy.


- Mój tata...- wydał z siebie pierwszy dźwięk. - O-on... Zginął w wypadku. Mama długo nie potrafiła się otrząsnąć... Gdy już widziałem, że użalanie się nad sobą robiło z niej wrak, pomyślałem, że może... Może mogłaby sobie kogoś znaleźć...- słuchałem w skupieniu. - Znalazła sobie - sapnął z wyraźną pogardą. - Homofobicznego palanta, który nie pozwala mi normalnie funkcjonować - zobaczyłem jak w jego oczach zaczęły zbierać się łzy, więc mocniej objąłem go rękami w pasie.

- Nie powiedziałem im o swojej orientacji, ale ten koleś chyba zaczął się domyślać. Rzuca we mnie obraźliwym wyzwiskami i ma mnie... Ma mnie za jakąś męską dźwkę - ostatnie zdanie wypowiedział szeptem, ukrywając twarz w dłoniach, za wszelką cenę próbując ukryć szloch.

Moje dłonie momentalnie zacisnęły się na koszulce chłopaka.

Jeśli ten skurwiel...

Jeśli on mu coś, kurwa, zrobił....

- Czy on kiedykolwiek- Nie, nigdy mnie nie uderzył... Do czasu - uprzedził mnie, przenosząc swoje dłonie na moje ręce, które pod jego delikatnym dotykiem, nieco się rozluźniły.

- Do czasu - powtórzyłem słowa chłopaka, zaciskając usta w wąską linię.

- On nas widział, Rye. On nas zobaczył! Ja
n-nie chciałem żeby zrobił ci krzywdę! Dlatego chciałem żebyś odszedł! J-ja naprawdę..! Rye, przepraszam... - z jego ust wylewał się potok drżących słów.

Po policzkach Andy'ego bez przerwy spływały łzy, tworząc mokre ścieżki na jego bladej skórze.

Wtulił się we mnie, zaciskając piąstki na mojej koszulce.

- Andy, wierzę ci. Już spokojnie... - powiedziałem cicho, tuląc go do siebie. - Ja źle zareagowałem... Nie powinienem- Nie, Rye. To normalne. Ja po prostu nie miałem czasu żeby ci to wytłumaczyć. Bałem się o ciebie...

- To on Ci to zrobił?- spytałem gładząc delikatnie chłopaka po skatowanym policzku.

- T-tak.- wyłkał. - Rye, ja nie chcę tam wracać...

- Andy, spokojnie. Tutaj jesteś bezpieczny. Ze mną nic ci się nie stanie, rozumiesz? - powiedziałem uspokajając blondyna. - Obiecuję.

Siedzieliśmy tak jeszcze kilkanaście minut dopóki oddech Andy'ego się nie unornował.

- Rye czy my wciąż jesteśmy...

- Chcesz tego?- spytałem, odchylając się nieco od chłopaka.

- Oczywiście - powiedział, jakby to było oczywiste.

To właśnie chciałem usłyszeć.
Przyjemne ciepło pchnęło mnie w stronę blondyna, więc mimowolnie złączyłem jego wargi ze swoimi.

Żadne inne nie pasowały do moich ust tak idealnie jak pełne wargi chłopaka.
Były idealne.

- J-ja już chyba powinien- Nie, zostajesz dzisiaj ze mną - przerwałem mu głosem nie znoszącym sprzeciwu. - A-ale- Nie słyszę odmowy.

Wstałem podchodząc do swojej szafy.
Wybrałem jakieś mniejsze Calviny i podałem chłopakowi.

- Wystarczy?- spytałem, sięgając jeszcze po jedną z moich koszulek.

- Tak. Dziękuję - zarumienił się, więc cmoknąłem go przelotnie w nosek.- A to za co?- spytał uroczo go marszcząc.

- Chyba za nic - szepnąłem, tym razem powtarzając czynność dłużej na ustach chłopaka.

Blondyn uśmiechnął się nieśmiale i skierował się do łazienki, która była w drugiej części mojego pokoju.


- Andy! Idę do łazienki na korytarzu! Jak coś się będzie działo to krzycz - powiedziałem przez drzwi.

- Jasne!- zaśmiał się chłopak. - Dam ci znać, jak zacznę się topić w tym brodziku.

Pokręciłem głową z rozbawieniem i wyszedłem z pokoju.
To niesamowite w jaki sposób ten chłopak potrafił odmienić mój nastrój w zaledwie kilka chwil.

W łazience rozebrałem się do naga i wszedłem do kabiny.
Puściłem gorącą wodę, aby chociaż trochę się zrelaksować.

Myślałem nad tym jak ciężko w życiu musiał mieć ten niski blondynek.
Ja miałem rodzinę, która w pełni mnie tolerowała i wspierała przez całe życie.
Byłem bardzo szczęśliwy. Cały czas.
Nie wyobrażałem sobie jak Andy musiał czuć się przez całe swoje dzieciństwo.

Umyłem się jakimś żelem mojego brata i opłukałem swoje ciało.

Wytarłem się ręcznikiem i
wsunąłem na siebie bokserki Lacoste i ciemne dresy, następnie wychodząc z łazienki.

Ruszyłem w stronę pokoju żeby odłożyć swoje ciuchy.

Skoro Robbiego nie było to chyba nie obraziłby się jak przespałbym się w jego łóżku...

Wszedłem do swojego pokoju.
Na łóżku siedział blondyn w samych bokserkach i w mojej koszulce, która była na niego o dobre kilka rozmiarów za duża.
Momentalnie zrobiło mi się cholernie gorąco.
Ja pierdole.

Chłopak podniósł wzrok znad telefonu i przeniósł na mnie całą swoją uwagę.
Zagryzł delikatnie wargę co doprowadziło do kolejnego skurczu w moim podbrzuszu.
Czy on zawsze tak robił?

- Nie rób tak - powiedziałem twardo w jego stronę, mocno panując aby mój głos nie zadrżał.

Chłopak zaczerwienił się i znowu opuścił wzrok na swój telefon.

Odwróciłem się kładąc ciuchy na krześle.
Poczułem jak chłopak wypalał mi dziurę w plecach.

- Śpię w pokoju Robbiego. Zaraz po prawej stronie - powiedziałem i ruszyłem w stronę drzwi. - Jak coś się będzie działo, to wiesz co masz robić.

- Rye?- odwróciłem się w stronę blondynka, który błądził wzrokiem po całym pokoju, unikając mojego spojrzenia. - Czy
m-mogłbyś... Spać ze mną?

Chłopak kolejny raz się zaczerwienił, co wyglądało naprawdę uroczo w jego wykonaniu.

- Andy, musisz się wysp- Proszę - przerwał mi, wpatrując się we mnie swoimi błękitnymi oczami.

Podszedłem do łóżka, a
chłopak przetoczył się na drugą stronę materaca robiąc przy tym miejsca jakby  miały spać z nami jeszcze conajmniej trzy osoby.

Położyłem się obok, gasząc lampkę na półce obok łóżka.

- Gdzie ty tam uciekłeś?- zwróciłem się do chłopaka, który wpatrywał się we mnie swoimi ślepiami z drugiego końca łóżka.

Podsunął się trochę bliżej, co mnie w ogóle nie usatysfakcjonowało, więc po prostu chwyciłem jedną ręką za jego biodro i z lekkością przysunąłem bliżej siebie.

- No. Teraz lepiej - mruknąłem z uśmiechem wtulając twarz we włosy Andy'ego.

W pewnym momencie poczułem, jak dłoń blondyna zsuneła się na mój brzuch.
Poczułem jak wstąpiła w tym miejscu gęsia skórka.
To było bardzo przyjemne.

- Podoba ci się?- szepnąłem w jego stronę, w momencie gdy jego palce badały zarys moich mięśni.

- Bardzo...- szepnął po cichu, całując nieśmiało miejsce na lini mojej.

Mruknąłem z zadowolenia.
Kuźwa.
Skąd on wiedział..?

- Tobie chyba też...- wiedziałem, że się uśmiechnął. Musiał.

- Kocham Cię, Andy...- mruknąłem niemalże nie usłyszalnie.

Chłopak przybliżył się do mnie ocierając przez przypadek o moje krocze.

Ja pierdole.

Z moich ust wydał się niekontrolowany jęk.

- Udowodnij - szepnął niebezpiecznie blisko mojego ucha.

- Andy, co ty- Udowodnij mi - przerwał całując miejsce za moim uchem. - Proszę, Rye...- dodał szeptem ponownie ocierając się o moje bokserki.

Przewróciłem blondyna na plecy zawisając nad nim.

- Andy...- powtórzyłem. - My wcale nie musimy...

- Chcę tego, Rye. Chcę - jęknął, a oddech ugrzązł mi w gardle.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro