"Co robię?"
Nicholas Dayle (19yo)
W wieku 18 lat stracił rodziców w wypadku samochodowym.
Opiekuje się buntowniczą 14-letnią siostrą- Megan.
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Zdecydowałem się na dłuższe pociągnięcie nadgarstka aby uzyskać zadowalający efekt, lecz ktoś mocno szarpnął mnie za rękę.
Podniosłem przerażony wzrok.
W świetle księżyca zobaczyłem mieniące się, zielone tęczówki i zarys ciemnej burzy włosów, ułożonej w artystyczny nieład.
- Możesz mi powiedzieć, co ty, do cholery, robisz?! - spytał mnie nieznajomy.
Nic nie odpowiedziałem tylko dalej patrzyłem się z przerażeniem na chłopaka.
Co robię?
Ponownie poczułem charakterystyczne pieczenie pod powiekami.
Gromadzące się łzy zaczęły całkowicie rozmywać mi zarys nieznajomego.
- Oddawaj to!- syknął i szbko, lecz delikatnie wyrwał mi żyletkę z ręki.
Ciemnowłosy chwycił mnie pod ramiona i jednym, zdecydowanym ruchem podniósł z ziemi.
- J-ja... N-nie chciałem...- mruknąłem drżącym głosem.
Chłopak spojrzał w moje zapłakane oczy.
Dostrzegłem w jego zdezorientowanym spojrzeniu nutę... współczucia?
Nieznajomy niepewnie przyciągnął mnie do siebie i zamknął w szczelnym uścisku.
Moje ciało zareagowało automatycznie i wszystkie moje mięśnie spieły się.
Nie spodziewałem się takiego ruchu, a na pewno nie ze strony jakiegoś przypadkowego chłopaka, który znalazł mnie wieczorem, w środku parku, pod drzewem, z żyletką w dłoni.
Gdy zielonooki wciąż mnie nie puszczał niepewnie wtuliłem się w jego bluzę, która pachniała dymem i tytoniem.
Od razu poczułem, że tego było mi trzeba. Bliskości z czyjejś strony.
- Więc... Jak się nazywasz?- spytał chłopak, odsuwając się po chwili.
- Andy. Mam na imię Andy...- szepnąłem, a ciemnowłosy uśmiechnął do mnie nerwowo.
Ten uśmiech.
Tak łudząco podobny do...
Poczułem jak po moich policzkach, któryś już raz tej doby zaczynają płynąć łzy.
Chłopak zmarszczył czoło.
- Chodź, Andy - powiedział, lekko ciągnąc mnie za rękę.
- G-Gdzie? - sapnąłem niepewnie. - Po co?
- Do mnie - odpowiedział zwięźle.
- A-Ale...- zacząłem, ale w gruncie rzeczy nic sensownego nie nasuwało mi się na język.
I tak nie miałem nic do stracenia...
Straciłem wszystko na czym mi zależało...
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Po jakimś czasie wyszedłem za ciemnowłosym z parku pogrążonego w całkowitej ciemności i znaleźliśmy się na popękanym chodniku.
- Ehm...- mruknąłem w pewnym momencie. - Więc, jak ty masz na imię..? - spytałem, gdy zdałem sobie sprawę w jak cholernie absurdalnej sytuacji się znalazłem.
- Nicholas Dayle, ale mów mi Nick - odparł, nie odwracając się w moją stronę i wciąż idąc przed siebie.
Co chwilę musiałem podbiegać do chłopaka, gdyż poruszał się on niemal dwa razy szybciej niż ja na swoich krótkich nogach.
Desperacko rozglądałem się gdy weszliśmy w jeden z wielu ciemnych zaułków.
- Nie zatrzymuj się - mruknął i chwycił mnie za nadgarstek, przez co przeszedł mnie mocny dreszcz.
To nie wyglądało zbyt dobrze, ale wolałem trzymać się ciemnowłosego niż zostać w tym przeklętym miejscu.
W pewnym momencie Nick zatrzymał się przy jednych z wielu masywnych drzwi i szarpnięciem otworzył zamek.
Weszliśmy na najwyższe piętro kamienicy, gdy stanęliśmy przed kolejnymi, drewnianymi drzwiami zielonooki dopiero wtedy puścił moją rękę.
Chłopak spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął, co mimowolnie bardzo mnie zabolało...
Otworzył szeroko drzwi, wpuszczając mnie do środka przodem.
Zapalił światło.
Moim oczom ukazało się dość obszerne mieszkanie, które wyglądało całkiem nieźle jak na tak obskórne miejsce.
Na ścianach dominował beż i brąz.
Mieszkanie nie było jakoś wybitnie duże, ale nie wyglądało jak własność kogoś o niskim statusie.
Miejsce prezentowało się bardzo elegancko i powiem, że nie spodziwałem się tego, po
tak starym budynku.
Chłopak wyminął mnie i zerknął w moją stronę, na co uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Andy, kto ci to zrobił?!- spytał zaskoczony patrząc na moją twarz, z czego wnioskowałem, że jeśli już druga osoba tak reaguje to musiało wyglądać to bardzo źle.
Spojrzałem w lustro, które znajdowało się w przedpokoju.
To był błąd.
Na prawym policzku znajdował się wielki siniak.
Oczy miałem czerwone i opuchnięte od płaczu.
Na twarz opadała rozwalona grzywka, a z mojego nadgarstka spływała cienka sróżka krwi.
Wyglądałem... nie oszukujmy się - źle.
Wręcz okropnie.
- To nic...- wysiliłem się na uśmiech, który wyglądał chyba bardziej jak grymas bólu.
Podenerwowany brunet chwycił mnie za rękę i zaprowadził do kuchni.
Kazał mi usiąść na krześle, a sam otworzył zamrażarkę i podał mi pierwszą, lepszą mrożonkę abym przyłożył ją do opuchlizny.
Usiadł naprzeciw mnie i wlepił we mnie swoje zielone ślepia.
Siedzieliśmy tak przez chwilę, w której między nami panowała grobowa cisza i chyba żaden z nas miał zamiaru jej przerywać.
- Zawsze lepiej jest się wygadać komuś kto cię nie zna, bo nie będzie oceniał cię przez pryzmat twojej przeszłości, problemów czy charakteru...- mruknął Nick po dłuższej chwili, nie spuszczając ze mnie swojego wzroku.
Spuściłem głowę i oparłem czoło o zimny blat stolika.
Poczułem jak totalna bezsilność przytłoczyła mnie w jednym momencie.
Szczerze, nie wiedziałem co miałem mu powiedzieć.
Czy powinienem?
Choć chyba miał rację.
To wszystko zabijało mnie od środka.
- Jestem gejem. Mój ojczym to pierdolony homofob. Matka ma mnie głęboko w dupie, a chłopaka, w którym się zakochałem, odtrąciłem, bo bałem się, że ojczym zrobi mu krzywdę. Wpierdol dostałem od tego homofoba, bo usłyszał jak rozmawiam z Rye przez drzwi - spojrzałem żałośnie na bruneta. - Mam już dosyć. Rozsypało mi się wszystko i to chyba dlatego zastałeś mnie w takim stanie jakim jestem obecnie - powiedziałem to wszystko na jednym wdechu, wiec wypowiedź nie trwała chyba więcej niż 10 sekund.
Nick słuchał w milczeniu wciąż nie odrywając ode mnie wzroku.
- Chciałeś- Się zabić?- przerwałem mu.- Nie. To miała być forma... kary, za to, że skrzywdziłem najważniejszą osobę w moim życiu - wbiłem wzrok w niemalże czarne niebo za oknem.
- Nie próbowałeś mu wytłumaczyć?- spytał brunet.
- Kazałem mu iść, bo bałem się, że go zobaczą - poczułem jak głos mi zadrżał. - Kazałem mu iść! Bo bałem się, że stanie mu się krzywda! Bałem się, że ojczym zrobi mu krzywdę! Bałem się o niego. Ja pierdole, kocham go! - darłem się boleśnie ciągnąc za końcówki swoich włosów.
Chłopak wstał odciagając moje dłonie i ponownie przyciągnął mnie do siebie.
Zaczął delikatnie gładzić mnie po plecach.
Mój oddech znowu się normował, a ja na nowo się uspokoiłem.
- A ty? Co robiłeś w parku?- spytałem Nicka gdy zrozumiałem, że ja opowiedziałem mu w krótkim czasie o sobie dość dużo, a sam o nim nic nie wiedziałem.
Chłopak westchnął.
- Szukałem siostry...- powiedział po cichu.
- Masz siostrę?
- Mieszkam z nią, ma 14 lat.- mowił dalej po cichu, a ja wyczułem lekkie załamanie w jego głosie
- A twoi rodzice..?- spytałem ciekawy. - Co oni na to?
Chłopak przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.
- Zginęli w wypadku rok temu...- westchnął, a moje usta otworzyły się w zaskoczeniu. - Mój ojciec siadł pijany za kierownicę, gdyby nie to...- poczułem jak poluźnił uścisk, na co mocniej go do siebie przycisnąłem.
- Przepraszam. Bardzo mi przykro, Nick...- powiedziałem, bo sam nie wiedziałem co mam w takiej sytuacji zrobić.
- Megan stała się nieznośna. Ma dopiero 14 lat, a zachowuje się jak... jak- Nie kończ - przerwałem mu.
-Często ucieka... Boję się o nią - mruknął, a w jego głosie dało sie wyczuć załamanie.
- Chodź, znajdziemy ją - powiedziałem hardo, ciągnąc chłopaka w stronę drzwi.
- Nie, Andy. Jesteś zmęczony.- powiedział.- Wróci...
Ponownie sie do niego odwróciłem.
Oczy faktycznie same mi sie już zamykały.
- Chodź weźmiesz prysznic, dam ci jakieś moje ciuchy. Położysz się w moim pokoju...- powiedział lekko wypychając mnie z kuchni.
- A ty?- spytałem niepewnie.
-Położę się u Megan...
Weszliśmy do, jak mniemam, jego pokoju.
- Śpisz w bokserkach czy- Bokserki wystarczą- uśmiechnąłem się nieśmiało.
- Weź prysznic i kładź się spać. Łazienka jest zaraz po prawej, a ja będę w pokoju po lewej - powiedział wychodząc.
- Nick?
- Tak, Andy?
- Dlaczego... No wiesz... Nie znamy się, więc dlaczego mi pomogłeś?
Chłopak nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się wymijająco i wzruszył ramionami, po czym wyszedł.
Stałem tak przez chwilę wpatrując się w zamknięte drzwi.
Przetarłem zmęczoną twarz dłońmi.
- Ja pierdole - mruknąłem niemal nieusłyszalnie. - Co ja tu robię?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro