20 |'przyjaciółki'|
Lola Kinney
Luke się spóźnia.
Cholernie się spóźnia, a ja nie mogę tu tak długo stać bez przykuwania uwagi.
Wszyscy wiedzą, że ktoś o mnie zapomniał i chyba doskonale wiedzą kto. Jestem gotowa wejść na Twittera i przeczytać te niestworzone historie, które o nas napisali, ale z drugiej strony nie chcę się popłakać. Nawet jeśli to nieprawda to nie znaczy, że nie boli.
Dzwonię do niego, ale on nie odbiera. Nie chcę też w kółko wydzwaniać, żeby przypadkiem nie spowodował jakiegoś wypadku.
– Podwieźć cię? – to Lucy i Sara, po małym spięciu i prośbie, żeby nie wierzyły we wszystko, co czytają postanowiłyśmy dać sobie jeszcze szanse. Obiecałam mówić im więcej, dlatego przystaję na ich propozycje. Jeszcze u mnie nie były.
Wsiadam do ich samochodu, który nie jest jakimś nowoczesnym luksusem i przeszkadza to bardziej im, niż mi.
– To nie Ferrari, ani najdroższe Audi – kusi mnie, żeby przewrócić oczami.
– To nic, dzięki, że chcecie mnie podwieźć. Luke musiał zostać dłużej w pracy.
One parskają śmiechem.
– Pracy? To jest praca? – a co niby, kurwa, innego? – Już wiadomo coś o nowej muzyce?
– Nie – kłamię zbyt łatwo i zbyt szybko, ale one tylko kiwają głowami, nie zauważając tego szczegółu.
– Szkoda – nie pytają o resztę chłopaków, chociaż tyle dobrego.
Gdy podaję im adres, wydają z siebie dziwne sapnięcie.
– Naprawdę tam mieszkacie?
– Myślałam, że w jakimś pałacu..
– Oszczędza na tobie?
– O mój Boże! Byłaś w Australii poznałaś jego mamę! – Luke też nie rozumie tej dziwnej obsesji na punkcie swojej mamy.
Poznałam całą jego rodzine i uwielbiam jego braci.
– Jest przesympatyczna – kocham Andy za to, że nigdy nie zadawała mi takich pytań i jest przy mnie dalej sobą.
– Dlaczego tu mieszkacie? – pyta, gdy podjeżdża pod mój blok.
– Bo nie chcę żyć z jego pieniędzy. Chcecie zobaczyć to mieszkanie, czy nie? – może chcę im pokazać, że dobrze nam się żyje na tej niewielkiej przestrzeni. Muszę im zaufać.
– Jasne – wyskakują z samochodu, szybciej, niż ja w ogóle zdążę pomyśleć.
Otwieram drzwi i nie wiem, dlaczego ale staram się ukryć kod, tak na wszelki wypadek. Jednak gdy wchodzimy do mieszkania, nie jestem w stanie ochronić niczego, przed ciekawskimi spojrzeniami, niemal proszę je, żeby nie robił zdjęć. Na ironię właśnie przyglądają się naszym zdjęciom, które niedawno zawiesiliśmy. Potykają się o poduszki, które leżą na podłodze. Jesteśmy małymi bałaganiarzami...
– A sypialnia? – mam nadzieję, że nie zechcą zajrzeć nam do szafy, po za tym nie ma tu miejsca na wszystkie rzeczy Luke'a, większość dalej trzyma u Ashtona i gdy ma na coś ochotę to po to jedzie.
Otwieram przed nimi drzwi, a one znowu rozglądają się dookoła. Mogę przysiąc, że wyobrażają sobie go w tym łóżku. To trochę przerażajace.
– Jest też łazienka – mówię im.
– Och.. a co mu się stało w wargę? – pytają – Uderzyłaś go?
Nie chcę powiedzieć im prawdy. Widziałam sugestie w internecie, że bił się o mnie albo przeze mnie. Jednak je zignorowałam.
– Wiecie, jaka ze mnie niezdarą. To się stało przez przypadek.
– Och – mówią tylko i rozglądają się dalej.
Niedługo później, gdy robię im kawę i rozsiadają się na naszej małej kanapie, drzwi od mieszkania się otwierają.
– Wróciłem! Cholera, przepraszam za to, że cię nie odebrałem. Nagrywaliśmy pierwszą wersje piosenki, musisz ją usłyszeć...
Wtedy słyszy pisk i obraca się w jego kierunku. Nie powinnam ich tu przyprowadzać, naruszam jego prywatność, a to inny rodzaj prywatności, niż moja.
– Cześć – macha do nich.
– O Boże! Nie mogę w to uwierzyć! Jestem w twoim mieszkaniu! Z tobą tutaj! – patrzy na mnie, a ja nie wiem, co powiedzieć — To jest prawdziwe! – a jakie by kurwa miało być?
Luke jest zdezorientowany, gdy najwidoczniej dwie ogromne fanki przytulają się do niego.
Jest zdezorientowany i widzę, że naruszyłam jego sferę osobistą.
Jestem taką idiotką.
– Jesteśmy przyjaciółkami twojej dziewczyny.... a ona nas tak długo przed ton ukrywała!
– Tak? – Luke cały czas patrzy na mnie, gdy one nie chcą go puścić.
– Możemy zrobić sobie zdjęcie?
W jego ręce widzę jedzenie na wynos. Dalej nie zapewniliśmy lodówki.
– Przyniosłem jedzenie – mówi w końcu – Chcecie zjeść?
Kiwają głowami.
Luke Robert Hemmings
To najgorszy powrót do domu, jaki miałem od miesięcy.
Ostatni raz było tak źle, gdy po raz pierwszy i ostatni pokłóciłem się z Lolą. Teraz też miałem ochotę na nią krzyczeć.
Jak mogła je tutaj wpuścić? Do naszej prywatnej oazy? Do naszego domu? Jak mogła, kurwa?
Dostaję tonę naprawdę gównianych pytań, gdy siedzimy przy stole, ale muszę w końcu odmówić im zdjęcia, bo nie jestem na tyle głupi, żeby fotografować się z fanami we własnym domu.
Gdy wychodzą...
– Wreszcie sobie poszły – mówi Lola.
– Jak mogłaś je tu wpuścić?! Kto to w ogóle jest? – krzyczę, bo czuję, że straciłem kolejną część prywatności – Wpuszczasz byle kogo do naszego domu? Masz jakiś konkretny powód, dlaczego to robisz?
– To moje przyjaciółki – wcale nie, widziałem to w nich, tak nie zachowują się przyjaciółki.
– Gówno prawda! Nasz dom pojawi się zaraz cały w sieci i będziesz wiedziała, czy ja to zasługa, do cholery. Jak możesz być taka naiwna?
– Gdybyś po mnie przyjechał, nie byłoby problemu! – krzyczy.
– Pracowałem!
– Zapomniałeś! — to prawda. Nie chciałem tego zrobić, po za tym mieszkamy zbyt blisko tego kampusu, żeby potrzebowała transportu, jeździ tam samochodem z lenistwa..
– I dlatego sprowadziłaś tu te okropne dziewczyny?! Następnym razem pomyśl, zanim po raz kolejny postanowisz zabrać nam kawałek prywatności!
A wtedy wybucha płaczem.
Jakby to się w niej zbierało od dawna.
– Chyba nie rozumiem, jak to działa – mówi przesz łzy – Miałam przyjaciółki i bum już ich nie mam – wzrusza ramionami – Wcześniej takie nie były, przysięgam, że nie, Luke.
– Skarbie – przyciągam ją do piersi – Raczej twoi przyjaciele z tamtego życia, nie zostaną nimi w tym.
Wybucha jeszcze głośniejszym płaczem.
– Tak było u ciebie?
– Miałem to szczęście, że moi przyjaciele wchodzili w to ze mną. Zawsze mieliśmy siebie.
– Co mam zrobić, Luke?
– Pokażę ci krok po kroku – niestety nie mam, kurwa, wyjścia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro