Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

Katie
Otworzyłam drzwi do pokoju. Rozejrzałam się po wnętrzu tonącym w ciemności. Powłócząc nogami dobrnęłam do łóżka i z cichym westchnięciem zadowolenia padłam jak długa na materac. Wtuliłam twarz w fioletową poduszkę. Była miękka~. Szatyn stanął w wejściu przyglądając się moim poczynaniom. Podniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się lekko.

- Chyba musimy spać razem.- mruknęłam- No chodź. Nie wstydź się. - poklepałam zachęcająco miejsce obok siebie.

Mogłam to zwalić na zmęczenie. Mogłam powiedzieć, że nie myślałam jasno. Najlepiej to i to na raz. Prawda była jednak taka, że za dnia rumieniłam się na samą myśl o chłopaku, a w tamtym momencie spanie z nim w jednym łóżku wydawało mi się całkiem naturalne, niekrępujące i zwyczajnie... Zwykłe.

Zawachał się, ale podszedł i usiadł. Sprężyny skrzypnęły. Ziewnęłam przeciągle moszcząc się wygodnie wśród pościeli. Zerknęłam na niego nagląco. "Połóż się wreszcie. Spać mi się chce."- myślałam. Ręce i nogi wydawały mi się ciężkie jak z ołowiu. Odrobinę nieśmiało położył się obok. Nakryłam nas kołdrą. Bluzy i dżinsy nie był najwygodniejszą piżamą. Nie miało to znaczenia. Żadne z nas nawet nie pomyślało o ich przebraniu. Szarooki odwrócił się do mnie plecami leżąc na prawym boku. Obdarzyłam go jeszcze jednym krótkim spojrzeniem, pozwoliłam powieką opaści.

Jeremy
Jej oddech wyrównał się. Zasnęła. W przeciwieństwie do mnie nie miała z tym problemu. Odwróciłem się przodem do blondynki. Delikatnie kręcone, jasne kosmyki rozsypały się wokół głowy niczym aureola.

- Gharkkkrrsfgghchtdc...- z roschylonych ust wyrwał się niewyraźny bełkot. Nie zrozumiałem ani słowa.

Na jej twarzy pojawił się rozmarzony uśmiech. Wyciągnęła ramiona w przód obejmując mnie i przytulając jak pluszowego misia. W pierwszym odruchu chciałem się wyrwać, nie lubię kiedy ktoś mnie dotyka; obcy czy nie. Powstrzymałem się jednak uznając to za nawet trochę przyjemne. Drobniejsze, ale mniej kościste ciało emanowało ciepłem. Zaciągnąłem się zapachem jabłkowego szamponu pomieszanego z deszczem i wilgocią. Był wyczuwalny mimo przeważającego zapachu dziewczyny. Zamrugałem gwałtownie. "Co ja, do czorta, robię?" Westchnąłem. Podparłem ciało ręką i zacząłem się wysuwać z objęć Katie. Warknęła niezadowolona wzmacniając uścisk. Walczyłem chwilę sam ze sobą, ale dałem za wygraną. W rezultacie nie ruszyłem się z miejsca.

Sufit okazał się dobrym tłem do rozmyślań. "Co teraz?"- to pytanie kiełkowało w mojej głowie od dłuższego czasu-"Powinienem zostać czy odejść?"- kolejna kwestia pod znakiem zapytania. Nie znałem odpowiedzi, a moje ciało wyczerpane całym dniem domagało się snu. Ziewnąłem. Uległem zmęczeniu dołączając do zielonookiej w objęciach Morfeusza.

Pobudka nie należała do przyjemnych. Najpierw moje uszy zranił przeraźliwie głośny pisk, a potem zaliczyłem bliskie spotkanie z podłogą.

- Co, kurwa?!- wrzasnąłem oburzony podnosząc się z paneli, które, nawiasem mówiąc, stworzone do leżenia zdecydowanie nie były.

- Mamooo! Oni to robili!- mała, ruda wredota darła się na cały dom stojąc w drzwiach.

- Cicho bądź!- rozkazała Katie wstając gwałtownie i zatykając otwór gębowy siostry dłonią.- Wcale tego nie robiliśmy.- zarumieniła się.

Emily spojrzała na nią z złośliwym błyskiem w oku.

- A co będę z tego miała?- spytała słodko odzyskując możliwość mówienia.

Blondynka westchnęła poddańczo. Zgarnęła z biurka srebrną skarbonkę w kształcie świnki i wyciągnęła z niej banknot. Podała go siostrze.

- Może być?!- fuknęła gniewnie starsza.

- Nic nie widziałam. Nie przeszkadzajcie sobie.- w podskokach, majtając na wszystkie strony wściekle marchewkowymi włosami poszła na dół.

Katie
"Jak ta zołza... Uch! Skąd w jej głowie takie zboczone myśli?!" Trzasnęłam drzwiami, odwróciłam się do nich tyłem i odetchnęłam głęboko licząc w myślach do dziesięciu dla uspokojenia. Policzki prawie przestały piec. Niestety tylko prawie. Rozbawione parsknięcie przywróciło mnie do rzeczywistości.

- Co w tym śmiesznego?!- zapytałam nadal rozeźlona.

- Może na przykład to, że wyglądasz jak chomik co napchał ziaren w policzki?- kąśliwa uwaga nie ukoiła mojego gniewu gotowego w każdej chwili wybuchnąć.

Mimo wszystko ten jakże miły i poetycki tekst nie miał w sobie takiej goryczy i jadu jak poprzedniego wieczoru. Mogłabym nawet powiedzieć, że brzmiał odrobinę przyjaźnie. Westchnęłam.

- Idziemy na śniadanie?- spytałam z uśmiechem. Był trochę wymuszony, ale cóż... Nie wszystko może być idealne.

- Czemu nie.- wzruszył ramionami.

Chłopak rozluźnił się wyraźnie w moim towarzystwie. Ściana dzieląca nas zaczynała topnieć. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Jeremy był miły... Trochę.

Na stole czekały już kanapki. Emily zajadała się kromką z szynką i pomidorem popijając co chwila sok pomarańczowy. Mama siedziała u szczytu stołu sącząc kawę. Byle jak spięte w kok, z którego wystawała połowa kosmyków, włosy opadały na jej twarz. Zajęłam swoje zwykłe miejsce, a szarooki usiadł obok mnie tak jak poprzedniego dnia. Wzięłam kanapkę i ugryzłam. Jeremy szybko poszedł w moje ślady.

"Gdzie tata?"- chciałam zapytać, ale uznałam, że to nie najlepszy moment. Czasem zdażało mu się wracać dopiero popołudniu, a wtedy cały ranek mama była kłębkiem nerwów.

Zadzwonił telefon. Charakterystyczna melodyjka ucichła po jednym kliknięciu. Nie byłam w stanie rozróżnić ani słowa z ledwo słyszalnego szumu dochodzącego z urządenia przy uchu mamy. Jej twarz pobladła.

- Tak, dziękuję.- wydusiła i rozłączyła się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro