Wróciliśmy...
Od jakiegoś czasu przekręcałam się z boku na bok. Nie mogę zasnąć. Po chwili wyjęłam z tylnej kieszeni swój komunikator, który wyłączyłam, gdy wcześniej szliśmy przez las. Włączyłam go, dzięki czemu pokazał mi się elektromagnetyczny ekranik. Już parę sekund później pojawiło się na nim kilkanaście powiadomień. Dzięki temu, że go włączyłam, wiedziałam która godzina. Dochodziła pierwsza.
Miałam pięćdziesiąt trzy nieodebrane połączenia od taty, pięćdziesiąt pięć od mamy, po kilka od mojego rodzeństwa, kuzynostwa, a także kilkanaście od dziadków i wujostwa. Dostałam jeszcze kilkadziesiąt wiadomości i informacji, że ktoś próbował namierzyć mój komunikator. Pewnie mama dorwała laptopa. Zawsze potrafiła się nim lepiej posługiwać, niż normalni nastolatkowie. Zaczęłam czytać wszystkie wiadomości.
Praktycznie każda brzmiała tak samo. W każdej jednej prosili mnie o to, żebym wróciła do domu. Po chwili wyłączyłam wyświetlacz, po czym zakryłam oczy swoim przedramieniem.
— Boli cię decyzja o tym, że uciekłaś, prawda? — Usłyszałam nagle, dlatego przekręciłam głowę w prawą stronę.
— Obudziłam cię? — Zapytałam bruneta, a on lekko pokręcił głową.
— Tasha... Co się dzieję? — Odwróciłam się na bok.
Podłożyłam swoje dłonie pod mój policzek. Cicho westchnęłam, a do tego lekko przygryzłam wnętrze jednego z nich.
— Nie boli mnie to, że uciekłam... Tylko to, co powiedziała mi moja mama, zanim to zrobiłam... — Wyznałam, a on również położył się na boku.
— Co powiedziała? — Zapytał szeptem, którym mówiliśmy cały czas.
— Dużo rzeczy... W skrócie, że nie pozwoli mi zmarnować swojego potencjału na czymś tak bez przyszłości, jak muzyka... Że muzyka to nie zawód... — W tym momencie poczułam łzy pod powiekami. — ... I że nikt mnie nie będzie nawet słuchał... — Chłopak wyciągnął w moim kierunku prawą dłoń, aby w kolejnej chwili wytrzeć moje oczy.
— Może gdyby usłyszała to, jak śpiewasz, zmieniłaby zdanie... — Założył mi włosy za ucho.
— Może... Nie wiem... Moja mama jest uparta jak diabli... Wydaję mi się, że nawet mimo tego nie zmieniłaby zdania... — Powiedziałam cicho, a on się do mnie uśmiechnął.
— A mi się wydaję, że by zmieniła... — Podniosłam na niego wzrok zaskoczona. — Twój głos jest niesamowity... Do tego stopnia, że grzechem byłoby to ukrywać... — Na jego słowa poczułam ciepło, które zaczęło rozlewać się po całym moim ciele.
Moje serce zaczęło walić jak szalone, a do tego miałam wrażenie, jakby brakowało mi powietrza. Przez jego słowa na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech.
— Poza zespołem i naszą muzyką, jesteś chyba jedyną osobą, która jest w stanie poprawić mi humor... — Spojrzałam mu prosto w oczy, dzięki czemu zobaczyłam, że bardzo go zaskoczyłam swoim wywodem.
— Zawsze do usług, Tasha... — Uśmiechnął się do mnie.
— Dobranoc, Hektor... — Powiedziałam, a on kiwnął głową.
— Dobranoc... — Odpowiedział, a ja po jego wypowiedzi zamknęłam oczy.
Rano zostałam obudzona przez Ari, która usiadła mi na kręgosłupie. Jęknęłam na jej postępowanie. Dlaczego ja się zawsze w nocy ułożę tak, że rano budzę się na brzuchu?
— A myślałam, że tylko moje rodzeństwo jest tak kochane, źeby od rana mi wskakiwać na kręgosłup... — Odezwałam się z wyraźnie wyczuwalnym sarkazmem, a pozostali się zaśmiali na mój komentarz.
— Czyli masz rodzeństwo? — Zapytała Stilla, a ja kiwnęłam głową, kiedy to mysz ze mnie zeszła, a ja mogłam się podnieść.
— Młodsze... Siostrę i brata... — Przetarłam oczy dłońmi.
— Wyglądasz jak strach na sroki! — Zaśmiała się na mój wygląd Elay.
— Czyli nadal lepiej, niż ty... — Uśmiechnęłam się złośliwie.
— Osz ty wredna... — Już miała coś powiedzieć, ale Rexa się wtrąciła.
— Oho! Wrócił jej humor! Już się nie będziemy nudzić... — Zaśmiała się, a podczas tego czesała swoje włosy.
— Ej! Od kiedy w moim towarzystwie jest nudno?! — Zapytałam, a one znowu się zaśmiały.
— W twoim? Chyba nigdy... Z tobą się nie da nudzić, bo zawsze coś odpierdolisz... — Zauważyła Dera, która zwijała swój śpiwór.
— Apropo odpierdalania... Może się znajdzie jakieś laboratorium i ciekawe miksturki... — Przerwały mi dziewczyny, a przy tym odezwały się jednocześnie.
— Ani się waż je mieszać! — Powiedziały stanowczo, a ja wyjęłam ze swojej torby lusterko i grzebień.
— Nie zamierzam przeżywać tego samego, co wtedy, gdy stworzyłaś mieszankę wybuchową z coli, soku z ogórków, pasty do zębów i trzynastu innych składników, o których nie chciałaś nam powiedzieć czym były... — Zaśmiałam się cicho na to, co przypomniała Ari.
— Kto wpada na takie pomysły? — Zapytał Alfy.
— Tasha! — Odpowiedziały mu jednocześnie dziewczyny, a do tego skrzywiły się na wspomnienie tamtego zabójczego napoju, który musiały wypić, bo przegrały zakład.
— Do usranej śmierci nie zapomnę tego smaku... — Powiedziała Rexa, której po plecach przebiegł dreszcz.
Odwróciłam wzrok, a przy tym się zaśmiałam i podrapałam po głowie.
Tremér
Od wczoraj zastanawiamy się, czy Tashy nic się nie stało. A co jeśli ktoś ją skrzywdził? Jeśli trafiła na jakiegoś zboczeńca? A co jeżeli została porwana i teraz jest torturowana? Chodziłam w kółko po salonie, czekając na to, aż wszyscy do nas przyjdą.
— Mrozek... — Ash zatrzymał mnie w jednym miejscu, bo jeszcze trochę, a wydeptałabym dziury w podłodze. — ... Tasha jest silna, inteligentna i wie, że musi zachować spokój w każdej sytuacji... Napewno nic jej nie jest... — Podał mi kubek z kawą. — Ja też się o nią martwię... Dlatego podjęliśmy tamtą decyzję... — Podniosłam na niego wzrok.
— Jak myślisz, co poczujemy, gdy po tylu latach ponownie się tam znajdziemy? — Uśmiechnął się.
— Nie wiem... Ale pewnie już na pierwszym kroku przypomni nam się wszystko, co miało tam miejsce... A zwłaszcza nasza walka o wolność... — Kiwnęłam głową, a do salonu wszedł Ross, a za nim Arliya.
— Wzięliście to, co będzie wam potrzebne? — Kiwnęli głowami.
— Napewno nie będziemy wam tam przeszkadzać? — Ash kucnął przed nimi.
— Wręcz przeciwnie... Przy was Tasha jest... Taka, jaka była kiedyś... Z wami obok, będzie nam łatwiej z nim porozmawiać... I sprawić, że to nie będzie kłótnia, a najzwyklejsza rozmowa... — Oboje kiwnęli głowami na słowa mojego dachowca.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Ash się podniósł, a ja na szybko wypiłam ciemny napój z kubka, który odrazu poszłam szybko umyć. Już po chwili do kuchni weszli wszyscy. Każdy członek niegdyś grupy wykonawczej i ryzykującej wszystko, dla dobra rebelii i innych mutantów. Znajdowała się tu również Yen i Aaron.
— Sprowadźmy Tashę i jej znajomych do domów... — Wszyscy kiwnęliśmy głowami na słowa Kara.
Po chwili wzięliśmy kilka potrzebnych nam rzeczy, a następnie zamknęliśmy wszystkie pary drzwi w naszym domu. Spojrzałam na Stuarta, który spojrzał w przestrzeń, gdzie w kolejnym momencie otworzył się portal. Dzieci się podekscytowały, kiedy tylko to zobaczyły. To niesamowite, do jakiego poziomu w używaniu swojej mocy doszedł. Gdy tylko przez niego przeszliśmy, znaleźliśmy się w miejscu łączenia mechanizmu, z niegdyś pnącą się tu kopułą.
— Tremi... — Odezwał się Kar, który patrzył na niebo.
— Tak... Udało nam się... Kopuła opadła... — Wszyscy ruszyliśmy na szczyt muru, aby zobaczyć co nas może czekać za jego granicą.
Szliśmy klatką schodową, która prowadziła do mechanizmu kopuły, a gdy znaleźliśmy się spowrotem na zewnątrz, zabrakło nam tchu. Wszędzie wokół było zielono. Niebo było błękitne, a po nim szybowały najróżniejsze ptaki. W oddali widzieliśmy góry, a jeszcze dalej, nieco bardziej na zachód rozciągającą się taflę wody.
— Czyli to tak wyglda świat zewnętrzny... — Odezwał się Ash, który cały czas pomagał mi iść.
Spojrzałam na niego, a on na mnie. Oboje się do siebie uśmiechnęliśmy, a w kolejnej chwili zaczęłam mówić.
— Ash... Jest coś, co muszę ci powiedzieć... — Powiedziałam, a w tym samym czasie usłyszałam komunikat, który nadał do mutantów Kar. — Mówiłeś wcześniej, że gdy uda nam się stąd wydostać... Chcesz razem zamieszkać... — Kiwnął głową. — Nie będzie nas tylko dwójka... — Wyznałam, a on lekko zmarszczył brwi.
Po chwili jednak zrozumiał o co mi chodzi.
— Jesteś... — Skinęłam głową, a on ucieszony mnie podniósł i przytulił.
Ponownie stoimy w tym miejscu. Jednak tym razem stąd nie uciekamy. Musimy wrócić do miasta, które niegdyś było naszym więzieniem.
— Tremér... — Odezwał się Ash, a ja kiwnęłam głową.
— Wróciliśmy... — Przyjrzałam się budowlom miasta.
Chciałabym wszystkim życzyć Wesołych świąt!
😄🎄🎁❄🎅
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro