Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szczerość cz.I

Zapadł zmierzch, a my znaleźliśmy kolejne miejsce, gdzie zatrzymamy się na noc. Stanęłam przy oknie, a przez zapłakaną szybę spojrzałam na miasto. Potarłam dłońmi po ramionach. W tym momencie zwróciłam uwagę na bransoletkę, która zdobiła mój lewy nadgarstek. Dotknęłam jej srebrnego łańcuszka, kiedy przypomniałam sobie sytuację, w której ją dostałam. 

Spojrzałam przez szparę w kurtynie na widownię, a następnie spowrotem się schowałam. Nie wyjdę! Tam jest za dużo ludzi! Podbiegłam za skrzynkę ze sprzętem, gdzie już po chwili się skuliłam ze strachu. Nie dam rady wyjść przed taką widownię. 

— Tasha? — Usłyszałam głos taty, dlatego odrazu podniosłam wzrok. — Co się stało? — Zapytał zaniepokojony, kiedy zobaczył moje zapłakane oczy. 

— Nie wyjdę... Tam jest za dużo osób... Jak się pomylę, to wszyscy się będą ze mnie śmiać... — Powiedziałam, a on kucnął przede mną i założył grzywkę za ucho. 

— Nikt nie będzie się z ciebie śmiać... Wygrasz ten konkurs... Jesteś przecież najlepsza... — Próbował mnie pocieszyć, a przy tym starł mi łzy z policzka. — Proszę... — Założył mi na rękę bransoletkę z dwiema zawieszkami w kształcie gwiazdki i serduszka. — Jak tylko będziesz się stresować, spójrz na bransoletkę i przypomnij sobie to, co powiem ci teraz... Do odważnych świat należy... — Uśmiechnął się, a ja wstałam, aby w kolejnej chwili go przytulić. 

— Kocham cię, tato... — Powiedziałam cicho, a on pogłaskał mnie po głowie. 

— Ja ciebie też, Tasha... — Odpowiedział, a ja ścisnęłam go z całej siły. 

(Taka o)

Poczułam łzę, która spłynęła po moim policzku przez to wspomnienie. Przełknęłam ślinę, a następnie zapięłam swoją bluzę i zarzuciłam na głowę kaptur. 

— Niedługo wrócę... — Powiedziałam szybko, a następnie pchnęłam szklaną powłokę drzwi. 

— Tasha?! — Usłyszałam za sobą, ale już szłam dość szybkim krokiem i wsłuchiwałam się w dźwięk, który powstawał przez padający deszcz. 

Szłam tak przez jakiś czas, a w trakcie tego, kompletnie nie przejmowałam się tym, że cała jestem już przemoknięta. Podniosłam wzrok ze swoich butów, dzięki czemu zobaczyłam przed sobą rozwidlenie dróg. Była ta, na której stałam i mogłam zawrócić. Droga w prawo i w lewo. A także ta, która prowadziła prosto. Po lewej znajdowała się powalona na ziemię lampa i trochę gruzu oraz leżące kable od linii wysokiego napięcia. 

Podniosłam wzrok na niebo, które było w całości czyste, ale mimo tego padał deszcz. W tej chwili poczułam, jak na moje plecy opada kaptur mojej bluzy, a po mojej twarzy spływają krople wody, które zaczęły się mieszać z moimi łzami. Nie wiem czemu płacze. Same z siebie zaczęły płynąć, a może to już po prostu ja potrzebuję się wypłakać. Od kiedy byłam mała, rzadko kiedy płakałam, ale w ostatnim czasie się to chyba zaczęło zmieniać. 

Niby jestem twarda, ale nie zawsze. Mam swoje słabe punkty, jednak wszyscy z mojego otoczenia myślą, że ich nie posiadam. Udaję sukę, żeby nie powtórzyło się to, co było gdy jeszcze chodziłam do szkoły. Sama z siebie nawet tak na siebie mówię. Gdy dołączyłam do zespołu, codziennie rano stawałam przed lustrem i mówiłam do swojego odbicia „Jesteś zimną suką. Nie masz żadnych emocji. Emocje to tylko słaby punkt”.

Zaśmiałam się pod nosem. Te trzy zdania tak bardzo weszły mi w życie, że już nawet nie pamiętam, jak się zachowywałam, nim do tego wszystkiego doszło. Nim pierwszy raz poszłam na MWar. Nim poznałam Rexę i dziewczyny. Nim stałam się Białą Tygrysicą. Ponownie spojrzałam na te trzy ścieżki, a następnie podeszłam na sam środek, jednocześnie rozpinając swoją bluzę. Z kieszeni wyjęłam swój komunikator, gdzie włączyłam aż przesadnie spokojną melodię, jak na mnie. 

Schowałam go spowrotem do kieszeni spodni, zdjęłam bluzę, a następnie przewiązałam w swoim pasie. Złapałam się za swoje ramiona, po czym zamknęłam oczy i wsłuchałam się w muzykę. Zaczęłam się powoli bujać na boki, jakbym tańczyła z partnerem. Narysowałam czubkiem lewego buta pół koła na powierzchni kałuży, w której stałam, a następnie zrobiłam kilka piruetów, idąc przy tym w prawą stronę. Przeskoczyłam dwa kroki, po czym zrobiłam dwa wykopy w powietrzu, a następnie wróciłam spowrotem, robiąc przy tym obrót. 

Prawą dłonią delikatnie przesunęłam palcami po skórze lewego ramienia, ponownie robiąc piruet, a następnie prawą rękę wyrzuciłam w kierunku nieba, udając przy tym, jakbym odrzucała od siebie coś ciężkiego. Gdy się zatrzymałam, otworzyłam oczy, dzięki czemu zobaczyłam zastawione przez lampę przejście. Wcześniej byłam odwrócona do niego plecami, ale teraz? Ustawiłam się w ten sposób całkowicie przez przypadek, czy może to jednak coś znaczy? A jeśli tak, to co, do cholery? 

Nie pójdę dalej, aż czegoś nie zakończę? W ten sposób mam to interpretować? Wzięłam głęboki wdech, aby uspokoić swój oddech. Naprawdę rzadko tańczę w ten sposób, ale musiałam coś z siebie chyba wyrzucić. Jakieś uczucia, które nie pozwalały mi być tą mną, którą chciałabym być. W tym momencie usłyszałam jakiś szelest, dlatego natychmiastowo się odwróciłam w kierunku drogi na przeciwko. 

— Kto tu jest?! — Zapytałam, a następnie ruszyłam w tamtym kierunku powolnym krokiem, po drodzę zgarniając z ziemi metalowy pręt. 

Złapałam go w obie ręce, a następnie powoli i ostrożnie szłam w kierunku, skąd usłyszałam hałas. Przełknęłam ślinę, aby uspokoić swoje serce, które obijało się o moje żebra z całej siły. Oczywiście nic to nie pomogło. 

— Zapytam jeszcze raz! Kto tu jest?! — Powiedziałam głośno, starając się lekko przekrzyczeć nadal lejący deszcz. 

Już miałam iść w kierunku barierek przy ulicy i niewielkiej kupy gruzu, kiedy nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu. Wydarłam się na całe gardło, a następnie zamachnęłam prętem, aby tę osobę uderzyć. 

— Tasha, spokojnie! To ja! — Uchylił się, a do mnie dotarło, że prawie trafiłam Hektora. 

— Ja pierdole! Hektor, nie strasz! Mogłam cię zabić, jakbym trafiła! — Zaśmiał się. 

— Nie spodziewałem się, że jesteś aż tak strachliwa... — Powiedział, a ja spojrzałam w kierunku miejsca, które zamierzałam sprawdzić. — Coś się stało? — Zapytał, gdy zmarszczyłam brwi. 

— Miałam wrażenie, jakby ktoś tu jeszcze był... — Spojrzał w tym samym kierunku co ja, ale nie zwróciłam na to zbyt dużej uwagi. 

Po chwili gapienia się w jeden punkt, usłyszałam odpinanie się zamka, a po paru sekundach, poczułam na swoich ramionach bluzę chłopaka. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on nałożył mi na głowę kaptur. Zwróciłam wzrok prosto w jego oczy, a on na moje. Podniósł dłonie, aby w kolejnej chwili założyć mi włosy, po których spływała woda za uszy, po czym starł krople deszczu z mojej twarzy. Czułam to, jak bardzo miałam w tym momencie nierówny oddech. 

— Chodź, musimy wracać... Reszta się pewnie denerwuje... — Nim to powiedział, odchrząknął, po czym włożył ręce do kieszeni, a następnie ruszył w kierunku rozwidlenia. 

— A ty? — W sumie to nie wiem co mnie napadło, że o coś takiego zapytałam. 

— Słucham? — Spojrzał na mnie zaskoczony. 

— Denerwowałeś się tym, że mnie gdzieś wywiało? — Sprecyzowałam, a on opuścił wzrok, aby po chwili spowrotem na mnie spojrzeć. 

— Nie... — Zaskoczył mnie swoją odpowiedzą, bo wcześniej wydawał się być zaniepokojony moim stanem psychicznym, po mojej burzliwej rozmowie z moją matką. — Nie denerwowałem się... — Dodał, a ja podniosłam na niego wzrok, który opuściłam. — Za to bałem się, jak cholera, że coś ci się mogło stać... — Szerzej otworzyłam oczy ze zdziwienia, jakie mi towarzyszyło przez jego wypowiedź. 

— Czemu? — Zadałam kolejne bezsensowne pytanie. 

— Rany, Tasha... — Podszedł do mnie. — Czy to nie jest oczywiste? — Zapytał, kiedy zatrzymał się przede mną, a ja opuściłam wzrok, zasranawiając się nad jego słowami. — Bo się o ciebie martwię, idiotko... W nocy, gdy ze sobą rozmawialiśmy, zachowywałaś się tak, jak za każdym razem, kiedy spotykaliśmy się gdzieś na mieście... Zachowywałaś się tak do czasu, aż Ari nazwała cię przy wszystkich Białą Tygrysicą... Nie wiem czemu tak wtedy zareagowałaś, ale martwię się twoim zachowaniem... Nigdy takiej cię nie widziałem, więc czemu w tamtym momencie — Przerwałam mu. 

— Bo Biała Tygrysica to wymyślona i grana przeze mnie postać, którą chciałabym być przez cały czas, a nie mogę... — Wyraźnie go w tym momencie zaskoczyłam. 

Jak dało się zauważyć po tytule, rozdział podzielony na dwie części!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro