Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prawdziwe Serce Edenu

Wszyscy kazali mi usiąść na krześle. W kolejnej chwili znalazła się przy mnie ciocia Yen, której dłonie natychmiastowo objęła turkusowa łuna. W pewnym momencie spojrzała ona na moich rodziców, którzy byli wyraźnie zaniepokojeni.

— Yen? — Odezwała się zmartwiona mama, a ona pokręciła głową.

— Wszystko jest w normie, poza temperaturą jej ciała. Nie wiem co się z nią dzieje. — Powiedziała, a ja nadal przyglądałam się swoim dłoniom.

Boję się tego, co się ze mną dzieje. Nie rozumiem tego. O co tutaj do cholery chodzi? Nigdy wcześniej się nic takiego działo. W tym momencie podszedł do mnie Hektor.

— Tasha... — Spojrzałam na niego, a on kucnął przede mną. — Chyba wiem co się może z tobą dziać... — Szerzej otworzyłam oczy na jego słowa.

— Co? — Zapytałam, a on spojrzał na swoje dłonie.

— Możesz być taka sama jak ja. Możesz mieć podwójne DNA... — Powiedział, a ja pokręciłam głową nie dowierzając.

— Ale... — Czułam to, jak mój oddech zaczął przyśpieszać. 

— Tasha, spokojnie. Im silniejsze emocje, tym większe płomienie uwalniasz. — Złapał mnie za dłonie wujek Kar, który kucnął przede mną. — Wiem, że się boisz, ale to w końcu minie. Czułem to samo, kiedy uczyłem się panować nad swoimi płomieniami. Musisz tylko przestać się bać. — Powiedział, a ja spojrzałam mu w oczy, a następnie na jego dłonie, którymi obejmował moje ręce. — Oddychaj, wdech, wydech. — Dodał, a ja zaczęłam uspokajać swój oddech. 

Po chwili poczułam, jak temperatura mojego ciała zaczęła powoli opadać. Ciocia Yen widząc to, że płomienie znikają z moich dłoni, natychmiastowo do mnie podeszła i po raz kolejny użyła swojej zdolności mutanta. 

— Gorączka zeszła... — Powiedziała, a do mnie podbiegł Ross i Arliya, którzy od razu uwiesili się na mojej szyi.

Spojrzałam na swoje dłonie, a w kolejnej chwili na wujka Kara. Uśmiechnął się do mnie, a następnie potargał po głowie i wstał, aby odejść do moich rodziców, którzy nadal byli wyraźnie zaniepokojeni. Zwróciłam swój wzrok na Hektora, który stał zaraz obok mnie. 

— Wszystko ok? — Zapytał, a przy tym położył swoja dłoń na moim ramieniu.

Kiwnęłam głową, po czym pogłaskałam swoje rodzeństwo po głowach. Martwili się tym, co się ze mną działo. Mimo wszystko, dziadkowie przez moment nie kazali im się do mnie zbliżać, bo zrobiłabym krzywdę. Może i dokuczamy sobie nawzajem, ale i tak. Zawsze trzymają się mnie, bo za każdym razem ich przed czymś broniłam. Najczęściej przed potworem spod łóżka. 

— Nic mi nie jest... — Uspokoiłam ich, ale Arliya nadal miała łzy w oczach.

Musiała się bać.

— Obiecaj, że więcej to się nie stanie... — Powiedziała, po czym wyciągnęła w moim kierunku mały palec.

— Postaram się... — Złapałam jej palca swoim, a następnie stuknęłyśmy się kciukami.

Uśmiechnęłam się do niej, a ona znowu się do mnie przytuliła. Widziałam kątem oka, jak Ross wygiął dolną wargę w podkówkę, dlatego go do siebie przyciągnęłam. Spojrzałam na rodziców, którzy uważnie mi się przyglądali, a podczas tego rozmawiali z wujkiem Karem. Ciekawe o czym mówią? Sądząc po tym, że patrzą na mnie w taki sposób, to jest to coś, czym pewnie nie chcieliby mnie martwić. 

— Mogę nazywać cię Zapałką? — Zapytała nagle Rexa, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. 

— Ani się waż... — Powiedziałam, na co ona się cicho zaśmiała. 

— A co z Białą Tygrysicą? Teraz będzie Ognista Tygrysica? — Zadała pytanie Ari, przez którą poczułam czułam to, jak pulsowała mi na czole żyłka. 

— To brzmi jak przezwisko sceniczne, ale dla kobiety, która tańczy w klubach dla dorosłych... — Zauważyła Elay, na co ja ją zabiłam wzrokiem. 

Odsunęła się ode mnie nieco przerażona, kiedy na nią cicho warczałam. Po kilku minutach odpoczynku, ruszyliśmy w dalszą drogę. Słyszałam szepty wszystkich i doskonale wiedziałam, kto był obiektem tego ich plotkowania. Oczywiście ja, bo jakże by inaczej? Chociaż w sumie, to im się nie dziwię. Chciałabym z kimś o tym porozmawiać, ale prawdopodobnie nikt tego nie... 

Chociaż nie. Jest jedna osoba, która jest w stanie mnie zrozumieć. Odwróciłam lekko głowę w kierunku Hektora, który wyglądał na głęboko zamyślonego. Często go takim widuję. Ciekawe o czym rozmyśla? Może o tym, co się ze mną dzieje? O tym, czy zdążymy dotrzeć do głównego serwera, czy zostaniemy zmieceni z powierzchni ziemi, razem z plantacjami. Dopiero teraz nakryłam samą siebie na tym, że się na niego gapię! Natychmiastowo się odwróciłam, a przy tym poczułam to, jak na mojej twarzy powstaje rumieniec. 

Co się ze mną dzieje, do cholery? Nigdy tak nie miałam. A teraz? To się dzieje, od kiedy po raz drugi mnie on pocałował. Ogarnęłam się szybko po czym spojrzałam przed siebie. W tym momencie zauważyłam na końcu korytarza jakieś przejście. Wszyscy widząc to przejście, przyśpieszyli kroku. Po chwili ukazała nam się sala, która w całości była pokryta metalowymi płytami. Na ziemi ciągnęło się od groma kabli, na które musieliśmy uważać, kiedy między nimi przechodziliśmy. 

— Chyba to jest pomieszczenie z głównym serwerem. Prawdziwe Serce Edenu... — Powiedział wujek Jekyll, który patrzył na całą mechaniką. 

— Mamo... — Zwróciłam jej uwagę. — To chyba nie dobrze, prawda? — Wskazałam palcem na ścianę ekranów, które były całkowicie czerwone.

Na kilku z nich, widziałam jakby odliczanie, które pokazywało jakieś osiem minut. Mama i wujek Jekyll natychmiastowo podbiegli do komputera, a następnie wklepywać coś na klawiaturach. 

— Musimy to szybko zatrzymać... — Powiedziała pod nosem mama, kiedy lekko przerażona wpisywała jakieś algorytmy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro