Panorama
Przeciągnęłam się, a w kolejnej chwili spojrzałam na komunikator. Cały dzień chodziliśmy po Edenie i nadal nie daliśmy rady zobaczyć wszystkiego. Obudziłam się najwcześniej, a najpóźniej się chyba położę. Spojrzałam na zeszyt, który podświetlałam swoim komunikatorem. Wciąż nie wierzę, że napisałam taki tekst piosenki. Cicho westchnęłam i w tym samym momencie usłyszałam szmer.
— Nie możesz spać? — Spojrzałam na Hektora.
— Trochę... — Podniósł się, a następnie przetarł swoje oczy.
— Pokażę ci coś... — Wstał, a w kolejnej chwili złapał za swoje buty.
— Co? — Pokręciłam głową nie rozumiejąc.
— Coś co przegapiłaś, kiedy Elay wskoczyła ci na plecy... — Kiwnęłam głową, po czym również się ruszyłam.
Założyłam swoje buty oraz ciepłą bluzę chłopaka, którą mu zarąbałam. Po chwili wyszliśmy na zewnątrz. Poczułam, jak Hektor złapał mnie za rękę, a w kolejnym momencie pociagnął mnie za sobą. Praktycznie za nim biegłam.
— Zwolnij, przecież się nie pali... — Zaśmiałam się, a on mi zawtórował.
— Chodź, nie marudź! — Ruszył biegiem, a ja ponownie głośno się zaśmiałam na jego ruch i pobiegłam za nim.
Tremér
Cicho westchnęłam na wspomnienie tego, jak usłyszeliśmy śpiew Tashy. Gdybym tylko wcześniej wiedziała, że nasza córka ma taki głos, nie powiedziałabym jej tamtych wszystkich rzeczy. Obie jesteśmy uparte, więc już wiem po kim ona ma to zawzięcie do tego, aby postawić na swoim i mieć ostatnie słowo. W tym momencie poczułam dłoń na ramieniu, dlatego odrazu się odwróciłam do mojego dachowca.
— Jutro? — Zapytał, a ja odrazu zrozumiałam o co mu chodzi.
Rozmowa z naszą córką. Czasami zauważyłam to, że Tasha oddala się od grupy, aby sprawdzić z góry najszybszą drogę, więc wtedy możnaby ją złapać i porozmawiać na spokojnie, o ile się wogóle da. Przy Rossie i Arliyi nie będzie krzyczeć i przeklinać, jak ma w zwyczaju przy przyjaciołach. Może to były tylko dwa dni, kiedy ją tak szpiegowaliśmy, ale dzięki temu mam wrażenie, jakbym poznała Tashę z całkiem innej strony. Nie gburowatą, chamską i krnąbrną nastolatkę, którą jest zawsze przy nas, a wesołą, zabawną, wyluzowaną i żywiołową dziewczynę, której w domu nie mieliśmy okazji gościć, do kiedy chodziła jeszcze do szkoły.
— Tak... — Odpowiedziałam mu, a przy tym kiwnęłam głową.
— Dzieci są zmęczone, więc lepiej wracajmy... — Odezwał się Kar, a gdy już chciałam odpowiadać, usłyszałam śmiech mojej starszej córki.
Wszyscy się schyliliśmy, kiedy przebiegła niedaleko nas, a wraz z nią chłopak, który ciągnął ją za rękę. To jest ten sam, przy którym się ona cały czas czerwieni. Spojrzałam na wszystkich, a oni zgodnie kiwnęli głowami, że musimy jeszcze moment zostać.
— Gdzie oni biegną? — Zapytała Yen, kiedy powoli ruszyliśmy za nimi.
— Za moment może się dowiemy... — Odpowiedziała jej Dawn.
Po jakimś czasie zobaczyliśmy, jak oboje wbiegają po schodach na punkt widokowy w mieście.
— Nic stąd nie słyszę... — Odezwała się cicho Reona, a wszyscy, nawet Ash, który ma świetny słuch, przyznali jej rację.
— Jesteśmy za daleko... — Powiedział Jekyll.
— Bliżej podejść nie możemy, bo nas zauważą... — Dodała Alma.
— Więc zostaje nam sama obserwacja... — Dopowiedział Ash, a wszyscy się z nimi zgodzili.
Hektor
Pociągnąłem Tashę za sobą, aby w kolejnej chwili stanąć przy balustradzie. Rozejrzała się dookoła, ale pokręciła głową nie rozumiejąc, co tu jest takiego niesamowitego.
— I co? Tutaj nic nie ma... — Zauważyła, a ja się się lekko uśmiechnąłem.
— Rexa mi wcześniej powiedziała, że to punkt widokowy... — Zmarszczyła brwi. — Po ciemku średnio tu cokolwiek widać, ale... — Podniosłem prawą dłoń, którą w kolejnej chwili dotknąłem metalowego słupa lampy. — ... Coś chyba mogę na to zaradzić... — Już po chwili poczułem mrowienie w mojej ręce.
W kolejnym momencie oboje zobaczyliśmy to, jak ulice plantacji zostają oświetlone przez lampy drogowe, bilbordy, szyldy sklepów i wiele innych rzeczy. Spojrzałem na Tashę, która szerzej się uśmiechnęła na ten widok, a następnie stanęła na jednej z rurek balustrady. Mógłbym na nią patrzeć cały czas, kiedy wygląda w taki sposób. Niby znamy się tylko miesiąc, ale oboje zachowujemy się tak, jakby ta znajomość trwała całe życie. Może nasze pierwsze spotkanie nie wyglądało najlepiej, ale to głównie przez to, że kompletnie nie poznałem tej dziewczyny, która już mi wpadła w oko za czasów szkoły.
Zmieniła się od tamtego czasu. To już nie jest ta cicha myszka, która chowała się po kątach przed wszystkimi. To już nie jest ta sama dziewczyna. Kompletny brak tej nieśmiałości, którą kiedyś emanowała, ale nadal jest urocza, tak samo jak kiedyś. Zabiłaby mnie, gdybym jej powiedział, że jest dla mnie urocza, a na jakbym jej powiedział, że się w niej kocham od czasów szkoły, to już wogóle byłbym trupem. Zresztą, ona mnie chyba nawet nie pamięta z tamtego okresu. Wtedy w zaułku przedstawiłem się jej pełnym imieniem i nazwiskiem, ale chyba nie skojarzyła faktów.
W tym momencie na mnie spojrzała z szerokim uśmiechem na twarzy. Już za tamtych czasów uważałem, że jest ładna i wogóle, ale po tych kilku latach, kiedy jej nie widywałem, zmieniła się w jeszcze większą ślicznotkę. Ścięła włosy, które kiedyś sięgały jej do pasa, tym samym starając się chyba pozbyć się tej powłoki uroczej dziewczyny z piegowatą twarzą.
— Wiesz co? — Odezwała się, tym samym wyrywając mnie z mojego zamyślenia. — Rexa kiedyś była jedyną osobą, której byłam w stanie się wygadać... — Spojrzała mi w oczy. — Dziewczynom do tej pory nie umiem wszystkiego powiedzieć, ale tobie... Mogę powiedzieć chyba równie dużo, co Rexie, jak nie więcej... Nie wiem, czemu tak jest, ale mam dziwne przeczucie, że ty zawsze byś mnie wysłuchał... — Uśmiechnąłem się.
— Bo tak jest... — Miałem dziwne wrażenie, jakby jej oczy nagle lekko zalśniły. — Może to głupie pytanie, ale koty serio widzą w ciemności? — Zaśmiała się na moje pytanie.
— To mit... Nie widzę w ciemności... A raczej, nie widzę w całkowitej ciemności... Przy bardzo małym natężeniu światła jeszcze coś zobaczę, ale to jest głównie przez to, że źrenice mi się rozszerzają i wykorzystuję w pełni dostępne oświetlenie... — W tym momencie zauważyłem jeszcze jedną cechę z jej wyglądu, która mogłaby naprowadzić na to, że jest ona mutantem.
— Uśmiechnij się... — Powiedziałem cicho, a ona się wzdrygnęła w napływie śmiechu.
— Zauważyłeś kły... — Kiwnąłem głową na jej stwierdzenie, a ona się szeroko uśmiechnęła, pokazując przy tym swoje zęby. — Nawet Rexa nigdy ich nie zauważyła... — Przycisnęła swój język jednym z kłów. — Są jeszcze dwie cechy z wyglądu, które mnie wyróżniają z tłumu, ale zwykle je zakrywam... No, jedna trochę bardziej widoczna... — Wyznała, a ja zacząłem się jej przyglądać.
— Co takiego? — Zapytałem, a ona przesunęła jednym ze swoich dłuższych paznokci po skórze swojego kciuka.
Po chwili zobaczyłem to, jak z tego miejsca zaczyna wypływać kropla krwi.
— Kocie pazury... Jak byłam mała, to miałam je obcinane, jak tylko był widoczny odrost, bo w przeciwnym wypadku niszczyłam wszystko, co stanęło mi na drodzę... A w szczególności swetry mojej matki... — Zaśmiałem się.
— Matka musiała cię chyba za to nienawidzić... — Lekko w tym momencie posmutniała.
— Wtedy między nami było jeszcze w porządku... Potrafiłam z nią wogóle pogadać i byłam... Po prostu miła, a teraz... Nawet na to już mnie nie stać... — Położyłem jej rękę na ramieniu, a drugą puściłem lampę.
— Wszystko się ułoży, Tasha... — Kiwnęła głową, po czym na mnie spojrzała i lekko pchnęłam ramieniem.
— To nic takiego... Może po prostu, taka zimna suka jaką się stałam nie zasługuje na to, aby mieć dobre relację z kimkolw... — Gdy się tak nazwała, przerwałem jej.
— Nie jesteś „Zimną Suką”... — Spojrzała na mnie zaskoczona. — Nie mów tak o sobie, bo nikt tak o tobie nie myśli. Ja tak o tobie nie myślę, Tasha... Nigdy tak nie myślałem... I nigdy tak myśleć nie będę... Zasługujesz na wszystko, co jest dla ciebie najlepsze... — Mówiąc to, odsunąłem jej grzywkę, która opadała lekko na prawą stronę jej twarzy, za ucho.
Spojrzałem jej w oczy, którymi uważnie mi się przyglądała. Czyste złoto, zupełnie jakby było płynne. W tym momencie zauważyłem to, jak lekko oblizała swoje usta, a mną po raz kolejny w przeciągu kilku ostatnich dni coś ruszyło. Pogłaskałem jej prawy policzek kciukiem, a ona lekko zmrużyła oczy. Poczułem jej dłoń na mojej szyi, a następnie jak jej palce wplatają się w moje włosy, gdy przycisnąłem swoje usta do jej miękkich warg. To nie był jednak długi pocałunek, bo już po chwili się od siebie oderwaliśmy. Patrzyła mi w oczy, ale nie trwało to zbyt dużo czasu. Po chwili złapała za krawędzie mojej bluzy i pociągnęła w swoim kierunku, aby ponownie nasze usta się spotkały.
I know, I know
Nie żyję za taki Polsat, no ale cóż...
Muszę, bo jestem chodzącym przerywnikiem w najlepszych momentach!
Psiapsi mnie tak nazwała...
Nie pytajcie dlaczego...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro