Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kocham cię, Tasha

Ktoś mnie dzisiaj udusi...
Jestem pewna...

Czułam w piersi, jak brakuję mi powietrza, kiedy mama i wujek Jekyll starali się zatrzymać odliczanie do wybuchu. Spojrzałam na wszystkich, ale byli równie przerażeni co ja. Moje młodsze rodzeństwo przytulało się do mojego ojca, który starał się nie pokazywać tego, że on również się boi. Nic nie mogliśmy teraz zrobić. Mogliśmy się modlić o to, aby im się udało. 

— To nie działa! — Krzyknęła moja matka, na co nagle w moich oczach poczułam łzy. 

Pierwszy raz w życiu, widzę moją matkę, która jest aż tak bezradna w jakiejś sytuacji. Uderzyła pięściami w biurko, aby dać upust swojej złości, jednak nic to nie dawało. Widziałam to, jak ma zaciśniętą szczękę. 

— Musimy jak najszybciej powiadomić miasto, aby się ewakuowali jak najdalej! My też musimy stąd uciekać, bo inaczej nic z nas nie zostanie! — Pociągnął moją mamę wujek Jekyll, a za nami otworzył się portal. 

Obejrzałam się za siebie, po czym podbiegłam do Hektora, który stał w bezruchu i cały czas się przyglądał monitorom głównego serwera. Złapałam go za rękę, jednak się nie ruszył. 

— Hektor? — Odezwałam się, a tym samym sprawiłam, że wszyscy się zatrzymali i spojrzeli w naszym kierunku. — Musimy uciekać, to za moment wybuchnie. Chodź... — Pociągnęłam go za dłoń, ale on się do mnie odwrócił. 

— ... Mogę to zatrzymać... — Powiedział nagle, a ja, tak samo jak wszyscy, otworzyłam szerzej oczy. 

— Chcesz to zatrzymać? Niby jak? — Zapytałam, a wszyscy coraz bardziej się denerwowali. 

— Niszcząc całą działającą tutaj elektronikę. Mówiłem ci kiedyś, że jestem w stanie zniszczyć całe oprogramowanie, jeśli tylko dotknę jakiejś maszynerii. Chyba najwyższa pora, aby tego spróbować. — Z powrotem spojrzał na ekrany, ale gdy chciał ruszyć, zatrzymałam go. 

— Nie puszczę cię, dopóki nie powiesz, czy już kiedykolwiek coś takiego robiłeś... — Powiedziałam, a on kiwnął głową. 

— Raz... I straciłem wtedy przytomność. Tylko że wtedy, był to jedynie komunikator... — Wytłumaczył, a ja szerzej otworzyłam oczy, kiedy uświadomiłam sobie prawdopodobnie nieuniknione. 

— To było małe urządzenie i straciłeś wtedy przytomność... — Odezwała się moja mama. — To jest miejsce, skąd idzie cała elektronika, do wszystkich trzynastu plantacji. Szansa na to, że teraz będzie to tylko chwilowa utrata świadomości, jest bliska... — Zacięła się, a z moich oczu popłynęły łzy. 

— Zeru... Zdaję sobie z tego sprawę... — Powiedział, a ja go znowu zatrzymałam, kiedy chciał iść w tamtym kierunku. 

— Jeśli myślisz, że pozwolę ci się poświęcić, to się grubo mylisz, debilu! — Spojrzał na mnie, a w jego oczach również zobaczyłam łzy. 

Za sobą słyszałam, jak dziewczyny pociągają nosami. 

— Tasha... — Zaczął, ale nie dałam mu skończyć. 

— Nie pozwolę ci się bawić w superbohatera! Wracasz z nami, bez dyskusji! Nie ma nawet opcji, że zostawię cię tutaj na pewną śmierć! — Krzyknęłam na niego, ale nawet się nie wzdrygnął. — Nie jesteś żadnym bohaterem, który poświęca się dla innych! — Dodałam, a przy tym podniosłam wzrok na jego niebieskie oczy. 

— Dla innych nie, ale dla ciebie warto... — Wyznał, czym zaskoczył mnie do tego stopnia, że aż poluzowałam uścisk na jego dłoni. 

— Co? — Zapytałam cicho, a on pochylił się nagle w moim kierunku, aby pocałować mnie w usta. 

Wzdrygnęłam się kiedy to zrobił. Nie jesteśmy tu sami, co oczywiście zwykle by mnie zażenowało, ale nie tym razem. Czułam to zdziwienie w powietrzu, kiedy to się ode mnie odsunął.

— Dla ciebie warto się poświęcić, Tasha. Wszystko warto dla ciebie zrobić. — Powiedział kiedy opierał się swoim czołem o moje, na co szeroko otworzyłam oczy. — Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? — Zapytał nagle, a ja lekko kiwnęłam głową. 

— Potrąciliśmy się na chodniku... — Pokręcił głową. 

— Znaliśmy się już dużo wcześniej, Tasha. Od trzeciej klasy, kiedy weszłaś na wyższy poziom nauczania. Pamiętasz kto odgonił od ciebie tamtych dręczycieli, co nie dawali ci spokoju? — O ile to wogóle możliwe, jeszcze szerzej otworzyłam oczy. — To byłem ja. To od tamtego dnia byłem w tobie zakochany... — Zaczął się ode mnie odsuwać, a ja po raz kolejny y chciałam go złapać za rękę, ale powstrzymał mnie tata, który przytrzymał mnie w jednym miejscu. 

— Tato, puść mnie... — Próbowałam się wyrwać, ale się nie dało. 

Spojrzałam na bruneta, który stanął przy serwerze. Moje serce w tym momencie biło bardzo szybko, a na dodatek miałam wrażenie jakby ktoś próbował mi je zgnieść gołą ręką. Obejrzał się w naszym kierunku, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. 

— Proszę zabrać Tashę w bezpieczne miejsce... — Powiedział cicho, a tata nagle przerzucił mnie przez ramię, po czym ruszył w kierunku portalu. 

— Nie! — Starałam się wyrwać, ale to nadal nic nie dawało. 

— Tasha... — Podniosłam swoje zapłakane oczy na bruneta. — ... Kocham cię, Tasha... — Wyznał, na co z moich oczu popłynął jeszcze większy wodospad łez. 

— Nie... Nie... Nie... — Zaczęłam się jeszcze bardziej wyrywać, a przy tym wierzgać nogami, ale to nadal nic nie dało. 

W tym momencie zauważyłam to, jak jego dłoń ląduje na panelu, na co chciałam krzyknąć na całe gardło, jednak mój głos w nim ugrzązł. Nie mogłam nic z siebie wydusić, kiedy chłopak na mnie spojrzał i serdecznie się do mnie uśmiechnął. 

— He...ktor... — Wydusiłam z siebie, a w kolejnym momencie znaleźliśmy się pod naszym domem. 

W tym momencie portal się zamknął, a wszyscy patrzyli w kierunku plantacji. Doskonale było widać to, jak światła w budynkach, są niemal niszczone przez nadmiar energii w nich. Hektor błagam. Przeżyj to. Nie dałam ci przecież odpowiedzi. Ty nie możesz umrzeć. Nie możesz. Nie wolno ci! Nie wolno... 

Nie, kiedy teraz zrobiło się wszystko jasne. Kiedy zrozumiałam to wszystko. Tak dlugo, jak ja ci nie powiem tamtych dwóch słów, nie możesz odejść! 

Czuję, że powinnam się bać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro