Coś dziwnego
Od jakiejś godziny maszerujemy, a ja w tym czasie cały czas wysłuchuje głównie jednego zdania. Jakiego? Mianowicie „Kto ją podmienił?”. Może dlatego, bo moje rodzeństwo nie daję mi już żyć i cały czas jestem potulna, jak baranek?
— Tasha... — Odezwała się Arliya, którą niosłam na plecach, bo już bolały ją nogi.
No cóż, biorąc pod uwagę to, iż ma na stopach balerinki, które nie są najlepszym wyborem na takie wycieczki, nie dziwię się, że zaczeły już nie wyrabiać.
— O co chodzi? — Zapytałam, a on mnie bardziej przytuliła.
— Dlaczego nigdy nie śpiewasz w domu? — Zadała pytanie, którym mocno mnie zaskoczyła.
— No cóż, to nie tak, że nie śpiewam. Robię to tylko u mnie w pokoju. Jak myślisz, po ci tam niby jest ta gąbka wygłuszająca na ścianie? — Opuściła wzrok.
— Żeby nie było słychać? — Kiwnęłam głową na jej kolejne pytanie.
— Kiedy teraz zaśpiewasz? — Zapytał tym razem Ross, który szedł zaraz obok mnie.
— Nie wiem, jak zespół najdzie ochota... — Wzruszyłam lekko ramionami, a przy tym poprawiłam Arliyę, która zaczynała już mi nieco spadać z pleców.
— Ślepy zaułek... — Zauważyła Rexa, a ja spojrzałam na drogę, którą zagradzały powalone słupy wysokiego napięcia.
Spojrzałam na rodziców, którzy rozglądali się wokół, szukając chyba innej drogi. Tak samo pozostali członkowie mojej rodziny. Z tak nisko położonego punktu, gdzie nie widać innych ulic, raczej niczego znieść zobaczą. Musimy znaleźć jakiś punkt widokowy, ale do tego musielibyśmy się wrócić kilka przecznic, no chyba że...
Spojrzałam na wysoki budynek, przy którym znajdował się jakiś maszt. Ponownie spojrzałam na swoją rodzinę, po czym odłożyłam Arliyę na równy grunt. Zwróciła na mnie swoje blado niebieskie oczy, tak samo jak Ross, które mają dokładnie taki sam kolor, a ja się uśmiechnęłam i mrugnęłam okiem, po czym zdjęłam z ramienia swoją torbę. Niepostrzeżenie odeszłam od całej grupy, aby w kolejnej chwili wskoczyć na słup od latarnii miejskiej. Wszyscy zwrócili uwagę na mnie, bo narobiłam nieco hałasu, kiedy to się wspinałam.
— Tasha?! — Odezwała się moja matka.
— Nic mi nie będzie! — Rozhuśtałam się na lampie, aby w kolejnej chwili stanąć na niej na rękach.
Po kilku sekundach ustałam na niej nogami, a następnie podeszłam do krawędzi, po czym wzięłam rozbieg. Gdy skoczyłam, złamałam się barierki balkonu przy budynku, a w kolejnej chwili przeskakiwałam po każdym jednym, aż w końcu chwyliłam się za ten maszt, po którym przeszłam. W następnym momencie rozglądałam się dookoła, szukając drogi, która byłaby jakkolwiek nie zablokowana. Znowu poczułam to pieczenie oczu, który towarzyszy mi zawsze, kiedy czemuś się bardzo uważnie przyglądam.
Nigdy jakoś się nad tym nie zastanawiałam. Średnio obchodziło mnie to, że coś się takiego dzieję. Uważałam to za coś dla mnie normalnego. Zawsze tak miałam i prawdopodobnie zawsze będzie mi to towarzyszyło. Szerzej otworzyłam oczy, kiedy po chwili znalazłam drogę, które nie była jakkolwiek zablokowana. Musieliśmy się cofnąć jedną ulicę i skręcić w lewo. Znowu skręcić w lewo, a potem mielibyśmy czystą drogę, bez jakichkolwiek przeszkód. Uśmiechnęłam się pod nosem, a w kolejnej chwili przechyliłam się nieco w prawą stronę, aby swobodnie spaść, poprzez przyciąganie ziemskie.
Usłyszałam, jak wszyscy krzyknęła moje imię, ale naprawdę nie ma się czym martwić. Nie jestem aż taką wariatką, aby się zabić. Po chwili odwróciłam się w czasie spadania, aby w kolejnej chwili złapać za lampę dłońmi. Obróciłam się na niej kilkukrotnie, a w kolejnej chwili stanęłam na krawędzi i zrobiłam salto w tył. Już po chwili wylądowałam obok swojego rodzeństwa i torby. Wszyscy praktycznie do mnie podlecieli, aby sprawdzić czy nic mi nie jest. Cała moja fryzura została zniszczona, a włosy, które z niej wyszły, odkryły mi całą twarz. Rozwaliłam ją do końca, a te moje strąki przeczesałam palcami.
— Tasha, nic ci..! — Przerwałam Hektorowi.
— Koty zawsze spadają na cztery łapy... — Powiedziałam ponownie związując swoje włosy.
— Mimo wszystko, to było bardzo niebezpieczne! — Odezwała się dość głośno Dera.
— Osobiście bym cię udusiła, jakby coś ci się stało! Kto by wymyślał teksty i melodię do piosenek, a do tego jeszcze układy?! — Zapytała Rexa, która potargała mi ponownie włosy.
Westchnęłam, a następnie w końcu podniosłam się na równe nogi, biorąc przy tym na swoje ramię torbę, po czym spojrzałam na wszystkich. Nie wiedzieć czemu, wszyscy szerzej otworzyli oczy, chyba ze zdziwienia. Nie jestem pewna. Nie umiem tego wyrazu twarzy zinterpretować.
— Nic mi nie jest. A nawet, jakby coś mi się jednak stało, to raczej byście sobie poradziły. Byłyście zespołem, zanim ja do was dołączyłam, więc raczej umiecie pisać teksty i tak dalej. — Machnęłam rękoma, a następnie zaczęłam wszystkich wymijać. — Musimy cofnąć się jedną ulicę. Tam nie ma żadnych przeszkód. — Ruszyłam przodem, a po chwili wszyscy mnie dogonili i jakoś dziwnie mi się przyglądali.
Kompletnie nie wiem o co im chodzi, ale może lepiej się w to nie zagłębiać. Wolę uniknąć sytuacji, kiedy wszyscy bedą wyciągać jakieś dziwne wnioski, a ja będę musiała je obalać.
Hektor
Dogoniłem Tashę, aby po raz kolejny przyjrzeć się jej oczom. Coś dziwnego się z nimi dzieję. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
Podniosła się z ziemi, jednocześnie biorąc i zakładając na swoje ramię torbę. Gdy tylko stanęła na równych nogach, spojrzała na nas, ale z jej oczami działo się coś dziwnego. Nigdy wcześniej się z nią coś takiego nie działo.
Czy to by znaczyło, że Tasha ma jakieś ukryte zdolności? Może tak samo jak ja, posiada ona podwójne DNA? Jeśli tak, to oboje jesteśmy odmieńcami, ale ona chyba nie jest nawet tego świadoma. Może ona nie wie, że posiada takie oczy, które zaczynają się świecić, a ich kolor się jakby w tych momentach rusza. Tak jakby falowała w nich wtedy jakaś energia. Sądząc po tym, że jej rodzice i inni członkowie ich rodziny są zaskoczeni i zawzięcie o tym dyskutują, raczej nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że coś takiego się z nią dzieję.
Podniosłem spowrotem wzrok na profil Tashy, dzięki czemu zauważyłem to, że jej oczy zaczynają nieco przygasać. Czy jeżeli jest taka sama jak ja, u wyznał bym jej moje uczucia, pokochałaby równie odmienną osobę co ona? Może moje rozumowanie nie ma żadnego sensu, ale naprawdę mam jakąś dziwną nadzieję, że coś takiego mogłoby się zdarzyć. Czasami śniło mi się to, jak wyznaję jej uczucia, a ona robi dokładnie to samo.
Jeszcze trochę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro