Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

trece


Luna

Znudzona uderzam palcami o podłokietnik kanapy. Nie rozumiem o co Sharon tak się wścieka. Pełnoprawnie majątek Benson należy do mnie. Posiadłość jest moja, tak samo jak wszystkie zera na koncie.

-Nie rozumiem dziecko, co w Ciebie wstąpiło.. Co Cię pokusiło do takich czynów? - pyta spokojnie siadając na fotelu naprzeciw mnie. Próbuje złapać mą dłoń, ale ja ją cofam. Wyłamuję sobie palce, na co krewna gromi mnie wzrokiem.

-Dlaczego zwolniłaś moich rodziców?

-To nie byli Twoi rodzice, Sol. To nie są Twoi krewni. Tylko ja Ci zostałam.

-Majątek po Lily i Bernim jest mój. Jeżeli nie chcesz stracić tego wszystkiego, możemy iść na ugodę.

-Sol..

-Luna. Jestem Luna.

-Nie ustąpisz, prawda?

-Ani mi się śni.

-Więc jakie to warunki..


Dwa tygodnie później

Czym prędzej wbiegam w ramiona moich rodziców. Przez te kilkadziesiąt dni strasznie za nimi tęskniłam. Brakowało mi ich rodzicielskiej miłość.

-Tak strasznie za Wami tęskniłam. - mówię wtulona w mamę. Oplata mnie ramionami, zacieśniając uścisk. Od Moniki i Miguel'a bije troska. Nie wyobrażam sobie iść dalej bez nich. Po dość długiej chwili odsuwam się od opiekunów. Siadamy przy jednym ze stolików Starbucks'a.

-Jak minął Ci wyjazd? Udał się? - pyta mama, chwytając mą dłoń w swoje. Przy nich czuję się bezpieczna, kochana..

-Było dobrze. Świetnie się bawiłam z przyjaciółmi, chyba właśnie tego potrzebowałam. Uciec od chwilowych problemów.

-A jak dogadujesz się z ciotką, pogodziłyście się?

-Jeżeli chodzi o Sharon, to tak - pogodziłyśmy się. Ale nie chciałam spotkać się z Wami, by rozmawiać o mnie. chcę porozmawiać o Was. Nadal nie rozumiem dlaczego zostaliście zwolnieni. To było nie fair, dlatego postanowiłam wziąć sprawę we własne ręce. - uśmiecham się w ich kierunku. -Napijecie się czegoś? - pytam zmieniając temat. Mam tylko nadzieję, ze wszystko idzie po mojej myśli..

Chwilę spoglądają po sobie, ale ostatecznie odmawiają. Skoro tak sprawa wygląda, to chyba już czas.

-Tato, przyjechałeś samochodem?

-Tak, a o co chodzi? Trzeba Cię gdzieś zawieźć?

-Właściwie to ja chciałam Was coś pokazać. Myślę, że powinno się Wam spodobać.

***

,,Wszystko gotowe, na pewno się ucieszą :)'' 

Zadowolona chowam telefon do kieszeni. Oby tylko Gastón miał rację. Mam tylko nadzieję, że Matteo i Simon nie pozabijają się nawzajem. W miejscu do którego jedziemy jest zdecydowanie za dużo ostrzy. Niby Perida zadeklarował, że będzie ich pilnował, ale trochę się boję. Między nimi jest zbyt wielki konflikt, ale z czego wynikł nie wie praktycznie nikt. Zaczął się nagle i mam nadzieję na taki sam jego koniec.

Po kilkunastominutowej trasie w końcu podjeżdżamy pod lokal, w dużym stopniu wykonany ze szkła. Lustro weneckie w oszklonych ścianach idealnie maskuje wnętrze lokalu. Bez słowa wychodzimy z pojazdu. Idę w kierunku wejścia. Przy drzwiach obracam się do nich i gestem ręki zapraszam ich do środka. Otwieram przed nimi drzwi, na co ochoczo wkraczają do wnętrza - sama wchodzę zaraz za nimi. Już na wejściu w nozdrza uderza przyjemny zapach serwowanych w tym miejscu potraw. Rozglądam się po sali. Między stolikami dryfują kelnerzy na wrotkach - moi przyjaciele. O dziwo nie zabrakło nawet Ambar wraz z założycielkami Stylu&Szyku. Wpycham się pomiędzy moich rodziców, zarzucając dłonie na ich ramiona.

Po niedługiej chwili podchodzi do mnie Nina. Szeptem informuje mnie o gotowości wszystkich. Przytakuję zrozumiale, a ona wraca tam skąd przyszła.

-Nie stoicie tak, zapraszam dalej. - mówię popychając lekko małżeństwo. Kiedy widzę, że niezbyt śmiało na to przystają, ciągnę ich za sobą. Odprowadzam ich do stolika znajdującego się w centrum, a następnie zmierzam w kierunku Matteo stojącego na uboczu. Od razu wręcza mi moje wrotki, za co otrzymuje ode mnie buziaka w ramach podziękowania. Chwyta mą dłoń i prowadzi na zaplecze. Tam szybko zamieniam beżowe szpilki na ukochane wrotki. Wyjeżdżam ponownie na sale, podjeżdżając do stolika honorowych gości, którymi są moi rodzice. Wyglądają na strasznie zdezorientowanych.

-O co chodzi? Wyglądacie jak byście zobaczyli ducha. - śmieję się. Im najwyraźniej nie jest do śmiechu. Są zbyt poważni, trzeba zamienić tą powagę w radość, albo i wzruszenie..

-Proszę wszystkich o uwagę! -krzyczę donośnie. Wszyscy przenoszą swoją uwagę na mnie. Jak ja uwielbiam być w centrum zainteresowania.. Aż mam ochotę uciec. -Chciałabym przedstawić państwu, właścicieli restauracji Sueño. - wykrzykuję radośnie wskazując na mych rodziców. Na sali rozbrzmiewają oklaski. Uśmiech sam wkrada się na twarz. Chociaż to mogłam zrobić.

-Luna, czy Ty..

-Chyba kupiłam Wam restaurację. Ups..



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro