siete
Luna
Jestem po prostu załamana. Odkąd Simón opuścił posiadłość Benson, wydzwaniam do niego bez przerwy - niestety nie odbiera. Boję się, że go straciłam. Jeszcze nigdy nie widziałam tak wielkiego zawiedzenia w jego oczach.
-Przepraszamy, abonament tymczasowo niedos.. - och, wal się głupia poczto głosowa! Wściekła rzucam telefon na fotel znajdujący się pod ścianą. Sama natomiast rzucam się na łóżko, zatapiając twarz w pościeli.
Na samą myśl o Alvarez'ie robi mi się smutno. Dlaczego jestem taką idiotką? Dlaczego dopiero teraz zrozumiałam co do niego czuję?!
-Jestem Idiotką - mówię rozpaczliwie.
-Wcale nie jesteś. - słyszę za sobą. Podnoszę się na łokciach i obracam głowę w bok, by ujrzeć nieproszonego gościa. Gastón.. -Mogę? - pyta, patrząc na mnie przenikliwie. Przytakuję lekko, po czym ponownie opadam twarzą w poduszki. Chwilę później materac ugina się tuż obok mnie. Przekręcam głowę tak, by mieć widok na chłopaka. Siedzi na łóżku z rękoma założonymi na klatce, oparty o zagłówek. Na twarzy widnieje skupienie, ale z oczu bije rozproszenie.
-Co się dzieje? - pytam podpierając brodę na dłoniach. Tkwimy w ciszy. Nie jest ona jakoś uciążliwa. Wręcz przeciwnie - miło tak pomilczeć. Nie wiem nawet, kiedy tak zaprzyjaźniłam się z Gastón'em. Mam wrażenie, że ostatnimi czasy, więcej rozmawia ze mną niż z Matteo. Nie ma praktycznie dnia, żebyśmy się nie widzieli. Oczywiście, nie przeszkadza mi to! Polubiłam chwilę w towarzystwie szatyna. Nawet jeżeli mamy milczeć przez całe spotkanie, ja nie mam nic przeciwko. Taki relaks dla duszy.
-Nina. - wzdycha ciężko, zsuwając się o kilka centymetrów w dół. Chyba szykuje się ciężka rozmowa. Osobiście wolałabym nie poruszać tematu jego i Niny. Ale z drugiej strony.. No kurcze. Jeżeli ma jakieś wątpliwości, to powinien porozmawiać z Simonetti. Tylko ona może rozwiać jakieś niedomówienia.
-Gastón, wiesz doskonale, że nie podoba mi się poruszanie tematu Niny. Ja nie mam jakiegoś większego prawa ingerować w Wasze sprawy.
Między nami ponownie zapada cisza, tym razem jest trochę krępująco. Odczuwam nacisk ze strony chłopaka. I co ja mam teraz zrobić?
-Więc co się dzieje między Wami? - pytam z lekko udawaną chęcią. Z twarzy Latynosa mogę wyczytać, że myśli co mi powiedzieć. Wygląda na zagubionego.
-Chodzi właśnie o to, że nic. Od tygodnia unika mnie jak ognia. Nie wiem, co mam robić. Zaczynam już głupieć.
-Mam podobnie. - mówię sama do siebie. -Ale któreś z Was coś zrobiło, że skłoniło Ninę do takiego, a nie innego zachowania?
-Chciałem ją pocałować.. - mówi nieśmiało. Ooo, nieśmiały Gastón, to słodki Gastón. Ale chwila. Co?!
-Aale..
-Do niczego nie doszło. Ana nas nakryła, zrobiła wielki hałas i tak to się skończyło.
-Kiedy to było?
-Zaraz następnego dnia po imprezie w Jam&Roller. Prawdę mówiąc, nie wiem co mnie wtedy naszło. Po prostu.. musiałem ją zobaczyć. - kończy swą wypowiedź.
-Gastón.. - spogląda pytająco - Ty się zakochałeś! - wykrzykuję radośnie. Jego mina mówi; ,, Pojechało?''. No ale cóż, zdradza go niewinne spojrzenie. W oczach chłopaka kryje się zażenowanie z nutką nieśmiałości. Aww, to takie słodkie!
***
Podobno czas strasznie szybko mija w dobrym towarzystwie. Nie śmiem zaprzeczyć! Spędziłam z Gastón'em całe popołudnie. Muszę przyznać, że świetnie się czuję w jego towarzystwie. Nigdy bym nie pomyślała, że będę w tak bliskich stosunkach z najlepszym przyjacielem ''Króla Pawia''.
-Sol, możesz przyjść na chwilkę do mnie? - pyta Sharon. Ugh! Nie lubię jak zwraca się do mnie Sol.
-Tak, oczywiście. - odpowiadam, podnosząc się z koca rozłożonego na trawie na tyłach posiadłości, na którym od dobrej godziny spędzam czas z szatynem wyszukując najróżniejsze postacie chmur. Od tych przypominających smoka zionącego ogniem, po czarownice na miotle. -Poczekasz na mnie? - zadaję pytanie chłopakowi, który ochoczo przytakuję. Trochę dziwi mnie fakt, że woli spędzać czas ze mną niż swoim najlepszym przyjacielem. Przecież on i Matteo znają się praktycznie od przedszkola!
Idę za moją krewną do salonu, gdzie są już moim rodzice (oczywiście adopcyjni). Przy jednym z wyjść salonu stoi Rey.
-Sol, usiądź proszę. - mówi wskazując na kanapę. W pomieszczeniu panuje krępująca cisza. O co chodzi? -Myślę, że nadszedł już odpowiedni moment na rozwiązanie tej sytuacji.
Patrzę zmieszana na mamę. W jej oczach połyskują łzy. Co do ... Twarz taty również nie wyraża żadnych pozytywnych emocji. Jest przybity. Czy ktoś mi powie o co chodzi?!
-Od teraz ja przejmuję opiekę nad Tobą. - że co proszę? - Monica i Miguel już nie są Twoim rodzicami.
-Kpisz sobie ze mnie?! - podrywam się z kanapy jakby ona co najmniej parzyła. Spoglądam na rodziców. Mama nie kryje już żalu. Wtulona w ojca trzęsie się. Ona płacze. Ta silna kobieta płacze! Podchodzę do nich. Kładę dłoń na ramieniu kobiety, która wychowywała mnie przez czternaście lat. -Mamo, proszę powiedz, że to nie jest prawda. - mówię łamliwym głosem. Nie odpowiada. Nie. Nie!
-Sol, nie tym tonem. - upomina mnie blond włosa kobieta. Och, wal się!
-Nie jestem żadna Sol. Jestem Luna!
-Kochanie proszę, uspokój się. - mówi łagodnie tata.
-Nie! Nie odbierzesz mi rodziców! To oni mnie kochają, nie Ty! Od kiedy mnie znasz co? Pytam się od kiedy?! Rok? A zrobiłaś cokolwiek dla mnie przez ten czas kiedy nie wiedziałaś, że jestem córką Lily?!
-Miej szacunek do matki! - mówi wściekle podnosząc się z mebla.
-Mam szacunek do matki. A wiesz czemu? Bo Monica kochała mnie przez te wszystkie lata. A ty co? Jakoś nie pałałaś się do tego, by mnie odnaleźć!
-Nie wiesz o czym mówisz. - unosi głos.
-Córciu, błagam. Przestań.
-Nie tato. - akcentuję ostatnie słowo. -Nie przestanę. - wierzchem dłoni przecieram mokre policzki. Ostatni raz posyłam rodzicom czułe spojrzenie. Podchodzę do Sharon. Staję na przeciw, uporczywie się w nią wpatrując. -Nienawidzę Cię. Rozumiesz? Nienawidzę! - wykrzykuję nim uciekam. W drzwiach mijam się z Gastón'em, który zapewne słyszał całą tą bezsensowną kłótnię. Jest mi głupio. Strasznie głupio.
Wybiegam z terenu posiadłości. Na szczęście brama jest otwarta.
-Luna! - słyszę za sobą chłopaka. Słyszę również jego ciężkie kroki mniej więcej kilka metrów za mną. Biegnę przed siebie. Nie wiem gdzie. Nie chcę nawet wiedzieć. Chce po prostu uciec. Ukryć się tam, gdzie nikt mnie nie znajdzie.
-Luna! Uważaj!
Czuję przeraźliwy ból, przeszywający całe ciało. Wszystko się zamazuje. Chciałabym, żeby był to koniec.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro