Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

doce


Luna

Nie wierzę. Dlaczego tak szybko to minęło!? Było tak pięknie. Najlepszy miesiąc mojego życia. No ale wszystko piękne szybko się kończy - niestety..

Zasuwam ostatnią walizkę i wstaję z klęczek. W odległości ułamka sekundy czuję dłonie na mych biodrach, a następnie ciepły oddech muskający kark. Po moim ciele przebiegają dreszcze. Tak niewiele mi potrzeba do szczęścia. Ale to nie jest zwykłe szczęście. To moja definicja szczęścia, radości, miłości [...] Znalazłam miłość swego życia. Znalazłam chłopaka, którego pokochałam i.. oddalam mu to co najważniejsze. Siebie. Zgadza się, zrobiliśmy to. Ufam mu. Bezgranicznie.

-Gotowa? - mruczy wprost do mego ucha po to, by po chwili przygryźć jego płatek. Wargi samoistnie się rozchylają.

Wzdycham ciężko. Nie jestem gotowa i nie będę. Nie chcę wracać. Nie do Buenos Aires. Nie do Sharon.

Obraca mnie o sto osiemdziesiąt stopni i zagląda wgłąb mych oczu. Wydaje mi się jakby odczuwał to co ja. Czy to.. miłość?

-Luna, kochanie. Nie możesz się poddać. Zobaczysz, wszystko samo się ułoży - o ile już się nie ułożyło. - uśmiecha się czule, przez co czuję płomień w sercu. Może ma rację, ale.. co jeśli się myli?

-Boję się, rozumiesz? Boję się jak cholera.

-Strach siedzi w głowie. To co straszne jest tylko urojeniem.

-Błagam, nie zamieniaj się w Felicity. - rzucam półżartem. 

-Dzięki Felicity, Nina pomogła nam wszystkim. Przez ostatni rok wszyscy i wszystko się zmieniło. - przypomina mi zasługi mej najlepszej przyjaciółki. No, ale cóż.. ma on rację. -Głaz przygniótł głupca, miłość go ocaliła. - aale..

***

Samochód zatrzymuje się przed posiadłością. Moją posiadłością. Nim się orientuję, Matteo otwiera przede mną drzwi i wystawia w mym kierunku dłoń, okazując chęć pomocy. Ochoczo za nią chwytam. Wysiadając z auta, zdejmuję okulary z nosa. Uporczywie wpatruję się w budynek. No to co - przedstawienie czas zacząć.

Pewnym krokiem zmierzam w kierunku drzwi frontowych. Mocnym pchnięciem otwieram je, mocniej ściskając dłoń mego ukochanego. Stukot mych szpilek roznosi się wokół. Staję w miejscu. Cisza. Posyłam Balsano zdziwione spojrzenie. Puszczam jego dłoń i czym prędzej zmierzam w kierunku kuchni znajdującej się w części posiadłości przydzielonej personelowi. W wyżej wymienionym pomieszczeniu zastaję obcą kobietę.

-Kim pani jest? - pytam, krzyżując dłonie. Wzdryga się zauważalnie i podnosi na mnie wzrok. -Słucham, kim pani jest. - powtarzam ostrzej.

-Maria. Jestem nową kucharką. - że co kurwa?

-Dobrze, więc mam nadzieję, że ma pani chociaż pojęcie o swym fachu. - uśmiecham się najbardziej cynicznie jak potrafię. Mocny uścisk na ramieniu zwraca mą uwagę. Obracam w bok głowę, spotykając się ze zdziwionym wyrazem twarzy Matteo. No co? 

-Luna, uspokój się. - ciche warknięcie opuszcza jego usta. O nie. Nie ma bata!

-Przyślij do mnie cały personel. - kobieta wpatruje się we mnie niepewnie. Zrób sobie zdjecie, na dłużej zostanie. -Natychmiast!

-Tak jest panienko. - znika mi z pola widzenia.

-W co Ty się bawisz Valente? - och Matteo.

Nie mam okazji mu odpowiedzieć, gdyż do pomieszczenia wchodzą nieznane mi dotąd osoby. Ah, a więc to jest nowy personel. Żadnej znanej buźki. Słyszę również stukot szpilek w towarzystwie ciężkich kroków. Teraz to będzie zabawa!

Blond włosa kobieta wchodzi do pomieszczenia wraz z Rey'em (osobistym podwładnym?). Kiedy tylko mnie zauważa na jej ustach formuje się uśmiech.

-Sol, kochanie. - podchodzi do mnie, ale cofam się o krok, wpatrując się w nią uporczywie. Wyraz twarzy zmienia się skrupulatnie.

-Gdzie są moi rodzice? - pytaniem tego nie nazwę. Zbyt wielka oziębłość otulała zwrot.

-Nie żyją. - odpowiada jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Wzdycham wściekle.

-Monica i Miguel.

-Nie mam pojęcia. Zwolniłam ich.

-Zauważyłam. - rzucam wściekle. Przenoszę wzrok na nowych pracowników. Zdecydowanym krokiem zmierzam w ich kierunku. Przechodząc obok mego chłopaka, czuję ucisk na nadgarstku. Wyrywam mu się i podchodzę bliżej. -Miło było Was poznać. - uśmiecham się tak sztucznie, że świat chyba jeszcze nigdy nie widział aż tak wielkiej sztuczności. -Zwalniam Was. - mówię od niechcenia. Na twarzach wszystkich maluje się zdziwienie i przerażenia. -Nie lubię się powtarzać.

-Sol. - Sharon unosi na mnie głos. Obracam się na pięcie.

-O co chodzi ciociu?

-Co Ty robisz, dziecko drogie?!

-Nie rozumiem. - mówię niewinnie. O co jej chodzi..

-Nie masz prawa..

-Ale przecież to mój majątek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro