diez
Narrator
Ciężko jest spojrzeć sobie prosto w twarz po krępującej sytuacji. Ale czy przyłapanie przyjaciół na gorącym uczynku w chwili uniesienie jest czymś krępującym? Nie, takie widowisko najchętniej było by omijane. Nie można tego nazwać zwykłą krępacją. Zasługuje to na miano najgorszego widowiska tysięcy lat. Tak przynajmniej uważał Gastón oraz Nina. Zupełnie nie wiedzieli jak mają zachowywać się w towarzystwie własnych przyjaciół. Chyba jeszcze żaden z czwórki nastolatków nie doświadczył nigdy w życiu takiego zażenowania. Oprócz tego odczucia, jednemu z nich towarzyszył gniew, wściekłość. Matteo miał szanse. Jeszcze chwila i pokonałby najlepszego przyjaciela. Niestety nie udało się. Jak to mówią; w miłości i na wojnie, wszystkie chwyty dozwolone. Tego właśnie zamierzał trzymać się właściciel urzekających oczu barwy czekolady.
Gastón
Nie mogę tego tak zostawić! Matteo zaszedł zbyt daleko.
Wchodzę dyskretnie do sypialni przydzielonej Simonetti. Chwilę skanuję pomieszczenie, ale ostatecznie zatrzymuję wzrok na dziewczynie. Stoi obrócona do mnie tyłem, odziana jedynie w czarną bieliznę. Przełykam ciężko ślinę. Kurde, gorąco się zrobiło. Rozpinam górny guzik błękitnej koszuli. Powietrza. Błagam!
Najwyraźniej orientuje się, że ma publikę, gdyż odwraca się w moim kierunku. Na jej policzki wkrada się rumieniec. Ciemne włosy opadające kaskadami na ramiona, figura modelki Victoria Secret's (obecnie wygląda jakby dopiero zeszła z wybiegu), zaróżowione policzki, pełne wiśniowe usta.. Stoi przede mną Anioł. Nieskazitelna, delikatna.
Jej dłoń na mym torsie uświadamia mnie, że nieświadomie do niej podszedłem. W dodatku uporczywie się w nią wpatruję. Unosi wzrok, nasze spojrzenia krzyżują się. Między nami panuje cisza. Zabiera dłoń z mego torsu i krzyżuje ręce na linii piersi. W okularach wygląda uroczo, ale bez nich cholernie seksownie. Nie potrafię się opanować. Przyciągam ją do siebie. Nim ma szansę zainterweniować, przyciskam swoje usta do jej. Agresywnie przypieram ją do ściany. Zero odpowiedzi. Zrezygnowany podejmuję próbę zakończenia, jednakże ostatecznie Nina powstrzymuje mnie. Oddaje pocałunek z pasją i zarzuca mi dłonie na kark. W geście odpowiedzi napieram na nią mocniej. Dłonie przenoszę na jej tyłek. Kurwa! Zaraz nie wytrzymam. Unoszę ją lekko dając znak, żeby oplatała mnie w biodrach. Nie protestuje, a nawet ochoczo na to przystaje.
Po chwili jednak przerywa pocałunek i opiera czoło o moje. W pokoju słychać tylko ciężkie oddechy i przyśpieszone bicia serc. Boże, jak ona na mnie działa! To nie jest ta sama skromna, cicha szara myszka ze szkoły. Jest kobietą przeze mnie pożądaną.
-Umm, Gastón..- na jej policzki wkrada się szkarłatny rumieniec. Lekkim kiwnięciem głowy daje jej znak, by kontynuowała. -Czuję.. no wiesz.. - lekkie zdezorientowanie jest wymalowane na mej twarzy. -na udzie.. - mówi cicho.
-Dziwisz mi się? - pytam głupio. Wydaję mi się, że Nina nie zdaję sobie nawet sprawy jakim pięknem grzeszy. Nie jeden za nią się ogląda. W tym i również moja skromna (podkreślam skromna) osoba. -Jesteś tak wspaniała, że nie potrafię się oprzeć. - z każdym moim kolejnym słowem, rumieniec na twarzy brunetki przybiera intensywniejszej barwy. Nie potrafię zbyt długo oprzeć się od jej ponętnych ust i już po chwili ponownie łącze nasze wargi w namiętnym pocałunku.
Nina
Pocałunki Gastón'a są.. nie potrafię znaleźć ani jednego sensownego słowa, które odzwierciedlałoby to uczucie. To jest tak nieziemsko dobre! Nie potrafię powiedzieć jak, ale po chwili lądujemy na wielkim łóżku pod kremowym baldachimem. Każdy pocałunek oddaję z wielką pasją. Czuję się niepewnie, siedząc na biodrach Gastón'a. A on zdaje się, tak jakby to odczuwać.
-Rozluźnij się. - mruczy wprost w me wargi. Zastosowuję się do jego rady. Już po upływie niewielkiej chwili czuję się lepiej, tak.. odważniej? Nagle obraca nas tak, że teraz to ja dotykam plecami miękkiego materaca mebla. Robi to tak niespodziewanie, że z moich ust ucieka cichy pisk, idealnie stłumiony przez jego usta. Kończy nasz pocałunek. Czerpię płytkie dechy. Pragnę więcej. Ostatnimi czasy zaskakuję się coraz bardziej.
Szatyn drażni mą skórę swym ciepłym oddechem. Przez moje ciało przebiegają dreszcze. Coraz ciężej mi oddychać. Nie rozumiem co się ze mną dzieje. Scałowuje kącik mych ust, sunąc niżej - od żuchwy po sam dekolt. Nie, ja tak nie potrafię
-Gastón - niemal jęczę. Co on do cholery ze mną robi! Chłopak unosi się, by zrównać poziom. Kiedy krzyżujemy spojrzenia, na nowo tonę w czekoladowych oczach. -Chcę tego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro