Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

diecisiete


Luna

Z krzykiem podnoszę się. Czerpię głębokie wdechy jak po jakimś maratonie o dystansie kilkumilowy. Przykładam dłoń do lewej strony klatki piersiowej. Oddech stopniowo normuje się.

-Wszystko w porządku? - wzdrygam się wystraszona. Spoglądam na zamroczonego Gastón'a leżącego po mej prawicy. Co on tu.. No tak; bo przecież u siebie w sypialni nie ma łóżka, by mógł tam spać i kima u mnie.. Nigdy go nie zrozumiem..(!)

Jego twarz - choć nie kryje zmęczenia - wyraża troskę. Martwi się o mnie.. Miło. Jak dobrze jest mieć przy sobie przyjaciela!

-T-tak, wszystko w porządku. -wymuszam na sobie uśmiech. Ten sen; był taki.. taki.. Nie potrafię nawet tego wyrazić, bo nadać mu miano koszmaru to mało - stanowczo! Rozglądam się po pokoju w celu namierzenia mego telefonu. Gdzie ja go..

-Tego szukasz? - pyta szatyn, podając mi urządzenie. Cicho mu dziękuję. Naciskam boczny przycisk, a ekran rozbłysa, oślepiając zaspane oczy. 15;43. Heh, długo sobie pospałam. To i tak dziw, że Matteo jeszcze tu nie był.

Wstaję z łóżka. Przeciągam się w akompaniamencie stłamszonego jęku. Tak bardzo chcę wrócić do łóżka.. Podchodzę do okna. Opieram się o parapet, tempo skanując krople deszczu głucho uderzające o szklaną powłokę. Półmrok panujący na zewnątrz zachęca do ponownego zaśnięcia. Nie wypada przecież odmawiać.. Niestety, nie ma tak dobrze, czas ruszyć szanowne cztery litery.

-Gastón. - mówię ziewając. Ja chcę spać! Dajcie już noc!

Nie odpowiada. Taki to ma dobrze.. Klękam na łóżku tuż przy partnerze mej najlepszej przyjaciółki. Pochylam się nad nim. Jak cudnie, że śpi na boku.

Wykrzykuję przypadkowe słowa wprost do jego ucha. Jego oczy momentalnie roztwierają się na świat. Na twarzy widnieje zmieszanie. Nie wiem czy jest możliwe nie roześmiać się na widok tak zdezorientowanego Peridy!

-Pieprz się, Valente. - burczy nim kładzie się na brzuchu, ja natomiast siadam okrakiem na jego plecach. Pochylam się, by lepiej mnie słyszał.

-A zrobisz to ze mną? - pytam, dusząc wewnątrz pragnienie parsknięcia śmiechem. Słyszę jak coś mruczy, ale poduszka, w której zatopioną ma twarz, maskuje jego wypowiedź. -Gastóóóóóón - jęczę przeciągle. Odrywa twarz od pościeli i spogląda pytająco na mnie kątem oka. -Nie bądź wredny.

-Ja wredny? Pojechało czy jak?

-Ugh! Pieprz się. - kładę się obok osiemnastolatka. Nagle zawisa nade mną. Serio, kurwa?

-Ale tylko z Tobą. - mówi kpiąco. Spokojnie Luna, tylko nie parsknij mu prosto w twarz..

-Spoks. Kiedy? 

-Nawet teraz. - mruczy wprost w me usta. Emm.. pip, piiiiiip! -Luna, bądź moja.

Help?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro