Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

diecinueve

Dedykowane wszystkim czytelnikom!


Tydzień później

Luna

Czy moment, w którym słyszymy jak runie nasz osobisty świat, jest momentem kulminacyjnym, ostatecznym..? Nie wiem, sama już po prostu nie wiem co myśleć, co czuć. I choćbym chciała nie czuć, nie myśleć o tym wszystkim, to najzwyklej w świecie nie potrafię. Dowiedzieć się, że byłaś ofiarą zakładu boli. Tak cholernie boli, czuć że Twoje własne serce pęka na miliony. Ufałam. Ufałam Gastón'owi. Ufałam Matteo. A oni najzwyczajniej w świecie czerpali z tego zabawę. Cieszyło ich ranienie mnie, Niny? Mogłam być szczęśliwa. I kiedy właśnie wszystko szło w dobrym kierunku, ich zainteresowanie, obecność.. To było zbyteczne. Nie wybaczę im tego. Na pewno nie teraz.

Mocniej wtulam się w tors mego przyjaciela. Okazuje się, że to on był nim zawsze; w każdym momencie. Był przy mnie, dał miejsce Matteo, by nie zawadzać w naszym jakże prawdziwym związku. Ustąpił miejsca Gastón'owi, który dążył do zajęcia miejsca Meksykanina. Ale najbardziej bolesne jest to, że oddał mnie Balsano, choć sam darzył mnie silnym uczuciem. Tego z kolej nie wybaczę sobie samej.

-Czuję się podle. - mówi smutno. Zadzieram głowę do góry by spojrzeć na jego twarz przystrojoną przybitym wyrazem twarzy i przepraszającym wzrokiem.

-Jesteś jedynym, który nie zasługuje by się tak czuć. - bez słowa wstaje z podłogi, na której przesiedzieliśmy wiele; ja wypłakując, on wysłuchując. Podchodzi do drzwi, po których się zsuwa. Prostuje nogi, wyciągając je przed siebie. Między nami panuje cisza, którą sporadycznie przerywam żałosnymi pociągnięciami nosem.

-Luna, ja.. przepraszam..

-Daj spokój Simón. Nie zrobiłeś nic, by..

-Właśnie o to chodzi! Nie zrobiłem nic. - mówi boleśnie. Co chwilę otwieram usta, by coś powiedzieć, ale za każdym razem kapituluję, ostatecznie wstając na równe nogi. Podchodzę do niego i padam na kolana naprzeciw bruneta. Dłonie usadawiam na udach, nieprzerwanie wpatrując się w najlepszego przyjaciela. Wzdycham ciężko. Nie potrafię nawet zapewnić przyjaciela o jego niewinności.. Poddaję się i chwytam jego dłoń. Splatam nasze palce w jedność. Przez moje ciało przebiega dreszcz. Jaka ja byłam głupia..

-Przepraszam. - szepczę. Przygląda mi się z uwagą, jakby chciał wyszukać drugiego dna w tym jednym, kluczowym słowie. Wolną dłonią przeciera twarz. Ostatecznie wtapia ją we włosy, za które ciągnie.

-Co teraz? - pyta niepewnie. Zwilża językiem dolną wargę. Czuję się rozproszona. Pozostać w tej relacji, czy rozpocząć nową..

Drzwi otwierają się - z ust chłopaka wydostaję się głośny jęk spowodowany uderzeniem. Wstaje z podłogi, rozmasowując obolałe plecy. Zza drewnianej powłoki wyjawia się postać mej najlepszej przyjaciółki. Witam ją lekkim uśmiechem, przynajmniej taki miałam zamiar, ale ostatecznie na mej twarzy formuje się grymas.

Wkracza do pomieszczenia, rozglądając się po nim. Zamyka za sobą drewnianą powłokę, przysiadając się do mnie.

-Zraniłaś mnie. - jęczy boleśnie Meksykanin, nadal rozmasowując uderzoną partię ciała. Nina patrzy na mnie niezrozumiale. Macham jedynie na to ręką. Nie mam nawet siły jej tego tłumaczyć.

-Jak się trzymasz? - pytam łapiąc jej dłoń. Wzrusza ramionami. Na jej twarzy widnieje grymas. Czemu to tak kurewsko boli..

-Kurwa.. - nie dość cichy skowyt Alvarez'a wywołuje na mej twarzy drganie kącika ust.

-Też kobieta. - mówię odwracając się w jego kierunku. Patrzy na mnie zszokowany, a po chwili wybucha gromkim śmiechem, który jest zaraźliwy, gdyż na twarzy Niny również pojawia się uśmiech.


Matteo

Po każdej porażce należy zacisnąć zęby i iść dalej - zrobione, no i co kurwa dalej! Gdyby to był ktoś inny, Ambar bądź inna dziewczyna - okej, żaden problem, ale to była Luna. Moja Luna.. Początek wakacji, przyznaję się - był to zakład, ale wtedy kiedy mi zaufała, kiedy uciekliśmy na Ibizę.. Pokochałem ją, ja ją szczerze pokochałem. Była drugą dziewczyną, ale tą jedyną, która pokazała mi inny świat. Prawdą jest, że kochałem Ambar, ale z Luną.. Z Luną było to coś innego. Wyjątkowego. Czułem jakbym latał, unosił się w przestworzach z błogością, spokojem, miłością.. Zawdzięczam jej wiele; odciąłem się od toksycznego związku, poznałem siebie samego.. No cóż.. Minęło, ona nie chce mnie znać. Jestem dla niej nikim. Bolesne, ale niestety prawdziwe.

Ciche pukanie do drzwi wybudza mnie z krainy myśli, dość przykrych, ale jednak realistycznych. Unoszę wzrok na 'drewnianą kurtynę'. Chwilę później moim oczom ukazuje się blond włosa młoda kobieta. Uśmiecha się do mnie przyjaźnie, ale łagodnie. Przysiada się na łóżku, tuż obok. Wypuszczam powietrze ze świstem. Dałem się pogrążyć. Głupi zakład, a tyle zasiał zniszczeń. Straciłem przyjaciela, straciłem ukochaną, a sens, którym ona była tak po prostu zniknął, nieodwracalnie.

Ambar wtula się w mój tors. Nie potrafię zaprotestować i oplatam ramiona wokół jej drobnego ciała. Dłoń umiejscawia na lewej stronie klatki. Uderza o nią palcami w rytm serca.

-Matteo.. - mówi delikatnie, a zarazem troskliwie , jakby bała się, że może coś mi się stać. -Twoje serce bije. Bije dla Luny, prawda? - podnosi się, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. -Nie chcę patrzeć ani na Ciebie, ani na nią, kiedy jesteście tacy przybici. Rozmawiałeś z nią. - przeczę - a chociaż próbowałeś? - ponownie zaprzeczam. Nie miałem odwagi spojrzeć jej w twarz. Chociaż Gastón przyznał się do błędu. Przepraszał, ale czemu mnie? Co z Luną, a Niną? Czy on na poważnie interesował się nią dla zakładu? -Opowiesz mi zakładzie? - przytakuję. Zaciskam wargi w cienką linię. Jeżeli to mi nie pomoże.. eh, muszę być dobrej myśli.

-To był pierwszy dzień wakacji. Wiadomo, impreza w Jam&Roller, wszyscy podekscytowani. Gastón był wtedy zdenerwowany sytuacją końcoworoczną z chemii, wiesz doskonale, że to jego słaby punkt. Zaproponował zakład. Nie był to zakład polegający na pocałunku czy czymś łagodnym. Wyzwaniem było przespanie się z dziewczyną. Dokładniej rozdziewiczenie jej. Celem była Nina.. i Luna - wzdycham ciężko. Czuję niewyobrażalny ból w klatce, kiedy tylko o tym pomyślę. -Jak głupi zgodziłem się na to, myślałem że będzie to fajna zabawa. Zabawimy się i powiemy żegnaj każdej z nich. Gastón miał o tyle łatwiej, że był singlem, ja..

-Byłeś ze mną. - kończy boleśnie. Kiedy jestem wręcz pewny, że wybuchnie, zbeszta mnie, spoliczkuje i odejdzie, ona zachęca mnie bym kontynuował. Dla niej to też musi być krytyczne, nie wspominając już o boleściach tą durnotą spowodowane.

-Między nami od dłuższego czasu się nie układało. Błagam, nie zrozum mnie źle. Chciałem się odciąć, niewiele myślałem o konsekwencjach. A był to błąd. Tego samego wieczoru w Jam&Roller próbowałem pocałować Lunę. Przeszkodził nam Simón, za co z upływem czasu jestem mu wdzięczny. No cóż, Luna wtedy uciekła, Gastón się nią zaopiekował. Utrudniał mi zdobycie jej, ale wiedząc teraz jaki miał ku temu powód, nie mogę powiedzieć, że nie dziwi mnie jego zachowanie, ale również nie potrafię tego zrozumieć. Ja i Gastón byliśmy coraz dalej siebie, niszczyliśmy naszą przyjaźń.. Pocieszał się Luną. Myślałem, że robi to tylko dlatego by mnie wyprowadzić z równowagi, podsycić, zaangażować w dalszą część, ale.. Nie zauważyłem, że ciągnie go coś do tej dziewczyny. Bylem święcie przekonany, że to może jednak chodzi o Simonetti. Pomimo tego, że nie było między nami, mną a Tobą już tego płomienia miłości i namiętności nie mogłem Cię ranić. Źle się z tym czułem. Naprawdę, Ambar nie myśl sobie, że szybko się po Tobie pocieszyłem. Ciągle myślałem o tym co czujesz, czy zaczyna się w Tobie tlić nienawiść do mojej osoby, a może już nie istniałem dla Ciebie.. Doskonale pamiętam każde słowo, które wypowiadałem podczas naszego rozstania. Ale ja nie mogłem inaczej. Ucieczka miała być odseparowaniem się od tego wszystkiego, tych negatywnych odczuć, kłótni.. I wtedy, kiedy wyjechaliśmy na Ibizę; byliśmy samymi. Tylko ja i Luna. Gastón z Niną mieli się zjawić następnego dnia. Wiesz, żeby nie było żadnych podejrzeń. Ja czułem do tej dziewczyny więź. Taką zupełnie inną. Coś mnie do niej ciągnęło, zupełnie jakbym był siłą schwytany w sidła. Nie potrafiłem się oprzeć, uciec. - przełykam ciężko ślinę - Chciałem to z nią zrobić, ale nie dla wygranej. Już wtedy ja kochałem. Była cholernie ważna i wyjątkowa. Nasi przyjaciele nam przeszkodzili, czułem tą złość jaką Gastón raczył mnie w tamtej chwili objąć. Był zazdrosny, zrozumiałe. Przysłaniała mi wtedy oczy chęć skrzywdzenia go, przez to, że mi przeszkodził. Uświadomiłem sobie, że za jednym razem mogłem wygrać zakład i przypieczętować miłość moją i Valente. Zmagałem się z pragnieniem wygranej, to było tak kurewsko ciężkie. W dodatku czułem niewyobrażalny pociąg do tej dziewczyny, przez co było mi jeszcze ciężej. Końcem końców, Gastón wygrał. Pokazał mi nawet zakrwawione prześcieradło.. To było zdecydowanie za wiele. Nie było mi ciężko pogodzić się z porażką, gorzej było z tym kiedy wyobrażałem sobie jak poczują się dziewczyny, kiedy odkryją że to był tylko zakład. Były tym dzięki czemu Gastón miał mieć gotowe wszystkie prace z chemii..

-To była jego nagroda? Miałeś pisać za niego wszystkie prace? Przecież to chore! - mija chwila nim ponownie zabiera głos. - A jaka była Twoja nagroda?

-Mogłem przespać się z jego siostrą..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro