Rozdział 4 - Lalka
Ku przerażeniu Tolysa przez następny tydzień, życie w rosyjskim domu toczyło się jak zwykle. Ale po wszystkich tych groźbach, Litwa nie mógł wywinąć się jedynie ze złamanym żebrem, prawda? Rosja miał plan. I Tolys z każdym dniem był tego coraz bardziej pewny, a zarazem coraz bardziej zagubiony. Ivan nie robił nic nadzwyczajnego. Mimo to Litwa widział w jego oczach jakiś diabelski błysk, który zapowiadał zagładę. I to bezsilne oczekiwanie na nieznane, było gorsze niż pobicie.
I gdy Litwa przygotowywał się na lekcję baletu, niepokój zdołał przyćmić wstyd... prawie.
Jego policzki przybrały kolor szkarłatnej czerwieni, dopiero gdy zmuszony był opuścić przebieralnie i stawić czoła światu, ubrany w tutu baletnicy. Choć nie był to pierwszy raz, czas nie zdołał zmniejszyć wstydu i poniżenia żadnego z Bałtów. Emocje atakowały bez litości, a Ivan nawet nie próbował ukrywać, jak bardzo go to bawiło. Ale to nie o siebie Litwa bał się najbardziej. Serce mu pękało, gdy patrzył na Ravisa, który rozpaczliwie próbuje odgonić łzy, powtarzając ciche "Jest dobrze". Litwa zastanawiał się, czy chłopiec kiedykolwiek będzie w stanie zatańczyć bez bolesnego wspomnienia dzisiejszego dnia. Bo Rosja potrafi, uczynić nawet najlepszą czynność koszmarem.
Eduard wpatrywał się w ziemię, mrucząc coś niewyraźnie, ale Tolys wiedział, że tylko udaje silnego. Jego niebieskie oczy utraciły swój blask, a pewność siebie, którą emanował, przygasła do błysku tak słabego, że Estończyk wydawał się zaledwie cieniem samego siebie. I Litwa nie wątpił, że wstyd zakorzeni się w ich umysłach tak mocno, że nigdy nie pozbędą się tego nieprzyjemnego uczucia, ukrytego gdzieś za ścianą ich świadomości.
Rozległ się melodyjny dźwięk dzwonka, ich czas dobiegł końca. Litwa spróbował się odezwać, ale nie mógł znaleźć żadnych słów pocieszenia, nawet w bezpiecznej części swojego umysłu, wypełnionej szczękiem miecza i szczerym śmiechem.
Cała trójka opuściła przebieralnie w martwej ciszy.
Litwa nie miał odwagi, by spojrzeć Rosji prosto w twarz. Ivan klaskał radośnie, a w umyśle Tolysa mimowolnie pojawił się obraz jego szerokiego uśmiechu. Nieważne, jak bardzo próbował wyrzucić go z głowy, tkwił tam równie przerażający, co zawsze. Powoli ustawił się na swoim miejscu, wstrzymując powietrze, jakby bał się, że sam dźwięk jego oddechu doprowadzi Rosję do szału.
- Privet - ton mężczyzny był lekki i radosny - W ramach drobnej motywacji, na dzisiejszych zajęciach wprowadzimy dodatkową zasadę. Jestem pewny, że będziecie zachwyceni!
Raczej przerażeni.
- Na tej kartce papieru będę spisywał ilość waszych błędów. Osoba, która popełni ich najwięcej, zyska wsparcie w postaci prywatnych korepetycji ze mną! To jest wspaniałe, da?
Litwa nie musiał patrzeć na twarze swoich braci, by wiedzieć, że są zrozpaczeni. Przełknął gulę, która utworzyła się w jego gardle. Rosja wpatrywał się w nich oczekująco.
- D-da - powiedzieli chórem.
I Tolys nie wątpił, że ów "prywatne korepetycje" są tylko pretekstem, aby wyżyć się na jednym z nich. Wzdrygnął się, gdy Rosja włączył muzykę. Stojący obok niego Łotwa trząsł się i cicho pochlipywał. Po kręgosłupie Litwy przeszedł dreszcz, zaczął tańczyć.
Lekcje baletu były dziwne. Ivan kazał im nieustannie powtarzać ten sam układ, przypatrując się im z fotela i pijąc doprawdy absurdalne ilości herbaty. Jego wzrok zdawał się, przeszywać dusze Bałtów, jakby czegoś w nich szukał. Oznak buntu? Złości? A może zwyczajnie napawał się ich strachem? Niewiele mówił. I na swój sposób było to o wiele bardziej przerażające niż wszelkie groźby i wyzwiska. Bowiem żadne z nich nie miało pojęcia, o czym tak naprawdę myśli. Gdy skończyli, puszczał muzykę od nowa, z satysfakcją patrząc na swoje marionetki wirujące na scenie. Aż nie poczuł się usatysfakcjonowany. Wtedy kazał nauczyć ich nowego układu i wszystko powtarzało się raz jeszcze. Niekończąca się pętla, której tępo w pełni zależało od jego nastroju. Czasem próby nie odbywały się przez lata, czasem powtarzał je co tydzień. Czasem lekcje ciągnęły się godzinami, kiedy indziej opuszczał salę koncertową po kilku minutach i kazał im wracać do swoich obowiązków.
Jedno było niezaprzeczalne, Łotwa tańczył najgorzej z nich wszystkich. Nigdy nie był w stanie powstrzymać drżenia swojego ciała i był dość niezdarny, co owocowało częstymi potknięciami. Tolys nie mógł pozwolić, aby chłopiec został sam na sam z Ivanem, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Dlatego nie przykładał się do wykonywanej czynności i potykał się oraz zmieniał kroki tak wiele razy, aż był pewien, że Łotwa będzie bezpieczny.
Lecz fizyczny ból spowodowany zbyt ciasnymi butami i przedmiotami, które Ivan rzucał w ich stronę, gdy był w złym humorze, był niczym. Bałtów torturowała ich własna świadomość, palący wstyd, który nie opuszczał ich ani na chwilę. Słone łzy spływały po rumianych policzkach Ravisa, a błękitne oczy Eduarda wydawały się puste, jak u szmacianej lalki. Nie byli już czującą istotą, nie byli nawet bydłem. Zostali zdegradowani do poziomu przedmiotu, kukiełki kontrolowanej przez niewidzialne sznurki wszechmocnego lalkarza. Ubrani w pstrokate sukienki z falbanką, bezmyślnie powtarzając wyryte w pamięci kroki. W ich tańcu nie było pasji, na marne szukać kunsztu i miłości. Poruszali się monotonnie i sztywno, przypomniawszy maszyny w fabryce. Obdarci ze wszystkiego, co mieli, okrutnie nadzy. Ich dusze wypełniał jedynie strach i poniżenie.
Wykonali układ cztery razy. Estonia ledwo trzymał się na nogach, a twarz Łotwy była blada jak ściana i zalana potem. Tolys nie wątpił, że chłopiec niedługo zemdleje. Litwa przyjął to o wiele lepiej, gdyż posiadał znacznie lepszą kondycję wskutek swojej żołnierskiej przeszłości i odpowiadania za większość prac fizycznych. Z magnetofonu wybrzmiały ostatnie dźwięki, zapadła mrożąca krew w żyłach cisza. Tolys nie odważył się spojrzeć na Rosję, jednak czuł jego oceniające spojrzenie, świdrujące jego ciało.
Ciszę przerwało miarowe klaskanie.
- To tyle na dziś - odparł radośnie Ivan.
Bałtowie odetchnęli z ulgą. Cała trójka, ciężko dysząc, skierowała się do przebieralni. Pokój wypełnił cichy chichot. Litwa poczuł, jak jego ciało przeszywają dreszcze, wstrzymał oddech, zbyt przerażony, by się ruszyć.
- Zostajesz ze mną towarzyszu Litva, da?
Ciało Litwina zaczęło niekontrolowanie dygotać, a brunet ledwo potrafił złapać oddech.
- D-da - wykrztusił słabo.
I tak drobna nadzieja na wolność i uniknięcie kary roztrzaskała się w ułamku sekundy. Zdążył zobaczyć współczujące spojrzenia swoich braci, gdy zniknęli w drugim pokoju, zamykając za sobą drzwi. Został sam na sam z Rosją. Poczuł, jak jego płuca zapadają się w sobie, gdy mimo nabierania głębokich, histerycznych wdechów, zaczynało brakować mu powietrza. Powoli obrócił się w stronę mężczyzny, nadal nie mając odwagi, by spojrzeć mu w twarz.
- Prawda Litva, prawda? Jesteś cały mój.
Tracił kontrolę, świat zaczął wypełniać się czarnymi plamami. Oddychał ciężko i głęboko, rozpaczliwie walcząc o tlen. Jego ciało dygotało, powoli opadając z sił.
- Litva.
Czuł, jak powoli się dusi, jakby ktoś chwycił go za gardło, uniemożliwiając dostęp do powietrza. Jego głowa stawała się ciężka, a brunet ledwo powstrzymywał się od upadku.
- Litva.
Świat kręcił się jak szalony, a Tolys wraz z nim był szamotany w różnych kierunkach. Umiera, z pewnością umiera.
- Litva! - brunet poczuł, jak ktoś chwyta jego ramię.
Niepewnie uniósł wzrok, by napotkać parę zmartwionych fiołkowych oczu. Klękał na ziemi, przytrzymywany przez zaskoczonego olbrzyma.
- Dobrze się czujesz? - spytał.
Tolys poczuł, jak jego żołądek przewraca się we wszystkie strony, jakby próbował uciec z jego organizmu. Był zdezorientowany, lecz dziwne uczucie powoli zanikało.
- Tak - wyjąkał słabo - Jestem tylko trochę zmęczony, ale mogę kontynuować.
- To wspaniale - Ivan odsunął się od niego i radośnie podskakując zasiadł na swoim miejscu.
Litwie udało się wstać, lekko chybocząc. Wciąż był rozedrgany i zdezorientowany. Co się z nim dzieje? Spojrzał w stronę Rosji, dziwiąc się, jak łatwo było oszukać tego mężczyznę, gdy kłamstwo było dokładnie tym, co chciał usłyszeć. Ivan uśmiechnął się szeroko i włączył muzykę.
Męka Tolysa miała dopiero się rozpocząć.
Wirował, skakał, balansował na czubkach baletek i wykonywał dziesiątki innych figur, których nie potrafił profesjonalnie nazwać. Passé, fouetté, tour. Jego ciało znało układ tak dobrze, że umysł nie nadążał za tym, co robi. To było pas assemblé, czy pas glissade? Zanim zdążył sobie przypomnieć, płynnie przeszedł do następnej figury. Po pewnym czasie nie był pewien, co tak właściwie robi. Najważniejsze jednak było to, że Rosja wciąż go nie skrzywdził, więc prawdopodobnie robił to dobrze. Na tyle dobrze, aby mężczyzna pozostał usatysfakcjonowany, a jego wymagania były wyższe, niż można by przypuszczać. Tolys doskonale pamiętał ich pierwsze lekcje, pełne bólu, siniaków i ran. Pamiętał, jak ukradkiem uczyli płaczącego Ravisa kroków i jak chłopiec mdlał w środku ich prób. Niekończący się koszmar gorszy od najcięższego treningu, spowodowany zwykłą zachcianką. Kiedy jednak zaczynał myśleć o Rosji jako bezlitosnym kacie, ten odsłaniał resztki swej ludzkości, klaszcząc, chwaląc ich, czy wybaczając poważny błąd. To wszystko czyniło Litwę jeszcze bardziej zagubionym. Gdy patrzył na pełną radości twarz Ivana, nie był już pewny, co jest celem ich treningów. Czy Rosja widział to jako koncert poniżenia, wstydu i posłuszeństwa? A może próbował szukać w nich pasji, miłości i przekazu, nie potrafiąc, do końca zrozumieć czego właściwie mu brakuje? Czy Ivan w ogóle był świadom, ile bólu im to sprawia, czy raczej chciał podzielić się swoją pasją? Litwa długo karcił się za te myśli, widząc łzy i ból swoich braci. Nie mógł jednak przestać próbować zrozumieć Ivana Braginskiego. Nawet jeśli czasem wydawało się to niemożliwe.
Tamtego dnia mężczyzna okazał się nawet bardziej zagadkowy niż zazwyczaj. Wpatrywał się w niego, jak zwykle popijając herbatę ze swojej eleganckiej filiżanki, od czasu do czasu dzwoniąc dzwonkiem, by zasygnalizować Eduardowi, że oczekuje dolewki. Ten posłusznie przychodził i napełniał dzbanek bursztynowym płynem, patrząc z żalem i bólem w stronę swojego brata. Najdziwniejsze było jednak spojrzenie Rosjanina. Nie odrywał wzroku od sylwetki Tolysa, wirującego na scenie, przyprawiwszy go o dreszcze. Litwa nie potrafił bowiem odczytać jego zamiaru. Tym razem Ivan nie wydawał się czegoś w nim szukać, nie patrzył wprost w jego duszę, nie bawił się jego strachem. Skupiał się tylko i wyłącznie na jego ciele, od czasu do czasu stawiając kilka nowych kresek na kartce. Dla Litwy było to nie tylko niezwykle stresujące, lecz i okropnie niekomfortowe. Czuł się, jakby Ivan uważnie przypatrywał się każdemu calowi jego skóry. Zajęcie to było dla niego na tyle ekscytujące, że nie potrafił oderwać od niego wzroku. Ale dlaczego? Kilka razy wylał herbatę, bo rozproszył go widok tańczącego Litwina. Najgorsze jednak było to, że gdy już odwracał wzrok, najczęściej, gdy jego spojrzenie spotkało się z tym Tolysa, na jego twarzy pojawiały się dziwne różowe wypieki i wydawał się niezwykle speszony. Od tego wszystkiego bolała go głowa, gdy cały spięty starał się nie popełnić żadnego błędu. Ale nawet jeśli się pomylił, omyłkowo tracąc równowagę, czy myląc choreografie, Rosja nie reagował. Jakby był zupełnie ślepy na jego kroki. Ale jeśli nie wpatrywał się w niego tak intensywnie, by wychwycić błędy, to w jakim celu to robił? Tolys poczuł, jak do jego oczu napływają łzy bezsilności. Jego taniec ciągnął się w nieskończoność, bez chwili przerwy, czy wytchnienia. Powoli opadał z sił, nie wiedząc nawet, ile trwa ta męka. Godziny? Minuty? Z każdą powtórką mylił się coraz częściej, sapiąc jak szalony, a jego kończyny rozdzierał okropny ból. Palce na pewno pokryły już pęcherze, a mięśnie zbliżały się do końca swojej wytrzymałości. Czuł, że w każdej chwili może opaść bez sił na podłogę i nie być w stanie się podnieść. Jednak Ivan oglądał występ, niewzruszony i bezwzględny, wpatrując się w ciało Litwina, które poruszało się coraz sztywniej i mniej dokładnie. Aż w końcu Tolys nie dał rady, potknął się, a jego ciało bezwiednie opadło na ziemię. Zadrżał, ledwo powstrzymując łzy. Czy to jego koniec? Czy zostanie ukarany?
- Kontynuuj - powiedział Rosja, speszonym tonem.
Gdy Tolys uniósł wzrok, zauważył, że twarz Ivana znowu jest zarumieniona. Co się dzieje?! Z pewnym trudem poniósł się, Rosja puścił utwór od nowa, a Litwa kontynuował taniec. Chwilę później potknął się po raz kolejny, cicho sycząc z bólu. Ivan jak gdyby nigdy nic puścił melodie od początku. Tolys tańczył, potykał się i znowu tańczył. Utknął w nieskończonym kole bólu, a wstawanie za każdym razem było coraz trudniejsze. Niekontrolowanie upadał w trakcie piruetów, nabijając sobie siniaki, a jego mięśnie płonęły bólem. Każdy milimetr jego ciała był wykończony, a świat zaczynał się rozmazywać. Melodia wydawała się odległa, a twarz Ivana zasnuta tajemniczą mgłą. Istniał tylko ból targający jego ciałem i nieustanna walka, by postawić je do pionu. Coraz bardziej żałosna i chaotyczna, przypominając raczej popis pijaka niż taniec. Jednak wzrok Rosji nie zmieniał się w równie chory sposób zafascynowany ruchami Tolysa, nieważne jak obiektywnie okropne i wymuszone były. I Litwa zdał sobie sprawę, że Ivan widzi w nim coś zupełnie innego, czego on sam nie jest świadomy. Myśl ta była przerażająca, bo Litwin nie miał pojęcia, czym jest jego nowe odkrycie, ani jak mężczyzna zamierza je wykorzystać.
Tolys przybrał pozycję do piruetu, ale jego obolałe mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Świat się zachwiał, a Litwin upadł prosto na głowę. Przez chwilę muzykę zagłuszył szum, brunet poczuł nagły przypływ mdłości. Leżał na podłodze, biorąc szaleńcze wdechy i starając się przejąć kontrole nad swoim ciałem. Wszystko go bolało, ale wiedział, że ten ból jest niczym w porównaniu do tego, co zrobi z nim Ivan, jeśli się nie podniesie. Napiął mięśnie i spróbował dźwignąć się do góry. Przeszył go ból, krzyknął i opadł z powrotem na ziemię. Usłyszał cichy trzask podłogi, gdy Ivan podniósł się z fotela. Po raz drugi spróbował wstać, już prawie stanął, ale nagły skurcz, rzucił go z powrotem na podłogę. Jego ciało już dawno przekroczyło swoje granice. Teraz mógł tylko leżeć na ziemi i modlić się o litość. Słyszał kroki, Ivan się zbliża. Czy teraz zacznie się prawdziwy koszmar zapowiedziany wcześniej przez mężczyznę? Coraz bliżej. Czy zawoła Łotwę i Estonie i każe im patrzeć? Rosja delikatnie chwycił jego ciało i pomógł Litwinowi oprzeć się o ścianę. Trzyma coś w dłoni, Litwa wzdrygnął się. Chciał unieść ręce, by móc się osłonić, ale ledwo mógł nimi poruszyć. Pierwsza łza spłynęła po jego policzku, wstrząsały nim dreszcze. Rosja położył kawałek papieru na kolanach Litwina i uśmiechnął się szeroko.
- Chyba naprawdę jesteś moim ulubieńcem - szepnął, a potem jak gdyby nigdy nic opuścił pomieszczenie.
Rosja nie liczył błędów w trakcie ich występu, od początku coś rysował.
Zapomniał wyłączyć magnetofonu.
Starannie nakreślone linie.
Muzyka nadal grała, nawet jeśli nie było nikogo, kto by do niej zatańczył.
Rysunek przedstawiał tańczącego Tolysa.
Skoczne dźwięki wydawały się teraz dziwnie złowrogie.
Był celem Ivana od samego początku.
Został sam na sam z melodią.
Czekając, aż ktoś przyjdzie i pomoże mu się podnieść.
Wpatrywał się w nicość.
Jak prawdziwa szmaciana lalka.
-------------------------------------------------------------
Hej kochani!
Pragnę oficjalnie obwieścić, że Apprise powraca! W związku z dużymi zmianami w moim życiu nie miałam czasu pisać, ale teraz jak najbardziej powracam do publikacji rozdziału co tydzień. Mam nadzieje, że nadal będziecie zainteresowani śledzeniem mojej książki, zwłaszcza, że w następnym rozdziale obiecuje powrót wątku sekretu Białorusi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro