9. Bo jesteś dla mnie marzeniem
W środę obudziłam się dość wcześnie. Głównie z tego względu, że tego dnia nadszedł nieszczęsny 4 lipca, a ja obiecałam tacie, że wezmę udział w paradzie.
Włosy związałam w wysokiego kucyka. Makijaż zrobiłam trochę mocniejszy niż zwykle, bo oprócz krwisto czerwonej szminki nałożyłam na powieki trochę ciemnego cienia i próbowałam namalować kreski. Oczywiście nie potrafiłam tego robić, więc po wielokrotnym zmywaniu i rysowaniu od nowa, w końcu cierpliwość mi się skończyła i zmazałam je całkowicie.
Założyłam na siebie strój, który kupiłam tydzień wcześniej. Składał się on z krótkiej delikatnie rozkloszowanej, granatowej spódniczki z białymi gwiazdkami. Do tego top w biało czerwone paski. Był na cienkich ramiączkach i sięgał mi do połowy brzucha, ale dzięki temu, że spódniczka miała wyższy stan, nie świeciłam nagim brzuchem. Do tego białe podkolanówki i tradycyjnie moje białe converse.
Zeszłam na dół chwilę po jedenastej. Mój tato rownież ubrany był w barwy narodowe. Larry Davis był w radzie miasta, więc po części był organizatorem całego przedsięwzięcia. Po części, ponieważ głównymi organizatorami byli oczywiście państwo Carrington.
— No proszę, wyglądasz przepięknie. — Uśmiechnął się od ucha do ucha, pokazując przy tym swoje idealne zęby. Brązowe włosy miał ulizane na żel i śmiałam twierdzić, że wyglądał naprawdę przystojnie jak na swój wiek.
— Ty też niczemu sobie, wszystkie milfy dzisiaj będą twoje. — Puściłam mu oczko i podeszłam bliżej wyspy kuchennej.
— Kto to milf? — Spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami.
— Nie ważne. — Wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się pod nosem, kręcąc głową na boki.
— Twoi przyjaciele gotowi? — zapytał, kiedy usiadłam na wysokim stołku przy wyspie i oparłam się łokciami o blat.
— Chyba tak, mamy spotkać się na miejscu. - Skinęłam głową.
— Słuchaj — zaczął niepewnie, a ja już po jego tonie wyczułam, że coś jest nie tak, więc automatycznie się spięłam. — Wiesz kto jest głównym organizatorem. Wczoraj wieczorem zadzwoniła do mnie Alicia Carrington. Ponoć jej syn ma również dziś być.
Przełknęłam głośno ślinę i zamrugałam szybciej ciężko wzdychając.
— Lion nigdy nie brał w tym udziału.
— No wiem — odpowiedział od razu. — Pewnie skoro już raczył się pojawić na wakacje, to sądzę, że Alicia go po prostu do tego zmusiła.
— Cóż, tak jak ty mnie. — Zaśmiałam się nerwowo.
— Będzie on na innej platformie z kolegami, także nie musisz mieć z nim żadnego kontaktu. Informuję cię tylko, żebyś się przygotowała na jego widok.
— Dopóki będzie mnie ignorował, tak jak ja jego, to nie będzie problemu.
— Pamiętaj, że jakby co to zawsze będę gdzieś obok.
— Dzięki. — Wymusiłam niewielki uśmiech, chociaż w głębi chyba płakałam.
Ostatnim razem, gdy go spotkałam, nie skończyło się to dobrze. Miałam wszystko pod kontrolą, ale ten śmieć musiał mnie dotknąć i wszystko do mnie wróciło. Także dopóki będzie trzymał się z dala ode mnie i nie nawiązywał kontaktu fizycznego, to przecież dam sobie radę, prawda?
***
Godzinę później stałam już na parkingu Hilton Head Island High School, czyli pod szkołą do której uczęszczałam. Pół miasta zeszło się, żeby oglądać jakąś głupią paradę, a mi na sam widok robiło się niedobrze. Czy wspominałam już, że bardzo nie lubię być w centrum zainteresowania?
Nagle poczułam jak ktoś staje za moimi plecami i zakrywa mi oczy.
— Zgadnij kto!
— Czy to ten bezczelny dupek, który w sobotę obściskiwał się z pewną rudowłosą, a następnie zniknął nad ranem jak jakiś tchórz?
— Auć — Kayden Adams zdjął dłonie z moich oczu, a ja od razu zwróciłam się w jego kierunku.
Ubrany był w luźną białą koszulę z krótkim rękawkiem, do tego tego samego koloru krótkie spodenki i białe mokasyny. Na nosie miał ciemne okulary, a jasno brązowe włosy miał idealnie ułożone na żel i zaczesane do tyłu.
— Czemu wyglądasz tak normalnie, kiedy ja wyglądam jak skończona idiotka? — mruknęłam.
— Bo nie biorę udziału w tym gównie, rodzice próbowali mnie namówić, ale odpuścili. Wystarczy, że Caitlyn się przebrała w ten swój kostium. — odpowiedział z uśmiechem na twarzy. — A ty... wyglądasz doskonale, moja droga.
— Uważaj z tymi komplementami, bo jeszcze się z tobą przeliżę na następnej imprezie. — Przewróciłam oczami, na co on odpowiedział mi tym samym.
— Nigdy nie całowałaś się z kimś przypadkowym po pijaku?
W głowie pojawił mi się obraz Deana Mitchella zbliżającego usta do moich, ale natychmiast wyrzuciłam z siebie te myśli.
— Czyli Kylie była kimś przypadkowym? — Założyłam ręce na piersi uważnie mu się przyglądając.
— Znasz mnie, Davis. — wzruszył ramionami i wsunął ręce do kieszeni spodni. — Jestem jaki jestem. Ale i tak mnie kochacie.
Puścił do mnie oczko, a następnie objął mnie ramieniem. Po raz kolejny poczułam potrzebę wyrwania się jak najszybciej, ale postarałam się w to sobie stłumić. Zachowuj się normalnie, dziewczyno. To tylko niewinny dotyk.
— A gdzie twoja siostra? — zagadałam.
— Zobaczyła Blaine'a, więc od razu do niego poleciała.
— Noah tu jest? — zapytałam zdziwiona, a pieprzone motylki rozsadzały mi żołądek.
— Ta — powiedział od niechcenia. — Przyszedłem popatrzeć na seksownie ubrane dziewczyny, a potem zwijamy się do mnie. Robię małą imprezę nad basenem. Wpadasz?
— Wytłumacz mi proszę, co w twoim mniemaniu oznacza mała impreza? — Rzuciłam mu sceptyczne spojrzenie.
— Kilkanaście osób. Napijemy się piwa, popływamy w basenie i pooglądamy fajerwerki. Nic specjalnego.
— Mam chyba dość imprez na ten miesiąc. Alkohol mi nie służy.
— Czyżby Aylin Davis była niegrzeczna? — Kayden zdjął rękę z moich ramion i popatrzył na mnie dwuznacznie.
— Z nikim nie spałam, jeśli to masz na myśli.
— Ach, wielka szkoda. Już myślałem, że będzie o czym plotkować. Noah byłby zdruzgotany. — Zaśmiał się wyszczerzając białe zęby.
— A niby czym? — Popatrzyłam na niego i przełknęłam głośno ślinę.
— No, chyba że on byłby tym, z którym się przespałaś — powiedział beznamiętnie ignorując moje pytanie, a następnie spojrzał gdzieś za mnie i pomachał. — Chłopaki już są. Na razie, Aylin, pomachaj mi ładnie jak będziesz się wyginała do ludzi na platformie.
Poklepał mi po ramieniu, a następnie minął mnie i poleciał do jakichś znajomych. Ja natomiast stałam jak wryta, a nogi lekko mi się ugięły. Co to niby miało znaczyć?
— Hej, Aly, wyglądasz gorąco! — Kylie Lynn stanęła tuż na przeciwko mnie w krótkiej obcisłej sukience w kolorach flagi. — Co się stało, ktoś umarł?
Pokręciłam głową i wyrwałam się z krótkiego letargu. Spojrzałam na dziewczynę z góry na dół i popatrzyłam na nią z uznaniem.
— No, no, ktoś tu dzisiaj będzie miał branie.
— Oby, nie po to przyjeżdżam do kurortu dla seksownych bogaczy, żeby całe lato znowu spędzić bez żadnego wakacyjnego romansu. — Roześmiała się Kylie, a ja razem z nią. — A jeśli już o tym mowa, widziałam, że rozmawiałaś z Kaydenem. Coś wspominał? Dupek nawet nie napisał do mnie jednej pieprzonej wiadomości.
— Wiesz jaki on jest, powinnaś wiedzieć, że dla niego ten pocałunek nic nie znaczył, nawet jeśli dla ciebie znaczył wiele. — odparłam nieśmiało.
— No trudno. — Wzruszyła ramionami. — Nie on jeden na tym świecie. Widziałaś Caroline? Nie mogę się do niej dodzwonić.
— Chyba stoi z Michael'em tam gdzie motocykliści.
— Ach, tak. Pewnie prawi mu morały na temat bezpiecznej jazdy.
— Przynajmniej tym razem ja tego nie robię. — Zaśmiałam się cicho i przeczesałam palcami swojego kucyka.
Kilka minut później stałyśmy już pod platformą, na której za chwilę miałyśmy jechać i szczerzyć się do ludzi. Caroline dołączyła do nas chwilę później, a oprócz nas przyszło kilka dziewczyn, które prawdopodobnie były uczennicami liceum i Caitlyn Adams we własnej osobie.
Brązowo złote włosy miała pokręcone w lekkie fale. Na twarzy miała mocny makijaż, ale i tak wyglądała jak zwykle ślicznie. Do tego sukienkę z gorsetem, który tylko podkreślał jej krągłości. Na nogi włożyła wysokie szpilki przez co sięgałam jej ledwo do ramion. Pieprzona żyrafa.
— Cześć wam — przywitała się z szerokim uśmiechem. Przedstawiła się wszystkim dziewczynom, a następnie zwróciła w moim kierunku. — Ślicznie wyglądasz, Aly. Wybacz, że w sobotę zniknęłam bez pożegnania, ale musiałam być wcześniej w domu, bo z rana miała zjechać się rodzinka.
— Spoko — odpowiedziałam obojętnie i uśmiechnęłam się do niej sztucznie.
— Kayden nie musiał być na wspólnym spotkaniu z rodzinką? — dopytała zaciekawiona Caroline wiedząc, że przecież wrócił do domu nad ranem.
— Wiecie jaki jest mój starszy brat. Od niego raczej nie wymaga się wczesnego wstawania, tym bardziej w niedziele. — Zaśmiała się wesoło, a Kylie odwróciła wzrok udając, że nawet jej nie słucha. Caitlyn popatrzyła na Caroline. — Ty jesteś młodszą siostrą Noah, prawda?
— We własnej osobie — mruknęła ciemnowłosa.
— Szkoda, że nie miałyśmy okazji się jakoś bliżej poznać. Szybko mi zniknęłaś.
— Zdecydowanie przegięłam z alkoholem. — Zaśmiała się Caroline.
— Zdarza się najlepszym. — Adams odpowiedziała jej głośnym śmiechem. — Może dzisiaj to zmienimy, wpadacie do nas na imprezę, prawda?
— Jest dziś jakaś impreza? — dopytała zaciekawiona Kylie na co Caitlyn skinęła jej twierdząco głową z szerokim uśmiechem. Czy ta dziewczyna kiedyś przestanie się szczerzyć?
— Kayden coś wspominał — wtrąciłam się. — Może przyjdziemy.
— Świetnie! W końcu może uda nam się wspólnie spędzić czas. Ja, wy, Kayden, Noah. Będzie fajnie.
No, z pewnością.
— Ty i Noah, hm? — zapytała Caroline, a ja odwróciłam wzrok, wyciągnęłam telefon z torebki i zerknęłam na Instagrama.
— Aj, nie ma co na razie gadać. — zaświergotała Caitlyn. — Spotkaliśmy się na ognisku, odezwał się do mnie dopiero w sobotę zapraszając na wspólną imprezę. To bardzo fajny facet, ale nieco zamknięty w sobie. Mam nadzieję, że uda mi się to zmienić chociaż trochę, bo nie ukrywam, że bardzo chciałabym go bliżej poznać.
O, dziewczyny ze studiów wrzuciły jakąś wspólną fotkę, strasznie interesujące.
— Powodzenia ci życzę, tutaj akurat będzie ciężko. — odparła rozbawiona Blaine.
— Lubię wyzwania. — Adams uniosła znacząco brwi, a ja z powrotem przeniosłam wzrok w wyświetlacz telefonu.
Jakie słodkie zdjęcia piesków. Jak ja kocham małe pieski. Fajnie sobie tak je pooglądać zupełnie ignorując rozmowę, która miała miejsce tuż obok mnie i totalnie mnie nie obchodziła.
***
Sama parada trwała około trzydziestu minut. Wyruszyliśmy spod szkoły i jechaliśmy wzdłuż Main Street aż do dużego parku, w którym odbywał się festyn.
Jako pierwsza szła kilkudziesięciu osobowa orkiestra. Zaraz za nią jechała platforma, na której byłyśmy my. Poubierane jak idiotki machające do ludzi, pozujące do zdjęć z ludźmi, jak i z dziećmi.
Zaraz za nami jechała platforma z władzami miasta, burmistrzem oraz członkami rady, w tym z moim tatą. Na kolejnej byli również przebrani mężczyźni, w tym oczywiście Lion Carrington, którego na szczęście miałam przyjemność widzieć z bezpiecznej odległości.
Za platformami natomiast, jechała kolumna motocyklistów. Było ich dosyć sporo, około dwudziestu motorów. Niektórzy oczywiście się popisywali, palili gumę lub jechali na tylnim kole, a mieszkańcy miasta krzyczeli i wiwatowali.
W tłumie widziałam Kaydena ze znajomymi, których również kojarzyłam ze szkoły lub po prostu z miasta, ale nigdzie nie widziałam Noah, który przecież gdzieś tam był. Nie żebym jakoś szczególnie szukała go wzrokiem. Skądże.
Zeszłyśmy z platformy i zaczęłyśmy się rozchodzić. Część osób miała zajmować się stoiskami z jedzeniem czy napojami, a ja razem z Kylie i Caroline, stoiskiem z fajerwerkami. Ustawiłyśmy się więc i czekałyśmy na pierwszych klientów.
— I pomyśleć, że robię to za darmo — mruknęła Kylie, a ja zgodziłam się z nią stuprocentowo. Obydwie nie miałyśmy chęci tutaj w ogóle być, ale ja zostałam zmuszona przez swojego tatę, a Kylie zgłosiła się sama i od razu bardzo tego pożałowała.
Po godzinie zdecydowałam, że zrobię sobie krótką przerwę i poszłam najpierw do toalety, a następnie skierowałam się w stronę stoisk z burgerami.
Usłyszałam za swoimi plecami głośny dźwięk silnika, odwróciłam się i zauważyłam jak zbliża się motor w moim kierunku. Gdy był już na równi ze mną, osoba w ciemnym kombinezonie i w czarnym kasku, nieco zwolniła. Popatrzyłam w jego stronę i rzuciłam mu pytające spojrzenie. On jednak po prostu jechał obok mnie patrząc na mnie, trochę na drogę, a potem z powrotem na mnie.
— O co ci, kurwa, chodzi? — stanęłam w miejscu i spojrzałam na motocyklistę. On jednak pokręcił tylko głową, a następnie delikatnie przyspieszył i odjechał.
Nie wiem kim był, ale było to na tyle dziwne i zastanawiające, że na całym ciele przeszły mnie dreszcze.
Podeszłam do jednej z budek i od razu tego pożałowałam, gdy zobaczyłam tyłem chłopaka, stojącego w kolejce przede mną.Wysoki, umięśniony, szerokie, postawne plecy. Krótko ścięte, ciemne włosy lekko zaczesane do tyłu. Na sobie miał luźną koszulę w motywem hawajskim, krótkie jeansowe spodenki i białe trampki.
Wstrzymałam oddech i stwierdziłam, że może nie zorientuje się, że stoję tuż za nim. Jednak nie minęło kilka sekund jak chłopak odwrócił się w bok, a następnie zauważył mnie. Posłał mi ten swój czarujący uśmiech i popatrzył na mnie ilustrując mnie dokładnie wzrokiem.
— Kogo moje oczy widzą?
— Cześć — powiedziałam cicho z lekkim zawstydzeniem.
— Widziałem cię już na platformie, ale z bliska wyglądasz jeszcze lepiej. — Dean Mitchell przeczesał palcami swoje włosy i mogłabym przysiąc, że widziałam na jego twarzy zdenerwowanie, co było dziwne, bo to był typ chłopaka, który nigdy nie denerwował się przy kobietach.
— Dziękuję. — Skinęłam głową i lekko się uśmiechnęłam.
— Nie odpisałaś na moją wiadomość, mam nadzieję, że nie jesteś zła czy coś.
— Nie, co ty — powiedziałam od razu. — Musiałam nie zauważyć.
— Z pewnością. — Zaśmiał się niepewnie, a następnie odsunął się na bok. — Proszę, stań przede mną.
— Serio nie trzeba, poczekam. — powiedziałam od razu, on tylko spuścił wzrok i stanął z powrotem przede mną, tym razem już plecami.
Kiedy Dean odebrał swoje jedzenie, a ja podeszłam bliżej, żeby zamówić swoje, przystanął na chwilę i przegryzł nerwowo wargę.
— Będziesz dzisiaj u Adamsa?
— Będę — odpowiedziałam od razu.
— To do zobaczenia. — Posłał mi ten swój czarujący uśmiech, który szczerze mówiąc naprawdę mi się podobał, i odszedł.
Dean Mitchell miał w sobie coś ciekawego. To, że był przystojny to wiedziałam już jako gówniara, bo wszystkie dziewczyny z mojej klasy zawsze się za nim uganiały. Za nim, albo za Kaydenem. No i oczywiście za Michaelem Connorem. Ale ja całe życie byłam tak ślepo wpatrzona w Liona, że nie zwracałam uwagi na żadnego innego mężczyznę. Może dlatego nawet teraz nie zachwycałam się nim jak wszystkie inne.
A może po prostu chciałam w końcu czegoś więcej niż zwykłej ładnej buzi.
Zamówiłam sobie burgera z frytkami i wróciłam do naszego stoiska. Usiadłam i zjadłam, oczywiście zdążyłam się przy tym cała ubrudzić, ale jakoś mało mnie to interesowało, ponieważ jedyne o czym marzyłam to wrócić już do domu.
— Moje dziewczyny jak zwykle piękne. — Uniosłam wzrok i przed moimi oczami pojawił się Michael ubrany w zwykły biały t-shirt i spodenki.
— Kiedy się przebrałeś? — Caroline podeszła do niego, a on objął ją ramieniem i czule pocałował w czoło.
— Przed chwilą, zrobiliśmy jeszcze małą rundkę wzdłuż wybrzeża i zostawiliśmy kombinezony z tyłu sceny. I tak, jechałem ostrożnie i powoli, tylko rekreacyjnie. — Dodał uprzedzając moje pytanie, na co wszystkie skinęłyśmy głowami.
— Za ile grają koncert? — zapytała Kylie.
— Już się powoli zbierają, więc zawołaj Larry'ego, niech was zastąpi. — Zwrócił się do mnie przyjaciel.
— Już do niego dzwonię. — Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer swojego taty.
— Jaki zespół w tym roku? — Caroline oplotła rękoma Mike'a, a on docisnął ją do siebie mocniej.
— Tym razem jacyś z Nowego Jorku, mają kilka swoich kawałków, a poza tym będą też grać jakieś znane piosenki. — Odpowiedziałam jej, a następnie zwróciłam się do taty, którego głośne halo rozbrzmiało w głośniku mojego telefonu. — Hej, zaraz zaczynaja grać, zastąpisz nas?
— Tak, zaraz przyjdę — odpowiedział szybko, a następnie się rozłączył.
Nadeszła godzina czwarta po południu, więc tym samym na scenie rozstawionej po środku parku, miał wystąpić zespół, tak jak co roku. Grali zazwyczaj około dwóch godzin, a potem występowali uczniowie liceum, a także dzieci z młodszych klas.
Chwilę później w czwórkę stanęliśmy pod sceną, na której przygotowywali się już trzej mężczyźni niewiele starsi od nas i jedna dziewczyna. Muzyka była w porządku, taka jaką lubiłam najbardziej. Trochę taneczna, a trochę rockowa.
— Teraz specjalnie dla was kawałek, który chyba wszystkim jest doskonale znany. Jest to jeden z naszych ulubionych coverów. — Powiedziała chwilę później dziewczyna.
I w tym momencie rozległa się muzyka, a ja od razu podskoczyłam podekscytowana i spojrzałam znacząco na Michaela, który kochał tą piosenkę i cały ten zespół całym sercem. Od dzieciństwa zawsze bujaliśmy się do piosenki Dreams The Cranberries, odkąd pierwszy raz puścili ją rodzice Mike'a na jednej z imprez.
— Wiem, że kiedyś już to czułam, ale teraz czuję to jeszcze bardziej, ponieważ wyszło to od ciebie! — darliśmy się z Michaelem mocno się wczuwając, a Caroline z Kylie jedynie stały obok i wesoło się śmiały.
Miałam wrażenie, że dosłownie każdy dookoła nam się przygląda, ale obydwoje to ignorowaliśmy, bo byliśmy w swoim świecie.
I teraz mówię ci otwarcie, masz moje serce, więc nie zrań mnie. Jesteś tym, którego nie mogłam znaleźć.
W tym samym momencie, kiedy podskakiwałam wysoko w rytm muzyki krzycząc słowa piosenki w niebogłosy, zauważyłam stojącego kilka metrów obok, opierającego się o bramki chłopaka o ciemnych włosach i nieprzeniknionym spojrzeniu.
Oczywiście na chwilę zamarłam widząc, że stoi tam z rękoma w kieszeniach i dokładnie mi się przygląda. Postarałam się go zignorować i odwróciłam natychmiast wzrok, skupiając się na zabawie z Mikiem. Ale było to stosunkowo ciężkie, ponieważ ciągle czułam na niego swój wzrok.
Spojrzałam na niego po raz kolejny i zauważyłam jak kącik jego ust unosi się do góry. Nie był to pełny uśmiech, ale jednak. I nagle poczułam znowu to dziwne uczucie w brzuchu, kiedy dotarło do mnie, że Noah Blaine właśnie się do mnie uśmiechnął.
Bo jesteś dla mnie marzeniem, marzeniem dla mnie.
Wzięłam głęboki oddech, a Michael objął mnie ramieniem i lekko mną potrząsnął. Spojrzałam w jego stronę, a mój przyjaciel posłał mi pytające spojrzenie. Pokręciłam tylko głową i wzruszyłam ramionami, a następnie po raz kolejny zaczęliśmy bujać się w rytm piosenki.
Kiedy piosenka dobiegła końca odwróciłam głowę i spojrzałam w miejsce, w którym wcześniej stał i zauważyłam, że już na mnie nie patrzył. Nie patrzył, bo razem z nim stała Caitlyn Adams, szepcząca mu coś na ucho.
Odwróciłam się do nich tyłem i przełknęłam ślinę. Nie chciałam myśleć o ich dwójce, w czym pomogły mi następne kawałki dobiegające z głośników. Oczywiście byłam fanką piosenek rockowych, więc przy wszystkich tańczyłam i śpiewałam. Kilka minut później, gdy odwróciłam głowę, Caitlyn i Noah już nie było.
Ale przecież wcale mnie to nie interesowało, więc kontynuowałam zabawę.
Po kilkudziesięciu minutach śpiewu i tańca musiałam koniecznie skoczyć po coś do picia. Przecisnęłam się więc przez tłum i skoczyłam do najbliższego stoiska z napojami. Zaraz obok na krzesłach siedziało kilku chłopaków popijając piwo. Na moje pieprzone nieszczęście wśród nich znajdował się oczywiście nie kto inny jak Lion Carrington.
Zignorowałam go i przeszłam obok spuszczając głowę w dół z nadzieją, że mnie nie zauważy.
— Cześć, Aylin.
Ja pierdolę. Przystanęłam, wzięłam głęboki oddech, a następnie odwróciłam się w jego stronę.
— Cześć, Lion. — odpowiedziałam z cynicznym uśmiechem.
— Dobrze wyglądasz.
— Wiem.
Lion odszedł od kolegów i podszedł bliżej mnie. Ja automatycznie cofnęłam się krok do tyłu.
— Przecież cię nawet nie dotknę. — Zaśmiał się, a ja miałam ochotę zwymiotować słysząc ten dźwięk.
Nienawidziłam jego zębów i jego paskudnego śmiechu, który wielokrotnie słyszałam w swoich koszmarach.
— Wolę nie ryzykować. — Wzruszyłam ramionami i przyjęłam pozę obojętnej, chociaż chyba rozumiecie doskonale jak słabo mi to wychodziło.
— Postanowiłem zostać tu całe wakacje. — zaczął, a ton jego głosu był dziwnie szczery, bez cynizmu, bez sarkazmu. — Więc powinnismy może przyjąć neutralne stosunki. Źle zaczęliśmy, Aly.
— To ty źle zacząłeś przepraszając mnie, a następnie szarpiąc za nadgarstek i sugerując, że mogłabym pójść z tobą do łóżka. — Uniosłam brwi i założyłam ręce na piersi.
— No, to było...
— Słabe — dokończyłam za niego nie kryjąc irytacji.
— Tak, słabe — przytaknął i przeczesał dłonią burzę swoich włosów w kolorze orzecha, którą kiedyś tak bardzo uwielbiałam, a teraz uważałam, że wyglądał w nich jak bezdomny. — Więc przepraszam jeszcze raz, już cię nie dotknę.
— Lion, ty mi po prostu nie wchodź w drogę i nie będzie żadnego problemu. — powiedziałam, a następnie odwróciłam się i szybkim krokiem od niego odeszłam.
Ciekawe jak to jest, że zawsze uważasz człowieka za najpiękniejszą osobę, która stąpa po ziemi, po czym kilka lat później nie potrafisz dostrzec w nim nawet jednej ładnej cechy?
Kupiłam butelkę wody i zdecydowałam, że tym razem wrócę już dookoła, żeby kolejny raz nie natknąć się na Liona. Niestety szybko pożałowałam, bo zamiast na Liona natknęłam się na Noah, Kaydena i Caitlyn.
Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie i wyciągnęłam telefon.
— Aylin!
Zignorowałam ten głos. Ten przesadnie miły, uprzejmy do bólu, dziewczęcy głos. W końcu było głośno, mogłam nie słyszeć, prawda?
Kiedy zniknęłam już z ich pola widzenia przystanęłam na chwilę. Jaka ja byłam żałosna, dwadzieścia jeden lat, a zachowanie jak piętnastolatka. Napiłam się wody i już miałam wracać do przyjaciół pod scenę, gdy poczułam czyjaś dłoń na swoim ramieniu. Wzdrygnęłam się i podskoczyłam, a następnie gwałtownie się obróciłam.
— Nie chciałem cię wystraszyć.
Pokręciłam głową i wypuściłam powietrze z płuc.
— Czego chcesz? — Spojrzałam w błękitne tęczówki i po raz kolejny zaczęłam się w nich topić.
Włosy miał takie jak zawsze, takie jak lubiłam. Ubrany był w dresowe spodenki i ciemną koszulkę, tak jak również lubiłam. Nie oszukujmy się, ja zawsze lubiłam jak wygląda.
— Wow, miła jak zawsze. — Noah cicho parsknął, ale jego twarz nie pokazała żadnych emocji. — Czemu nas ignorujesz?
— Co? Kogo? — zapytałam udając zdziwioną, na co on tylko pokręcił głową z niedowierzaniem.
— Nie umiesz kłamać, Davis. — Zwinął usta w cienki pasek i zmrużył oczy uważnie mi się przyglądając. Mierzył mnie swoim wzrokiem od góry do dołu.
— Na co tak patrzysz? — zapytałam po chwili nie kryjąc lekkiego zawstydzenia.
— Idziesz z nami do Kaydena? — zapytał totalnie ignorując moje pytanie. Bardzo często tak robił, co naprawdę bardzo mnie w nim irytowało.
— Przyjdziemy później. — odpowiedziałam beznamiętnie na co skinął głową i na chwilę zamilkł.
— Jakiś problem z Lionem?
— Hm? — zapytałam zdezorientowana. Skąd on...?
— Widziałem, że rozmawialiście, a ostatnio jak z nim rozmawiałaś... Cóż, nie brzmiało to zbyt dobrze.
— Mam problem z Lionem od wielu lat. — westchnęłam cicho i zaczęłam nerwowo głaskać swoje włosy. — Ale jest ok.
— W porządku — przytaknął i po raz kolejny zilustrował mnie wzrokiem. — To do zobaczenia, nie upij się tym razem.
— A co, znudziło ci się bycie bohaterem? — Uniosłam brwi z lekkim rozbawieniem.
— Mogę bawić się dla ciebie w bohatera kiedy zechcesz. — Zmrużyłam oczy słysząc jego zachrypnięty głos, gdy wypowiadał te słowa, które chyba w tamtym momencie ledwo do mnie docierały.
Noah stał jeszcze przez sekundę po prostu się we mnie wpatrując, a ja robiłam dokładnie to samo. Hipnotyzował mnie tym swoim spojrzeniem i nie byłam w stanie nawet się ruszyć. Nagle przeniósł wzrok na dolną część mojego ciała i znowu mogłam zauważyć jak kącik jego ust lekko drgnął.
— Fajne nogi — rzucił w moją stronę po czym odwrócił się i odszedł chowając ręce do kieszeni.
Czy on właśnie... Matko, chyba potrzebuję tlenu.
******
Cześć!
Wiem, że powoli się rozkręcamy, ale nie jest to zwyczajna historia miłosna, kiedy bohaterowie od razu się na siebie rzucają.
Tutaj potrzeba czasu, ale o tym dowiecie się już bardziej w kolejnych rozdziałach.
Obiecuję, że następny was zadowoli ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro