Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43. Ale może z tobą będzie inaczej

Łyknęłam kolejną porcję tabletek przeciwbólowych, które nie były dobrym rozwiązaniem, ale potrzebowałam, aby ten ból w końcu ustąpił. Ból, który odczuwałam przez ostatnią dobę mimo, że usilnie chciałam to ukryć. Zarówno przed sobą, jak i przed całą resztą świata. Skoro mogłam oszukać samą siebie i udawać, że wszystko jest w porządku, to chyba nie było problemu, aby każdy inny również się na to nabrał?

Chwilę przed szóstą wieczorem, pod moim domem pojawiła się Kylie. Tak jak jej obiecałam, ten weekend miałyśmy spędzić wspólnie, zanim zniknie z mojego życia conajmniej do świąt.

— Hej — powiedziałam cicho, gdy zamykałam za soba drzwi wejściowe. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu twarzy, którą również miałam dzisiaj zobaczyć. Gdy jednak jej nie zauważyłam, przeniosłam wzrok na rudowłosą i wbiłam w nią swoję zdezorientowane spojrzenie. — Caroline z tobą nie przyjechała?

Kylie westchnęła cicho i nerwowo zagryzła wnętrze swojego policzka. A jej milcząca postawa, nie wróżyła niczego dobrego.

— Caroline ma mały kryzys...

— Co masz na myśli? — Założyłam dłonie na biodrach i zmarszczyłam czoło. Kilka godzin wcześniej rozmawiałam z Michaelem, ale nie wspomniał mi, że coś było nie tak, dlatego też nie ukrywałam delikatnego zdumienia.

— Byli z Mikiem dzisiaj oglądać mieszkanie, które Caroline ma zamiar wynająć... — zaczęła nieśmiało, po czym odwróciła się na pięcie i skierowała się w stronę swojego samochodu. Podążyłam za nią, nie przestając uważnie jej obserwować.

— Wiem, Michael rozmawiał ze mną zaraz przed tym, gdy mieli się tam udać.

Okrążyłam białe i zdecydowanie zbyt luksusowe, jak na dwudziestolatkę, auto. Kylie uchyliła drzwi od kierowcy, zatrzymała się przed wejściem, a do moich uszu dotarło głośny świst powietrza, który dziewczyna wciągnęła do płuc.

— Wszystko było idealnie, gdy nie dotarł do niej jeden mały szczegół — kontynuowała, gdy już obydwie zasiadłyśmy we wnętrzu samochodu. — Od samego początku szukała mieszkania trzypokojowego. Jeden na jej sypialnię, drugi taki, w którym mogłaby pracować z domu i trzeci dla...

— Aarona — dokończyłam za nią, kiwając głową. Zacisnęłam szczękę i przełknęłam gorzką gorycz, która znalazła się w moim gardle.

Pamiętałam, że Caroline miała zamiar wynająć mieszkanie, w którym również mieszkałby Aaron w czasie, gdyby, już po rozpoczęciu studiów, zjeżdżał na weekend na Hilton Head Island. Michael wspominał o mieszkaniu trzypokojowym. Przecież taki był plan i nie było w tym nic zaskakującego. Tylko, widocznie nie tylko ja, wyparłam ze świadomości fakt, że przecież Caroline nie potrzebowała już trzech pokoi.

— Myślę, że przez ostatni tydzień żyła w wyparciu. Opłakiwała brata całymi dniami, ale chyba dopiero ten moment uświadomił jej dogłębnie, że jego już z nami nie ma. — Kylie przekręciła kluczyk od stacyjki, po czym w milczeniu, wyjechałyśmy z mojego podjazdu. — Rozmawiałaś może z Noah? Nie odbiera telefonu już drugi dzień.

Czy rozmawiałam? Pytanie Kylie nieco zbiło mnie z tropu. Przypomniałam sobie o fakcie, że na dobrą sprawę nikt nie miał pojęcia, co wydarzyło się w ciągu ostatniej doby. Nie rozmawiałam o tym nawet ze swoim przyjacielem, który nie poruszył tematu Noah od dnia poprzedniego, od naszej rozmowy w moim domu. Po której wydarzyło się tak dużo, że nawet nie wiem, jak dokładnie miałabym to opisać.

Można by pomyśleć, że to co usłyszałam, zmieniło wszystko. Poniekąd tak również było. Jednak nie wszystkie historie kończą się wyznaniem miłosnym i happy end'em. Niektóre historie są zdecydowanie bardziej skomplikowane.

Bo ja i on byliśmy zawsze prawie. Zawsze prawie czegoś. Nigdy niczym, ale też nigdy czymś.

Potraktowałam pytanie Kylie milczeniem. I mimo, że nie odezwałam się ani słowem, doskonale wiedziałam, że zrozumiała.

Dojechałyśmy na miejsce, gdy słońce chowało się za horyzontem, a miasto oblała ciemna szarość, która idealnie odzwierciedlała moje samopoczucie. Miałam w sobie mnóstwo emocji, ale każda z nich była po prostu nijaka. 

Rozejrzałam się dookoła, obserwując grupkę pijanych ludzi, kierujących się w stronę centrum całego zamieszania. Przełknęłam głośno ślinę, próbując powstrzymać drżenie rąk spowodowane dziwnym dreszczem, który przeszył moje ciało.

To było miejsce, w którym mogłam poznać odpowiedzi na swoje pytania. Dlatego też, nie myślałam za wiele i postanowiłam zaciągnąć ze sobą Kylie na nielegalne wyścigi. Wyścigi, na których obiecałam, że się nie pojawię.

Cóż, niektóre obietnice musiały zostać złamane.

Opuściłyśmy samochód, a moja towarzyszka wydawała się być zdecydowanie zbyt podekscytowana jak na okoliczności. Jeszcze jakiś czas temu, była totalnie przeciwna tego typu rozrywce, ale wystarczyło kilka wyścigów, które sprawiły, że zaczęło ją to nadzwyczajnie emocjonować. Oczywiście ja nie podzielałam jej entuzjazmu, a wręcz przeciwnie. Byłam przerażona.

— Witam serdecznie w naszych skromnych progach! — Kayden Adams wyrósł przed nami, zanim jeszcze zdążyłyśmy przejść kilka metrów. Nadal nie miałam pojęcia, na czym stała relacja jego i Kylie, ale sądząc po jej automatycznym spięciu, prawdopodobnie na niczym konkretnym.

Kayden był typem człowieka, który gdy tylko robiło się za poważnie, automatycznie uciekał. Poniekąd tak również stało się z rudowłosą. Przez pewien czas spotykali się jak każda normalna para, która stara się spróbować czegoś więcej, niż tylko przygodnego seksu na jedną noc. Ale każdy wiedział, że Kylie prędzej czy później opuści nasze miasto, a gdy tylko mu o tym po raz kolejny wspomniała, Adams ją od siebie odsunął.

Byłam w stanie go zrozumieć. Po co angażować się w relację z kimś, kto i tak niedługo zniknie z naszego życia? Kylie jednak nie była zadowolona i mimo, że idealnie to tuszowała, wiedziałam, że to przeżywała.

— Mogłam się spodziewać, że cię tu dziś spotkamy — odezwałam się w kierunku chłopaka, gdy Kylie posyłała mu jedynie piorunujące spojrzenia. — Na kogo dzisiaj stawiasz?

— O nie, nie. — Pomachał palcem przed moją twarzą, ale jego wzrok wciąż wędrował w stronę mojej towarzyszki. — Dzisiaj bez hazardu. Przyszedłem dla czystego, przyjacielskiego wsparcia. A skoro już o tym rozmawiamy, to z tego co wiem, miało cię tu dzisiaj nie być.

— A skąd masz takie informacje? — Założyłam dłonie pod biustem i spojrzałam na chłopaka z uniesioną brwią.

— Mam pewne źródło, które mówi mi o tobie dość dużo. Czasami tak dużo, że zaczynam mieć ciebie dość, a tak bardzo cię lubię. — Wywrócił oczami, a ja mimowolnie parsknęłam cichym, lecz cynicznym śmiechem.

Noah, mimo że nie wyglądał, był idealnym przykładem tego, że mężczyźni również byli plotkarami, czasami większymi niż kobiety.

— W takim razie możesz przekazać swojemu źródłowi, że się mylił.

— Może sama mu przekażesz? — Uśmiechnął się krzywo. Kiwnął głową w przeciwną stroną, a w jego oczach zabłysła dziwna iskra. Ta sama iskra, która zapłonęła w moim ciele, gdy tylko usłyszałam obok siebie ten ponury, pełen gniewu ton.

— Przecież to są chyba jakieś, kurwa, żarty. — Noah wyszedł ze zbierającego się dookoła tłumu ludzi. Zmarszczył czoło i mocniej zacisnął szczękę, gdy stanął obok swojego kolegi, przeszywając mnie złowrogim spojrzeniem.

Ubrany był w swój czarny, motocyklowy kombinezon, który leżał na nim tak idealnie, że zaczęłam stąpać z nogi na nogę, by w jakiś sposób móc utrzymać równowagę. Roztrzepane włosy opadały mu na czoło, na którym widniała ta dobrze mi znana, pulsująca żyła. Miałam przesrane.

— Ciebie też miło widzieć — prychnęła Kylie i wywróciła oczami.

— To samo miałam powiedzieć — skinęłam z uśmiechem. — Co tam, Blaine? Gotowy na wyścig? Dasz dzisiaj czadu? Postawiłam całą wypłatę.

Noah zmrużył oczy i głośno nabrał powietrza w płuca. Po sekundach milczenia, przez które zawisło między nami potężne napięcie, którego nawet Kayden nie byłby w stanie rozładować, ruszył w moim kierunku.

Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, Noah złapał moje ramię w mocnym uścisku i pociągnął za sobą na bok. Stanął nade mną, zdecydowanie zbyt blisko, ponieważ w tym samym momencie poczułam jak moja pewność siebie gdzieś uciekła.

— Ty mi robisz na złość, prawda? — wysyczał przez zaciśnięte zęby. Wzruszyłam obojętnie ramionami i wbiłam wzrok w swoje paznokcie, nerwowo zagryzając wargę. — Prosiłem cię wczoraj tylko o jedno. O to, żebyś się tu dzisiaj nie pojawiała. Kurwa, obiecałaś!

— Zmieniłam zdanie — mruknęłam, unikając kontaktu wzrokowego. Nie byłam w stanie patrzeć w te oczy. Nie wtedy. Nie po tym, co usłyszałam kilkanaście godzin wcześniej.

— Czy ty myślisz, że to jest zabawne?! — Zrobił krok do tyłu i kątem oka dostrzegłam, jak nerwowo wymachiwał rękoma. — Zdążyłem się przyzwyczaić do tego, że zachowujesz się jak dziecko, ale tym razem, naprawdę tracę cierpliwość!

— Ja zachowuję się jak dziecko?— Uniosłam wzrok i wstrzymałam oddech. Starałam się oddychać równomiernie, ale wiedziałam, że nie zdołam powstrzymać wybuchu, bo to była moja naturalna reakcja. Ktoś na ciebie wrzeszczy? Wrzeszcz głośniej. — Och, przepraszam bardzo za to, że ci powiedziałam, że się w tobie zakochałam, po czym zanim zdążyłeś cokolwiek powiedzieć, jasno dałam ci do zrozumienia, że nie chcę cię jutro widzieć! A nie, kurwa, to przecież nie ja, tylko ty!

— Nie, że nie chcę cię jutro widzieć, tylko że nie chcę cię widzieć tutaj! — krzyknął jeszcze głośniej. Wzdrygnęłam się lekko, słyszeć jego przeszywająco chłodny ton. Noah wypuścił powietrze i przymknął oczy. Po chwili, jego buzia nieco złagodniała. — Czego nie rozumiesz, Aly?

— Ciebie! Nie rozumiem ciebie! Naprawdę tak ciężko ci to pojąć? Od samego początku nasza relacja jest chora i pozostanie chora, jeśli nie mówisz mi wszystkiego — wyrzuciłam na wdechu. Spojrzałam w jego oczy, z których jak zwykle nie byłam w stanie za wiele wyczytać. — I nie ma znaczenia, czy mnie kochasz, ani czy ja kocham ciebie — dodałam cicho, nie spuszczając z niego wzroku.

— A kochasz? — Zrobił krok do przodu, na co moje serce automatycznie przyspieszyło. Dostawałam arytmii za każdym razem, gdy tylko wyczuwałam jego bliskość.

— Nie.

— Aylin...

Opuściłam wzrok, ponieważ wiedziałam, że moje oczy zdradzą wszystko co czułam. A przecież nie powiedziałam mu wcześniej tego, co czułam. Oprócz jednej sytuacji, po tym jak nazwał nas przyjaciółmi, ale nawet nie miałam pewności, czy na dobrą sprawę, w ogóle to usłyszał.

— Blaine! — krzyknął Kayden z oddali. Uratowana przez Adamsa, dziękuję ci Panie Boże. — Wołają cię!

— Przyjdź do mnie — powiedział Noah, nie spuszczając ze mnie swojego przeszywającego spojrzenia. — Później, po wyścigu. A teraz, po raz kolejny, proszę, żebyś sobie stąd poszła. Wszystko ci wyjaśnię, obiecuję. A ja w przeciwieństwie do ciebie, dotrzymuję obietnic.

Kącik jego ust delikatnie drgnął ku górze. Widząc to, ledwo powstrzymałam uśmiech, ale przecież musiałam być twarda. Jak zwykle. Noah uniósł swoją dłoń do góry i ściągnął kosmyk włosów z mojej twarzy, przechylając głowę na bok. Przeskanował moją zdębiałą twarz po raz ostatni, po czym cofnął się do tyłu, a następnie odwrócił się i odszedł w przeciwnym kierunku.

A ja, kiedy znalazł się wystarczająco daleko, z powrotem odzyskałam tlen.

***

— Powiesz mi w końcu, dlaczego tam pojechałyśmy, aby po kilku minutach, znaleźć się z powrotem tutaj?

Kylie zaciągnęła soczystego łyka czerwonego wina, które kupiłyśmy w drodze powrotnej. Siedziałyśmy na mojej werandzie, popijając tanie wino, wypalając kolejne papierosy. Musiałam czymkolwiek złagodzić nerwy, które narastały we mnie, im więcej czasu mijało.

— Tak, jeśli powiesz mi, dlaczego twój kuzyn jest tak bardzo ciężkim i skończonym idiotą — bąknęłam, wzruszając ramionami. Kylie zachichotała, a ja razem z nią. Alkohol zaczął działać, idealnie.

— Niestety, odpowiedzi na to pytanie nie zna nikt. — Dziewczyna chrząknęła głośno, zachowując resztki powagi. — Tak już po prostu jest. Trzeba się z tym pogodzić, żyć z tym, albo uciekać gdzie pieprz rośnie. Mój tato jest bratem jego matki, więc ja nie mam wyboru. Ty wciąż go masz.

— Brzmisz jak Michael. — Wywróciłam oczami i wykrzywiłam usta w dużym grymasie. Nie takich słów oczekiwałam. Chciałam, aby ktoś w końcu powiedział mi cokolwiek, aby jakoś wesprzeć mnie na duchu.

— Noah jest dobrym człowiekiem i naprawdę wszyscy go kochamy, ale jest trudny. Od lat nikt nie jest w stanie do niego dotrzeć w żaden sposób. Nie mówiąc o tym, że żadne z nas nie wyobraża go sobie w związku. W końcu ma swoje lata, a jeszcze w żadnym poważnym nie był. To chyba o czymś świadczy, prawda?

— Ale chyba kiedyś musi być ten pierwszy raz? — Wzruszyłam ramionami z udawaną obojętnością. W końcu musiałam przekonać jakkolwiek samą siebie do słuszności moich słów.

— Uwierz, że wiele dziewczyn myślało, że to one będą tymi jedynymi, dla których Blaine zmieni swoje postrzeganie świata — odparła Kylie, upijając kolejnego łyka palącej w przełyk cieczy. Była totalnie niewzruszona i całkowicie nieświadoma tego, jak bardzo dotykały mnie jej słowa. — Związek to partnerstwo, dzielenie się tajemnicami, pomaganie, wspieranie, po prostu wspólne życie. On woli życie w pojedynkę. Tak mu jest wygodniej. — Przeniosła na mnie swoje spojrzenie i w tym samym momencie, gdy tylko jej duże zielone tęczówki napotkały moje, przełknęła ślinę i cicho westchnęła. — Ale może z tobą będzie inaczej...

— Przestań. — Machnęłam ręką i pokręciłam głową na boki. — Nie musisz mówić mi takich rzeczy, żebym tylko poczuła się lepiej. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że kto jak kto, ale Noah nijak nie nadaje się do związku. Problem w tym, że ja również nie jestem pewna, czy się do niego nadaję. Czasami mam wrażenie, że wszystko, przez co przeszłam z Lionem, sprawiło że nie jestem w stanie uwierzyć już w prawdziwą i zdrową relację. Na każdym kroku, gdy dzieje się coś dobrego, gdy spędzamy naprawdę miło czas i jest tak jak powinno być, zawsze doszukuję się czegoś negatywnego. Bo przecież nie jest możliwe, aby tak po prostu mogło być dobrze... Prędzej czy później wyjdzie coś, co na końcu i tak sprawi, że będę tylko cierpieć.

— Nie powiem ci, że cię rozumiem. — Kylie nerwowo zagryzła wnętrze swojego policzka i nabrała powietrza głęboko w płuca, wbijając wzrok gdzieś przed siebie. — Bo nie mam pojęcia, co tak naprawdę przeszłaś z tym chorym człowiekiem, ale...

Nie usłyszałam dalszych słów rudowłosej, bo mój słuch wyłączył się, gdy tylko zauważyłam samochód wjeżdżający na mój podjazd. Automatycznie zamarłam. Musiałam zacząć szybciej mrugać, aby upewnić się, że nie zwariowałam. Ale mimo, że bardzo chciałam, żeby ten obraz zniknął mi sprzed oczu, tak się nie wydarzyło.

— Ja pierdolę, chyba mam omamy. Walnij mnie mocno, żebym miała pewność, że to nie sen — wymamrotałam, przerywając dziewczynie jej monolog, który za nic nie zachował miejsca w moim umyśle.

Kylie odwróciła się, nie kryjąc zaskoczenia. Wbiła wzrok w srebrnego SUV-a. Samochód zatrzymał się, a jego światła zgasły. Wstrzymałam oddech, a w momencie, gdy ciemna postać wyszła ze środka i nieśmiało skierowała się w naszym kierunku, Kylie ścisnęła moje ramię tak mocno, że prawie jęknęłam z bólu.

— Jesteś pieprzoną wiedźmą, Davis — szepnęła cicho. — To nie jest normalne.

Miała rację. To nie było normalne. Nie było normalne to, że na mojej werandzie, stanął przed nami Lion Carrington. Ubrany w ciemny dres, z włosami idealnie zaczesanymi do tyłu na żel.

Dopiero, gdy stanął na tyle blisko, abym mogła dostrzec jego twarz, zauważyłam wąskie rozcięcie nad lewą brwią, a także sińce pod oczami. Zakuło mnie w sercu, choć nie do końca wiedziałam dlaczego.

Czy to możliwe, żebym poczuła jakiekolwiek współczucie względem tego człowieka? Jeszcze do niedawna cieszyłam się, że nie wzbudzał we mnie żadnych emocji, a w tamtym momencie, jakby wszystko się zmieniło.

— Cześć, Aly — powiedział i wykrzywił usta w delikatnym uśmiechu. Spojrzał na moją towarzyszkę i skinął głową w jej kierunku. — Cześć, Kylie.

— Zgubiłeś się? — Uniosłam wysoko brew, a rudowłosa wciąż milczała, wpatrując się w chłopaka z rozchylonymi ustami. — Przyszedłeś po kolejny wpierdol?

— Bardzo zabawne. — Pokręcił głową, a z jego twarzy zszedł uśmiech. Zwinął usta w wąski pasek i przeskanował mnie uważnie, na co automatycznie po całym ciele przeszły mnie zimne dreszcze. — Wyjeżdżam w poniedziałek, więc wpadłem pogadać.

— Mogłeś sobie oszczędzić pożegnań. Jakoś bym przeżyła. — Wzruszyłam ramionami i parsknęłam cichym śmiechem, próbując zatuszować zdenerwowanie.

— Porozmawiajmy — powiedział stanowczo. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, podszedł jeszcze bliżej, a mi język utkwił w ustach. — Porozmawiajmy o twoim kochasiu.

Na szczęście miałam przy sobie Kylie, inaczej prawdopodobnie zaczęłabym wariować. Pomyśleć, że jeszcze dwa dni wcześniej sama poszłam do szpitala, aby się z nim zobaczyć.

— Jestem na to za trzeźwa. — Lynn podniosła się z ziemi i jednym haustem dopiła resztkę wina. Spojrzała na mnie wymownie, unikając kontaktu wzrokowego z Lionem. — Powiedz, że twój tato ma jakieś zapasy.

— Górna szafka w salonie — powiedziałam. Ja również nie byłam w stanie znieść tego na trzeźwo.

Gdy tylko Kylie zniknęła za drzwiami, nabrałam powietrza w płuca i zmusiłam się, aby spojrzeć na chłopaka, który sprawił, że trzy lata temu przestałam oddychać. I jakimś dziwnym trafem, mimo upływu lat i tego, że myślałam, że w końcu jakoś się wyleczyłam, wszystkie negatywne wspomnienia na nowo powróciły.

— Byłem dzisiaj na policji — odezwał się po chwili, wbijając we mnie ten swój przenikliwy wzrok. Jego oczy były matowe, puste. Kiedyś chciałam w nich utonąć, teraz wzbudzały we mnie jedynie obrzydzenie. — Wycofałem oskarżenia. Powiedziałem, że była to zwykła bójka, której sam byłem prowokatorem.

— Cóż za akt łaski, jestem pod wrażeniem. — Wywróciłam oczami, przyjmując obojętny wyraz twarzy, ale w głębi, ogromny kamień spadł mi z serca. — A myślałam, że jesteś skończonym chujem. Teraz uważam, że po prostu jesteś chujem.

— Strasznie wyszczekana się zrobiłaś. Dość zaskakujące, jak na to, że zazwyczaj byłaś zwyczajną, szarą myszką bez charakteru.

Obrzydliwy uśmiech wyrósł na jego posiniaczonej twarzy. Jakby zbliżył się jeszcze bardziej, nie wiem, czy powstrzymałabym odruch wymiotny.

— Coś jeszcze? Czy przyszedłeś tylko, żeby mnie o tym poinformować? — Uniosłam wysoko brwi i założyłam ręce pod piersią. W tym samym momencie, na zewnątrz pojawiła się Kylie z butelką whisky w ręce.

— Co mnie ominęło? — wymamrotała posyłając piorunujące spojrzenia w stronę blondyna, który wydawał się być zupełnie niewzruszony okolicznościami.

— Dodam tylko — zaczął, ignorując rudowłosą i nie spuszczając ze mnie wzroku. — Że nie zrobiłem tego, bo czuję wobec ciebie jakiś dziwny dług. Zrobiłem to, bo wiem, do czego możecie się posunąć, a ja nie potrzebuję problemów.

— Jakich problemów? O czym on mówi? — Kylie spojrzała na mnie ze zdezorientowaniem. Ja natomiast wzrok miałam wbity w chłopaka stojącego obok mnie, z tym swoim cwanym uśmiechem.

— Jeśli myślisz, że jestem chujem, bardzo możliwe, że masz rację. — Lion odbił się od balustrady i wsunął dłonie w kieszenie. Głośno chrząknął i odwrócił wzrok. — Dziwi mnie jedynie to, jak po tym, jak cię traktowałem, pozwalasz, żeby ktoś robił ci dokładnie to samo.

— Nie mam pojęcia, co sobie uroiłeś w tej swojej główce. — Wstałam z miejsca i stanęłam naprzeciwko niego. Zmarszczyłam w nerwach czoło, co chwilę przełykając gorzką gorycz. — Ale nie potrzebuję twoich rad, ani tym bardziej twojej udawanej troski.

— Uroiłem? — Parsknął śmiechem i pokręcił głową. — Taka ładna, a wciąż tak bardzo głupia...

Ścisnęłam dłonie w pięść, czując jak zbiera się we mnie gniew, który potrzebował ujścia. Czy dostałabym usprawiedliwienie, gdybym właśnie uderzyła faceta z poobijaną twarzą i ze złamaną szczęką?

Kylie stanęła obok mnie i uniosła szklaną butelkę ku górze. Przeniosłam na nią wzrok, a na moją twarz wkradł się uśmiech. Moja przyjaciółka wyglądała naprawdę komicznie, gdy ze swoją urodą i wzrostem dwunastolatki, była gotowa do tego, aby rozwalić butelkę najlepszej whisky mojego ojca na głowie mojego byłego.

Lion popatrzył na nią z rozbawieniem, ale gdy dziewczyna machnęła szkłem koło jego głowy, automatycznie się wzdrygnął. Jego twarz zesztywniała, a mina spoważniała. Tym samym, zasłoniłam usta, powstrzymując atak śmiechu. Przestraszony Lion był zdecydowanie moim ulubionym Lionem.

— Wypieprzaj, Carrington, bo rozwalę ci łeb — syknęła Kylie i o dziwo, brzmiała zupełnie poważnie i autentycznie.

— Wy baby, jesteście chore. — Puknął się palcem o czoło, wycofując się powoli do tyłu.

— Coś jeszcze masz do powiedzenia? Wolałabym zachować tą whisky. Jest warta więcej niż twoja obleśna gęba — bąknęłam, czując nagły i zaskakujący przypływ pewności siebie.

— Aylin, ja cię tylko ostrzegam ze względu na naszą starą dobrą znajomość. — Uniósł dłonie w geście obronnym, zerkając kątem oka w stronę nabuzowanej Kylie.

— Dziękuję bardzo. W podziękowaniu wyślę ci kartkę na święta — prychnęłam.

Lion zszedł po schodkach i skierował się w stronę swojego samochodu. Obserwowałyśmy jak odchodzi, czekając na moment, aż w końcu odjedzie, aby móc odetchnąć z ulgą.

Zanim jednak to się stało, Lion odwrócił się z powrotem w naszym kierunku. Zatrzymał się na chwilę, uśmiechając się od ucha do ucha. Wtedy dopiero miałam całkowitą pewność. On nie był zdrowy umysłowo. Wyglądał jak popieprzony wariat, który właśnie uciekł z psychiatryka.

— Zapytaj Blaine'a, co tam u siostry Adamsa! — rzucił na odchodne, a moje serce ponownie się zatrzymało. — Gdy tylko go dzisiaj zobaczyłem na wyścigach, chciałem zamienić z nim parę słów, ale wyglądali tak uroczo, pochłonięci swoją rozmową i niekończącymi się śmiechami, że wolałem nie przeszkadzać. — Aly, oddychaj. — Do zobaczenia. Będę czekać na kartkę świąteczną!

Minęło kilkadziesiąt sekund, zanim zdołałam się ruszyć. Gdy Lion odjechał, Kylie stanęła naprzeciwko mnie, złapała mnie za ramiona i spojrzała prosto w moje oczy.

— On kłamał — powiedziała cicho. — Nie przejmuj się. Noah jest dupkiem, ale nie kręciłby z Caitlyn za twoimi plecami, skoro już raz ją odrzucił.

— Wiem. — Pokiwałam głową i tym samym, wyrwałam się z amoku, który mnie ogarnął.

Popatrzyłam na dziewczynę i machnęłam ręką. Wyrwałam jej butelkę z jej dłoni, otworzyłam, a następnie upiłam jednego wielkiego hausta gorzkiej cieczy. Wytarłam dłonią swoje usta i wypuściłam głośno powietrze.

Doskonale wiedziałam, że Lion mnie okłamywał. Zrobił to specjalnie, żeby ponownie zadać cios. Jakby wcale nie zadał ich wystarczająco. A mimo to, udało mu się.

Nie istniała najmniejsza możliwość, aby Noah spędzał czas na wyścigach z Caitlyn, po tym jak sam kazał mi stamtąd pojechać. A nawet jeśli, to przecież nic takiego. W końcu, tak jak wspomniała Kylie, sam ją odrzucił, więc nawet, gdyby rozmawiali, nie byłoby w tym nic złego, prawda?

Jednak moje problemy z zaufaniem okazały się być zdecydowanie większe, niż kiedykolwiek myślałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro