42. Chwila, która powinna trwać wiecznie
— Zamieniam się w słuch.
Oparłam się wygodnie o oparcie kanapy i spojrzałam na chłopaka z ukosa. Noah siedział obok mnie, nachylony był do przodu, rękoma oparł się o swoje kolana, a wzrok wbił w podłogę. Atmosferę panującą między nami można było ciąć nożem. Mimo ogromnego stresu i ścisku w żołądku, postanowiłam tym razem, chociaż jedną rozmowę doprowadzić do końca. A przynajmniej, taki na początku miałam zamiar.
— To był Charlie — odparł po chwili.
— To już wiem. — Mimowolnie wywróciłam oczami. — Czego chciał? Jesteście przyjaciółmi, że tak niespodziewanie wpada do ciebie w odwiedziny?
— Chciał omówić szczegóły jutrzejszego wieczoru.
— Ach, tak! — Klasnęłam w dłonie, próbując powstrzymać narastającą irytację. — Wyścigi. I jakie szczegóły omówiliście? I dlaczego zamknąłeś mnie w pieprzonej łazience? Wstydzisz się mnie?
— Zwariowałaś? — Odchylił się do tyłu i zerknął na mnie kątem oka. Jego posągowa mina niewiele mi zdradzała, a błękitnych oczu nie byłam w stanie dobrze dostrzec. — Mówiłem już, że nie chcę cię w żaden sposób narażać.
— Skoro się ścigasz, to chyba nie do końca mnie narażasz — stwierdziłam.
— To skomplikowane — oznajmił, na co parsknęłam głośnym i sarkastycznym śmiechem. — Chciałbym ci wszystko wyjaśnić, ale w swoim czasie. Czy na ten moment mogłabyś mi po prostu zaufać?
— Zastanowię się. — Wzruszyłam ramionami, a moja postawa musiała nieco go zaskoczyć, bo przeniósł swój wzrok prosto na mnie i przełknął nerwowo ślinę.
— Jak się czujesz?
— Doskonale, czemu pytasz? — odpowiedziałam z zaskakująca pewnością siebie. Noah jednak nie dał się nabrać. Oparł się o oparcie, nie spuszczając ze mnie spojrzenia i tym samym, znalazł się zaledwie kilka centymetrów ode mnie.
— Mieliśmy porozmawiać na temat twojej choroby. Masz objawy, tak? Czy to normalne? Ogólnie to czytałem, że nawet przy prawidłowym przyjmowaniu leków mogą się pojawić. Drżenie rąk, nadmierna ckliwość, wszystko się zgadza. Chociaż nie ukrywam, że dzisiaj rano mnie trochę zaskoczyłaś, ale musiałem dokładnie przewertować każdą pieprzoną stronę na Google i w sumie... Co? — przerwał i zamrugał ze zdezorientowaniem. Z mojej twarzy nie znikał uśmiech, którego nie byłam w żadnym stopniu powstrzymać. A tym bardziej, słysząc ten jego słowotok i słysząc to, że naprawdę czytał na temat mojej choroby, moje ciało zalała falą gorąca. — Skąd ten podejrzany uśmiech?
— Bez powodu. — Wzruszyłam ramionami i zagryzłam dolną wargę. Noah zmrużył oczy i dokładnie mnie przeskanował.
— Kilka godzin temu się na mnie darłaś, teraz o dziwo nawet nie jesteś zła. Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Nie masz gorączki? — Przyłożył dłoń do mojego czoła, po czym roześmiał się cicho. Złapałam jego rękę i zsunęłam ją na swoje nogi, nie puszczając jej ani na chwilę. — Przerażasz mnie.
— Rozmawiałam z Michaelem — powiedziałam cicho. Noah zacisnął palce na mojej dłoni, co tylko spotęgowało skaczące we mnie endorfiny. — I coś tam powiedziałam, potem on coś powiedział i ja jemu na to, że coś tam...
— Aly, do rzeczy — przerwał nie kryjąc rozbawienia. Zagryzłam dolną wargę, co dokładnie zauważył, bo jego wzrok automatycznie powędrował na moje usta. Wstrzymałam oddech i dostrzegłam, że on również to zrobił. To napięcie mnie wykańczało.
— Ponoć rozmawialiście.
— Tak, zdarza się, że rozmawiam z Michaelem — odpowiedział z uśmiechem, a w jego policzku pojawił się ten jeden mały dołek. Matko, jak ja kocham ten uśmiech.
— Wiesz co, nie ważne. — Machnęłam ręką i wyrwałam drugą z jego coraz mocniejszego uścisku. Wstałam z miejsca i zrobiłam małe okrążenie dookoła salonu. Byłam tak bardzo zestresowana, że nie miałam pojęcia jak mogłabym kontynuować tą rozmowę. Co dokładnie miałabym powiedzieć? — Chcesz kawy, herbaty? Piwa nie zaproponuję, bo masz ewidentny problem z alkoholem, ale nie ukrywam, że mi by się przydało.
Wypuściłam powietrze i nie patrząc w jego kierunku, opuściłam pomieszczenie. Weszłam do kuchni i mimo, że słyszałam za sobą jego kroki, postanowiłam umiejętnie go zignorować. Chociaż moje szaleńczo głośne serce zapewne zdradzało każdą moją emocję.
— Davis, zaczynasz wariować. Nie pomyliłaś przypadkiem leków? — zagadał, gdy wciąż nerwowo stąpałam po kuchni. Zerknęłam do lodówki, chowając tym samym głowę w jej wnętrzu i ponownie zaciągnęłam powietrza.
Po co w ogóle chciałam zaczynać tą rozmowę? Nie mogłam po prostu sobie odpuścić? Jeśli Noah faktycznie by coś do mnie czuł, w końcu by mi o tym powiedział, prawda?
Wyciągnęłam z lodówki ostatnie piwo mojego taty, który by mnie zabił, gdyby się dowiedział, że mu je wypiłam, ale w tamtym momencie musiałam się jakoś znieczulić. Noah miał rację, zaczynałam wariować aż za bardzo.
— Nic mi nie jest — odparłam beznamiętnie. — Stresuje mnie fakt, że obawiasz się Charliego i to, do czego mógłby być zdolny...
— Nic się nie wydarzy, mam wszystko pod kontrolą — powiedział, podchodząc bliżej mnie. Przyjrzał mi się uważnie, jakby chciał wyczytać wszystko, o czym myślałam, w moich oczach.
— Jak możesz w ogóle patrzeć mu w twarz i z nim współpracować, wiedząc co zrobił? — Upiłam łyka chłodnej cieczy, zerkając na niego z ukosa. — Co zrobił Andy'emu, Aaronowi... Co zrobił tobie... To przez niego jesteś taki.
— Jaki? — Przechylił głowę na bok, lustrując mnie spojrzeniem. Podtrzymałam ten wzrok i wzruszyłam ramionami.
— Pozbawiony uczuć.
— Naprawdę uważasz, że tak jest? — Uniósł brwi z wyraźnym zaskoczeniem. — Myślałem, że zdołałaś już przejrzeć mnie na wylot.
— Bardzo dobrze idzie ci udawanie. — Kolejny łyk i przyjemne ciepło rozlało się po moim żołądku. — Tak dobrze, że czasami nie jestem w stanie odróżnić kiedy udajesz, a kiedy jesteś szczery.
— Jestem szczery — odpowiedział stanowczym tonem, a jego szczęka zacisnęła się mocniej, uwydatniając przy tym delikatnie wystające kości policzkowe. — Już dawno przy tobie nie udaję.
— A twój problem z piciem? To nie jest udawanie?
— Przestań mówić do mnie, jakbym był pieprzonym alkoholikiem, bo nim nie jestem — podniósł nieco ton, na co automatycznie się wzdrygnęłam. Chłód jego głosu przeszył całe moje ciało. Fantastycznie, do szczęścia brakowało mi piątej kłótni w ciągu jednej doby.
— Nie chcę cię posyłać do stowarzyszenia anonimowych alkoholików. — Wywróciłam oczami i założyłam dłonie na piersi. — Wystarczy mi zwyczajna rozmowa na ten temat. Świadomość, że zdajesz sobie z tego sprawę.
— Z czego dokładnie? — Podszedł jeszcze bliżej, na co automatycznie przestałam oddychać. Zwilżył językiem swoje wargi i wędrował spojrzeniem po całej mojej twarzy.
— Z tego, że nie dajesz sobie sam rady.
— I co to zmieni? — Rzucił mi wyzywający wzrok. Uniosłam głowę, tocząc z nim walkę na spojrzenia. — To trzeba przetrwać, przeżyć, później przejdzie i pójdzie w zapomnienie. Już raz tak miałem.
— Ale wtedy nie było mnie, a ja ci nie pozwolę na niszczenie sobie życia w ten sposób — oznajmiłam ze spokojem.
— Strasznie się przejmujesz jak na kogoś, kto wiecznie się na mnie wydziera — stwierdził z delikatnym rozbawieniem. Wywróciłam oczami, po czym z piwem w ręku, ominęłam go i skierowałam się z powrotem do salonu.
Noah szedł tuż za mną, a gdy tylko wygodnie zasiadłam na kanapie, zrobił to samo. Wyłożył nogi na małej pufie i oparł głowę o oparcie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Sprawnie szło mi ignorowanie jego przeszywającego spojrzenia. Sięgnęłam po pilota i włączyłam telewizor. Włączyłam jedyny serial, który był idealny na każdy humor, który zawsze sprawiał, że się uśmiechałam.
— Przyjaciele? — zapytał po chwili, gdy ja wciąż nie odezwałam się ani słowem. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, wyleje się ze mnie potok słów, których później mogłabym żałować. Wychodziło na to, że nie byłam tak gotowa na tą rozmowę tak bardzo, jak myślałam.
— Mhm. Oglądałeś kiedyś?
— Nie. — Pokręcił głową zaprzeczając. — Nie oglądam serialów.
— No tak — skinęłam nie kryjąc rozbawienia. — Koleś, który nie ma Netflixa.
— Chyba jestem staroświecki. — Wzruszył ramionami, a ja parsknęłam cichym śmiechem.
— Już prędzej powiedziałabym, że jesteś po prostu nudny.
Poczułam jak Noah zastygł w bezruchu, co jeszcze bardziej spotęgowało moje rozbawienie. Przytknęłam szyjkę butelki do ust, powstrzymując kolejny atak śmiechu. Miałam zaskakująco dobry humor, jak na wszelkie okoliczności, w których obydwoje się znajdowaliśmy.
Może to za sprawą błękitnych oczu i ciemnych włosów. A może to dlatego, że zwyczajnie nie mogłam powstrzymać swojej ekscytacji tym, co usłyszałam od Michaela.
— Udam, że tego nie słyszałem — wychrypiał, a jego głos zdradzał delikatne oburzenie. Oczywiście naburmuszony Noah był jedną z moich ulubionych wersji, więc totalnie mi to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie.
— Wcale nie musisz, z miłą chęcią będę ci to powtarzać do końca twoich dni. — Odchyliłam głowę na bok i napotkałam na jego oczy, nie przestające się we mnie wpatrywać. Ja natomiast nie przestałam się przerażająco szczerzyć.
— Jest coś, o czym powinienem wiedzieć? — Zmarszczył czoło i przejechał językiem po swoich wargach. Tym samym, mój żołądek ponownie zaczął się wywracać na każdą możliwą stronę. — Jestem trochę zdezorientowany twoim nadmiernym i niepohamowanym szczęściem. Nie żeby jakkolwiek mi to przeszkadzało.
— Jeśli chodzi ci o to, dlaczego nie jestem na ciebie zła i dlaczego na ciebie nie krzyczę za to, że współpracujesz z jakimś szemranym typem, który prawdopodobnie zabił twoich bliskich — rzuciłam na wdechu. — To odpowiedź brzmi, że jestem zła, jestem wkurwiona po całości. Ale oszczędzę dzisiaj sobie i tobie negatywnych emocji. Awanturę zrobię ci jutro. Czy taki scenariusz ci odpowiada?
— Jak najbardziej. — Uśmiechnął się tak szeroko, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. — Może dziwnie to zabrzmi, ale nie mogę się doczekać.
— Masz jakieś dziwne skłonności masochistyczne? — Uniosłam jedną brew ku górze i zaciągnęłam dużego hausta piwa.
— Po prostu kocham twój temperament.
Zamarłam na chwilę, gdy słowo kocham wymknęło się z jego ust i popieściło moją drżącą, wyblakniętą duszę. Wtedy uświadomiłam sobie, co wydarzyłoby się z moim organizmem, gdyby autentycznie wyznał mi miłość. Nie wiedziałam, czy byłam na to gotowa.
Posłałam mu krzywy uśmiech, starając się głośnymi oddechami zatuszować walące w piersi serce. Patrzył mi tak głęboko w oczy, że zapomniałam jak się nazywam. Zaczęłam tracić wszystkie szare komórki w swoim mózgu, co uważałam za nie do końca właściwe w przypadku, gdy wciąż nie miałam pojęcia na czym na dobrą sprawę, staliśmy.
Z naszych wbitych w siebie spojrzeń i głębokich oddechów, wyrwał nas dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam o tym, że przecież nie mieszkałam sama.
Poprawiłam się na kanapie, odsuwając się od Blaine'a na bezpieczną odległość. On natomiast wydawał się być totalnie niewzruszony faktem, że próg mojego domu właśnie przekroczył mój tato.
— Cześć wam — powiedział z szerokim uśmiechem, gdy oparł się o futrynę i powędrował wzrokiem między mną, a moim towarzyszem.
— Dobry wieczór — skinął Noah, zerkając kątem oka na mnie.
— Aly, zaproponowałaś chociaż coś do picia? Nie mówię o jedzeniu, bo tego akurat bym od ciebie nie oczekiwał. — Larry zrzucił z siebie swoje wierzchnie okrycie i podszedł bliżej nas. Wywróciłam oczami, a Noah parsknął cichym śmiechem. Mój tato spojrzał na mnie z ukosa i z niezadowoleniem zmarszczył czoło. — Błagam, powiedz, że to nie jest moje piwo.
— Ups. — Wzruszyłam ramionami i beznamiętnie, jednym duszkiem opróżniłam całą zawartość butelki, spoglądając na swojego tatę z rozbawieniem.
— Marzyłem o nim przez cały dzień! — Teatralnie złapał się za głowę, po czym westchnął. Usiadł na fotelu, tuż obok nas, a ja poczułam tą dziwnie napiętą atmosferę. — Co tam oglądacie? Można się dołączyć?
— Niekoniecznie — wymamrotałam pod nosem, rzucając mu swoje piorunujące spojrzenia. Mój ojciec był jednak na tyle wytrwały, że nic sobie nie robił z mojego znaczącego wzroku.
— Dobrze cię widzieć w okolicznościach, gdy nie wymykasz się z mojego domu w środku nocy — powiedział, kierując swoje słowa do siedzącego i dość wyluzowanego Noah. — A ty, na przyszłość informuj mnie szybciej niż o pierwszej po południu, że nie wracasz do domu.
— Zapamiętam — mruknęłam nie kryjąc lekkiego naburmuszenia.
— Wypiła całe piwo sama, a ty siedzisz o suchych wargach, biedaku? — Larry wbił wzrok w Blaine'a. Noah roześmiał się i pokręcił głową.
— Przyjechałem samochodem, ale fakt, nawet nie zaproponowała — oznajmił, wzruszając ramionami. Och, gdyby tylko wiedział, dlaczego nie zaproponowałam. Postanowiłam jednak nie psuć opinii o Noah w oczach mojego taty. Wystarczyła mu w zupełności córka pijaczka.
— Ja jej tak nie wychowałem! — Uniósł ręce w geście obronnym i ułożył się wygodniej na fotelu. Jego mina zdradzała jak bardzo bawiła go ta sytuacja, ignorując fakt, jak bardzo spięta byłam ja.
Zazwyczaj jedynym męskim towarzyszem wśród nas, był Michael. Liona prawie nigdy nie zapraszałam do siebie, on również nie pałał jakąś szaleńczą chęcią, aby to zmienić.
— Powinienem już pójść. — Noah głęboko przełknął ślinę. Zapewne zauważył moje spojrzenia kierowane w stronę mojego taty, choć bardzo chciałam, żeby nie odebrał tego w ten sposób. Nie chciałam, żeby sobie szedł. Chciałam, żeby został ze mną, najlepiej na całą noc i na całe życie.
— Niepotrzebnie, jest całkiem wcześnie. — Larry machnął ręką, po czym wstał z fotela i popatrzył na mnie z uniesionym kącikiem ust. — Nie będę wam przeszkadzał, zaszyję się u siebie.
— Nie musisz — powiedziałam automatycznie, po czym powiodłam wzrokiem na chłopaka siedzącego obok mnie. — My pójdziemy na górę.
— Aylin, jesteś dorosła, ale myślisz, że to moment, gdy powinienem z tobą przeprowadzić rozmowę na temat...
— Bezpiecznego seksu? Nie, dziękuję — wymamrotałam, czując jak zażenowanie osiągnęło całkowite apogeum. — Spóźniłeś się kilka lat, także obejdzie się bez.
— W razie czego, moja mama również przeprowadzała ze mną tą rozmowę wielokrotnie — odparł Noah, podłapując rozweselony humor mojego taty. Przetarłam zmęczoną twarz dłonią, a następnie wstałam z kanapy i jednym ruchem, pociągnęłam chłopaka za sobą.
— Nienawidzę cię — syknęłam w stronę swojego taty, gdy obydwoje już kierowaliśmy się w stronę wyjścia.
— Też cię kocham! — krzyknął za mną. — I pamiętaj, że mój pokój znajduje się zaledwie kilka metrów od twojego!
Kilkanaście sekund później zatrzasnęłam za nami drzwi od mojego pokoju. Nieśmiało przeniosłam wzrok na potężnie rozbawionego Noah i automatycznie wywróciłam oczami.
— Strasznie go lubię.
— Jest żenujący — mruknęłam i ominęłam go, kierując się w stronę łóżka. Usiadłam na nim, po czym sięgnęłam po pilota i włączyłam telewizor, który wisiał tuż przed moim łóżkiem.
— Poczucie humoru odziedziczyłaś po nim? — Uniósł wysoko brwi i podszedł bliżej mnie. Stanął na przeciwko, zasłaniając mi widok na ekran i przeskanował mnie wzrokiem.
— Nie. Jesteśmy zupełnie różni.
— Nie powiedziałbym — oznajmił. Tym samym, zajął miejsce tuż obok mnie, po czym delikatnie szturchnął mnie ramieniem, a jego ładną twarz, okalał delikatny uśmiech.
— Proszę cię, jemu uśmiech nie schodzi z gęby. Dlatego, między innymi, tak dobrze dogaduje się z Mikiem. — Schowałam twarz w swoje dłonie, czując zażenowanie spowodowane moim, nie trzymającego języka w buzi, taty. — Czy mogło być bardziej niezręcznie?
— Podejrzewam, że tak. — Noah złapał mnie za ramię i delikatnie zacisnął na nim swoje palce. Zmusiłam się do spojrzenia mu w oczy, ale automatycznie tego pożałowałam, bo automatycznie przepadłam. — Skoro mam oficjalne błogosławieństwo, pozwolisz, że zostanę tu trochę z tobą i będę się napawał momentem, gdy nie jesteś na mnie wkurwiona?
— Skoro już tu jesteś. — Wzruszyłam obojętnie ramionami, ale nie byłam w stanie powstrzymać cisnącego się na moje usta uśmiechu, który Noah od razu odwzajemnił.
— Jesteś taka uprzejma — stwierdził z rozbawieniem. Podparł się rękoma o materac i podsunął się wyżej. Oparł się o ścianę i podkulił kolana. — To i tak było pytanie retoryczne. Nigdzie się nie wybierałem.
— Skąd ta zawziętość? — Zerknęłam na niego z ukosa. Jednak, gdy odpowiedź nie nadeszła, cicho westchnęłam i usiadłam tuż obok niego, ale na tyle daleko, by nasze ciała przypadkiem się nie dotknęły. Nie chciałam kusić losu.
Kłamię. Bardzo chciałam kusić los, ale nie mogłam przecież dać tego po sobie poznać.
Wertowałam po filmach, po czym włączyłam pierwszy lepszy, byleby tylko zagłuszyć tą panującą między nami, dziwnie niezręczną ciszę.
— Powiesz mi, o czym chciałaś porozmawiać? — zagadał po chwili i mimo, że swój wzrok miałam wbity w telewizor, doskonale czułam jak jego spojrzenie przewiercało mi twarz.
— To znaczy?
— Zaczęłaś temat od tego, że rozmawiałem z Michaelem. Którą rozmowę dokładnie miałaś na myśli?
Zwinęłam usta w dzióbek i nabrałam powietrza w płuca. Miałam nadzieję, że jednak nie poruszy tego tematu, chociaż w najbliższym czasie. Jednak grubo się myliłam.
— A ile rozmów z nim przeprowadziłeś? — zapytałam, udając niewzruszoną, choć w dalszym ciągu nie byłam w stanie na niego spojrzeć.
— O tobie? Dokładnie to dwie — oznajmił. — Jedna z nich to na temat tego, co zrobił ci Lion, rzecz jasna. Nie skończyło się to za dobrze.
— Coś wiesz na ten temat? — mruknęłam, żywiąc w sobie nadzieję, że zwinnie uda mi się zmienić temat. — Odzywał się do ciebie dzisiaj ojciec Kylie?
— Nie. Podejrzewam, że po weekendzie wszystko się rozwiąże i dowiemy się, jaką decyzję podjął.
— Do tego czasu, muszę z nim porozmawiać. Jestem pewna, że wycofa oskarżenia, gdy...
— Aly — przerwał mi i nachylił się do przodu, wymuszając na mnie kontakt wzrokowy. — Chyba już rozmawialiśmy na ten temat, więc nie zaczynaj, bo będę niemiły.
— W porządku. — Wzruszyłam ramionami. Noah zamilkł, a ja odetchnęłam z ulgą. Może jednak mi się dzisiaj upiecze.
— A drugą rozmowę miałem z Mikiem pod twoim szpitalem w dniu, dzień po tym, gdy do niego trafiłaś. Ale to chyba już wiesz, prawda?
Czyli jednak mi się nie upiecze.
— Nie mam pojęcia o czym mówisz. — Dlaczego musiałam być tak potężną i żałosną idiotką?
— To w jakim celu zaczęłaś tą rozmowę? — Nie dawał za wygraną, a ja powoli zaczęłam się dusić. Wymyśl coś, szybko.
— Tak po prostu, nie ważne. Nie rozmyślaj nad tym.
— Czy my już nie ustaliliśmy jak słabo wychodzi ci aktorstwo? Może na początku było nienajgorzej, ale im dłużej cię znam, tym bardziej wiem, kiedy kłamiesz. — Ponownie wbił we mnie swój przeszywający wzrok, ale umiejętnie to ignorowałam. Nerwowo zagryzłam dolną wargę, zastanawiając się, co właściwie miałam w tamtym momencie zrobić. Jak się z tego wywinąć?
Na moje szczęście, lub nieszczęście, nie musiałam robić nic, bo w tym samym momencie mój telefon zaczął wibrować. Pech chciał, że leżał on na stoliku nocnym po stronie Noah. Spojrzał na wyświetlacz, a ja zaraz za nim.
— Odbierz. — Podał mi telefon, a jego szczęka automatycznie zacisnęła się tak mocno, że niemal mogłam usłyszeć zgrzytanie jego zębów.
Wzięłam od niego komórkę i niewiele myśląc, nacisnęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha i wstrzymałam oddech, widząc jak Noah nachyla się, żeby słyszeć przebieg rozmowy, która zaraz miała nastąpić.
— Hej, Aly — zaświergotał Nate, a ja skrzywiłam się słysząc jego podekscytowany ton. — Nie odpisywałaś, a tak się składa, że jestem niedaleko, więc co ty na to, żebym cię zgarnął po drodze i pojechalibyśmy w jakieś ciekawe miejsce?
Noah nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja czułam, że jeśli spojrzenie mogłoby zabijać, prawdopodobnie leżałabym właśnie martwa. Chociaż gdzieś w głębi duszy, przeszła mnie nutka satysfakcji spowodowana zżerającą go zazdrością.
— Hej... Wiesz co, teraz to nie jest do końca odpowiedni moment — powiedziałam cicho. Noah uniósł brwi w zdumieniu i rzucił mi bezgłośne „teraz?"
— Och, okej. — Jego głos zdradził jego rozczarowanie. — W takim razie innym razem. Jutro pracujesz?
— Nie, ale... — przerwałam na chwilę, zastanawiając się nad odpowiednią wymówką. — Jutro jestem zajęta. Idę na wyścigi.
Noah zamrugał szybciej, nie kryjąc zaskoczenia. Nie wiem czy zdziwił go fakt, że postanowiłam się tam pojawić, czy to, że powiedziałam o tym Nate'owi.
— Rozumiem — odpowiedział i zamyślił się na chwilę. Wypuściłam powietrze i czekałam na dalszą część tej rozmowy. Czułam, że to nie koniec. — Nie chciałbym się narzucać, ale ostatnio się zgodziłaś, więc pomyślałem... No cóż, nie ważne. Odezwę się innym razem. Możliwe, że też się tam jutro pojawię, więc do zobaczenia.
Pożegnałam się szybko i zakończyłam rozmowę. Odłożyłam telefon na bok i zwinęłam usta w wąski pasek, nie unosząc wzroku, aby przypadkiem nie spojrzeć na Noah.
— Zgodziłaś się z nim umówić? — zapytał po chwili. Jego ton był spokojny i opanowany, choć wyczułam w nim maleńką nutkę żalu.
— Tak jakoś wyszło — odparłam, przyjmując na usta krzywy uśmiech. — Chcesz wybrać jakiś film? Ten wydaje się nudny.
— Dlaczego się zgodziłaś? — kontynuował. Westchnęłam głośno i popatrzyłam na niego. Zagryzłam wnętrze policzka, obserwując jego nadęty wyraz twarzy.
— A czemu nie?
— To żart, tak? Powiedz, że właśnie mnie wkręcasz. — Pokręcił głową i prychnął pod nosem. Och, był zły. Był cholernie zły. Nie wiem czy bardziej mnie to cieszyło, czy smuciło.
— Dlaczego miałabym cię wkręcać? — zapytałam z zaciekawieniem. Musiałam wyciągnąć od niego cokolwiek. — Jestem singielką, on jest singlem. Czy to takie złe, że dwoje wolnych ludzi chce się ze sobą umówić?
— Pytanie dlaczego tą osobą jesteś właśnie ty? Widziałem, że do ciebie wypisuje, ale nie sądziłem, że dałaś mu na to legalne zezwolenie. — Zmarszczył czoło i przeniósł wzrok gdzieś w bok. Jego klatka ciężko unosiła się i opadała.
Nie odpowiedziałam. Nie do końca też wiedziałam, co dokładnie miałabym mu powiedzieć. Że zgodziłam się na randkę z Natem tylko dlatego, że kilka godzin wcześniej on dał mi wprost do zrozumienia, że byliśmy tylko przyjaciółmi, a ja chciałam jakoś poradzić sobie ze złamanym sercem i wykorzystałam do tego bezbronnego chłopaka?
Wyrosła między nami cisza. Tym razem nie trwała ona krótką chwilę, a wydawała się toczyć w nieskończoność. Obydwoje wpatrywaliśmy się w ekran, znajdujący się przed nami.
Po pewnym momencie, Noah głośno nabrał powietrza w płuca, po czym podniósł się ze swojego miejsca. Wstał z łóżka i otrzepał spodnie. Przejechał palcami po swoich ciemnych włosach, nie patrząc ani przez chwilę w moim kierunku. Ja natomiast nie przestałam go obserwować.
— Pójdę już — oznajmił, opanowując do perfekcji swoją obojętność, a moja szczęka opadła prawie do ziemi.
— Dlaczego? — wyjąkałam. Nie spodziewałam się, że ta jedna sytuacja aż tak wyprowadzi go z równowagi.
— Nie będę ci przeszkadzał, bo wychodzi na to, że masz ciekawsze plany na dzisiaj.
— Będziesz mi robił sceny zazdrości? — Prychnęłam pod nosem. Stanęłam na równe nogi i zanim zdążył wymknąć się z mojego pokoju, zwinnie zastąpiłam mu drogę. Oparłam się plecami o drzwi, uniemożliwiając mu wyjście. — Poczekaj. Powiedz mi, o co dokładnie ci chodzi.
— Nie będę się z tobą znowu kłócił — oświadczył, zakładając ręce na piersi.
— A kto powiedział, że będziemy się kłócić?
— Jeśli chcesz, żebym powiedział ci, co myślę, to na kłótni się właśnie skończy. Bo ja powiem ci coś, czego i tak nie zrozumiesz, bo zauważyłem, że mimo, że jesteś inteligentna, bardzo ciężko przychodzi ci analizowanie prostych i jasnych rzeczy. A skoro nie zrozumiesz, zaczniesz się na mnie wydzierać, a skończy się na tym, że wyjdę stąd jeszcze bardziej wkurwiony, niż jestem teraz.
Wyrzucił na wdechu, a jego szczęka nerwowo drżała. Pragnęłam dotknąć tej buzi, ukoić, po czym zatopić się w tych idealnie skrojonych ustach.
— A co dokładnie chcesz mi powiedzieć? — Nie dałam za wygraną. Chciałam to usłyszeć. Marzyłam o tym. — Jesteś zazdrosny, chociaż nie mam pojęcia dlaczego, bo jeszcze wczoraj powiedziałeś wprost, że jesteśmy przyjaciółmi. Chociaż nie wiem, jak dla ciebie, ale ja nie całuję swoich przyjaciół. Dlaczego więc jesteś zazdrosny, Blaine, hm?
Zwinął usta w wąską linię, patrząc mi głęboko w oczy. Podtrzymywałam to spojrzenie, czując jak przeszywa mnie całkowicie i dogłębnie. Słyszałam jak przełyka nerwowo ślinę, ale nie odpowiedział. Zdawałam sobie sprawę, że dokładnie na tym się to skończy. Na cholernych niedopowiedzeniach.
— Mówiłem ci już, że uwielbiam twoje oczy? Ta zieleń dookoła jest hipnotyzująca, ale to ich brązowo piwny wnętrze najbardziej mnie fascynuje.
— Przyjęłam do wiadomości, Paulo Coelho — rzuciłam z sarkazmem, choć wewnątrz tak naprawdę całą płonęłam.
— Do tego te usta...
— Możemy wrócić do rozmowy? — przerwałam mu od razu. Moja irytacja zaczęła powoli ze mnie wyrastać i choć bardzo chciałam posłuchać tego, jak się nade mną zachwycał, w tamtym momencie istniało coś ważniejszego, co chciałam usłyszeć. — Myślałam, że to ja wiecznie próbuje zmieniać temat, gdy staje się dla mnie niewygodny.
— Powiedziałem, że jesteśmy przyjaciółmi, bo poniekąd uważam, że nimi jesteśmy — sprecyzował powoli. — Zawsze przy mnie jesteś, a ja choć nieudolnie, zazwyczaj starałem się być przy tobie. Tak robią przyjaciele. To wcale nie oznacza, że jesteś dla mnie tylko przyjaciółką.
— A kim jestem w takim razie?
— Jesteś... — zawahał się na chwilę, a ja wstrzymałam oddech. Nie byłam w stanie się nawet poruszyć. — Wszystkim. Spędzanie z tobą czasu przypomniało mi, za czym tak naprawdę tęskniłem w swoim życiu. Za tą normalną i beztroską normalnością i zwyczajnym szczęściem.
Przełknęłam ślinę, ale ona jakby na dobre, utkwiła mi w gardle. Próbowałam wykrztusić choć jedno słowo, ale nie byłam w stanie. Patrzył się na mnie tak intensywnie, że każda komórka mojego ciała zaczęła wariować.
— I wciąż nie ogarnąłem... — kontynuował, mimo, że widziałam jak wielki trud sprawiało każde wypowiadane przez niego słowo. — Wciąż nie ogarnąłem, jak spędzając z tobą czas, nie być szaleńczo zakochany we wszystkim co robisz.
To był koniec. Zapomniałam jak się oddycha. Nie umiałam, nie chciałam oddychać, z nadzieją, że to sprawi, że zatrzymam czas. Zatrzymam go w tym momencie i nic więcej nie będzie istniało, oprócz tej jednej chwili.
Chwili, która powinna trwać wiecznie. A trwała o wiele krócej, niż mi się mogło wydawać.
********************
Do zobaczenia za tydzień, miśki! ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro