Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

39. Dziewczyna, dzięki której się uśmiecham

Promienie wschodzącego słońca przecinały przednią szybę samochodu. Zmarszczyłam nos i zmrużyłam zmęczone i zdecydowanie zbyt podkrążone oczy. Spojrzałam w bok, spoglądając na puste ulice, które mijaliśmy piątkowego poranka. W tle leciała muzyka, którą nuciłam cicho pod nosem.

Tego dnia, wszystko wydawało się piękniejsze niż dotychczas. Słońce świeciło promienniej, otulając swoim ciepłem moją buzię. Moje rodzinne miasto było jeszcze ładniejsze, niż zanim opuściłam je kilka godzin wcześniej. Oczywiście powodem energii, którą wręcz emanowałam, mimo fizycznego wyczerpania, była osoba, która siedziała ze mną w jednym samochodzie.

Zerknęłam na chłopaka kątem oka, tak aby nie mógł dostrzec, że mu się przyglądałam. Od kilku godzin robiłam to zdecydowanie częściej niż zazwyczaj, a nie chciałam wyjść na zafascynowaną psychopatkę. Chociaż w głębi duszy, doskonale wiedziałam, że nią byłam. Bo przepadłam, całkowicie i bezpowrotnie.

Jak to możliwe, że za każdym razem, gdy go widziałam, wydawał się być bardziej atrakcyjny? Zaczęłam zauważać każde, najmniejsze szczegóły i wszystkie były dla mnie perfekcyjne. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam tak idealizować żadnego człowieka, ponieważ już raz tak robiłam i dobrze się to dla mnie nie skończyło, ale nie potrafiłam. Jakbym dosłownie miała klapki na oczach. A to już wróżyło niemałe kłopoty.

— Przestań, bo się zarumienię.

Wzdrygnęłam się, słysząc jego spokojny lecz rozbawiony głos. Wywróciłam oczami, po czym z powrotem spojrzałam w bok, udając niewzruszoną faktem, że mnie przyłapał.

— Nie mam pojęcia o czym mówisz.

— Nie umiesz kłamać, Davis — powiedział, a ja poczułam jak jego wzrok przewierca mój profil. — Możesz po prostu przyznać, że jestem przystojny.

— Jesteś w porządku. — Wzruszyłam beznamiętnie ramionami, nadal nie łapiąc z nim kontaktu wzrokowego, a moje policzki zalał czerwony rumieniec.

— Słabo wychodzą ci komplementy, ale to również w zupełności mi wystarcza — oznajmił niewzruszony. Zastanawiałam się jak długo musiał ćwiczyć tą swoją dziwną oschłość, w którą uwierzyłabym za każdym razem, gdybym tylko tak dobrze go nie znała.

— Jestem głodna — powiedziałam z lekkim naburmuszeniem, chcąc jak najszybciej zmienić temat.

— Dlatego właśnie zabieram cię na najlepsze śniadanie w mieście — odparł z dumą.

Mimowolnie zerknęłam w jego kierunku i rozchyliłam usta w zdumieniu. Przez całą drogę powrotną byłam święcie przekonana, że odwoził mnie do domu, więc nie ukrywałam, że fakt, że miałam spędzić z nim chociaż kolejną godzinę, sprawił, że automatycznie na mojej twarzy wyrósł delikatny uśmiech.

Czy to źle, że chciałam, aby ten dzień trwał jak najdłużej? Najlepiej przez całą wieczność.

— McDonald's czy KFC? — Uniosłam wysoko jedną brew z zaciekawieniem.

— Nic z tych rzeczy. — Pokręcił głową z nutą irytacji. — Zabieram cię na normalne śniadanie. Nie możesz jeść fastfoodów.

— Bo niby co? — Popatrzyłam na niego, przechylając głowę na bok. On spojrzał na mnie w tym samym momencie, a gdy nasze oczy się spotkały, moje serce ponownie przyspieszyło.

— Trochę czytałem.

— I co takiego wyczytałeś? — Uśmiechnęłam się, choć bardzo starałam się to powstrzymać.

— Że dzięki odpowiedniej diecie złagodzisz swoje objawy, a także możesz zwiększyć prawdopodobieństwo remisji toczenia. — Zacisnął swoją dłoń na kierownicy mocniej niż wcześniej. Wyczuwałam w jego głosie troskę, mimo, że starał się być bardzo neutralny.

— Wiesz, że jest to niemożliwe? — zapytałam z westchnieniem. — Szkoda życia na złudne nadzieje i żałowanie sobie przyjemności.

— Dopóki będziesz stosować się do zaleceń, zmniejszysz ryzyko uszkodzeń wątroby i nerek, a tego chyba chciałabyś uniknąć?

Wzruszyłam ramionami letargicznie i nerwowo zagryzłam policzek. Noah ciężko westchnął, a ja popatrzyłam na jego zaciskającą się szczękę.

— Załamujesz mnie. — Pokręcił głową i zmarszczył czoło, a jego dziwna postawa nie uszła mojej uwadze. Przyjrzałam mu się dokładnie, jednak on wciąż patrzył na drogę, całkowicie mnie ignorując.

— Co ty taki spięty? — Zaśmiałam się. Noah nie odpowiadał, więc trąciłam łokcie jego ramię, ale to tylko spotęgowało jego nadęty wyraz twarzy. — Mogę opowiedzieć ci żart?

— Nie.

— Jesteś pewny, że nie przechodzisz okresu tak samo jak kobiety? — Parsknęłam, wywracając oczami. — Dobra, słuchaj. Wchodzi babcia do autobusu i pyta kierowcy czy chce orzeszka. On mówi, że z miłą chęcią, po czym go zjada. Następnego dnia ta sama sytuacja i każdego kolejnego również. W końcu kierowca mówi do staruszki, żeby też zjadła razem z nim, na co ona odpowiada, że nie ma już zębów i nie jest w stanie ich pogryźć. Kierowca pyta „a skąd ma pani takie dobre orzeszki?" — Przerwałam na sekundę, próbując stłumić śmiech. Noah nie wydawał się być zainteresowany, chociaż widziałam jak jego prawa brew drgnęła ku górze i zerknął na mnie kątem oka, ale dosłownie na sekundę. — A staruszka na to „no z toffifee". Śmieszne, nie?

— Nie.

— Powiesz mi w końcu jaki masz problem? — Założyłam ręce na piersi, nie spuszczając wzroku z jego pokerowej miny. Nachyliłam się do przodu, aby mieć widok na całą jego buzię i tym samym Noah w końcu obdarował mnie swoim beznamiętnym spojrzeniem. — Ja bym na twoim miejscu poszła do lekarza, to na pewno nie jest normalne. Może jakieś problemy neurologiczne? Wiesz, że z mózgiem nie ma żartów?

Noah nabrał powietrza w płuca, a im dłużej wisiałam, zaledwie kilkanaście centymetrów od jego twarzy, wpatrując się w tą jego ładną twarz, zauważyłam jak powoli pękał. Zwinął usta w cienką linię i zacisnął je mocniej. Po chwili jednak wydmuchał powietrze nosem i cicho się zaśmiał.

— Wkurza mnie to, że o tym nie rozmawiamy — powiedział w końcu. Uniosłam brwi, czekając na kontynuację, bo nie miałam pojęcia, co miał na myśli. — O twojej chorobie.

— Blaine, my ogólnie niewiele rozmawiamy, ponieważ przez dłuższą część naszej znajomości, usilnie mnie unikałeś — wypomniałam mu. Odchyliłam się z powrotem do tyłu i opadłam ciężko plecami na fotel.

— Jak długo masz zamiar mi to wypominać?

— Dopóki nie będziesz mnie błagał na kolanach o przebaczenie — oznajmiłam. Na moją buzię wpełznął uśmiech, który brunet automatycznie odwzajemnił.

— Nie mam zamiaru cię błagać, tym bardziej na kolanach — mruknął z oburzeniem. — Mogę ewentualnie ładnie poprosić.

— To poproś.

— Teraz? — Zaskoczony odwrócił twarz w moim kierunku.

— Tak, chcę to usłyszeć. — Pokiwałam głową, nie kryjąc lekkiego podekscytowania. — To było moje ciche marzenie.

— Masz fascynujące marzenia. — Roześmiał się wesoło. Położyłam łokcie na podłokietniku i oparłam podbródek na swoich dłoniach, nieprzerwalnie lustrując go wzrokiem. Chłopak zerknął na mnie i pokręcił z rozbawieniem głową. — Wybaczysz mi to, że w ciągu ostatnich miesięcy tak często cię unikałem? — Otworzyłam szerzej oczy i pomachałam ręką, dając mu do zrozumienia, że czekam na kontynuację. — Proszę.

— Od razu lepiej — skinęłam z szerokim uśmiechem. Zabawne jak bardzo mój humor był uzależniony od tego człowieka. — Moja odpowiedź brzmi: zastanowię się.

— Dobrze, a w międzyczasie, gdy będziesz się zastanawiać, możemy wrócić do tematu? — Przejechał językiem po swoich wargach, a moje wnętrzności zaczęły się dziwnie wywracać.

— Jesteś strasznie męczący — westchnęłam i przetarłam dłonią swoją zmęczoną twarz.

— A ty strasznie uparta.

— O nie, nie, nie. Tobie i tak nie dorównam! — Wbiłam wskazujący palec w jego ramię.

— Och, błagam! — Wywrócił oczami i przyłożył swoją dłoń do czoła. — Już dawno dorównałaś. Próbuję przegadać z tobą dość istotną kwestię, a ty jak zwykle próbujesz zmieniać temat.

— Ty siebie w ogóle słyszysz? — Zerknęłam na niego z wyraźnym oburzeniem. — Ja z tobą próbowałam przegadać różne tematy wielokrotnie!

— Nie, ty próbowałaś odwrócić kota ogonem, dokładnie jak robisz to w tym momencie — bąknął i wykrzywił twarz w krzywym grymasie. Zamilkłam, marszcząc czoło, a usta zwinęłam w dzióbek. — Co, jak nagle okazuje się, że nie masz racji, to brakuje ci tego ciętego języka w buzi?

— Nie mam ciętego języka, jestem najmilszą osobą w całym wszechświecie — oznajmiłam z powagą. Noah wybuchł śmiechem, a ja odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, żeby nie mógł zauważyć jak bardzo powstrzymywałam uśmiech.

— Wykończysz mnie kiedyś.

— Przypominam, że to ty siłą wyciągnąłeś mnie z domu w środku nocy, kiedy trzy dni temu powiedziałam ci, że masz dać mi spokój. Najwidoczniej ci to odpowiada. — Wzruszyłam ramionami.

— Najwidoczniej — skinął. Zatrzymaliśmy się na światłach w centrum miasta, a w tym samym momencie jego wzrok utkwił prosto we mnie. — Najwidoczniej nie jestem już w stanie bez tego żyć.

— Bez tego, że cię wykańczam? — Parsknęłam, tym samym próbując stłumić swoje szalejące w piersi, walące z zabójczą prędkością światła, serce.

— Bez wszystkiego.

Jego spojrzenie przewiercało mi duszę. Spuściłam wzrok, ponieważ nie byłam w stanie wytrzymać tego całego napięcia. Noah chrząknął i spojrzał przed siebie, gdy tylko zapaliło się zielone światło.

Pare minut później zaparkowaliśmy samochód na obrzeżach miasta, niedaleko miejsca, w którym znajdował się jego sklep. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dookoła. Noah skinął głową w moją stronę, wskazując kierunek, w którym mieliśmy się udać. Tym samym, niedługo później, znaleźliśmy się w niewielkiej, skromnej restauracji.

W środku nie było żywej duszy, choć nie było to zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że była szósta nad ranem. Zapach świeżego pieczywa i palonej kawy od razu wdarł się do moich nozdrzy. Ścisnęło mnie w brzuchu, ponieważ przypomniało mi to o tym, jak bardzo byłam głodna. Dwa wypite piwa nieco zapchały mój żołądek, ale ostatni, normalny posiłek zjadłam po południu, dnia poprzedniego.

— Usiądź, ja złożę zamówienie — powiedział Noah. Skinęłam głową i tym samym, podążyłam w stronę ustronnego stolika, znajdującego się przy oknie. Podparłam głowę o dłonie, głośno ziewając. Potrzebowałam kawy, natychmiast.

Wyciągnęłam telefon w oczekiwaniu na chłopaka. W momencie, gdy tylko odpaliłam messengera, komórka mi zawibrowała. Od razu zauważyłam imię, które się podświetliło i cicho zaklęłam pod nosem.

Nathan Hussain: Dzień dobry. Ktoś tu jest rannym ptaszkiem :)

Całkowicie zapomniałam o tym, że poprzedniego wieczoru zgodziłam się na spotkanie z Nate'm. Pomijając fakt, że sama kazałam mu do siebie napisać. Poczułam dziwne wyrzuty sumienia, chociaż na dobrą sprawę, nie było w tym nic złego. Byłam singielką i przecież miałam prawo spotykać się z chłopakami. Prawda?

— Śniadanie będzie do dziesięciu minut, ale najpierw kawa. — Usłyszałam za sobą ciepły głos Noah. Po ciele przeszły mnie przyjemne dreszcze i w tym samym momencie, szybkim ruchem, zablokowałam wyświetlacz i odłożyłam telefon na bok.

Noah usiadł na przeciwko i przysunął do mnie parujące naczynie, w której znajdowała się czarna kawa. Uniosłam wzrok, napotykając jego oczy, skanujące mnie na wylot.

— Nawet nie zapytałeś, jaką piję.

— Wyglądasz na osobę, która jest zwolenniczką najzwyklejszej, mocnej, czarnej kawy — oznajmił z uśmiechem. — A co, źle trafiłem?

Pokręciłam głową i odwzajemniłam jego czarujący uśmiech. Upiłam małego łyczka i przymknęłam oczy, czując ten idealny, gorzki posmak. W tej samej chwili mój telefon ponownie zawibrował. Noah popatrzył na leżącą na stole komórkę, w tym samym momencie, co ja.

— Pewnie twój tato się martwi — powiedział. Zerknęłam na wyświetlacz i zauważyłam imię Nate'a na swoim wyswietlaczu. Nie zdążyłam nawet przeczytać wiadomości, którą po raz kolejny do mnie wysłał, bo automatycznie zablokowałam telefon i wsunęłam go z powrotem do kieszeni bluzy.

Noah zmarszczył brwi i spojrzał prosto na mnie, jednak ja starałam się nie utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego.

— Chciałbym porozmawiać z tobą o tym, co zaszło wczoraj — powiedział po chwili, po wcześniejszym upiciu gorzkiej kawy. — Nie planowałem pobić twojego byłego, pojechałem z nim porozmawiać.

Skinęłam głową i nieśmiało przegryzłam dolną wargę. Noah spojrzał w bok, zerkając przez okno w jeden punkt i cicho westchnął pod nosem.

— Myślałem, że powie mi, że wyglądało to inaczej i że wcale nie miało miejsca to, o czym opowiedział mi Michael — kontynuował — Jednak to, co najbardziej mnie wkurwiło to fakt, że wcale go to nie ruszało. Jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. I wtedy troszkę mnie poniosło. — Wzruszył ramionami, po czym odwrócił się z powrotem w moją stronę i spojrzał głęboko w moje oczy. — Jesteś o to zła?

— Nie jestem — oznajmiłam cicho. Nabrałam powietrza w płuca, a moje ciało zaczęło drżeć. — Byłam, ale nie za to, że to zrobiłeś. Byłam zła, bo naraziłeś się na problemy, a ja miałam poniekąd w tym swój udział.

— Nic mi nie zrobią. — Zassał swoją dolną wargę, nie spuszczając ze mnie swojego przenikliwego wzroku. — Lion wycofa oskarżenia, kiedy tylko zrozumie, że będzie musiał odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to zrobiłem. Nawet jeśli by na nie nie odpowiedział, ja bym to zrobił. A wszyscy wiemy co to oznacza dla Carringtonów.

— Dlatego właśnie chciałam z nim o tym porozmawiać. Ładnie wytłumaczyć, że będzie dla niego lepiej, jeśli o nic cię nie oskarżą — wytłumaczyłam, czując jak zaciska mi się żołądek na samo wyobrażenie spotkania z jego obitą, parszywą buzią.

— Nie chcę, żebyś się z nim widywała — powiedział stanowczo, a ja zmrużyłam oczy. — Po weekendzie wróci do Nowego Jorku i więcej go nie zobaczysz. — Po jego słowach cicho parsknęłam, na co Noah uniósł wysoko brew. — Co cię tak bawi?

— To, że jeszcze do niedawna byłeś jego kolegą.

— Nie byłem jego kolegą — westchnął i przetarł twarz dłonią. — Mówiłem ci, że poznałem go na jednej z domówek, na której byłem z Kaydenem. Później tak jakoś wyszło, że spotkałem go na ognisku, zaprosił mnie do siebie na imprezę, a potem dowiedziałem się, że był z tobą i na tym nasza znajomość się zakończyła.

— A co takiego zmienił fakt, że był moim chłopakiem? — Wpatrywałam się w niego z zainteresowaniem. Oparłam twarz na pięściach, czując jak powoli zaczyna brakować mi tlenu, bo Noah przysunął swoją twarz zdecydowanie zbyt blisko. Mimo, że (na szczęście) dzielił nas stolik.

— Czasami zastanawiam się, jakim cudem skończyłaś studia — roześmiał się i przejechał językiem po swoich równych zębach.

— Pękam ze śmiechu. — Wywróciłam oczami i odchyliłam się do tyłu. W tym samym momencie na naszych stolikach wylądowały talerze z jedzeniem.

— Bardzo niewiele rozumiesz — powiedział, po czym przysunął w moją stronę talerz wypełniony gorącą i przepięknie pachnącą jajecznicą. — Przysięgam, to najlepsza jajecznica jaką zjesz w życiu. Zaraz po tej, którą ja ci kiedyś przygotuję, rzecz jasna.

Wybałuszyłam oczy i rozchyliłam wargi, a następnie czym prędzej zabrałam się za jedzenie, aby tylko odsunąć od siebie wszelkie myśli, związane z jego słowami. Jednak żołądek zacisnął mi się tak mocno, że w momencie odechciało mi się jeść. Wsunęłam kęsa, wbijając wzrok w swój talerz. Noah również zaczął jeść, więc przez kolejne minuty tkwiliśmy w totalnej ciszy.

Nie spojrzałam na niego ani razu, bo bałam się, że moje oczy zdradzą dosłownie wszystko, co w tamtym momencie czułam.

— Jutro będę się ścigał.

Odkaszlnęłam głośno, czując jak jajecznica utknęła mi w gardle. Uniosłam wzrok, który automatycznie powędrował w jego stronę. Zamarłam w bezruchu, czekając na jakąkolwiek kontynuację, jednak Noah milczał, wsuwając do ust ostatnie porcje śniadania. Popił jedzenie kawą i w momencie, w którym zauważył, że wciąż świdrowałam go wzrokiem, wyprostował plecy.

— Coś nie tak?

— Dlaczego miałbyś to robić? — zapytałam, a mój ton był przepełniony wyrzutem.

— Bo muszę — odparł, wzruszając obojętnie ramionami. Jakby totalnie ta sytuacja nie robiła mu różnicy. Jakby było to w zupełności normalne i zwyczajne, że po raz kolejny miał brać udział w nielegalnym, ustawianym wyścigu. — Nie patrz tak na mnie, mówiłaś, że wiesz, dlaczego to robię.

— To, że wiem, nie oznacza, że rozumiem. — Założyłam dłonie na piersi, marszcząc w niezadowoleniu czoło. — Naprawdę myślisz, że ten koleś mógłby skrzywdzić twoich bliskich tylko dlatego, że postanowisz zerwać z nim współpracę?

— Ja to wiem. — Zacisnął szczękę i automatycznie spoważniał. — Zrobiłem to w Kalifornii, po czym zginął Andy. Wyprowadziłem się do Houston, jednak tam również mnie znalazł. Wyprowadziłem się tutaj i znowu to samo. Miał być jeden wyścig i miał mi dać spokój. A nagle w Aarona wjechał inny samochód. To się nigdy nie skończy i jestem tego świadomy. Pogodziłem się z tym.

— Może to tylko...

— Zbieg okoliczności? — przerwał, po czym parsknął śmiechem. — Chyba obydwoje wiemy, że w życiu nie ma zbiegów okoliczności. — Wbił we mnie przeszywające spojrzenie i rozchylił wargi. — Właśnie dlatego nie chciałem mieć z tobą kontaktu, ale to chyba już zdążyłaś się domyślić.

— W takim razie dlaczego zmieniłeś zdanie? — Skanowałam jego piękne oczy w poszukiwaniu odpowiedzi na moje wszystkie pytania. Mój oddech spowolnił, a oddech stał się jeszcze cięższy.

— Nie wiem. — Pokręcił głową, ale nie przestawał patrzeć prosto na mnie. Chciałam te oczy już na zawsze. Mogłabym patrzeć się w nie nawet na łożu śmierci. — Wydaje mi się, że jeszcze żadna osoba nie była mi tak potrzebna do życia.

Wdech. Wydech. Znowu wdech. I tak po raz kolejny. Niby takie banalne, a jednak nie potrafiłam się na tym skupić.

— Znowu to robisz — wydukałam, próbując złapać oddech, który chyba uciekł mi bezpowrotnie.

— Co takiego? — zapytał zdezorientowany. Przegryzłam nerwowo wargę i odwróciłam spojrzenie. Odsunęłam się od stolika, po czym podniosłam się z miejsca.

— Możemy wracać? Jestem zmęczona — powiedziałam. Przeczesałam palcami włosy i z niecierpliwieniem zaczęłam stukać butem o podłogę.

Noah powoli skinął głową. Uznałam to za dobry moment, aby wyjść stamtąd jak najszybciej. Miałam dość. Miałam serdecznie dość, ponieważ o ile, tekst o tym, że jestem „śliczna", mogłam zdzierżyć, to tego już nie. Mówił mi to wszystko, po czym podkreślał, że byliśmy przyjaciółmi. Naprawdę starałam się odsunąć swoje uczucia na bok, ale on w żaden sposób mi tego nie ułatwiał.

— Jesteś zła — stwierdził, gdy obydwoje opuściliśmy już restaurację. Ja szlam szybkim krokiem w stronę samochodu, on podążał tuż za moimi plecami.

— Brawo, Krzysztofie Kolumbie! — Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę, nie kryjąc zdenerwowania. — Odkryłeś jebaną Amerykę!

— Dobra, co ja takiego zrobiłem? — zapytał z irytacją. Pokręciłam głową na boki, stąpając nerwowo z nogi na nogę.

— Nic — wysyczałam głośno, po czym westchnęłam.  — Problem w tym, że nie zrobiłeś dosłownie nic.

— Czego ty chcesz, Aly?

Ciebie.

Niczego. Możesz mnie po prostu odwieźć do domu? Nie chcę się znowu kłócić. — Przetarłam zmęczoną twarz dłonią, wbijając wzrok prosto w chodnik.

— Ale to ty się kłócisz, nie ja — oznajmił stanowczo. Popatrzyłam na niego ponownie, przełykając nerwowo ślinę.

— Bo mnie wkurwiasz — powiedziałam ze zrezygnowaniem. Noah uśmiechnął się szeroko, na co ja zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, co dokładnie uważał za zabawne.

— Ty mnie też — odparł. Podszedł bliżej mnie, a ja zamiast się odsunąć, poczułam jak nogi wrastają mi w ziemię. Spuściłam wzrok, nie wytrzymując tego cholernego napięcia. — Tak już jest. Ty wkurwiasz mnie, a ja ciebie.

— Tylko ja nie mówię ci, że wyglądasz jak reszta mojego życia! — Uniosłam palce w cudzysłowiu. — Że jesteś taki zajebisty, że zwariowałam na twoim punkcie, a tym bardziej nie mówię ci, że potrzebuję cię do życia!

— I to tak cię boli? — Uniósł brwi i prychnął. — Dobrze, nie będę ci mówił tego, co myślę. Najlepiej nie będę mówił nic, dokładnie tak jak ty!

— A co chcesz, żebym ci powiedziała, co?! — Ruszyłam z miejsca i podążyłam w jego kierunku. Zatrzymałam się tuż przed nim i wbiłam wskazujący palec prosto w jego klatkę piersiową. — Co chcesz usłyszeć?

— Okej, wiesz co? — Uniósł swoje dłonie ku górze i spojrzał w górę. Usta zwinął w wąską linię. — Nie ważne. Skończmy tą bezsensowną rozmowę i po prostu wracajmy.

Nie obdarowując mnie najmniejszym spojrzeniem, wyminął mnie, szturchając mnie przy tym ramieniem i poszedł przed siebie. Zrobiłam to samo. Przyspieszyłam kroku, a w momencie, gdy znaleźliśmy się tuż przy samochodzie, zatrzymałam się na sekundę i wypuściłam powietrze z głośnym świstem.

— Żadnych wyścigów jutro.

— Nie ty tu decydujesz. — Odwrócił się w moim kierunku i założył ręce na piersi. Był tak samo wyprowadzony z równowagi jak ja, ale niewiele mnie to w tamtym momencie obchodziło.

— Wydaje mi się, że jest inaczej, skoro robisz to z jakiegoś niezrozumiałego powodu, aby mnie chronić!

— Niezrozumiałego powodu — powtórzył za mną, kręcąc głową na boki. Na jego twarzy wyrósł cyniczny uśmiech, na co ja odpowiedziałam mu równie cynicznym grymasem. Noah podszedł do drzwi pasażera, a następnie je otworzył i wskazał dłonią. — Wsiadaj.

Zmierzyłam go zabójczym spojrzeniem i z naburmuszoną miną, wsiadłam do samochodu. Zatrzasnął za mną drzwi tak mocno, że aż podskoczyłam w miejscu. Owinęłam się ramionami, a gdy usiadł tuż obok mnie, odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku. Miałam ochotę go zabić i przytulić jednocześnie. Czy to było normalne?

Noah nie odpalił silnika. Czułam jak cały samochód drgał od jego nerwowego stukania nogami. Był zły, ale nie do końca wiedziałam dlaczego. Ja również byłam, choć na dobrą sprawę, wystarczyło jedno spojrzenie w jego stronę i automatycznie serce mi miękło.

Drogi kupidynie, czy następnym razem możesz strzelić w nas oboje, a nie tylko we mnie?

— Dlaczego Nate odwoził cię wczoraj do domu, a teraz pisze do ciebie z samego rana?

Mimowolnie skierowałam się w jego stronę. Wybałuszyłam oczy, nie do końca wierząc w to, co właśnie usłyszałam. Ja zwariuję. Zapnijcie mnie w kaftan, proszę.

Naprawdę gapiłeś mi się w telefon? Poza tym, moje życie prywatne nie jest twoją sprawą — bąknęłam, patrząc wyzywająco prosto w jego prawie martwe oczy. — Michael również jest moim przyjacielem i nie interesuje go moje pożycie seksualne.

— Twoje co? — wydukał. Jego buzia nie kryła zdumienia, a ja nie mogłam powstrzymać się od delikatnego poczucia satysfakcji. — Powtórz, bo chyba się przesłyszałem.

— Tak jak mówiłam, nie twoja sprawa. — Obruszona spojrzałam ponownie przed siebie, urywając z nim kontakt wzrokowy.

— Moje wyścigi też nie są twoją sprawą, a jakimś dziwnym trafem za każdym razem się wpierdalasz!

— Nie przeklinaj do mnie — odpowiedziałam cicho, zachowując spokój i powagę, co tym bardziej zaczęło wzniecać ogień, który obydwoje rozpaliliśmy.

— Wybacz, uraziłem księżniczkę? — Parsknął z sarkazmem, na co ja jedynie wywróciłam oczami. Nasza dziwna wymiana zdań zaczęła sprawiać mi nadzwyczajną przyjemność. Musiałam jednak powstrzymać uśmiech, który zdradziłby wszystkie emocje, które w sobie chowałam.

— Możesz odpalić ten jebany samochód? — zapytałam z udawaną i aż nad wyraz uprzejmością. Czułam na sobie jego wzrok i wiele mnie kosztowało, aby na niego nie popatrzeć.

— Odpowiedz mi na pytanie. — Słyszałam jak nabiera powietrza i powoli je wypuszcza, próbując się uspokoić. — Co jest z tobą i tym typem?

— Nate'm — poprawiłam go.

— Kurwa mać! — Walnął rękoma o kierownicę, a ja musiałam odwrócić głowę całkowicie w odwrotnym kierunku, ponieważ nie byłam w stanie powstrzymać cichego śmiechu.

Nie powiedziałam ani słowa, więc Noah nachylił się w moją stronę. Słyszałam jak opiera się jedną ręką o podłokietnik, a po chwili poczułam jego ciężki oddech na swojej szyi. Automatycznie zesztywniałam, ślina utknęła mi w gardle, a serce zaczęło kołatać. I mimo, że naprawdę bardzo nie chciałam, odwróciłam głowę tak, że nasze twarze znajdowały się zaledwie kilka centymetrów od siebie.

Noah przeskanował uważnie moją twarz. Jego wzrok zatrzymał się na moich zdecydowanie za bardzo wyschniętych ustach, po czym delikatnie i powoli oblizał swoje wargi.

— Mógłbym cię teraz pocałować.

— Jesteś chory, Blaine — stwierdziłam, choć słowa ledwo wydostały się z moich ust, gdyż wciąż nie oddychałam. — Lecz się.

— Co cię łączy z Nate'm? — Jego wzrok był tak bardzo wyzywający, że nie miałam pojęcia, jakim cudem nie zemdlałam.

— Odpowiem jak mi obiecasz, że nie będziesz jutro się ścigał — wymamrotałam, przełykając głośno ślinę. Jego oczy wciąż wędrowały między moimi oczami, a ustami, a ja czułam jakby na mojej klatce piersiowej znajdowało się conajmniej sto kilo.

— Dlaczego cię tak obchodzą moje wyścigi?

— A dlaczego ciebie obchodzi co mnie łączy z Nate'm? — Odbiłam piłeczkę, a na moją twarz wkradł się delikatny, cwaniacki uśmiech.

— Bo obchodzi mnie dziewczyna, dzięki której znów się uśmiecham — wyszeptał prosto w moje usta.

Zatopiłam się całkowicie w jego bliskości i w tym, jak ostatnio się wobec mnie zachowywał. Był cudowny, idealny. Taki mój.

Jednak szybko nastąpił przeszywający chłód, gdy tylko odsunął się ode mnie. Oparł się z powrotem na swoim siedzeniu, zostawiając mnie wciąż oniemiałą ze zesztywniałym ciałem.

— Zapnij pasy — powiedział, przekręcając kluczyk od stacyjki. Drżącą ręką, bez żadnego słowa, zrobiłam to, co mi kazał. Odwróciłam wzrok dopiero po kilkunastu sekundach. Spojrzałam przed siebie i zaczęłam robić sobie serię szybkich wdechów, próbując uspokoić swoje szalejące w klatce piersiowej serce.

Radio nie grało, a żadne z nas się nie odezwało. Moje usta były wykrzywione w nienaturalny uśmiech, ponieważ nie potrafiłam się już w żaden sposób powstrzymać. Gdy tylko wjechaliśmy w moją okolicę, zerknęłam przez boczną szybę, zauważając jak minęliśmy ulicę, na której znajdował się mój dom.

Popatrzyłam na niego po raz pierwszy od kilkunastu minut. Niewzruszony Noah, stukał palcami prawej dłoni o drążek skrzyni, a wzrok miał w pełni skupiony na drodze.

— Mieszkam tam, jakbyś zapomniał — mruknęłam.

— Jeszcze mam dobrą pamięć — odrzekł z tą swoją irytującą nonszalancją. Wywróciłam oczami i nachyliłam się do przodu, aby mieć na niego lepszy widok.

— To gdzie jedziemy?

— Do mnie.

**********

Gratuluję wszystkim, którzy dobrnęli do końca, ponieważ rozdział jest znacznie dłuższy niż zazwyczaj. Domyślam się, że każdy był przekonany, że coś złego wydarzy, więc przychodzę z małą niespodzianką 😂

Także mam nadzieję, że podobała wam się kolejna część pełna Aylin i Noah. Na te złe rzeczy i zwroty akcji jeszcze przyjdzie pora, więc obiecuję wam rollercoaster emocji.

Nie zdradzam ile jeszcze rozdziałów do końca, bo wciąż zastanawiam się nad zakończeniem, który uroiłam sobie w swojej główce, ale wiedzcie, że to już niebawem.

Zostaw po sobie gwiazdkę lub komentarz i do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro