Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36. On potrzebuje kogoś, kto go odnajdzie

— Będziesz tutaj gnić do śmierci?

Mój przyjaciel zakręcił się wokół mojego łóżka, a pulsująca żyła na jego czole nie wróżyła niczego dobrego. Jednak, w tamtym momencie, byłam tak wybrakowana z uczuć, że niewiele mnie to obchodziło. Zamknęłam się szczelnie w swojej wieży, z nadzieją, że nikt nie będzie w stanie do niej dotrzeć. Zapomniałam jedynie o chłopaku, który od kilkunastu lat skutecznie zatruwał mi życie, a był nim nie kto inny, jak Michael Connor.

— Zamilcz — mruknęłam beznamiętnie, wbijając swój wzrok w stolik nocny. — Zamilcz już na zawsze.

— Moja psychika tego nie wytrzyma — jęknął, a ja wciąż słyszałam jego ciężkie kroki na panelach, które doprowadzały mnie do szału.

— Jestem prawie psychologiem, usiądź to porozmawiamy, może jakoś ci pomogę.

— Ty najpierw sobie pomóż, dziewczyno! — Uniósł ton, na co automatycznie się skrzywiłam. Moje zmysły były nad wyraz wyostrzone.

— Ciszej, łeb mi pęknie — wymamrotałam. Mike nie poddał się jednak tak łatwo, to była jedna z jego najbardziej irytujących mnie cech. Był okrutnie uparty, prawie tak samo jak ja.

— Powiesz mi, co on ci zrobił, po czym odczekam kilka dni, ze względu na okoliczności tragedii, która go dotknęła — syknął, kucając przy moim łóżku. Dłonie oparł o materac i wbił we mnie to swoje znienawidzone przeze mnie, oceniające spojrzenie, przepełnione żalem i litością. — A potem zamienię z nim kilka słów na temat tego, jakim jest skończonym chujem.

— Jesteś uroczy. — Wyciągnęłam spod kołdry swoją zmarzniętą dłoń i poklepałam go po policzku. — Ale myślę, że on doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że jest chujem.

— Nie rozumiem. — Pokręcił głową, zwinął usta w krzywy dziubek i nerwowo zmarszczył czoło. — Wydawało mi się, że jak jesteś w kimś zakochany, to nie ranisz drugiej osoby. Ale to może ja jestem głupi i niewiele wiem o miłości.

— Ominął cię jeden, mały szczegół, mój przyjacielu — zaczęłam, czując jak po raz kolejny przeszywają mnie dreszcze. — On nie jest we mnie zakochany.

Michael zmrużył oczy, gdy tylko jego spojrzenie ponownie utkwiło we mnie. Przechylił głowę i zwinął usta w wąski pasek. Nabrał głośno powietrza, po czym wypuścił je ze świstem i parsknął śmiechem. Nie do końca miałam ochotę bawić się we wróżkę i rozczytywać jego zachowanie, więc odwróciłam wzrok i całkowicie to zignorowałam. Tamtego dnia, nie obchodziło mnie nic, oprócz samej siebie.

— A ty? Co czujesz do niego?

— Możemy porozmawiać o czymś przyjemniejszym? Na przykład o pogodzie? — Wywróciłam oczami, przyjmując pozycję embrionalną. Było mi tak dobrze, tak ciepło. Tylko ja, moje łóżko i moja kołdra.

— Pogoda akurat wczuła się w twój klimat, bo jest brzydko, szaro i deszczowo — sarknął z niezadowoleniem. — Zauważyłabyś jakbyś w końcu odsłoniła roletę.

— Może później.

— Dobra! — Michael podniósł się ze swojego miejsca, po czym nerwowo okrążył moją sypialnię. Ściągnął usta, a zmarszczone nerwami czoło uwydatniło jego lwią zmarszczkę. — To wszystko nie jest na moje nerwy. Leż tu sama, zadręczaj się chuj wie czym, ale ja nie będę na to patrzył.

— W końcu! — Uniosłam obie dłonie kierując swój wzrok ku górze. — Dziękuję ci, Boże miłosierny!

Rozchylił usta, nie kryjąc zdumienia, a jego oczy niemalże wyskoczyły z orbit. Pokręcił głową, prychając pod nosem, a następnie skierował się w stronę wyjścia. Trzasnął drzwiami tak mocno, że od razu się wzdrygnęłam, ale gdy po chwili jedyne, co słyszałam to rozlegającą się wokół mnie ciszę, poczułam upragniony spokój.

Zamknęłam się w sobie na nowo, nie chcąc wpuścić nikogo do swojej głowy, która pulsowała mi z bólu, promieniującego po całym ciele. Po ostatnim razie, gdy widziałam się z Noah, więcej już nie płakałam. Byłam tak bardzo pusta, że nie pamiętam, czy czułam się tak, nawet po sytuacji z moim psychicznym byłym.

Znałam ból, bo mierzyłam się z nim przez ostatnie lata. Tym razem było inaczej. Miałam wrażenie, jakby ciążył na mnie ciężar całego wszechświata.

Moja roztrzaskana psychika spowodowała, że każdą sytuację przeżywałam kilkukrotnie mocniej, niż była tego warta. Właśnie dlatego, przez tyle czasu nie chciałam dopuścić do siebie nikogo na tyle blisko, żeby zachować przy sobie jak najdłużej tą normalność, którą powoli odzyskiwałam, tylko po to, aby na nowo ją utracić.

Próbowałam zrozumieć swoje sprzeczne uczucia. Nie wiem, czy byłam w stanie określić, co tak naprawdę czułam do tego chłopaka. Na samym początku myślałam, że było to zwyczajne przyciąganie, tak jak mężczyzna w jakiś sposób pociąga kobietę. Jednak z czasem, zrozumiałam, że było w tym coś więcej. Mogłabym przyznać, że się zakochałam. Ale ja wciąż nie do końca wierzyłam w miłość, bo co tak naprawdę oznaczało kochać? Czy byłam gotowa na wyznanie przed samą sobą, że moje serce było w ogóle do tego zdolne po tym co mi się przytrafiło?

Mój obraz miłości był wykreowany przez to, co widziałam w telewizji, czy przez to, co czytałam w książkach jako nastolatka. Jednak moje pierwsze zauroczenie Lionem, dało mi do zrozumienia, że takie coś nie istniało w naszej rzeczywistości. I nawet, jeśli jeszcze niedawno zwątpiłam w swoje dotychczasowe przekonania, tym razem miałam pewność, co do swojej racji.

Miłość powinna być piękna, powinna sprawiać, że czujemy się szczęśliwi. Nie tylko z tą drugą osobą, ale co najważniejsze, ze samym sobą. A przede wszystkim, nie powinna boleć. Nie powinna sprawiać, że czujesz się przytłoczony, załamany i smutny.

Musiałam pogodzić się z tym, że Noah Blaine nie był w stanie wpuścić nikogo do swojego życia. Ja również nie do końca potrafiłam, tylko problem pojawił się wtedy, kiedy on się poddawał, a ja nie przestawałam próbować się tego nauczyć.

W momencie, gdy powoli docierała do mnie rzeczywistość, która mnie otaczała, mój oddech nieco spowolnił, a ja automatycznie, jak za wciśnięciem odpowiedniego przycisku, odłączyłam swoje emocje.

***

— Myślę, że tobie już wystarczy — powiedział stanowczo Chris Mitchell. Ubrany w ciemną koszulę, stał za barem w knajpie swojego ojca, podając mi, Caroline i Kylie, kolejne szoty.

— Ja ci płacę za alkohol — burknęła oburzona Caroline, która fakt faktem, ledwo była w stanie utrzymać równowagę, siedząc na wysokim stołku. — Nie za złote rady.

— Naprawdę myślicie, że upijanie się do nieprzytomności jest idealnym sposobem na przetrwanie żałoby?

— Powiedz mi w takim razie — zaczęła Caroline. Oparła się łokciami o bar, patrząc na chłopaka z krzywym grymasem na buzi. — Jaki znasz idealny sposób? Straciłeś kiedyś kogoś bliskiego?

— Nie... — wymamrotał nieco speszony, po czym po ówczesnym westchnieniu, zabrał się za przygotowywanie naszych kolejnych trunków.

Tego wieczoru, każda z nas chciała w jakiś sposób odreagować. Caroline przez ostatnie dni, nie wychodziła z domu, nie licząc pogrzebu. Zamykała się w pokoju, leżąc pod kołdrą i wylewając kolejne litry łez. Do tego wszystkiego, jedyny brat, który jej pozostał, miał ją głęboko w swoim poważaniu, przeżywając własne dramaty, na swój własny sposób, czyli najlepiej w samotności.

Doskonale zdawałam sobie sprawę, że wieczny płacz i żal, nie sprawi, że poczuje się lepiej. Chciałam wyciągnąć ją do ludzi, trochę porozmawiać, wesprzeć, a tym bardziej odsunąć myśli od Aarona. Mój ukochany przyjaciel był na tyle oburzony naszym pomysłem upijania się, że postanowił w tym nie uczestniczyć. Udawał obrażonego i wkurwionego na cały świat, co oczywiście w tamtym momencie obchodziło nas tyle, co nic.

— Wiecie, że Kayden nie odzywa się do mnie od pogrzebu? — wydukała po chwili Kylie, która o dziwo, była wyjątkowo zamyślona i mało co się odzywała. Ona również w ciężki sposób przeżyła tą sytuację, w końcu Aaron był jej najbliższym kuzynem, ale jej zachowanie zmieniło się tak diametralnie, że czasami ledwo ją poznawałam.

— A temu co odjebało? — dopytała zaciekawiona Caroline. Ja również spojrzałam na rudowłosą z zainteresowaniem, ponieważ do tamtej pory byłam wręcz przekonana, że ich relacja szła w coraz lepszym kierunku.

— Prędzej stanę się znów dziewicą, niż pojmę umysł mężczyzny. — Wzruszyła ramionami z obojętnością, a wyraz jej twarzy wskazywał jakby naprawdę to po niej spływało. — Nie mam zamiaru przejmować się teraz jakimś typem z przerośniętym ego. To nie na moją głowę.

— I za to wypiję — powiedziałam z krzywym uśmiechem, po czym uniosłam do góry kieliszek swojego kolorowego szota.

— Moja relacja z Mikiem również nie należy do tych najlepszych — oznajmiła ze smutkiem Caroline. — Naprawdę doceniam to, jak był przy mnie przez ostatni tydzień i w jaki sposób próbował mnie wesprzeć, ale czasami potrzebuję po prostu odetchnąć, rozumiecie? Potrzebuję pobyć sama, wypłakać się w poduszkę bez wiecznego wysłuchiwania, że wszystko będzie dobrze, że Aaron nie chciałby widzieć mnie w takim stanie. Jakby on go w ogóle jakkolwiek znał! Przecież ten chłopak skacze z radości tam na górze, wiedząc, że jest w centrum zainteresowania!

— Och, tak — skinęłam. — Jest zachwycony.

— Z pewnością dorwał tam jakąś sugar mommy — dodała Kylie, a my po raz pierwszy od dawna, roześmiałyśmy się tak głośno, że każdy zaczął spoglądać w naszą stronę.

— Przypominam wam jednak, że to ja byłam jego żoną numer jeden i to się nie zmieni! — wtrąciłam z rozbawieniem.

— Chociaż jeden Blaine miał na tyle oleju w głowie, że jakkolwiek cię docenił — oznajmiła Caroline, przez co od razu poczułam jak moje ciało się spina.

Nie rozmawiałam z dziewczynami na temat Noah, ale doskonale wiedziałam, że Michael podzielił się informacjami ze swoją dziewczyną, dlatego nie byłam zaskoczona, że ten temat w końcu został poruszony.

— Stary Blaine to dupek — mruknęła Kylie. — I jeden, i drugi.

— Kiedyś jak mu powiedziałam, że ma charakterek po tatusiu, to była taka awantura, że nie rozmawialiśmy chyba przez miesiąc. — Caroline przejechała dłonią po twarzy, kręcąc głową na boki. Uniosła kieliszek, po czym szybkim ruchem wypiła jego zawartość i zagryzła gorycz cytryną.

— Tu akurat się mu nie dziwię. — Wzruszyłam ramionami. — Wasz ojciec to skurwysyn. Jakbyś słyszała co powiedział Noah w dniu pogrzebu...

— Co takiego? — Wbiła we mnie mocne spojrzenie, a Kylie również odchyliła głowę, patrząc na mnie z zaciekawieniem.

— Między innymi, że smierć Aarona to jego wina.

— Ten idiota ubzdurał sobie, że Aaron zginął przez jednego z tych bukmacherów, dla których kiedyś Noah pracował razem z Andym — odparła Caroline. — Ja natomiast w to nie wierzę. Może i sprawcy dalej nie odnaleziono, ale mogła to być przypadkowa osoba pod wpływem alkoholu czy innego gówna.

— Andy również brał w tym udział? — dopytałam z zaciekawieniem.

— Oczywiście. Od niego się zaczęło.

— Jak to?

Caroline westchnęła cicho, po czym wypiła kolejnego szota. Skrzywiła się mocno, a następnie głośno czknęła, na co rozbawiona Kylie szturchnęła ją ramieniem. Ja natomiast wpatrywałam się w nią zaintrygowana, ponieważ zdałam sobie sprawę, że w końcu mogłam dowiedzieć się czegoś więcej. Czegoś, o czym sam Noah nie chciał mi opowiedzieć.

— To skomplikowane — mruknęła po chwili brunetka. — W wielkim skrócie... Andy obstawiał kiedyś wyścigi. Narobił sobie ogromnych długów, a Noah jako wielkoduszny przyjaciel, żeby je spłacić, zaczął się ścigać. Po pewnym czasie jednak zrezygnował, z tego co wiem było tam za grubo i zaczęło robić się dość niebezpiecznie. Kiedy zrezygnował, rozpętała się jedna wielka zadyma.

— Nigdy nie słyszałam tej historii w całości — wtrąciła Kylie. — Wiedziałam, że ścigał się, żeby uratować od długów Andy'ego, ale myślałam, że je spłacił. Później Andy umarł, on wyjechał i na tym się skończyło.

— Nie do końca. — Caroline pokręciła głową, a ja wstrzymałam oddech, ponieważ wiedziałam, że w końcu nadszedł ten moment. — Oprócz tego jednego obleśnego typa, było ich jeszcze kilku. Wszyscy czerpali korzyści z wyścigów, zwłaszcza, że były one ustawione. — Zamrugałam oczami ze zdezorientowaniem, a dziewczyna nabrała powietrza w płuca. — No wiecie, setki ludzi wpłacało im pieniądze, obstawiając kto wygra, kto zajmie które miejsce, można było obstawić nawet, czy ktoś ulegnie wypadkowi. Dosłownie wszystko. Gdy większość osób wpłacała, że Noah wyścig wygra, ten celowo przegrywał. Trwało to tak długo aż każdy w niego zwątpił i zaczęli obstawiać innego faworyta, a wtedy bum! Noah zajmuje pierwsze miejsce!

— Tak jak w tamtą sobotę... — powiedziałam tak cicho, że dziewczyny nawet nie wychwyciły moich słów.

— Logiczne więc było, że jeśli straciliby człowieka, na którym robili takie ogromne pieniądze byliby wściekli — kontynuowała Caroline. — Dlatego też postanowili się zemścić. Nikt się wtedy nie spodziewał, że mogliby być zdolni do jakiegoś okrucieństwa. Tak, byli szemranymi typami, ale nazywano ich zwykłymi biznesmenami, nie jakąś mafią.

— Wtedy doszło do wypadku? — dopytała Kylie, a ja rozchyliłam usta tak szeroko, że czułam jakby szczęka niemal opadła mi na ziemię. Caroline skinęła głową i ze smutkiem wzruszyła ramionami. — Kurwa, wiedziałam, że to nie wypadek. Nigdy mi nie mówiłaś.

— Przecież wciąż nie mamy dowodów, sprawcą okazał się być jakiś naćpany młody chłopak, ale nasza rodzina doskonale wiedziała, że prawdopodobnie był po prostu słupem.

— Całe szczęście, że jakimś cudem Noah uszedł wtedy z życiem — mruknęła rudowłosa, a moje serce automatycznie się zatrzymało, a ślina utknęła w gardle. — Przecież to logiczne, że zapewne to on miał zginąć w głównej mierze.

— Muszę wam coś powiedzieć — wypaliłam, nie wytrzymując ciśnienia i napięcia, które się we mnie wezbrało. — Noah nie zginął, ponieważ ktoś go zatrzymał, tak?

— Mówił ci to? A to zaskakujące. — Blaine uniosła wysoko brwi i parsknęła cichym śmiechem.

— Ach, no tak, wymyślona dziewczyna — roześmiała się Kylie. Zagryzłam nerwowo policzek, po czym wbiłam w nią swoje ciekawskie spojrzenie.

— Wymyślona?

— Wydaje mi się, że ją sobie wymyślił, w końcu szukał jej przez następne miesiące i nic. — Lynn podparła się łokciami o blat i spojrzała na nas ze znudzonym wyrazem twarzy. — Wiecie, trauma i te sprawy. Trzeba się wtedy chwycić czegoś, co pozwoli ci jakoś przetrwać.

— Caroline... — zaczęłam nieśmiało, na co dziewczyna od razu rzuciła mi pytające spojrzenie. — Pamiętasz jak kilka lat temu dzwoniłam do ciebie w środku nocy, gdy byłam w Kalifornii razem z Lionem?

— Po tym jak się rozstaliście? — zapytała, a ja skinęłam twierdząco głową, wykrzywiając usta w grymas. — No ciężko nie zapomnieć dziesięciu nieodebranych połączeń w środku nocy. Zwłaszcza, że w tym samym momencie dowiedziałam się o śmierci Andy'ego.

— No właśnie — wymamrotałam — Wspominałam ci kiedyś, gdzie dokładnie znajdował się domek wczasowy Carringtonów?

— W East Mesa?

— Co to East Mesa? — dopytała rudowłosa.

— Dzielnica w Santa Ba... — Caroline ucięła w połowie zdania, po czym jej wzrok z Kylie, przeniósł się prosto na mnie. Spojrzała na mnie pełna zdezorientowania, a ja nerwowo zagryzłam dolną wargę, czekając na to, jak szybko zrozumie, co mam na myśli. — Czekaj, byłaś tam...

— W tą samą noc? — Zaskoczona Kylie postukała palcami w bar. — Powiem wam, że te zbiegi okoliczności bywają popieprzone.

Między nami zapanowała krótka cisza. Ciemnowłosa wciąż wpatrywała się we mnie, próbując przetworzyć wszystkie informacje, a Kylie krążyła wzrokiem raz po mnie, raz po niej, próbując wyczytać z naszej twarzy powód tej dziwnej tajemniczej atmosfery.

— O ja pierdolę — wypaliła w końcu Lynn. Podniosła się ze swojego stołka i wybałuszyła oczy, wpatrując się wprost we mnie. — No nie gadaj!

— O czym wy... — zaczęła Caroline, ale po chwili zwinęła usta w wąski pasek i dłużej się nad czymś zastanowiła. Po kilku sekundach spojrzała na mnie intensywnie, ciężko i głośno oddychając. — Ja jebie! To byłaś ty?!

— Przecież to jest tak romantyczne, że zaraz się popłaczę! — krzyknęła Kylie, po czym oparła się o bar i wychyliła głowę do przodu. — Barman! Poproszę tequile! Najlepiej całą butelkę!

— I mówisz mi o tym dopiero teraz?! — Caroline złapała się za głowę z niedowierzaniem.

— Sama wiem od dwóch dni. — Wzruszyłam ramionami, wygryzając wnętrze swojego policzka.

— On wiedział? — dopytała, po czym walnęła się ręką w czoło. — Oczywiście, że wiedział! Przecież cię wtedy widział. Nawet mi opisywał każdy szczegół, tak abym miała to na uwadze, gdybym kiedyś spotkała podobną dziewczynę.

— I co najlepsze, spotkałaś i to nie raz! — Kylie podskoczyła, a jej okrągłe policzki zalał czerwony rumieniec. — Okej, nie wierzyłam w przeznaczenie, ale to?! To jest najbardziej pojebana historia jaką słyszałam. Halo?! — Ponownie zajrzała za bar, machając ręką do stojącego kilka metrów dalej, Chrisa. — Co z tą tequilą, Mitchell? Ja tu usycham!

— Jesteście nieznośne — mruknął niezadowolony chłopak, po czym uprzejmie przeprosił ludzi, których w tamtym momencie obsługiwał i podszedł do dużej lodówki.

— Dawaj, muszę się napić, bo padnę z wrażenia! — Ponownie uniosła głos, a ja cicho zachichotałam pod nosem. Buzia Caroline nie zamknęła się ani na chwilę. Wpatrywała się w martwy punkt, prawdopodobnie analizując to, co właśnie usłyszała.

— Więc co, wychodzi na to, że zobaczył, że ty to ty i zapragnął cię poznać? Dlatego wszyscy myśleliśmy, że jakimś dziwnym trafem, mojemu kochanemu braciszkowi jakaś dziewczyna zawróciła w głowie, a to wszystko było nieprawdą? — zapytała po chwili. Serce zakuło mnie mocniej, bo wszystkie uczucia i myśli, które trzymałam w sobie, nagle stały się prawdziwe, gdy ktoś wypowiedział je przy mnie na głos.

— O czym ty mówisz? — Kylie wyrwała butelkę alkoholu z ręki Chrisa, po czym pomachała mu ręką z krzywym uśmiechem, dając mu tym samym do zrozumienia, żeby sobie poszedł. — Chciał ją poznać i poznał. Nie musiał się z nią całować czy z nią sypiać, mógł się z nią po prostu przyjaźnić.

— Całować? — Caroline popatrzyła na swoją kuzynkę unosząc wysoko brwi w zdumieniu. Następnie jej wzrok powędrował prosto na mnie. —Sypiać?

— Wybacz. — Ruda wzruszyła ramionami, posyłając mi przepraszające spojrzenie. — Kayden się wygadał.

— Oczywiście — parsknęłam. Czy mężczyźni zawsze muszą opowiadać o swoich podbojach swoim kumplom? Zazwyczaj to kobiety są plotkarami, a ja w tej kwestii nie pisnęłam słówka dosłownie nikomu.

— Poczekaj, ja nie wiedziałam, że to tak poważne! — Caroline wybuchła, podniosła się z miejsca i zaczęła chodzić wzdłuż nas, wte i wewte. — To przecież zmienia postać rzeczy.

— Nic nie zmienia i nic nie jest poważne. Poniosło nas, to tyle. — Wzruszyłam ramionami i przybrałam neutralny wyraz twarzy, próbując tym samym przekonać samą siebie do własnych słów.

— Chcę znać każdy szczegół. Jeszcze nigdy nie miałam okazji poznać żadnej dziewczyny brata. — Brunetka rozlała do kieliszków tequilę. Uśmiech nie schodził jej z twarzy i skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie sprawił on, że zmiękło mi serce. Cudownie było widzieć ją uśmiechniętą, nawet jeśli było to spowodowane tematem, w który nie za bardzo chciałam się zagłębiać.

— Nie jestem jego dziewczyną — sprecyzowałam, próbując przełknąć wielką gulę wyrośniętą w moim gardle.

— Oj, wiesz o co mi chodzi. — Wywróciła oczami, a Kylie z radością klasnęła w ręce, po czym jednym zwinnym ruchem wypiła na raz całego szota.

— Wiecie co to oznacza? — Lynn spojrzała na nas z wygiętymi szeroko ustami. — Że wszystkie będziemy rodziną. W tym Michael! Czy to nie jest cudowny scenariusz?

— Zapomniałyście o pewnym, dość istotnym fakcie. — Przełknęłam głośno swój trunek, który wypiłam razem z Caroline, chcąc czym prędzej znieczulić się jeszcze bardziej. — Ja z nim nawet nie rozmawiam.

— Przejdzie mu — oznajmiła stanowczo Caroline, a ja podziwiałam ją za ten wieczny optymizm.

— A kto powiedział, że ja w ogóle chcę, żeby mu przechodziło? — Uniosłam wysoko brwi i oblizałam z warg resztki tequili. — Mam dość tej huśtawki emocjonalnej. Chcę normalnego życia, stabilizacji, bez ciągłych wahań nastroju jakiegoś chłopaka, który pogubił się w życiu tak bardzo, że sam nie jest w stanie się odnaleźć.

— Bo on potrzebuje kogoś, kto go odnajdzie.

Popatrzyłam na Caroline, której mina znów posmutniała. Westchnęłam ciężko, unikając jej spojrzenia. Wiedziałam, że się o niego martwi i bardzo chciałaby mu pomóc, ale nie da się pomóc osobie, która tej pomocy nie oczekuje. Wiedziałam również, że patrzyła na to wszystko z zupełnie innej perspektywy, w końcu był jej bratem. Znała go przez całe życie, wiedziała o nim wszystko, była w stanie poniekąd go zrozumieć. Ja chociaż bardzo chciałam, on zwyczajnie mi to utrudniał, co sprawiło, że zaczynałam się coraz bardziej odsuwać.

Nawet tego dnia, myślałam o nim tak rzadko, że sama zaczynałam się sobie dziwić. Znalazłam sobie każde możliwe zajęcie, by do tego nie dopuścić, ale zazwyczaj i tak zawsze, gdy zamykałam oczy, widziałam niebieskie tęczówki. Tym razem było inaczej. Zamykałam oczy i widziałam jedynie ciemność.

— Zmieńmy temat — powiedziałam po chwili. — Porozmawiajmy może o Kaydenie i o tym dlaczego nagle zaczął ignorować Kylie. Czyżby wziął przykład ze swojego kumpla?

— Pewnie się przestraszył. — Lynn wzruszyła beznamiętnie ramionami, a jej wyraz twarzy wyrażał czystą obojętność. — Ja tak naprawdę sama nie wiem czego chcę, więc chyba nie powinnam oczekiwać tego od niego. Zresztą...

Głośny dźwięk mojego dzwoniącego telefonu, przerwał nam rozmowę. Wyciągnęłam telefon ze wstrzymanym oddechem, ponieważ mimo wszystko, zawsze jakimś dziwnym cudem, miałam nadzieję, że to on.

— To Michael — mruknęłam, próbując jakoś zamaskować swoje rozczarowanie.

— Och, martwi się zapewne o Caroline — oznajmiła Kylie. Skinęłam głową w stu procentach się z nią zgadzając, po czym jednym szybkim ruchem nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.

— Żyjemy i mamy się zajebiście — powiedziałam, zanim dałam dać mu dojść do słowa.

— Jesteście u Kyle'a w barze?

— Tak. Pijemy alkohol. Jesteśmy pijane i szczęśliwe. — Wywróciłam oczami, słysząc ten jego troskliwy, ojcowski ton.

— Domyślam się — odparł z przekorą. — Dzwonię, bo jest pewna sprawa...

— Zamieniam się w słuch. — Zachichotałam, gdy dziewczyny otoczyły mnie i przysunęły się bliżej, nasłuchując mojego rozmówcy.

— Lion wylądował w szpitalu. Jest pobity, ma połamaną szczękę i...

— Poczekaj — przerwałam mu szybko. Podążyłam wzrokiem po swoich zdziwionych towarzyszkach. — Wyjaśnij mi, dlaczego powinno mnie to obchodzić? Karma to suka, Mike. Cieszę się, że ktoś obił mu w końcu tą jego piękną buźkę.

Kylie roześmiała się głośno, a ja jej zawtórowałam. Byłam pijana, a ta wiadomość sprawiła, że poczułam się jeszcze bardziej rozweselona. A myślałam, że już nic nie było w stanie poprawić mi humoru.

Michael głośno wypuścił powietrze prosto do głośnika, na co automatycznie odsunęłam telefon nieco dalej, z grymasem na twarzy. Zamilkł przez chwilę, a ja słyszałam jego nerwowy oddech.

— Może dlatego, że to Blaine mu ją obił.

***

Hejo!
Dzisiaj rozdział bez Noah, bo co za dużo, to nie zdrowo 😂

Jakieś przemyślenia? 🤔 Dajcie znać!

Jak zwykle czekam na wasze gwiazdki i komentarze! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro