31. Osiemnaście dni
Charleston było przepięknym, urokliwym miejscem. Za każdym razem, gdy tam przyjeżdżałam, zachwycałam się tymi kolorowymi kamienicami, przypominające nieco te znajdujące się w Londynie, a także palmami w centrum miasta. To miejsce miało coś, co przyciągało mnie do siebie jak magnes, a mimo to, tak rzadko tam jeździłam.
Opuściłam niewielki, stary budynek i skierowałam się wąskim chodnikiem w stronę parkingu, znajdującego się niedaleko. Mercedes stał zaparkowany zaraz przy centrum handlowym, więc gdy tylko go ujrzałam, przyspieszyłam kroku i z wielkim uśmiechem otworzyłam drzwi pasażera. Zajęłam miejsce, a twarz nie przestawała wyginać mi się w uśmiechu. Musiałam wyglądać naprawdę przerażająco, bo Michael automatycznie uniósł jedną brew i spojrzał na mnie, nie kryjąc rozbawienia.
— Mam rozumieć, że rozmowa się udała?
— I to jak! — Podskoczyłam z podekscytowania. — To miejsce jest stworzone dla mnie, jest tam ponuro i strasznie depresyjnie.
— I to dobrze, tak? — dopytał ostrożnie Mike, na co ja zachichotałam pod nosem. Miałam zaskakująco dobry humor, ponieważ po raz pierwszy, od bardzo dawna, coś mi się udało.
— Myślałam, że nie będę w stanie się odnaleźć w takim miejscu, ze względu na to, że sama nie jestem do końca zdrowa umysłowo, ale jak się okazuje, to nawet lepiej.
— Pogubiłem się. — Przetarł swoją idealnie ogoloną brodę, a następnie posłał mi zdezorientowane spojrzenie.
— Skoro sama kiedyś miewałam różne problemy — wytłumaczyłam, gestykulując, na co on kiwał co chwilę głową. — I w jakimś stopniu sobie z nimi poradziłam, a do tego mam do tego potrzebne wykształcenie, jestem idealną osobą do tego, by pomóc uporać się z demonami innych osób. Oczywiście na początku będzie to polegało na stażu, głównie w grupie, ale wyślą mnie na zaoczne studia, w których będę mogła ukończyć specjalizację i móc pracować ze swoimi indywidualnymi klientami.
— Och, czyli będziesz znów studiować?
— Weekendami. — Przytaknęłam z uśmiechem. — Na prywatnej uczelni, którą mi opłacą.
— Nie wiem co mam ci powiedzieć, Aly. — Mój przyjaciel spojrzał przed siebie i zwinął usta w wąski pasek, po czym ciężko westchnął. Nie wydawał się być zbyt zadowolony, co nieco zbiło mnie z tropu. — Nie podoba mi się pomysł, że znów masz wyjechać.
— Z tego co wiem, to siedziba firmy, w której masz rozmowę o pracę za tydzień, również znajduje się w Charleston. — Popatrzyłam na niego z uniesionymi brwiami.
— Ale to praca w większości zdalna, w większości będę w domu, w Hilton Head. Ja nigdzie się nie wybieram. — Wzruszył ramionami, a ja przegryzłam nerwowo wnętrze swojego policzka, nabierając powietrza w płuca.
Decyzję o podjęciu pracy w klinice psychologicznej. w której rozmowę załatwił mi mój tato, podjęłam stosunkowo niewiele wcześniej. Mimo, że Charleston leżało blisko mojego rodzinnego miasta, były to jednak ponad dwie godziny drogi. Nie byłabym w stanie ogarnąć tego, łącznie ze studiami, mieszkając wciąż z ojcem.
Zresztą musiałam cokolwiek zmienić w swoim życiu. Zacząć być samodzielna, ponieważ w końcu nie byłam już nastolatką. Zamieszkanie samej i niezależność finansowa były pierwszymi krokami w dorosłość. Kiedyś musiał nadejść ten dzień. Nie ukrywam również, że ta decyzja została podjęta głównie z tego względu, że po raz kolejny chciałam uciec.
Nie przytrafiło mi się nic takiego, jak kilka lat wcześniej, że musiałam uciekać na drugi koniec kraju, ale zamieszkanie w innym mieście, wydawało się być rozsądne. Zaczęłabym nowe życie, ponieważ w Hilton Head nie czekało na mnie już nic oprócz wspomnień, do których nie chciałam wracać.
— Obiecuję, że w każdy wolny weekend od uczelni, będę przyjeżdżać i zatruwać tobie i Caroline życie — powiedziałam po chwili, uniosłam dwa palce do góry, drugą rękę przyłożyłam do serca, w geście przysięgi. Michaela kąciki ust powędrowały do góry, na co ja również się uśmiechnęłam.
Oparłam się wygodnie o zagłówek fotela i postukałam niecierpliwie palcami w deskę rozdzielczą. On widząc moje gesty, westchnął ciężko i odpalił swój samochód.
— Co ty taka niecierpliwa, już pędzę — mruknął, wykręcając kierownicą w bok i spoglądając w tylnią szybę.
— Chciałabym zdążyć do Aarona przed drugą.
— Nie uważasz, że to staje się już nudne? — zapytał, gdy wyjeżdżaliśmy z miejscowego parkingu. Posłałam mu pytające spojrzenie, nie wiedząc co miał na myśli. — Twoje unikanie go?
— Nie mam pojęcia o czym mówisz — wymamrotałam, a Michael automatycznie wywrócił oczami. — Nikogo nie unikam, chcę po prostu zdążyć przed drugą, bo później... — zawahałam się na sekundę, szukając w głowie dobrej wymówki. — Mam plany.
— Jakie masz plany, o których nie wiem? — dopytał sceptycznie.
— Jestem umówiona. — Skłamałam. Tak naprawdę jedyne co miałam zamiar robić, to zaszyć się w swoim pokoju przed telewizorem, z bezalkoholowym piwem w ręku.
— Nawet nie skomentuję tego, jak bardzo jesteś kiepska w kłamaniu. — Pokręcił głową z niedowierzaniem, a ja głośno westchnęłam. Zdecydowanie zbyt dobrze mnie znał, żebym była w stanie cokolwiek przed nim ukryć. — Na wyjeździe widziałem aptekę, zajechać?
— Nie trzeba, tato wykupił mi już leki na najbliższy miesiąc.
Michael skinął głową, a ja przeniosłam swoje spojrzenie na boczną szybę. Ponad dwa tygodnie temu stwierdzono u mnie toczenia rumieniowatego układowego. Tak, okazało się, że moja mama przekazała mi w genach swoją chorobę. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że ta informacja nie zmieniła mojego życia. Od tamtej pory, musiałam regularnie przyjmować leki, które miały zmniejszyć objawy tej cholernej choroby. Niestety wyleczenie się z niej było niemożliwe, więc musiałam jakoś z nią żyć.
Na szczęście, wydolność moich nerek na ten moment była prawidłowa, więc chociaż nie musiałam martwić się o to, że moje narządy ulegają zniszczeniu. Oprócz tego jednego, znajdującego się pod piersią. Ale na to niestety nie wynaleziono żadnych leków.
***
— Cześć — wyszeptałam, po czym odsunęłam chłopakowi włosy z czoła. — Dawno mnie tu nie było, co? Niestety przez pracę w restauracji, nie miałam za wiele czasu, aby przychodzić do ciebie rano. — Popatrzyłam na pogrążonego we śnie Aarona i po raz kolejny zakuło mnie serce. — Przychodziłabym wieczorami, ale wiesz jak jest...
Zamrugałam oczami, powstrzymując łzy, które cisnęły mi się do oczu. Za każdym razem, gdy do niego przychodziłam, jego widok wzbudzał we mnie okropne emocje. Spał już tak długo... A z każdym kolejnym dniem, szansa na jego wybudzenie, malała. Aaron miał przed sobą całe życie, ledwo skończył osiemnaście lat. Tyle jeszcze na niego czekało, a zamiast tego, leżał tu, niczego nieświadomy. Chociaż lekarze twierdzili, że często osoby w śpiączce tak naprawdę doskonale nas słyszą, ja nie do końca w to wierzyłam.
Wolałabym, żeby nie słyszał. Bo to oznaczałoby, że byłby świadomy, tego co się dzieje, ale nie byłby w stanie się nawet poruszyć. Życie we śnie było przyjemniejsze. Może śniło mu się coś pięknego, lepszego od tego, co działo się w rzeczywistości?
Mimo to, zawsze do niego mówiłam. Czułam się wtedy lepiej, wiedząc, że przecież wciąż żył, a ja mogłam się komuś zwyczajnie wygadać, nie oczekując żadnej odpowiedzi.
— Byłam dziś na rozmowie o pracę — kontynuowałam. — Pewnie byś mi teraz odpowiedział, że nie powinnam opuszczać ciebie, czyli swojego przyszłego męża, a ja roześmiałabym się głośno. Ale pamiętaj, nawet gdy będę w Charleston, ty będziesz moim jedynym mężem! — Uśmiechnęłam się na te słowa i przechyliłam głowę na bok, wpatrując się w jego ładną, chłopięcą buzię.
Spędziłam u boku Aarona kolejne pół godziny, a gdy tylko zauważyłam, że było już grubo po drugiej, szybkim krokiem opuściłam szpital. Nie mogłam zostać tam ani chwili dłużej, ponieważ doskonale wiedziałam, że Noah chwilę później będzie miał przerwę na obiad i istniało prawdopodobieństwo, że właśnie wtedy mógłby przyjechać do swojego brata.
Tak, mój przyjaciel miał całkowitą rację. Przychodziłam do Aarona w godzinach porannych, wtedy gdy starszy Blaine był w swoim sklepie. Unikałam go, i muszę przyznać, że całkiem sprawnie mi to wychodziło.
Minęło osiemnaście dni, odkąd byłam na wyścigach motocyklowych. Osiemnaście dni, odkąd po raz ostatni widziałam Noah Blaine'a.
Ze wspólnymi znajomymi, w postaci jego siostry, kuzynki i najlepszego kumpla Kaydena, graniczyło to wręcz z cudem, ale zdawałam sobie sprawę, że on zapewne również unikał mnie, co znacznie ułatwiało całą sprawę.
Pamiętacie historię o słońcu i księżycu?
***
Przeciągnęłam się na kanapie, próbując rozprostować spięte mięśnie. Leki ewidentnie działały, ponieważ od dawna nie czułam bólu stawów, który w pierwszym etapie, zanim zaczęłam je brać, pojawiał się tak mocno i tak niespodziewanie, że bywały momenty, gdy niemal płakałam z bólu.
Jednym ze skutków ubocznych brania tych tabletek, były znaczne wahania wagi. Raz potrafiłam w ciągu kilku dni nabrać tyle wody w organizmie, że nie byłam w stanie patrzeć na siebie w lustro bez głośnego płaczu. Teraz byłam na etapie, w którym z dnia na dzień chudłam. Zawsze byłam chudym szkieletem, ale chociaż miałam jakiekolwiek krągłości. Teraz wyglądałam jak chłopiec przed mutacją, i już sama nie wiedziałam co lepsze.
Pracowałam nad sobą, a zwłaszcza nad swoją roztrzaskaną od lat psychiką, żeby nie popaść w depresję, ale wszystkie wydarzenia, które zadziały się w ostatnich tygodniach, bardzo to utrudniały. Dlatego też, podjęłam decyzję o wyprowadzce do Charleston jeszcze we wrześniu. Chciałam zmienić otoczenie, odrodzić się z powrotem, bo w Hilton Head, za każdym razem, umierałam na nowo.
Komórka zawibrowała na stoliku kawowym. Sięgnęłam po nią w zawrotnym tempie. Dlaczego za każdym razem, gdy słyszałam powiadomienie, miałam nadzieję, że to on? Jednak była to jedynie wiadomość od Kylie na naszej grupie, na messengerze.
Kylie Lynn: Zapraszam do siebie, tatuś wyjechał, wróci dopiero jutro!
Caroline Blaine: Jestem u Michaela, za niedługo wpadniemy. Coś kupić po drodze?
Kylie Lynn: Alkohol. Dużo alkoholu.
Aylin Davis: Odpadam, bawcie się dobrze :)
Kylie Lynn: Zdajesz sobie sprawę, że za niecałe dwa tygodnie wracam do siebie na Florydę? Nie możesz mnie ignorować do końca wakacji!
Aylin Davis: Nie ignoruję cię, jutro rano idę do pracy. Wybacz, umówimy się na weekend!
Odłożyłam telefon i wróciłam z powrotem do oglądania Przyjaciół. Mimo, że mogłam pojechać tam chociaż na chwilę, w końcu nie piłam alkoholu, nie mogłam ryzykować. Zapewne pojawiłby się tam również Kayden Adams, a co za tym idzie, Noah razem z nim. Nie byłam jeszcze gotowa na to spotkanie. Musiałam poczekać aż moje serce przestanie dostawać palpitacji na chociażby wspomnienie jego imienia.
***
Przebudziłam się w środku nocy, gdy tylko usłyszałam głośny dźwięk dzwoniącego telefonu. Za pierwszym razem, po omacku i na ślepo, odrzuciłam połączenie, ale za każdym kolejnym, traciłam swoją cierpliwość. Podirytowana otworzyłam oczy i nerwowym ruchem sięgnęłam po aparat. Spojrzałam na wyświetlacz, mrużąc oczy, a gdy tylko zauważyłam, że dzwonił do mnie Mike, poczułam jak zalewa mnie fala gorąca. Każdy, ale nie on, on nie budziłby mnie o takiej porze, gdyby to nie było nic ważnego.
— Co się stało? — zapytałam od razu, gdy tylko przyłożyłam telefon do ucha. — Coś z Aaronem?
— Aly! — Piskliwy głos pijanego Kaydena dotarł do moich uszu, na co automatycznie się skrzywiłam. — Mówiłem, że od niego odbierze? — mruknął do kogoś w tle. — Przyjedziesz po mnie?
— Czy ciebie do reszty posrało? — syknęłam zdenerwowana. — Idę spać, cześć.
— Poczeka... — Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i odrzuciłam telefon z powrotem na stolik nocny. Zarzuciłam poduszkę na głowę i nerwowo zaczęłam liczyć barany, żeby tylko jak najszybciej zasnąć. Za kilka godzin czekała mnie kilkunastogodzinna praca, a ja nie chciałam być żywym trupem, jak to miałam w zwyczaju przez ostatnie dni.
Telefon zaczął wibrować ponownie. Tym razem były to jednak wiadomości. Wysyłane jedna po drugiej. Wzięłam komórkę do ręki z zamiarem włączenia trybu „nie przeszkadzać", w którym nikt nie przeszkodziłby mi więcej we śnie, ale postanowiłam najpierw przeczytać wysłane do mnie wiadomości.
Mike:
Aly, przyjedź po mnie, proszę, żadna taksówka nie odbiera, uber mnie odrzuca, jestem zdesperowany.
Wiesz, że zaraz po Kylie jesteś najładniejszą dziewczyną w mieście?
Błagam cię, zrobię wszystko, co tylko zechcesz. Nie mogę zostać tu na noc, bo mój przyszły niedoszły teściu ma wrócić z samego rana, a on jeszcze nie wie, że sypiam z jego córką.
To ja Kayden, jakbyś zapomniała, piszę z telefonu Michaela. On sypia z Caroline, nie z Kylie.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Uśmiechnęłam się sama do siebie i postanowiłam popełnić jeden z większych błędów mojego pechowego życia. A mianowicie, ubrałam się w szary dres i opuściłam swój dom, kierując się w stronę auta.
Dziesięć minut później, z niecierpliwością czekałam w samochodzie pod domem Kylie. Mimo, że kolejne minuty dłużyły się nieubłaganie, nie miałam zamiaru tam wchodzić. Już siedzenie w samochodzie, świadomość, że w tym domu może znajdować się ktoś, kogo naprawdę nie chciałam spotkać, przyprawiało mnie o dreszcze.
Po chwili usłyszałam pukanie w szybę. Wzdrygnęłam się, a następnie przeniosłam wzrok na ciemną postać, znajdująca się na zewnątrz. Opuściłam szybę, a gdy tylko moim oczom ukazał się biały rządek równych zębów i ciemne oczy, wysiliłam się na uśmiech.
— Ty tutaj? — zapytałam.
— Kopę lat, co? — Nate Hussain wzruszył ramionami, a następnie niezgrabnym ruchem okrążył samochód, po czym zajął miejsce pasażera. — Co u ciebie?
— Jak widać — mruknęłam cicho. — Po staremu. Co robisz na imprezie u Kylie?
— Kayden zaprosił Deana i Chrisa, a oni zaprosili mnie, i tak jakoś wyszło. — Uśmiechnął się ponownie, a ja zauważyłam jak jego oczy błyszczą. Był pijany. Fantastycznie. — Dobrze, że przyjechałaś, bo musielibyśmy iść z buta, a w moim przypadku zajęłoby to z godzinę.
— Myślałam, że odwożę tylko Kaydena. — Uniosłam wysoko brwi i posłałam mu zdezorientowane spojrzenie.
— Kaydena i mnie. A no i Blaine'a, Dean z Chrisem poszli na piechotę z pół godziny temu.
Przestałam oddychać. Wstrzymałam oddech na tak długo, że dziwiłam się, że jeszcze żyłam. Choć tego tez nie byłam już taka pewna. Po co tam przyjeżdżałam? Przecież mogłam to przewidzieć, prawda? Mimo, że miałam niemal stuprocentową pewność, że Noah też tam był, byłam świecie przekonana, że zostanie na noc u Kylie. W końcu już raz tam spał, dlaczego nie dzisiaj?
Tylne drzwi uchyliły się z dwóch stron jednocześnie. Popatrzyłam przed siebie, przełykając głęboko ślinę. Wdech i wydech. Jednak w tamtym momencie nie było to niestety takie proste. Nie spojrzałam do tyłu i przysięgłam sobie, że nie zrobię tego przez całą drogę.
— No cześć, pięknotko, brakowało nam dziś ciebie. — Kayden pochylił się do przodu, opierając się rękoma o przednie fotele. Zerknęłam na niego kątem oka i posłałam mu krzywy uśmiech.
— Cieszę się, że to mnie dopadł zaszczyt odwiezienia waszych schlanych dupsk. — Przekręciłam kluczyk od stacyjki, próbując powstrzymać drżenie rąk. Cieszyłam się, że moje auto było w automacie, ponieważ lewa noga latała mi jak popieprzona.
— Puść jakąś muzykę, bo usnę — mruknął Adams, wciąż wisząc tuż obok mnie. Nie przeszkadzało mi to. Tym samym zasłaniał widok, który znajdował się tuż obok niego na tylnim siedzeniu.
— Można się połączyć? — zapytał Nate, na co od razu skinęłam głową i wyjechałam z podjazdu. — Czego panowie i pani sobie życzą?
— Daj cokolwiek, co można pośpiewać — powiedział Kayden. Nagle po chwili z głośników samochodu zabrzmiała Umbrella. — Kurwa, serio? Rihanna?
— Pierwsze co wyskoczyło mi na Spotify. — Nate wzruszył ramionami, po czym zaczął machać rękoma w rytm muzyki.
— Nie znam słów. — Naburmuszony Kayden osunął się na fotel, a ja na ułamek zerknęłam w lusterko. Od razu pożałowałam, bo gdy tylko ujrzałam twarz ciemnowłosego chłopaka, zastygłam w bezruchu. Na szczęście on nie patrzył się na mnie i nie zauważył mojego spojrzenia.
— Jak możesz nie znać? — Hussain odwrócił się do tyłu i zmarszczył czoło. — When the sun shines, we'll shine together! Aly, śpiewaj ze mną.
Nie powstrzymałam śmiechu, ponieważ widok wstawionego Nate'a z pewnością był czymś wyjątkowym. Czymś, co zdecydowanie odbiegało od jego postawy, gdy był lekarzem, pracującym w szpitalu.
— Now that it's raining more than ever, know that we'll still have each other — zawtórowałam, chcąc rozluźnić nieco panującą atmosferę, a tym samym rozluźnić swoje spięte ciało, umysł i każdy organ.
— No i to jest głos! — krzyknął Nate z podekscytowaniem, a ja po raz kolejny wybuchłam śmiechem. — Ella, ella, eh, eh!
— Strasznie urocza z was para — skomentował Kayden, po czym z powrotem pochylił się do przodu i popatrzył na mnie ze znacząco uniesionymi brwiami. — Aylin zawsze miała słabość do brunetów, nie?
— Nie przypominam sobie — odpowiedziałam, próbując zachować spokój, choć doskonale wiedziałam, że słabo mi to wychodziło. — Z tego co pamiętam, Lion jest blondynem.
— Ach, jebany Carrington! — Adams uniósł ręce i klepnął nimi w nasze zagłówki.
— To ten bogaty cwaniaczek? — zapytał Nate z zainteresowaniem.
— Dokładnie ten. — Pokiwałam twierdząco głową, nie kryjąc uśmiechu. Naprawdę cieszyłam się, że chociaż ten temat miałam już w miarę przepracowany.
Kayden z powrotem wrócił na swoje miejsce, a w samochodzie zapadła totalna cisza. W tle przewijały się kolejne piosenki, ale żadne z nas więcej się nie odezwało. Wywnioskowałam, że cisza, która nastała, spowodowana była tym, że osoba, która zawsze była najgłośniejsza, zasnęła. Gdy tylko zerknęłam w bok, zauważyłam, że Nate również odpływa. Miałam tylko potężną nadzieję, że trzecia osoba, również śpi. Nie odważyłam się jednak tego sprawdzić.
Kilka minut później zaparkowałam pod domem Kaydena. Nie chcąc obracać się do tyłu, krzyknęłam jedynie głośno jego imię. Usłyszałam ciche stęknięcie, na co od razu zachichotałam.
— Poradzisz sobie sam czy cię odprowadzić? — zapytałam, spoglądając gdzieś w bok.
— Wiesz, że chciałbym, żebyś mnie odprowadziła, ale nie możesz z dwóch powodów — oznajmił. — Pierwszym jest to, że Kylie wydłubałaby ci oczy, jest bardzo temperamentna, sama wiesz. A drugim... Auć, kurwa, pojebało cię?! — Kayden podskoczył na swoim siedzeniu, po czym westchnął głośno. — Idę sobie. Dzięki za podwózkę, odwdzięczę się.
— Z pewnością — wymamrotałam z rozbawieniem, a następnie usłyszałam trzask zamykających się drzwi.
Zawróciłam samochód i skierowałam się w stronę mieszkania Noah. Jednak, gdy tylko to zrobiłam, Nate popatrzył na mnie i pokręcił głową.
— Ja tam, dwie ulice stąd.
Och, czyli miałam zostać sam na sam z... Nie było takiej opcji. Wzruszyłam ramionami, zagryzając nerwowo dolną wargę.
— Za późno, najwyżej się wrócę.
Nikt nie skomentował, a ja odetchnęłam z ulgą. Zaraz miałam odwieźć go do domu, po czym ignorować dalej, aż do momentu, gdy wyjadę z miasta. Taki scenariusz odpowiadał mi najbardziej. Dlatego też, gdy tylko podjechałam pod blok Noah, wstrzymałam oddech i mimowolnie popatrzyłam w lusterko. Los chciał, że i on popatrzył w tym samym momencie, w to samo miejsce. A gdy nasze oczy się spotkały, mój czas się zatrzymał.
Właśnie dlatego nie chciałam go widzieć. Dlatego, że widok tych oczu, tego spojrzenia, sprawiał mi jednocześnie ekscytację, a jednocześnie ból. Ból, bo wiedziałam, że nasza relacja, której nawet nie byłam w stanie określić, już nawet nie stała w miejscu. Ona cofnęła się tak daleko w tył, że ponownie staliśmy się dla siebie nieznajomymi.
— Dzięki — odezwał się w końcu, a jego głos sprawił, że po całym ciele przeszły mnie dreszcze. Nie idź, proszę. — Cześć.
— Do jutra! — krzyknął za nim Nate, po czym drzwi głośno się zatrzasnęły. A we mnie znów wstąpiła pustka. Znów stałam się martwa.
***
Położyłam się do łóżka, gdy dochodziła czwarta nad ranem. Wiedziałam doskonale, że nie zasnę. Miałam w sobie zbyt dużo emocji. Wiedziałam również, że na nowo musiałam wymazywać z pamięci twarz Noah. Już prawie mi się to udało, ale niestety, tego dnia ponownie miałam ją przed oczami, gdy tylko je zamykałam.
Wyświetlacz telefonu zabłysł. Już miałam to zignorować, ale coś mnie tknęło. Tknęło mnie, tak jak zawsze, gdy dostawałam jakiekolwiek powiadomienie. Serce zaczynało mi walić coraz mocniej, a oddech przyspieszał. I tak za każdym razem. Zawsze jednak, zaraz po tym, nadchodziło jedno wielkie rozczarowanie.
Przeczytałam treść powiadomienia na zablokowanym wyswietlaczu i zamarłam. Wiadomość tekstowa od Noah. Zatrzymanie akcji serca. To w tamtym momencie, miałabym właśnie wpisane w sekcji zwłok jako przyczynę śmierci.
Noah:
Więc, co u ciebie? Jak życie?
Naprawdę? Naprawdę mnie o to zapytał? Nabrałam powietrza w płuca. Musiałam na nowo nauczyć się oddychać.
Ja:
Dobrze, a twoje?
Noah:
Też dobrze.
Cóż za fantastyczna wymiana zdań po tylu dniach milczenia. Przypominam, było ich osiemnaście. Osiemnaście jebanych dni, w których nie dostałam ani jednej wiadomości. Mimo, że łudziłam się za każdym razem. Mimo, że wmawiałam sobie, że tak naprawdę mnie to nie obchodzi. On jednak milczał. Nie chciał mieć ze mną kontaktu, a ja moja dusza umierała, gdy tylko próbowałam domyślić się dlaczego i co takiego się zmieniło.
W końcu zaczęłam sobie zdawać sprawę, że przecież nie musiało się nic zmienić. Bo byłam nikim ważnym. Tyle razy słyszałam o nim historie, że on nie umawia się z dziewczynami, że nie interesują go żadne związki. To dlaczego miałabym pomyśleć, że zmienił zdanie... przeze mnie?
Kolejne wibracje nastąpiły dopiero po kilku minutach. Minutach, w których ułożyłam już dziesięć różnych scenariuszy o tym, co mogłoby się wydarzyć. Kliknęłam w wiadomość z zamkniętymi oczami. Bałam się je otworzyć, ponieważ nie miałam pojęcia, co zobaczę. Co miałby mieć mi jeszcze do powiedzenia?
Noah:
Oboje kłamiemy, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro