Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. Wszystko co robię, robię dla ciebie

Można powiedzieć, że ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Nie mogłam się poruszyć, ponieważ zdziwienie z odrobiną ekscytacji przytłumiło każdą inną emocję. Mimo, że w głębi serca naprawdę tego właśnie potrzebowałam, przykryłam to tak głęboko pod żelazną kurtyną, że nie dopuszczałam tych pragnień do siebie, żeby się niepotrzebnie nie rozczarować.

Ale to właśnie się stało. I nie interesował mnie w żadnym stopniu fakt, że prawdopodobnie Noah nie przyszedł tu dla mnie, a nasze spotkanie jest zupełnie przypadkowe.

Żadne z nas nie odezwało się przez kolejne kilka sekund, a dzięki narastającej niezręcznej ciszy, słyszałam bicie mojego serca, a także każdy oddech, jego i mój.

— Co tutaj robisz? — wykrztusiłam w końcu unosząc wysoko brwi, a na moją twarz wleciał mimowolny, ale skromny uśmiech.

— Przejeżdżałem obok — powiedział beznamiętnie i odbił się od ściany, a następnie zrobił krok w moim kierunku.

— Och, okej — mruknęłam przegryzając nerwowo policzek, a wzrok wbiłam w jego nieprzeniknioną twarz z nadzieją odnalezienia na niej jakiejś emocji, która zdradziłaby mi o czym w tym momencie myśli.

Jednak usta miał wciąż ściągnięte, a czoło delikatnie zmarszczone. Podszedł jeszcze bliżej, a ja chociaż bardzo chciałam się odsunąć, nie byłam w stanie, bo za moimi plecami wyrosła ściana.

Musiałam wziąć się w garść, przecież to tylko Blaine, który irytował mnie tak samo często, jak mnie rozśmieszał. Moja relacja z nim popadała ze skrajności w skrajność, a rollercoaster uczuć już chyba dawno wypadł z szyn i dryfował gdzieś w powietrzu czekając na upadek.

— To nie wróży nic dobrego — powiedział po sekundzie lustrując mnie wzrokiem od góry do dołu. — Zazwyczaj, gdy włącza ci się chcica na słodycze, coś cię dręczy.

— Dziękuję za wnikliwą analizę, panie doktorze. — Kąciki moich ust powędrowały do góry.

— Do tego ten ton i sarkastyczny uśmieszek, teraz to już w ogóle muszę wiedzieć co się dzieje. — Założył ręce na piersi i popatrzył mi prosto w oczy, a ja mimo, że wychodziło mi to dość opornie, podtrzymałam jego spojrzenie.

— Dlaczego musisz? — zapytałam.

— Co? — bąknął zdezorientowany tym samym zbliżając się do mnie na niebezpieczną odległość.

— Dlaczego musisz wiedzieć co się dzieje... Noah? — sprecyzowałam i zauważyłam jak lekko drgnęło mu ciało, gdy tylko wypowiedziałam jego imię.

— Mamy niedokończoną rozmowę, Aylin. — Zignorował moje pytanie i powiedział mocno akcentując moje imię, na co od razu wstrzymałam oddech, bo zdecydowanie zbyt rzadko zwracał się do mnie po imieniu.

— Chcesz ją dokończyć właśnie teraz i tutaj? — Popatrzyłam na niego z wysoko uniesionymi brwiami, a on przystanął przede mną zachowując w miarę bezpieczną odległość, za co w tamtej chwili byłam ogromnie wdzięczna wszechświatu.

— Niekoniecznie teraz — mruknął cicho, a jego wzrok powędrował gdzieś w bok. Zauważyłam jak bije się z myślami, aczkolwiek nic więcej nie byłam w stanie wyczytać, bo Blaine był twierdzą nie do zdobycia.

— Spieszysz się na wyścigi — stwierdziłam kiwając głową, a gdy tylko jego wzrok z powrotem padł na mnie i zauważyłam w jego jasnych oczach zdezorientowanie, uśmiechnęłam się pod nosem.

— Skąd wiesz?

— Wiem więcej niż myślisz. — Wzruszyłam ramionami udając obojętność.

— Szczerze — zaczął cichym tonem, po czym jego nogi znów się ruszyły bliżej w moją stronę. Zatrzymał się kilka centymetrów przede mną, na co automatycznie musiałam unieść wysoko głowę, żeby móc go w ogóle zobaczyć. — Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie.

— Co masz na myśli?

— Nic takiego — powiedział od razu, a następnie cofnął się kilka kroków do tyłu pozwalając tym samym moim płucom oddychać. — Muszę już iść, chciałem tylko mieć pewność czy wszystko z tobą w porządku.

— Zaskakujące, że cię to interesuje.

— Co jest w tym zaskakującego? — Przechylił głowę na bok i popatrzył na mnie z lekką dezorientacją.

— Myślałam, że po tym jak zachowałeś się w poniedziałek, masz do mnie jakiś problem.

— Czemu miałbym mieć problem? — Czy on naprawdę jest taki głupi czy tylko umiejętnie to udaje?

Nie ważne, zapomnij. — Machnęłam ręką i spuściłam wzrok. — I jak twoja analiza, jest ze mną w porządku?

Noah zamyślił się na chwilę lustrując moją sylwetkę wzrokiem, a następnie na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Ten uśmiech, który miałam przed oczami tak wiele razy, że w pewnym momencie myślałam, że zaczynam wariować.

— W jak najlepszym.

Skinęłam nieśmiało głową i przegryzłam nerwowo wargę. Blaine natomiast wziął głęboki uśmiech, a jego dłonie powędrowały do kieszeni kurtki.

— Nie zapytam jak się sprawy mają, bo nie ukrywam, że o twoim stanie zdrowia wiem chyba już wszystko — dodał po sekundzie, a ja automatycznie z powrotem na niego spojrzałam. Czy on o mnie wypytywał? Nikt nic mi nie wspomniał. — Nie zapytam też jak się czujesz, bo to chyba ostatnie pytanie, które chcesz usłyszeć.

Zabawne, że mimo to, że akurat on znał mnie najkrócej, to jako jedyny zdawał sobie z tego sprawę.

— Fakt — szepnęłam cicho.

— Naprawdę muszę iść.

— Okej — powiedziałam zwijając usta w wąską linię, przyjmując tym samym beznamiętny wyraz twarzy.

— Możesz życzyć mi powodzenia.

— Powodzenia, Blaine, postaraj się nie zabić — mruknęłam i zauważyłam jak jego ciało automatycznie się spięło.

Zmarszczył nerwowo czoło i spuścił spojrzenie. Przez chwilę pomyślałam, że się czymś zdenerwował, ale po chwili jedynie pokiwał głową na boki z lekkim rozbawieniem, a następnie zmierzył mnie wzrokiem po raz ostatni, po czym odwrócił się i odszedł.

Patrzyłam na jego plecy jak oddalają się coraz bardziej, a gdy tylko zniknął gdzieś za rogiem, wypuściłam powietrze. Oparłam się głową o ścianę za sobą i przejechałam dłonią po zmęczonej twarzy.

Za dużo sprzecznych emocji. Zdecydowanie za dużo.

***

Niedziela dłużyła się nieubłaganie. Mimo, że doceniałam każdą minutę samotności, po kilku godzinach zaczęło mi to wręcz przeszkadzać. Głównie z tego względu, że nie miałam pojęcia co dzieje się w świecie zewnętrznym. Grupa na messengerze milczała, nikt również nie dodawał żadnych relacji. Oczywiście nie było w tym nic dziwnego, w końcu byli na nielegalnych wyścigach, o których w teorii nikt nie powinien się dowiedzieć.

Jednak brak wiadomości od mojego przyjaciela, czy chociaż Kylie, sprawiała, że zaczęłam być coraz bardziej zdenerwowana. Nie żeby mnie jakkolwiek obchodził przebieg wydarzeń minionej nocy, ale chociaż głupia wiadomość w stylu wszystko jest ok uspokoiłaby czarne myśli przebiegające przez moją głowę.

Czy nikomu nie stała się krzywda? Czy jemu nie stała się krzywda?

W niedzielne popołudnie jedyna informacja jaką dostałam to ta od Aarona. Przesłał mi prywatną relację jak siedzi na plaży ze swoją nową, przyszłą lub już obecną dziewczyną, a w tle słychać głośne rozmowy i śmiechy innych ludzi.

Ja sama nie zaczynałam z nikim żadnej konwersacji, nie chciałam przecież wyjść na taką, którą w jakimś stopniu obchodzą jacyś ścigający się na motorach idioci. Sam fakt, że Michael się tam pojawił, było dla mnie niepokojące. Po moim powrocie z Kalifornii zrezygnował z jazdy motocyklem, gdy tylko widział jak bardzo mnie to stresuje po doświadczeniu, które przeżyłam, a przynajmniej robił to tak, abym nawet nie była tego świadoma. Co było bardziej prawdopodobną opcją, zważając na to, że w ciągu roku akademickiego nie bywałam wcale w Hilton Head, z wyjątkiem świąt Bożego Narodzenia.

Stukałam z niecierpliwieniem w wyświetlacz telefonu, spoglądając przy tym przez okno i wsłuchując w dźwięk ulewy. Słońce delikatnie przebijało się przez szare chmury co w połączeniu z kroplami deszczu było dość ciekawym zjawiskiem. Patrzyłam na zatłoczony parking, z którego co chwilę wyjeżdżały samochody, a następnie przyjeżdżały nowe.

Nagle mój telefon zawibrował. W końcu ktoś raczył sobie o mnie przypomnieć, pomyślałam i od razu odblokowałam ekran. Jednak te wibracje były jedynie powiadomieniem z Instagrama o nowej prośbie obserwacji, a osobą, do której ta prośba należała, był Nate Hussain. Westchnęłam cicho, po czym zaakceptowałam jego prośbę i odrzuciłam telefon z powrotem na łóżko.

— Wszystko dobrze? — Całkowicie zapomniałam o obecności mojego staruszka, który siedział w fotelu obok z laptopem w ręce, a na jego nosie spoczywały okulary. Przejechał palcami po swoich kasztanowych włosach i spojrzał na mnie z zaciekawieniem.

Ja natomiast wzruszyłam ramionami bez słowa. Ewidentnie widział, że coś leży mi na sercu, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że jakakolwiek próba wyciągnięcia ze mnie czegokolwiek, poszłaby na marne.

***

Następnego ranka zabrano mnie na kolejne badania, w których udział brał również Nate. Uważnie obserwował każdy krok mojego kardiologa, sam wykonał mi również echokardiografię, co było dość niekomfortowe zważywszy na to, że jeździł mi głowicą po klatce piersiowej, a był mężczyzną niewiele starszym ode mnie. Zachowywał się jednak na tyle profesjonalnie, że ten dyskomfort po chwili trochę zmalał.

Po kolejnych badaniach, gdy okazało się, że antybiotyki działają poprawnie, dostałam wypis ze szpitala i nareszcie mogłam wrócić do domu. Jeśli chodziło o wyniki badań związane z chorobą autoimmunologiczną, którą u mnie podejrzewano, to na nie musiałam jeszcze trochę poczekać. Z zaleceń lekarza dostałam kategoryczny zakaz spożywania alkoholu, jak i oczywiście palenia papierosów. Cieszyłam się poniekąd, ponieważ to zafundowało mi dłuższy niż tydzień detoks dla mojego ciała. Szkoda, że nie dało się tym samym oczyścić mojej martwej duszy.

W domu przywitali mnie Michael, Caroline i Kylie. Uśmiechnięci od ucha do ucha zignorowali moje zasady na temat przestrzeni osobistej i wyściskali mnie mocno, a buzia nie zamykała się im, gdy z rozbawieniem opowiadali o poprzednim dniu spędzonym na plaży. Słuchałam ich w ciszy, kiwając głową i lekko się uśmiechając, ale tak naprawdę myślami byłam całkowicie gdzie indziej.

W dalszym ciągu nie miałam wieści od Noah. Nie miałam również wieści od innych na temat jego i sobotnich wyścigów, ale najwidoczniej każdy stwierdził, że ten temat jest mi całkowicie obojętny. Że on jest mi obojętny. W końcu w kółko każdemu to powtarzałam.

Spędziliśmy wspólne popołudnie w moim domu jedząc pizzę, o której skrycie marzyłam zaraz po kebabie. Jedni pili piwo, a Michael dotrzymał mi towarzystwa w trzeźwości. Przynajmniej nikt nie miał prawa do żartów na temat mojego alkoholizmu, które oczywiście były znacznie wyolbrzymione, ale zawsze przyjmowałam te zaczepki ze śmiechem.

Wieczorem każdy rozszedł się do domu, a ja ponownie zostałam sama skazana na swoje, tlące się w głowie, myśli.

***

W czwartkowy wieczór nadrobiłam sezony wszystkich seriali. Moje życie przez ostatnie dni kręciło się wokół mnie samej i telewizora. Przyjaciele odwiedzali mnie kilka razy, ale nie działo się nic na tyle ciekawego w ich życiu towarzyskim, że czas spędzałam głównie w domu, nie wychodząc. Ten okres, spędzony głównie w samotności, uświadomił mi jak bardzo chciałam mieć jakieś zwierzę. Gdybym miała psa, dotrzymywałby mi towarzystwa niemal zawsze, a także zmuszał do jakichkolwiek aktywności fizycznych w ciągu dnia. Ponieważ podczas mojego chorobowego, wynurzyłam się z domu jedyne dwa razy do sklepu.

Wszystko to sprawiło nawet, że zaczęłam tęsknić za pracą, a to oznaczało, że było ze mną naprawdę bardzo źle.

— Mam rewelacyjną wiadomość i nie biorę pod uwagę odmowy — zapiszczała Kylie prosto do mojego telefonu, który przyłożyłam sobie do ucha po usłyszeniu głośnego dzwonka komórki, w której przypadkowo musiałam wyłączyć tryb wibracji.

— Zanim powiesz mi, co to za rewelacyjna wiadomość — zaświergotałam naśladując głos rudowłosej. — Od razu odmawiam.

— Wiesz, że depresja to bardzo poważna choroba, z nią nie ma żartów — powiedziała przybierając poważny ton, który jej głosem brzmiał mało wiarygodnie. — A ja jako twoja przyjaciółka mam obowiązek cię z niej wyciągnąć.

— Spóźniłaś się, na depresję chorowałam trzy lata temu — mruknęłam beznamiętnie i usłyszałam w głośniku ciężkie westchnięcie wydobywające się z jej ust. — Dobra, mów, co genialnego wymyśliłaś.

— Ostatnio każdy z nas siedzi w domu i zamula jakbyśmy mieli conajmniej trzydzieści lat, a dobrze wiemy, że tak nie może być...

— Po trzydziestce to się dopiero zaczyna życie, kochana — wtrąciłam z rozbawieniem. — Poza tym z tego co wiem, imprezowaliście w sobotę i w niedzielę również.

— Kiedy to było... — bąknęła z nostalgią, na co automatycznie wybuchłam śmiechem. — W każdym razie dzisiaj u Kyle'a jest wieczór z karaoke.

— Jak co czwartek — podsumowałam z wyraźną obojętnością.

— Jesteś bardziej marudna niż stary Blaine — westchnęła cicho. — Stary, mam na myśli Noah, nie ich ojca.

— Zrozumiałam — rzuciłam z nutą sarkazmu i pokręciłam głową nie kryjąc rozbawienia. Kto jak to, ale Kylie naprawdę potrafiła rozweselać, nawet jeśli robiła to całkiem nieświadomie.

— To wychodzisz czy będziesz gniła w tym łóżku aż jedyne co po tobie pozostanie to odleżyny na prześcieradle?

— Powiedz mi, jaki ja w ogóle mam wybór?— odparłam ze zrezygnowaniem. Chociaż w głębi duszy naprawdę cieszyłam się, że choć na chwilę mogę wyrwać się z domu. W końcu poprzedni tydzień spędziłam w szpitalu, a teraz nie opuszczałam swoich czterech kątów przez większość kolejnego.

— Będę po ciebie za dwadzieścia minut — powiedziała na wdechu, a w jej głosie wyczułam wręcz podniecenie. Zabawne, że istniały na świecie osoby, które potrafiły się cieszyć z każdej najmniejszej rzeczy. Poniekąd zdecydowanie było czego zazdrościć.

***

Makijaż ledwo przywarł do mojej wyschniętej od leków skóry. Wyglądałam w nim jeszcze gorzej niż bez niego, ale musiałam zignorować fakt, że prawdopodobnie po godzinie zdąży mi się już wszystko całkowicie zważyć na buzi, ponieważ nie mogłam zmarnować wyjścia z domu po raz pierwszy od dziesięciu dni i wyglądać jak menel, którym na codzień byłam.

Stanęłam na ganku w oczekiwaniu aż podjedzie po mnie Kylie i przez chwilę przeszła przeze mnie myśl, żeby zapalić, ale postanowiłam zachować silną wolę i słuchać się zaleceń lekarza. Dzisiaj same rozważne decyzje, pomyślałam, choć oczywiście jak się później okazało, moja rozwaga nie miała nic wspólnego z rzeczywistością.

Dochodziła już prawie ósma, gdy podjechałyśmy na parking niedaleko baru u Kyle'a, w którym jeszcze kilka tygodni temu rozegrałam pokera swojego życia. Zdawałam sobie sprawę, że skoro ten bar należał do Mitchellów, zastanę w nim Chrisa czy też Deana, jednak moja rudowłosa towarzyszka nie wspomniała nic o obecności Noah.

Gdy tylko zauważyłam jego czarne bmw stojące na parkingu, zaczęłam się lekko stresować. Przegryzłam nerwowo dolną wargę i przystanęłam na chwilę przy drzwiach auta Kylie. Dziewczyna spojrzała na mnie zdezorientowana i uniosła wysoko brwi.

— A tobie co?

— Nie mówiłaś, że ma być Noah — powiedziałam wprost, na co ona jedynie zmarszczyła nos i rozejrzała się dookoła.

— Faktycznie — powiedziała, gdy tylko jej wzrok powędrował na niedaleko stojący samochód. — Bo nie wiedziałam, umówiłam nas tylko z Kaydenem. Można wiedzieć czemu cię to jakkolwiek rusza?

— Nie rusza — mruknęłam obojętnie, gdy tylko wyczułam w jej tonie podejrzliwość. Lynn dmuchnęła nosem i uśmiechnęła się lekko, ale nie zdecydowała się na żaden komentarz, za co byłam jej bardzo wdzięczna.

Z Blainem nie miałam kontaktu od soboty, gdy niespodziewanie pojawił się w szpitalu. Nie odzywał się do mnie, a ja również nie zamierzałam odzywać się do niego. Wiedziałam, że miał gości, w końcu odwiedzili go jego tajemniczy znajomi z Teksasu, więc tym bardziej odpuściłam zadręczanie się tym, dlaczego nie postanowił się do mnie odezwać.

Poza tym, nie ukrywajmy, on zachowywał się w ten sam sposób na tyle często, że można było do tego przywyknąć. Między nami widniała wysoka na kilkanaście metrów ściana, a ja ledwo odrastałam od ziemi, więc przeskoczenie jej wydawało się dla mnie wręcz niemożliwe.

Po wejściu do środka pierwsze co ujrzałam to uśmiechniętą postać Kaydena Adamsa, który gdy tylko mnie zauważył, szybkim krokiem podszedł do mnie i objął mnie tak mocno, że ledwo byłam w stanie oddychać, nie mówiąc o przeszywającym, nieprzyjemnym dreszczu na fakt, że ktoś w ogóle wdał się ze mną w tak bliski kontakt.

— Mam problem z sercem, płuca chciałabym jeszcze zachować w możliwie dobrej formie — wykrztusiłam.

— Wybacz — powiedział, po czym automatycznie wypuścił mnie ze swoich ramion i spojrzał na mnie z troską. — Jak się czujesz?

— Gdy pozwalasz mi oddychać, to rewelacyjnie — odparłam, a Kayden od razu przewrócił oczami.

— Za tym chyba tęskniłem najbardziej. — Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a następnie przeniósł wzrok na stojącą obok mnie Kylie. — Za tobą też, maleńka.

— Błagam, zatrzymajcie tą karuzelę żenady. — Wywróciłam oczami widząc jak Kayden objął dziewczynę swoim ramieniem, a następnie puścił do niej wymownie oczko.

— Dajcie mi piwa — powiedziała jedynie uradowana Kylie, po czym pociągnęła mnie za nadgarstek w głąb dość zatłoczonego, jak na środek tygodnia, lokalu.

Przepchałyśmy się przez tłum ludzi i podeszłyśmy do baru. Oparłam się o blat między Kylie a Adamsem, a po chwili podszedł do nas barman, którym okazał się być Chris Mitchell.

— Was to się na wieczorku karaoke nie spodziewałem — powiedział uśmiechając się szeroko. — Jak tam, Aylin, będziesz żyć czy zbierać na wieniec?

— Aż tak mało ci ojciec płaci, że musisz odkładać na bukiet pogrzebowych kwiatków? — Uniosłam brwi lustrując chłopaka, a on od razu wybuchł śmiechem. Po chwili dołączyła do niego Kylie i Kayden, a na końcu nie wytrzymałam i również się roześmiałam. — Dobra, skończyły mi się żarty na dziś. Poproszę colę, panie barmanie.

— Kiedyś mówiłaś, że nie lubisz drinka z colą — powiedział zdezorientowany.

— Nie lubię połączenia wódki z colą — przyznałam. — Dlatego poproszę samą colę.

— Bierze leki, nie myśl sobie, że robi to z własnej woli — wtrąciła od razu rudowłosa, a ja posłałam jej piorunujące spojrzenie.

— Ach, to wiele wyjaśnia. — Chris zaśmiał się ponownie, następnie przyjął również zamówienie od moich towarzyszy i przystąpił do przygotowywania napojów.

Usiadłam na wysokim barowym krześle i zaczęłam rozglądać się dookoła. Nie żebym chciała znaleźć wzrokiem w tym tłumie kogoś konkretnego.

Z głośników wydobywała się spokojna rockowa muzyka, co automatycznie wywołało na mojej skórze dreszcze. W końcu poczułam, że żyję, a nie tylko egzystuję leżąc w łóżku i oglądając po raz setny Przyjaciół.

— Jak będą puszczać Taylor Swift to idę śpiewać — krzyknęła w naszą stronę Kylie, przekrzykując tym samym muzykę, która zrobiła się trochę głośniejsza.

— Pójdę z tobą, chyba nawet znam jedną piosenkę — powiedział z rozbawieniem Kayden, a ja popatrzyłam na niego sceptycznie.

— Tak, a jaką?

— No tą taką wiecie... — przerwał i zaczął nucić, ale wychodziło mu to na tyle nieudolnie, że razem z Kylie wymieniłyśmy się spojrzeniami i roześmiałyśmy się głośno.

— Jak śpiewasz tak jak nucisz, to ja wychodzę. — Zaśmiałam się jeszcze głośniej i w tym samym momencie rozbrzmiała jedna z moich ulubionych i bardzo znanych piosenek.

Przeniosłam spojrzenie prosto na scenę, na której stała prześliczna brunetka z mikrofonem w ręce. Nie miałam pojęcia kim jest, ale zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że w naszym mieście w wakacje przybywało tyle turystów, że miałam prawo nie widzieć jej nigdy na oczy. Ubrana w obcisłą małą czarną, do tego ciężkie buty tego samego koloru. Musiałam przyznać, że jako wielbicielka kobiecej urody, jej od razu mnie zachwyciła. Jak można być tak pięknym, pomyślałam z przekąsem. W jednym momencie pomachała w stronę publiczności jakby kogoś wolała, żeby do niej dołączył. Tak też się stało, gdy zaraz po tym na scenie pojawił się tuż obok niej umięśniony brunet.

Spójrz mi w oczy, a zobaczysz, ile dla mnie znaczysz — zaśpiewał chłopak spoglądając na dziewczynę obok, a mnie po ciele automatycznie przeszły dreszcze.

Zajrzyj w moje serce, a zobaczysz, że nie ma tam nic do ukrycia — dołączyła się ciemnowłosa, a ja w tamtym momencie zorientowałam się, że ta dwójka musiała być parą. Każde ich spojrzenie i każdy uśmiech sprawiał, że i ja się uśmiechnęłam. Cała ta scena była tak urocza, a ich głosy tak cudownie ze sobą współgrały, że momentalnie z wielkiego gwaru, w barze wśród publiczności, nastała totalna cisza.

Kylie również nie mogła spuścić z nich wzroku, Kayden też wydawał się być pochłonięty. Przeniosłam swoje spojrzenie z powrotem na śpiewającą parę i poruszając ustami, bezsłownie wypowiadałam słowa piosenki razem z nimi.

Nie mów, że nie warto o to walczyć.

W pewnej chwili rozejrzałam się ponownie dookoła siebie, a gdy tylko mój wzrok powędrował wzdłuż długiego i zauważyłam kto siedzi na jego końcu, przełknęłam głęboko ślinę.

Nic nie poradzę, że niczego nie pragnę bardziej.

Noah patrzył na mnie opierając się łokciami o bar, a rękach trzymał kufel piwa. Kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały, na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, po czym podniósł rękę i machnął w moim kierunku na przywitanie. Odpowiedziałam mu tym samym i od razu odwróciłam spojrzenie. Pamiętaj o oddychaniu, Aly.

— Wiesz, że to prawda. Wszystko co robię, robię dla ciebie* — dokończyli wspólnie nie spuszczając z siebie wzroku, a na ich twarzach pojawił się szeroki uśmiech, po czym wszyscy zaczęli głośno klaskać i gwizdać.

— Nie miałem pojęcia, że oni potrafią śpiewać — powiedział Kayden, a ja od razu spojrzałam na niego w zdumieniu.

— Ty ich znasz?

— To Cassian, a jego dziewczyna to Emerly — wtrąciła Kylie, na co mój wciąż zdezorientowany wzrok od razu na nią powędrował. — To ci z Houston, no wiesz, przyjaciele Noah.

Otworzyłam usta nie kryjąc zaskoczenia. A więc to byli ci tajemniczy znajomi Blaine'a. Zawsze wyobrażałam sobie ich jako nieprzyjemnych ludzi z kryminalną przeszłością, głównie z tego względu, że cała tajemnica owiana wokół jego wcześniejszego wyjazdu, wydawała się na tyle podejrzana, że sądziłam, że musi być coś z nimi nie tak. Jednak oni wydawali się tacy... zwyczajni. Pomijając fakt, że uroda dziewczyny do zwyczajnych nie należała.

— Poznaliśmy się na wyścigach w sobotę — dodał Adams widząc szok wymalowany na mojej twarzy. — Całkiem w porządku ludzie. Jest z nimi też Liam.

— Wy się poznaliście w sobotę — sprostowała rudowłosa. — Ja miałam okazję poznać ich jak jeszcze odwiedzałam Blaine'ów w Los Angeles.

Skinęłam głową i zwinęłam usta w wąski pasek. W tym samym momencie spojrzałam również z powrotem na drugi koniec baru, gdzie wcześniej siedział Noah. Znajdował się w tym samym miejscu, ale tym razem na mnie nie patrzył. Rozmawiał z niewysokim blondynem, który, jak wywnioskowałam, musiał być tym trzecim przyjacielem, Liamem.

Upiłam łyka coli nie spuszczając z nich wzroku, a po chwili dołączyła do nich roześmiana dwójka, która jeszcze chwilę temu dała piękny występ na scenie. Rozmawiali o czymś śmiejąc się wesoło, a Noah spoglądał z jednego na drugiego z tym swoim poważnym wyrazem twarzy. Po chwili moje spojrzenie wyłapała Emerly i zmrużyła oczy z zaciekawieniem, na co ja od razu odwróciłam się speszona z powrotem w stronę moich siedzących obok towarzyszy.

Jednakże ostatnią rzeczą, którą bym się spodziewała, było to, że po zaledwie minucie, ta sama dziewczyna znalazła się tuż obok mnie.

— Cześć wam — zaświergotała, a energia jaka z niej emanowała mogłaby wręcz wskrzeszać martwych.

— Dałaś niezły pokaz, Em — odparł uradowany Kayden.

— Wiedziałam, że coś tam sobie z Cassianem śpiewacie, ale kto by pomyślał, że aż tak — dodała Kylie, po czym uniosła kufel swojego piwa w stronę brunetki. Ta natomiast uśmiechnęła się nieśmiało, a następnie jej wzrok skupił się na mojej osobie.

— My się chyba nie znamy, jestem Emerly — powiedziała uprzejmie wyciągając do mnie swoją dłoń.

— Aylin — odpowiedziałam ściskając jej rękę i uśmiechnęłam się najszczerzej jak potrafiłam.

— Oczywiście. — Uniosła znacząco brwi, ale nie zdążyłam wyczytać z jej twarzy co takiego miała tym samym na myśli, ponieważ od razu przeniosła spojrzenie na resztę. — Dołączycie do nas? Założyłam się z Liamem, że jak upijemy trochę Blaine'a to namówię go do śpiewania.

— Tego nie chcę przegapić! — Adams klasnął w dłonie, a Kylie głośno się roześmiała. Ja również parsknęłam śmiechem, ponieważ akurat to, było zdecydowanie czymś, co chciałabym zobaczyć.

Tym samym w czwórkę zmierzyliśmy w stronę Noah i reszty jego znajomych. Oczywiście, gdybym piła, to spotkanie przyszłoby mi z większą łatwością, ale nie można uzależniać swoich decyzji od stężenia alkoholu we krwi, więc czas przełamywać własne bariery.

— Przyprowadziłam Aly! — krzyknęła uradowana Emerly, co automatycznie skierowało całą uwagę wprost na mnie. Cudownie. — No i Kylie z Kaydenem, rzecz jasna — dodała po chwili, gdy tylko wymieniła tajemnicze spojrzenia z siedzącym przy barze Noah.

— Liam Jimenes. — Blondyn uścisnął moją rękę, a na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech.Miło poznać.

— Aylin — odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.

— Puść w końcu jej rękę i przestań się gapić, bo wystraszysz nam dziewczynę — burknął Cassian i podszedł do mnie bliżej, a na jego twarzy pojawił się szczery i pełny uprzejmości uśmiech. — Uważaj na niego, bywa strasznie nachalny.

— Zapamiętam — odparłam z rozbawieniem i poczułam jak wzrok Blaine'a przeszywa mój profil.

— Cassian Scott — przedstawił się od razu, a ja skinęłam głową, po czym zmarszczyłam w zdezorientowaniu czoło. Dlaczego, do cholery, jego nazwisko było takie samo jak ich zmarłego przyjaciela?

Dobra, kto co pije? — Emerly klasnęła w dłonie po czym podeszła do baru i odsunęła Noah mocniejszym ruchem na bok. — Przesuń się — rzuciła w jego stronę dźgając go łokciem w ramię. — Mój chłopak stawia, więc przyjmuję zamówienia!

— No chyba cię pogięło, Wren — obruszył się Cassian i założył ręce na piersi jak obrażone dziecko, co było dość komiczne biorąc pod uwagę jego wygląd. Wyglądał jakby całe życie spędził na siłowni. Dosłownie. Nie oszukuję.

— Jeszcze raz po nazwisku, a masz pozamiatane. — Emerly wywróciła oczami, po czym sprawnie złożyła zamówienie u Chrisa, który pojawił się za barem.

Przez pierwsze minuty czułam się dość niezręcznie, zwłaszcza, że Noah nie odezwał się do mnie ani słowem, oprócz tego, że oczywiście skanował mnie swoim spojrzeniem, co umiejętnie ignorowałam, tak jak on zresztą ignorował mnie.

Jednakże w tamtej chwili nie wiedziałam jeszcze, że jego obojętność względem mojej osoby była chyba lepsza niż to, co wydarzyło się później.

*********

Jak zwykle czekam na wasze komentarze.
Jeśli podobał Ci się rozdział, zostaw gwiazdkę lub daj znać, że jesteś :-) Do następnego ❤️

*Bryan Adams - Everything I do, I do it for you

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro