Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. Pewne rzeczy się nie zmieniają

— Aylin, kurwa, to naprawdę nie ma sensu, gdy oszukujesz.

— Och, Connor — mruknęłam z szerokim uśmiechem na twarzy i rzuciłam zalotne spojrzenie mojemu siedzącemu naprzeciwko przyjacielowi. — Dalej nie potrafisz pogodzić się z przegraną.

Michael wywrócił oczami i odrzucił swoją talię kart na łóżko. Oparł się rękoma o łóżko i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Ja natomiast podsunęłam się wyżej i uniosłam wysoko brwi wpatrując się w jego brązowe oczy, które zdawały się krążyć po mojej twarzy szukając odpowiedzi na pytanie, którego treści nie znałam.

— Jak ty się czujesz? — wykrztusił w końcu.

— Pytałeś mnie już godzinę temu — odpowiedziałam od razu cicho wzdychając. Od ostatnich lat najwyraźniej nikt nie nauczył się, że naprawdę nienawidziłam tego pytania. — Od tamtej pory nic się nie zmieniło.

Mike skinął głową i spojrzał gdzieś w bok rozmyślając nad czymś głęboko. Zazwyczaj walił prosto z mostu, a tym razem ewidentnie leżało mu na sercu coś o czym nie do końca chciał ze mną rozmawiać. Tym samym sprawił, że zaczęłam się coraz bardziej irytować.

— Myślę, że powinnaś z nią porozmawiać.

— Z kim? — dopytałam, ale po chwili dotarło do mnie co konkretnie miał na myśli.

Pokręciłam głową dając mu tym samym do zrozumienia, że nie mam zamiaru. Nie miałam zamiaru rozmawiać ze swoją mamą na temat jej choroby, która na dobrą sprawę u mnie nie została jeszcze zdiagnozowana.

We wtorkowy poranek zlecono mi badanie ekg, następnie echokardiografię serca. Już po południu przyczyną mojego samopoczucia okazało się zapalenie osierdzia. Mimo wyjaśnień lekarza, nie jestem w stanie dokładnie opisać co tak naprawdę to oznacza, oprócz tego, że jest to związane z funkcjonowaniem mojego serca.

Dzięki temu, że mój tato od razu zabrał mnie do szpitala, leczenie miało polegać jedynie na obserwacji w szpitalu i przyjmowaniu odpowiednich leków. Objawy, które mi towarzyszyły zazwyczaj są bagatelizowane ze względu na te łudząco przypominające zwykłe przeziębienie, tak jak delikatne duszności czy kaszel. Nie mogłam odjąć swojej mamie tego, że po raz pierwszy mogłam jej cokolwiek zawdzięczyć, ponieważ gdyby nie pojawiła się i nie wspomniała tacie o swojej chorobie, a także o tym, że może być ona dziedziczna, nie zabrałby mnie do szpitala na badania.

Żeby nikt nie zrozumiał tego jako jej czysty gest z dobroci serca i chęci chronienia swojej córki. Co to, to nie. Mojej mamie został zdiagnozowany toczeń rumieniowaty na tyle późno, że zdążył zasiać w jej tkankach delikatne zniszczenie, a dokładnie jej nerka przestała funkcjonować tak jak powinna. Moja mama, jak już wspominałam, nie posiadała rodziny, jedyną jej krewną byłam ja. Co za tym idzie, jako jedna z niewielu mogłam zostać jej dawcą.

Kolejki do przeszczepów zazwyczaj są ogromne, a że w jej przypadku na tamten moment nie istniało realne zagrożenie życia, ona w tej kolejce istniała na szarym końcu. Musiałby znaleźć się dobrowolny dawca. Tak więc rozwiewając wszelkie wątpliwości, które wzbudziła swoim powrotem, nie pojawiła się w moim życiu dla mnie. Pojawiła się w moim życiu dla siebie. A kilkanaście lat temu myślałam, że nie mogła być większą egoistką.

Wracając do mojego stanu zdrowia, zapalenie osierdzia może powodować kilka rzeczy. Jednym z nich jest rozwijający się toczeń. I ktoś mógłby zapytać, jakie istniało prawdopodobieństwo, że jedyne co przekazała mi moja mama, to jej choroba, ja odpowiedziałabym, że zważywszy na moje nieopisane szczęście w życiu, bardzo wysokie.

Tak więc, mój pobyt w szpitalu trwał już równo cztery dni, podczas których badano mnie pod każdym kątem, aby móc potwierdzić lub obalić wszelkie podejrzenia. Jednoznacznych wyników nadal nie miałam, ale lekarze twierdzili, że skoro w rodzinie występuje ta choroba, do tego wszystkie objawy, które tygodniami dawały mi znaki, a ja je bagatelizowałam, jak na przykład czerwone plamy na policzkach, to istnieje duże ryzyko, że odziedziczyłam to świństwo. Natomiast moje zawsze negatywne podejście do życia sprawiło, że tym razem postanowiłam zostać optymistką i nie zamartwiałam się na zapas. W końcu tak naprawdę mogłam być zdrowa, a zapalenie osierdzia mogło być spowodowane jakąkolwiek infekcją bakteryjną, prawda?

Chociaż jeśli faktycznie chorowałabym na to samo, to istnieją również plusy. Nie musiałabym mówić swojej mamie, żeby delikatnie mówiąc, spieprzała, bo nie zamierzałam oddać jej swojej nerki, ponieważ mało obchodziły mnie jej rozpadające się narządy. Wtedy problem rozwiązałby się sam, bo automatycznie nie mogłabym zostać dawcą. Już sama nie wiedziałam co byłoby lepsze.

— Jak tam sprawa wygląda między tobą a Caroline? — zapytałam po chwili widząc jak Mike'a wciąż coś dręczy.

— Wszystko po staremu — odparł beznamiętnie spoglądając na ścianę znajdującą się tuż za moimi plecami. — A jak sprawa wygląda między tobą a Noah?

Tego pytania zdecydowanie się nie spodziewałam. Michael wciąż próbował cokolwiek wyciągnąć ze mnie na ten temat, ale po setnym zapewnieniu go, że nie ma o czym rozmawiać, odpuścił. A przynajmniej myślałam, że tak było.

— Nie rozumiem. — Zamrugałam szybciej, a następnie zmarszczyłam czoło uważnie mu się przyglądając.

— Rozmawialiście?

— Nie, nie rozmawialiśmy, bo nie mamy o czym.

— Mhm — mruknął jedynie, ale moja odpowiedź nie zaspokoiła jego ciekawości, co mogłam idealnie wyczytać z wyrazu jego twarzy.

Z Blainem nie miałam żadnego kontaktu od naszego ostatniego poniedziałkowego spotkania. Od momentu, w którym opuściłam jego mieszkanie zaraz po spotkaniu z jego mamą. Nie miałam pojęcia czy Noah w ogóle wiedział, że jestem w szpitalu, nie byłam również pewna czy w jakikolwiek sposób mnie to interesuje. Cały czas miałam sprzeczne odczucia względem tego chłopaka. Wzbudzał we mnie zdecydowanie zbyt dużo emocji, których nie do końca potrafiłam zinterpretować.

Przecież nie zamierzałam zmarnować swojego zdrowia psychicznego na następnego mężczyznę w swoim życiu. Nie tym razem. Tym razem to ja byłam najważniejsza.

Może Noah miał rację. Może byłam księżycem z jego opowiedzianej po pijaku historii. Ja byłam księżycem, on był słońcem. Będziemy na tym świecie wspólnie, ale na zawsze osobno. I dla spokoju mojej wymęczonej dramatycznymi wydarzeniami duszy, takie rozwiązanie wydawało się być tym odpowiednim.

Po kilku minutach trwającej między nami dziwnie niezręcznej ciszy, w sali pojawił się mężczyzna ubrany w biały kitel. Przebywałam wciąż w szpitalu, więc nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że tym mężczyzną była osoba, którą dobrze znałam.

— A to ci niespodzianka — powiedział wysoki brunet wsuwając dłonie w kieszenie swojego kitla.

— Nate? Jesteś lekarzem? — Michael zlustrował wzrokiem chłopaka, którego wspólnie poznaliśmy na pokerze, a następnie kilka dni wcześniej spędziliśmy wspólnie kilka godzin najpierw na plaży, a później na boisku.

— Nie do końca — odpowiedział podchodząc bliżej nas. Oparł się łokciami o barierkę mojego łóżka i przeczesał swoje idealnie przystrzyżone i ułożone włosy. — Jestem rezydentem, do lekarza jeszcze przede mną daleka droga. Jestem w trakcie specjalizacji na kardiologa, a dziś wysłali mnie, żebym zabrał pacjentkę z zapaleniem osierdzia na dodatkowe badania. Kto by pomyślał, że będziesz to ty.

— Jestem również zaskoczona, ale lekarza w naszym towarzystwie jeszcze nie było, także nie mogłam trafić lepiej. — Roześmiałam się wesoło i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Moje życie nie przestawało mnie zaskakiwać.

Podniosłam się z łóżka i przeciągnęłam się wydając z siebie ciche jęki, ponieważ leżenie od czterech dni w łóżku sprawiło, że byłam jeszcze bardziej pospinana niż zazwyczaj. Jedynym z plusów było to, że nie mogłam palić papierosów, chociaż pierwszego i drugiego dnia niemal wyrwałam sobie wszystkie włosy próbując powstrzymać się od schowania się gdzieś na dachu i zaciągnięcia chociaż kilku buchów. Nikotyna była moim lekiem na stres, a tym razem musiałam poradzić sobie z tym inaczej.

— Oficjalnie możesz wrócić do swojego domu — skierowałam słowa do mojego przyjaciela. — Wykąp się chociaż, bo siedzisz tu ze mną już drugi dzień bez przerwy, a smród szpitalnego korytarza wystarczająco przyprawia mnie o mdłości. Dobrze, że zębów myć nie musisz, bo i tak nie są twoje.

— Nie słuchaj jej. — Zignorował moją uwagę i jedynie wywrócił oczami, a następnie spojrzał na przyglądającego się nam Nate'a. — Na codzień jest nudna jak flaki z olejem, a przy innych próbuje być zabawna.

Nate roześmiał się głośno, a ja posłałam Michaelowi piorunujące spojrzenie. On natomiast wzruszył ramionami, po czym również wstał i przeczesał rękoma swoją koszulę. Kto przychodzi w odwiedziny do szpitala w pieprzonej białej koszuli?

— Współczuję — powiedział do chłopaka mijając go w progu. — Odkąd nie może jarać swoich śmierdzących szlugów ani pić alkoholu, zamienia się we wredną sukę.

— Ja tu dalej stoję. — Szturchnęłam Michaela łokciem, a on puścił mi oczko i uśmiechnął się szeroko.

— Przyjdę wieczorem.

— Bez kebaba nawet nie przychodź, mój żołądek się tego domaga — burknęłam wyginając usta w sztuczny i ironiczny uśmieszek.

Chwilę później Mike zniknął za drzwiami, a ja z powrotem przeniosłam swoje spojrzenie na Nate'a, który stał wpatrując się we mnie z rozbawieniem. Jego postać mogłabym porównać do greckiego Boga, ale byłaby to obraza dla mojego szanownego przyjaciela, który swoją perfekcją nie mógł się równać z nikim. Nie zmieniało to jednak faktu, że brunet stojący na przeciwko mnie był dość pociągający, aczkolwiek chyba nie do końca w moim typie. Ja sama nie wiedziałam nawet czy jeszcze miałam jakiś swój typ oprócz tego, że od niedawna zaczęłam gustować właśnie w brunetach. Zaskakująca informacja, prawda?

— Żałuję, że wcześniej nie spędzałem z wami więcej czasu po tym jak się poznaliśmy — powiedział jedynie unosząc brwi ku górze, a z jego twarzy nie znikał szczery uśmiech. — Wasza relacja wydaje się być... ciekawa.

— Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. — Zaśmiałam się szczerze, na co Nate od razu odpowiedział tym samym, a kilka sekund później obydwoje udaliśmy się do pokoju zabiegowego.

***

Późnym wieczorem, wypruta z jakiejkolwiek mocy, wsunęłam się pod kołdrę odkrywając się po sam nos. Dopadł mnie niewielki, ale zdecydowanie dający o sobie znać, ból w okolicy mostka, który promieniował aż do barku. Leki, które przyjmowałam stłumiły trochę objawy, które mi towarzyszyły, ale czasami wciąż odczuwałam dyskomfort, zwłaszcza wieczorami.

Mój tato razem z Michael'em odwiedzili mnie ponownie tego dnia późnym popołudniem. Zjadłam kebaba, o którym marzyłam przez ostatnie dni, następnie pooglądaliśmy jakieś głupie filmy, a gdy tylko zaczęło łapać mnie zmęczenie, obydwoje wrócili do domów.

Larry głównie dlatego, że z samego rana musiał zjawić się w pracy, a Mike dlatego, że siłą go wygoniłam. Większość dnia spędzał zawsze ze mną, dwa razy nawet spał na fotelu tuż obok mnie, co uważałam za przeurocze z jego strony, ale przecież nie umierałam, więc nie było powodu, żeby zrezygnował ze swojego życia tylko dlatego, że ja miałam spędzić swoje przez tydzień w szpitalu.

Caroline odwiedziła mnie raz, dnia poprzedniego, ponieważ musiała poświęcić trochę więcej czasu na pracę, którą już niedługo miała rozpocząć i pisała rożnego typu artykuły, aby jej przełożony mógł dokładnie je zanalizować i przydzielić jej tym samym konkretny dział, którym miałaby się zajmować.

Kylie natomiast przesiadywała ze mną równie często jak Mike, z wyłączeniem godzin, w których umówiona była z Kaydenem, co nie ukrywam, było dla mnie dość zbawienne. Kochałam tą rudą czuprynę, ale spędzanie z nią więcej czasu niż była potrzeba, potrafiło przytłaczać. Zazwyczaj buzia się jej nie zamykała, a jedyne o czym wciąż słuchałam to o tym, jak bardzo dobrze toczy się jej relacja z Adamsem. Nie zrozumcie mnie źle, cieszyłam się jej szczęściem, ponieważ w głębi serca od początku im kibicowałam, ale widok zakochanej Kylie, zakochanej Caroline i zakochanego Michaela, czasami przyprawiał mnie wręcz o mdłości. Nie samą miłością człowiek żyje, a już z pewnością jeśli chodzi o mnie.

Z tego co mi wiadomo, moja matka od siedmiu boleści, również ubiegała się o spotkanie ze mną, ale każdy rozumiał, że ze względu na wszystkie zaistniałe okoliczności, akurat jej nie chciałam widzieć. W gruncie rzeczy jedyną osobą, którą ewentualnie mogłabym chcieć zobaczyć był... Wróć. Nawet o tym nie myśl.

Przewróciłam się na drugi bok próbując znaleźć sobie wygodne miejsce do spania, ale sen, choć naprawdę usilnie się starałam, nie nastąpił. Położyłam się z powrotem na plecach i wydmuchałam głośno powietrze w akcie bezsilności. Dlaczego zawsze nocą musiałam tak dużo myśleć?

Po kolejnych próbach uśnięcia, zrezygnowana wywlokłam się z łóżka. Założyłam na stopy kapcie, a następnie podeszłam do drzwi i wychyliłam głowę za korytarz. Gdy upewniłam się, że nie krąży nigdzie żadna zmęczona życiem pielęgniarka, która ze swoim sztucznym i wymuszonym uśmiechem, zaciągnęłaby mnie z powrotem do łóżka, zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam ciemnym korytarzem w stronę niedużego tarasu znajdującego się kilkanaście metrów dalej.

Często, kiedy nie potrafiłam zasnąć, a nie potrafiłam zasnąć w zasadzie codziennie, wychodziłam na zewnątrz zaczerpnąć chociaż odrobinę świeżego powietrza. Oparłam się o barierkę i rozejrzałam po opustoszałym parkingu. Następnie spojrzałam w górę spoglądając w duży srebrny księżyc i towarzyszące mu na niebie gwiazdy.

Stałam tak w samotności przez kolejne kilka minut aż nagle usłyszałam za sobą ciężkie kroki. Odwróciłam się od razu, a bicie serca przyspieszyło, ponieważ wiedziałam doskonale, że dostanę potężny opieprz od osoby, która mnie tu znalazła.

Jednak tą osobą na szczęście okazał się być Nate Hussain. Jego buzia miała łagodny wyraz twarzy, więc od razu odetchnęłam z ulgą. On przynajmniej nie będzie krzyczał.

— Kazano mi zrobić nocny obchód — wytłumaczył mi od razu, a ja automatycznie skinęłam głową i podeszłam bliżej niego.

— Już idę, doktorze — rzuciłam z nutą sarkazmu, a kącik jego ust powędrował ku górze. — Jakbym całymi dniami miała siedzieć w tej zatęchłej sali to dostałabym depresji.

— Możesz wychodzić na spacery za dnia.

— Ale za dnia nie zobaczę gwiazd — powiedziałam cicho, po czym minęłam chłopaka i skierowałam się w stronę wejścia.

— Aly? — Usłyszałam jego głos za swoimi plecami, więc automatycznie odwróciłam się w jego kierunku spoglądając na niego pytająco. — Ty i Blaine — Kurwa, naprawdę? — Spotykacie się czy coś?

— Nie — powiedziałam od razu, a mój głos przybrał dziwnie nieprzyjemny ton.

— Och, w porządku — mruknął niby obojętnie i wzruszył ramionami. — Czysta ciekawość, nie gniewaj się.

— Skąd to pytanie? — Założyłam ręce na piersi nie spuszczając wzroku z ewidentnie speszonego chłopaka. — Ledwo mnie znasz.

— Myślałem, że to do ciebie przychodzi tutaj codziennie.

Trzydzieści sekund. Tyle zajęło dotarcie słów Nate'a do mojego umysłu. Chociaż mimo, że dotarło, nie do końca chyba rozumiałam ich sens.

— O-o czym ty mówisz? — wyjąkałam zdezorientowana, a moje duszności znów zaczęły powracać.

Czy jeśli przy zapaleniu osierdzia dostanę zawału to umrę chociaż na tyle szybko, że nic nie poczuję?

— Mam od tygodnia nocki — zaczął, a moje całe ciało zaczęło spinać się tak bardzo, aż niemal czułam ból. — Noah siedział codziennie późnym wieczorem w poczekalni, później znikał. Myślałem, że odwiedza kogoś bliskiego, a dopiero dziś wziąłem dodatkowy dyżur za dnia i dowiedziałem się, że leżysz na tym oddziale ty. Połączyłem kropki i stąd moje pytanie, ale widocznie się pomyliłem, więc zapomnij.

Gdybym była w tamtym momencie postacią z kreskówki, szczęka opadłaby mi do samej ziemi. Stałam jak wryta próbując zmusić swój mózg do ponownej kontroli nad resztą ciała. Przełknęłam głęboko ślinę i głośno wydmuchałam powietrze.

Przecież z pewnością nie przychodził do mnie. Za dnia ani razu mnie nie odwiedził. Co więcej, on nawet się do mnie nie odezwał. Nie napisał głupiej wiadomości, więc dlaczego miałby nocami siedzieć na moim oddziale? Żadna odpowiedź na to pytanie nie przychodziła mi do głowy. Możliwe, że Noah faktycznie przychodził tutaj do kogoś innego, tylko do kogo?

— Chodź, zanim zamarzniesz w tej koszuli, a ja dostanę po głowie za to, że nie leżysz w swojej sali o tej godzinie. — Słowa Nate'a wyrwały mnie z krótkiego zawieszenia.

Po chwili odwróciłam się i weszłam bez słowa do środka. Czułam za sobą kroki chłopaka, który szedł za mną, żeby upewnić się czy na pewno pójdę tam gdzie powinnam. Rzuciłam mu szybkie cześć na odchodne i zamknęłam za sobą drzwi pomieszczenia. Oparłam się całym ciałem o ścianę i zamyśliłam się na sekundę, ale po chwili pomachałam głową wyrzucając z siebie przechodzącą przeze mnie chęć pójścia w stronę poczekalni i upewnienia się, że tej nocy Blaine'a tam nie było.

Bo w końcu nawet jeśli by tam był, to przecież nie dla mnie.

Położyłam się z powrotem do łóżka. W momencie, gdy przymknęłam powieki i zobaczyłam przed sobą obraz błękitnych oczu, jęknęłam sama do siebie i zarzuciłam na głowę poduszkę. Zazwyczaj krótki moment spędzony na świeżym powietrzu sprawiał, że łatwiej mi się zasypiało. Tej nocy jednak było całkowicie odwrotnie.

***

Następnego ranka, po dość ciężkiej i nieprzespanej nocy, nie było dane pospać mi dłużej, ponieważ nagle poczułam jak mój materac ugina się po czyimś ciężarem.

Po otwarciu oczu jakie było moje zdziwienie, gdy zastałam przed sobą Aarona Blaine'a uśmiechniętego od ucha do ucha. Przetarłam oczy, a następnie zmrużyłam je, aby wyostrzyć wzrok i upewnić się czy na pewno mój umysł nie płata mi figli.

— Za jakie grzechy świata? — bąknęłam i wysunęłam się do pozycji siedzącej.

Aaron, gdy tylko dowiedział się od Caroline o tym, że przebywam w szpitalu, kontaktował się ze mną kilka razy wypytując o moje samopoczucie. Później spamował mi rożnego typu, nie do końca zabawnymi memami, ale na tym nasz kontakt się kończył. Z pewnością nie spodziewałam się, że w końcu mnie odwiedzi.

— Też się cieszę, że cię widzę — powiedział z entuzjazmem. — Wyglądasz strasznie blado, ale spokojnie, w takim wydaniu również cię przyjmę.

— Kamień z serca — wymamrotałam, a następnie uniosłam wysoko brwi wpatrując się w chłopaka.

— Przyszedłem, ponieważ poznałem dziewczynę — Ciekawie się zaczyna, nie ma co. — A jako moja przyszła żona numer jeden chcę poznać twoją opinię. No i przy okazji można powiedzieć, że trochę się stęskniłem, ostatnio nie widywaliśmy się zbyt często, a teraz gdy leżysz na tej umieralni stwierdziłem, że powinienem cię w końcu odwiedzić.

— Strasznie miło z twojej strony — powiedziałam, a na moją twarz wkradł się mimowolny uśmiech. Młody Blaine zdecydowanie potrafił poprawić humor, w przeciwieństwie do jego starszej wersji, rzecz jasna. — Pokaż tą moją rywalkę.

Aaron wyszczerzył zęby jeszcze bardziej i z zadowoleniem przysunął się bliżej mnie, a następnie wyciągnął telefon i pomachał mi przed oczyma zdjęciem dziewczyny.

— Ma na imię Lily, chodzi jeszcze do liceum.

— Myślałam, że wolisz starsze — rzuciłam zaczepnie, a on roześmiał się wesoło.

— Jest dojrzała jak na swój wiek — odparł z dumą.

— Widzę, że blondynki to twój gust — powiedziałam przyglądając się uważnie ślicznej dziewczynie z dziecięcą urodą.

— No, to zdecydowanie u nas rodzinne. — Poruszył znacząco brwiami, ale kiedy tylko zauważył moje zdenerwowanie, od razu jego twarz przybrała obojętny wyraz. — Mam na myśli Caroline, w końcu Michael również jest blondynem.

Skinęłam głową z delikatnym uśmiechem, ponieważ nie ukrywam, idealnie wybrnął z sytuacji. Aaron, po tym jak nakrył mnie i swojego brata w dość niezręcznej sytuacji na urodzinach Kylie, zaczął zwinnie unikać tego tematu. Zdążył chyba przywyknąć do tego, że za każdym razem czułam się z tym dość niekomfortowo, więc chociaż on postanowił przestać się nade mną znęcać, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna.

— Już nie mogę się doczekać aż ją poznasz — dodał po chwili — Szkoda, że musisz spędzić tu weekend, dzisiaj wieczorem wszyscy wychodzimy na wyścigi.

— Kogo masz na myśli mówiąc wszyscy? — dopytałam z zaciekawieniem.

— Całe twoje towarzystwo, jak i moje — odpowiedział od razu — Nie wspominali ci?

— Raczej każdy zdaje sobie sprawę jakie mam do tego podejście, więc widocznie nie mieli się czym chwalić. — Wzruszyłam obojętnie ramionami i nerwowo przegryzłam policzek spuszczając wzrok w dół.

— Normalnie nie zdołałbym nikogo namówić, ale skoro sam Noah będzie się dziś ścigał, to raczej nie odpuszczą.

Przepraszam, co takiego?

Odchrząknęłam i pokręciłam głową na boki dając tym samym do zrozumienia Aaronowi, że o tym również nie miałam zielonego pojęcia. Owszem, zdążyłam się domyślić, że starszy Blaine kiedyś brał w tym udział, ale ostatnio niechętnie wracał do tego tematu, więc nigdy nie podejrzewałabym, że po raz kolejny zamierza się ścigać. Dlaczego miałby to robić? Dla pieniędzy?

— Przyjechali jego znajomi z Houston — dodał po chwili wyczuwając moje zdezorientowanie. — Nie mam pojęcia w jakim dokładnie celu, skoro wrócił stamtąd dopiero kilka dni temu, ale podejrzewam, że ma to właśnie jakiś związek z tym, że zamierza się dziś ścigać.

Zabawne jak niewiele tak naprawdę wiedziałam o tym chłopaku. Wyścigi, tajemniczy znajomi z Teksasu, jego dwutygodniowy pobyt tam. Nic dziwnego, że nie potrafiłam go w żaden sposób nigdy rozgryźć. Nie da się odkryć kogoś kto wcale nie chciał zostać odkryty.

— Znasz ich? — zapytałam z udawaną obojętnością. Nie chciałam, żeby Aaron pomyślał, że interesuje mnie to bardziej niż powinno.

— Oczywiście — odpowiedział od razu — Znają się od czasów liceum, gdy jeszcze żył Andy i wspólnie spędzali każdą wolną chwilę, jednak po jego śmierci wiele się zmieniło.

Przytaknęłam z wymuszonym uśmiechem i automatycznie postanowiłam zmienić temat, nie chcąc aby moja rozmowa po raz kolejny zeszła tylko na temat Noah. Ileż można.

— I co z tą Lily, zakochałeś się?

— Bardzo zabawne — prychnął pod nosem i pokręcił głową zaprzeczając. — Jestem za młody, żeby wiedzieć co to miłość.

Ja byłam starsza, ale też nie wiedziałam.

Ja w twoim wieku byłam zakochana, a przynajmniej tak wtedy myślałam.

— W tym Lionie, ta? — Zdziwiło mnie to, że Aaron o tym wiedział, więc od razu wyprostowałam plecy spoglądając na niego z wymalowanym szokiem na ustach. — Ludzie gadają. Aly, a ja nie żyję pod kamieniem.

— Niech ci będzie — burknęłam cicho i założyłam ręce na piersi.

Aaron spędził ze mną kolejne pół godziny gadając o totalnych głupotach, ale jego towarzystwo wydawało się być lepszym niż pozostałe, głównie ze względu na to, że nie dopytywał wciąż o moje samopoczucie. Śmialiśmy się tak często, że ze śmiechu rozbolał mnie brzuch, a policzki niemal płonęły. Była to zdecydowanie miła odmiana od kilku dni, która odciągnęła moje negatywne, wciąż przepływające przez moją głowę, myśli.

***

Dochodziła godzina siódma wieczorem, gdy skończyłam oglądać cały kolejny sezon Pamiętników Wampirów, a głowa pulsowała mi z bólu od niebieskiego światła laptopa. Odrzuciłam komputer na stolik obok i zmusiłam się do wyjścia z łóżka i rozprostowania zastałych mięśni.

Zachciało mi się potwornie czegoś słodkiego, więc postanowiłam skoczyć do automatu na zewnątrz po zapas batonów na całą noc. Chyba nie było w tym nic nowego, że słodycze były moim uzależnieniem, a gdy nie miałam jak zapchać ust dymem papierosowym, jadłam je jeszcze częściej.

Jak tak dalej pójdzie to skończy się na tym, że będą musieli mnie z tego szpitala wynosić.

Zarzuciłam na siebie za dużą bluzę sięgającą do połowy ud, ponieważ w części ogólnodostępnej zawsze było okropnie zimno, mimo wysokiej temperatury na zewnątrz. Poczochrane i nie zbyt pachnące świeżością włosy spływały mi swobodnie po plecach, ale byłam pacjentką szpitala, więc miałam prawo wyglądać jak siedem nieszczęść.

— Dzień dobry — powiedziałam uprzejmie mijając w korytarzu pielęgniarkę, która codziennie rano przychodziła podawać mi leki, a także mierzyć temperaturę czy ciśnienie.

Złotowłosa pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie, na co odpowiedziałam jej tym samym. Była jedyną osobą pracującą na tym oddziale, która była stosunkowo miła, a przynajmniej bardzo dobrze wychodziło jej udawanie.

Przeszłam do pomieszczenia, w którym zazwyczaj odbywały się odwiedziny poza prywatnymi salami, w których leżeli pacjenci. Nie lubiłam spędzać tam czasu, ponieważ wszystko było takie sterylne, czyste, białe, że człowiek od razu zaczynał czuć się nieswojo. Do tego ten paskudny zapach.

Wrzuciłam drobne i zaczęłam po kolei naciskać przyciski aż do szuflady zaczęły wskakiwać kolejne porcje batonów i ciastek. Część schowałam do kieszeni bluzy, a to co w niej nie zmieściłam złapałam w ręce. Podreptałam w stronę wyjścia i opuściłam tak zwaną stołówkę, a następnie zmierzyłam w stronę swojej sali.

— Widzę, że pewne rzeczy się nie zmieniają.

Zatrzymałam się, a następnie przełknęłam głęboko ślinę. Serce zaczęło bić mi coraz szybciej, a tlen jakby powoli zaczął się ulatniać. Spojrzałam w bok i wtedy go ujrzałam. W sumie nie musiałam nawet patrzeć, ponieważ przecież doskonale znałam ten głos.

Noah stał oparty o ścianę z dłońmi wsuniętymi w kieszenie czarnych dżinsów. Na biały t-shirt zarzuconą miał skórzaną kurtkę, a jego włosy jak zwykle żyły swoim życiem. Usta ściągnięte miał w wąski pasek, a jego morskie spojrzenie, które przeniosło się z moich wypchanych w słodkościach dłoni z powrotem na moją twarz, wydawało się być bez wyrazu, ale ja doskonale dostrzegałam w nim tą dobrze mi znaną, tajemniczą głębie.

— Hej — powiedział po chwili, gdy ja wciąż stałam jak wryta nie potrafiąc wykrztusić z siebie ani jednego słowa.

— Hej — odparłam po chwili tak cicho, że w tamtym momencie nie miałam pewności czy w ogóle mnie usłyszał.

I w jednym momencie mój świat znów zawirował. Było tak spokojnie, wręcz czasami nudno, tylko po to aby po kilku dniach z powrotem wywrócić wszystko do góry nogami.

***

Witam! Dzisiaj troszkę dłużej niż zazwyczaj. Wybaczcie również za ten brak Noah w całym rozdziale, ale jak to się mówi, co za dużo to nie zdrowo. Jednakże musiałam go wcisnąć chociaż na sam koniec, żeby zasiać trochę niepewności.

Na weekend dodam zapewne jeszcze kolejny, nie dam wam długo czekać. Czekam na wasze komentarze i do następnego :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro