Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Spójrz w gwiazdy jak lśnią dla ciebie

Wsunęłam do buzi ostatnią porcję płatków z mlekiem i westchnęłam cicho pod nosem. Na szczęście mój tato od rana był w pracy, a ja zaczęłam się zastanawiać co miałabym robić, żeby skutecznie odsunąć od siebie wszystkie myśli związane z moją pojawiającą się po latach matką.

Za oknem zauważyłam, że było dość pochmurnie i wietrznie jak na koniec lipca. Zarzuciłam na siebie czarne legginsy, na to za dużą, ale ciepłą szarą bluzę z kapturem, długie skarpetki i trampki. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, jedynie je rozczesałam, wyciągając przy tym garściami popalone rozjaśniaczem włosy. Chyba czas na jakieś drastyczne cięcie.

Chwilę po 11 byłam już na zewnątrz. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza, żeby po prostu trochę pomyśleć, ponieważ siedzenie w tym domu samej, powoli wprowadzało mnie w depresję.

Minęłam osiedle, na którym mieszkałam i skierowałam się w stronę dużego marketu. Nic tak nie poprawia humoru jak słodycze, prawda?

Załadowałam do torby tyle słodkości ile w stanie byłam unieść, a następnie usiadłam na niewielkim murku i wyciągnęłam z kieszeni bluzy paczkę papierosów. Zganiłam siebie za brak silnej woli, ponieważ potrafiłam nie palić tydzień, a wystarczył jeden mały impuls i ponownie wracałam do tego śmierdzącego nałogu.

Odpaliłam papierosa, a drugą ręką sięgnęłam do dużej przeźroczystej siatki i wyciągnęłam z niej paczkę swoich ulubionych żelek. W tym samym momencie poczułam jak chłodny wiatr owiewa mi nagą szyję, więc zarzuciłam na głowę kaptur i związałam go ciaśniej sznurkami na szyi. Przynajmniej nikt mnie nie rozpozna, gdy będę siedziała pod sklepem ze szlugiem w dłoni jak skończony menel.

— Ma pani jakiś kubek na darowiznę?

Zaciągnęłam się papierosem i zignorowałam tą niezbyt zabawną uwagę, ale sekundę później doszło do mnie do kogo ten głos należał. Zaklęłam pod nosem swój wygląd na bezdomnego, a także ten niefortunny zbieg okoliczności. Bo jakie było prawdopodobieństwo, że spotkam tutaj akurat jego? Ktoś na górze zdecydowanie dobrze się bawił.

Obróciłam głowę i spojrzałam na chłopaka z kwaśną miną, on natomiast przechylił głowę na bok uważnie mi się przyglądając. Musiałam wyglądać komicznie z kapturem zaciśniętym pod brodą, dlatego też, gdy tylko zauważyłam na twarzy Noah rozbawioną minę, nie wytrzymałam i również parsknęłam śmiechem.

— Śledzisz mnie? — mruknęłam i zacisnęłam wargi próbując zachować powagę.

— Człowiek już nawet nie może wyjść do marketu na zakupy bez zarzutu? — odpowiedział pytaniem na pytanie, a następnie podszedł do mnie bliżej i wskazał palcem na torbę z moimi zakupami. — Czyżby te dni nadeszły?

— Tęsknię za czasami, gdy okres był dla mężczyzn tematem tabu — wybąknęłam cicho i pomiędzy kolejnym buchem wsunęłam do ust garść żelek.

— Co tu robisz? — Zignorował moją uwagę po czym zajął miejsce na murku tuż obok mnie, co sprawiło, że poczułam to dobrze znajome mi ciepło.

— Nie widać? — Wzruszyłam ramionami, zaciągnęłam ostatnie hausty dymu papierosowego i wyrzuciłam niedopałek pod siebie.

— Ciężka noc? — zapytał wpatrując się w martwy punkt przed sobą.

— Mogłabym zapytać ciebie o to samo — odparłam nawiazując do momentu, gdy zauważyłam go w nocy aktywnego na telefonie, a również do wiadomości, którą odczytałam dopiero po przebudzeniu.

Spójrz w gwiazdy, spójrz jak lśnią dla ciebie.

Wpatrywałam się w wyświetlacz czytając treść tej wiadomości chyba z dziesięć razy. Dzień wcześniej udostępniłam na swojej relacji piosenkę Coldplay, gdy leżałam wspólnie z Caroline na gorącym piasku. Jednak jakie było moje zdziwienie, gdy po otwarciu oczu i sięgnięciu po telefon, zauważyłam, że w środku nocy Noah, w wiadomości, zacytował mi jej słowa.

Sprawił tym samym jeszcze większy mętlik w mojej głowie niż miałam do tej pory, a sądziłam, że nie było to w żadnym stopniu możliwe. Bo jednego dnia nie jest wylewny, nawet nie wykazuje chęci by zamienić ze mną jakiekolwiek zdanie, drugiego dnia mnie całuje, trzeciego wyjeżdża, a kolejnego znowu ze mną nie rozmawia, tylko po to, żeby napisać mi w środku nocy coś takiego. Kto tak robi?

— Zauważyłem twoją relację i jakoś mnie natchnęło. — Poruszył obojętnie ramionami w dalszym ciągu nie obdarowując mnie najmniejszym spojrzeniem.

— Niezmiernie mi miło, że potrafię cię natchnąć nawet w środku nocy.

— Nawet nie masz pojęcia jak.

Spojrzałam na niego spode łba i natknęłam się na jego błyszczące tęczówki. Przegryzłam nerwowo policzek i wydmuchałam głośniej powietrze z ust.

— Ostatnio coś często nie masz humoru — wymamrotał po chwili.

— Skąd możesz to wiedzieć skoro nie było cię tu przez dwa tygodnie? — rzuciłam od razu i od razu pożałowałam swojego przepełnionego żalem i wyrzutem tonu.

— Fakt. — Skinął głową pogrążając się na kilka sekund w myślach. Po chwili przeskanował moją twarz i zatrzymał wzrok z powrotem na moich oczach, które jak zahipnotyzowane wciąż spoglądały w jego. — Chcesz coś porobić na poprawę humoru?

— Po pierwsze — zaczęłam — Co ty nagle taki miłosierny? A po drugie, jest poniedziałek rano, nie musisz przypadkiem być w pracy?

— Nie znasz mnie od wczoraj, więc chyba wiesz, że ja zawsze jestem miłosierny — odpowiedział z uniesioną dumną głową. — I nie muszę, bo Kayden obiecał jeszcze dziś tam posiedzieć. Musiałem zrobić zakupy i trochę ogarnąć mieszkanie po powrocie.

— To zrób to co musisz, nie przejmuj się przypadkowo spotkaną bezdomną spod sklepu — sarknęłam, a mój ton, nie wiedząc czemu, po raz kolejny stał się mimowolnie oschły.

Zakładałam maskę tak często, że chyba powoli zaczynała wrastać w moją duszę.

— Jak w kulturalny sposób powiedzieć nie, nauczysz się tego u Aylin Davis. — Pokręcił głową ze zwiniętymi ustami w wąski pasek, a następnie wstał ze swojego miejsca i skierował się w stronę wejścia do sklepu.

Zagryzłam wargę patrząc jak ode mnie odchodzi i poczułam dziwny ucisk w żołądku. Westchnęłam wypuszczając głośno powietrze i już miałam się zbierać, ale jakiś wewnętrzny głos mi na to nie pozwolił.

Podeszłam do rozsuwanych drzwi i oparłam się o ścianę tuż obok. Kilkanaście minut później Blaine opuścił market z zakupami w rękach i od razu spojrzał na murek, na którym jeszcze niedawno siedziałam.

Przystanął na sekundę marszcząc czoło, a ja uśmiechnęłam się pod nosem widząc jego reakcję, gdy mnie przed sobą nie zastał. Odbiłam się gwałtownie od ściany i podeszłam do niego od tyłu, po czym wyciągnęłam dłoń i złapałam za jedną z jego reklamówek wyrywając mu ją z ręki.

Noah spojrzał na mnie zdębiały, ale już po sekundzie jego oczy jakby zabłysły.

— Chodź, pomogę ci zanieść to do domu — powiedziałam tylko, zwinnym ruchem go wyminęłam i tańczącym krokiem ruszyłam przed siebie.

— Co za zmiana nastawienia, jestem pod wrażeniem! — krzyknął w moją stronę, gdy zdążyłam się już nieco od niego oddalić.

Odwróciłam się do tyłu i wzruszyłam niewinnie ramionami posyłając mu szeroki uśmiech. Bo na dobrą sprawę jedyną osobą, która w tamtym momencie mogła sprawić, że poczuję się lepiej, był właśnie on.

***

Droga do mieszkania Noah zajęła nam kilkanaście minut. W międzyczasie głównie milczeliśmy, jednak gdy Noah po raz setny zadał mi pytanie co mi jest, postanowiłam być nieco milszą wersją samej siebie i wprost opowiedziałam mu o wczorajszej wizycie mojej rodzicielki.

Wyrzuciłam z siebie niemal wszystko łącznie z podejrzanym zachowaniem mojego taty, który jeszcze do niedawna podzielał moje zdanie na temat tego, że obydwoje nie chcemy mieć z nią nic wspólnego.

— Na co jest chora? — zapytał po chwili, gdy już skończyłam swój długi i dość chaotyczny wywód.

— Nie wiem. Jest chora, ale na nic śmiertelnego — odpowiedziałam powtarzając słowa mojego taty.

— Dziwne — mruknął w zamyśleniu Noah. — W takim razie jaki ta choroba ma w tym wszystkim związek?

— Uwierz, że poniekąd również chciałabym to wiedzieć, a z drugiej strony co mnie to w ogóle obchodzi?

— Zrozumiałe. — Skinął głową, a po chwili przerzucił reklamówkę do jednej dłoni i wyciągnął z kieszeni klucze do klatki. — Mimo wszystko sądzę, że powinnaś z nią porozmawiać. Tak, wiesz, dla świetego spokoju.

— Dzięki za radę, ale nie. — odbąknęłam, a on jedynie westchnął ze zrezygnowaniem.

Zabrał ode mnie torbę, którą mu niosłam po czym otworzył drzwi i spojrzał na mnie przez ramię.

— Zaraz wrócę, tylko to odłożę — rzucił głośno w moją stronę, a ja automatycznie pokiwałam głową.

Usiadłam na jednej z ławek przed jego blokiem, ręce wsunęłam pod uda, ponieważ tego dnia było zdecydowanie zbyt chłodno jak na porę roku, która panowała.

Niedługo później Blaine wrócił i podszedł do mnie po czym zajął miejsce tuż obok mnie. Zauważyłam, że zarzucił na siebie bluzę, którą jeszcze jakiś czas temu podarował mi i skłamałabym, gdybym nie poczuła dreszczy na samo to wspomnienie.

— Mogłem twoją reklamówkę ze słodyczami też odłożyć — powiedział. — Może damy ją na razie do mojego samochodu?

— Nie ma opcji. — Zmarszczyłam czoło i przesunęłam torbę bliżej siebie. — Ja i moje słodycze musimy być razem.

— Przypomnij mi jeszcze raz, ile masz lat?— Uniósł wysoko brwi z rozbawieniem, a ja posłałam mu skwaszone spojrzenie.

— Dziesięć, a ty?

— Trzynaście — odpowiedział od razu wyginając usta w zdecydowanie zbyt szerokim jak na niego, uśmiechu.

— Więc jak na gówniarzy przystało, to co, plac zabaw czy wesołe miasteczko?

— Chodźmy coś zjeść. Marzę o fast foodzie — odparł zwijając usta w uroczy dziubek co nie uszło uwadze mojemu sercu, które zaczęło bić jakoś dziwnie szybciej.

— Jako miejscowa pokażę ci najlepszą burgerownie  w mieście. — Wstałam z ławki nie kryjąc podekscytowania, ponieważ w tamtym momencie na samą myśl o tym jedzeniu, zaczęło burczeć mi w brzuchu.

— Ja też jestem miejscowy — mruknął z lekkim oburzeniem.

— Dwa miesiące to nie miejscowy. — Wywróciłam oczami, a Noah zwinął usta w cienki pasek i zmarszczył nos, po czym skinął głową ze zrezygnowaniem.

— Jedziemy autem?

— No coś ty! Nie zaprzepaszczę dnia, w którym pierwszy raz od bardzo dawna sama z siebie postanowiłam iść na piechotę dalej niż do Michaela. — Założyłam ręce na biodrach i poczekałam aż mój szanowny kolega raczy podnieść swoje siedzenie.

On natomiast siedział z przechyloną głową i przyglądał mi się z dziwnym błyskiem w oczach. Po chwili jednak wstał i podszedł bliżej do mnie. Wystawił dłoń w kierunku mojej twarzy, na co automatycznie wstrzymałam oddech, a następnie pociągnął za sznurek od mojego kaptura tak, że zacisnął się on jeszcze mocniej wokół mojej głowy.

— Do twarzy ci w tym — powiedział tylko, podczas gdy ja posyłałam mu zabijające spojrzenia. — Wyglądasz jak teletubiś.

— Uznam to za komplement. — Uśmiechnęłam się krzywo.

Przekazałam w ręce Noah mój najcenniejszy skarb, jakim na tamten moment był mój zastrzyk cukru skryty w dużej papierowej torbie, ponieważ nie miałam zamiaru go zabierać skoro mieliśmy iść do restauracji. Noah wrzucił ją na tylne siedzenie samochodu, a następnie obydwoje ruszyliśmy przed siebie.

***

Droga do burgerowni zajęła nam niespełna kilkanaście minut. Głównie z tego względu, że większość drogi przebiegliśmy, ponieważ zaczęło lać, co powinnam przewidzieć widząc duże czarne chmury zwisające nad niebem, gdy tylko tego dnia opuściłam swój dom.

Wbiegliśmy do środka jak poparzeni przepychając się nawzajem w progu. Gdy znaleźliśmy się już wewnątrz spojrzałam na swoje przemoczone ubranie, a następnie na Noah i jego naburmuszoną minę.

— Chodźmy piechotą, przecież to taki świetny pomysł — zaczął przedrzeźniać mój głos choć dość marnie mu to wychodziło, bo ja zdecydowanie nie brzmiałam jak zarzynane pisklę.

Zignorowałam jego słowa z uśmiechem na twarzy, a następnie pociągnęłam go za skrawek rękawa prosto do wolnego stolika. Zajęłam miejsce, a Noah usiadł naprzeciwko mnie. W tym samym momencie zsunęłam przylegający do włosów kaptur i przeczesałam splątane i lekko wilgotne włosy palcami.

Blaine również zdjął kaptur, a moim oczom ukazały się jego zmoczona czupryna, z której włoski odstawały na każdą możliwą stronę. Policzki miał zaczerwienione, a oczy idealnie kontrastowały z jego ciemną karnacją. Mogłabym oglądać go w takim wydaniu godzinami.

— Co polecasz? — zapytał lustrując wzrokiem stronę menu.

— Ja biorę wersję na ostro — odparłam i na samą myśl przejechałam językiem po wargach. — Tobie polecam wziąć Cheddara. Klasyk, ale jest prze-py-szny.

— Ufam twoim wyborom, wezmę też ten ostry — odparł od razu i odsunął od siebie kartę, oparł łokcie na stoliku i spojrzał na mnie z zaciekawieniem.

— Odważne posunięcie, Blaine. — Pokiwałam głową z uznaniem, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.

Chwilę później podeszła do nas kelnerka, więc złożyliśmy zamówienie, a następnie oparłam się wygodnie plecami o oparcie i przygryzłam nerwowo paznokieć.

— Ile masz lat? — zapytałam, gdy Noah wpatrywał się we mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem.

— Cieszę się, że pytasz po kilku tygodniach znajomości — odpowiedział rozbawiony. — Zazwyczaj nie znasz wieku chłopaków, których całujesz na imprezach?

— Zazwyczaj nie całuję chłopaków na imprezach — rzuciłam z obojętnością usilnie próbując nie dać po sobie poznać tego co zadziało się z moim żołądkiem na samo to wspomnienie. — Przeważnie — dodałam od razu, gdy tylko przed moimi oczami pojawiła się twarz Deana Mitchella. — Ty też mnie nie zapytałeś.

— Wiem ile masz lat, Davis, bo jesteś w wieku mojej siostry. — Uniósł brwi, a na jego twarzy wyrósł sarkastyczny uśmieszek. — Jeszcze dwadzieścia cztery.

— Jeszcze? Kiedy masz urodziny?

— Ale ty dzisiaj ciekawska — stwierdził z zadowoleniem. — Pierwszy dzień zimy, 22 grudnia. Dobra, pierwsze lody przełamane, jakieś jeszcze pytania? Mój ulubiony kolor to czarny — Zażartował, a ja automatycznie wywróciłam oczami. — No co? Świetnie się bawię.

Kelnerka postawiła przed nami nasze napoje na co skinęłam jej głową w podziękowaniu, a następnie z powrotem spojrzałam na wciąż rozbawionego chłopaka. Wesoły Noah to mój ulubiony Noah.

— Co robiłeś w Houston? — wyrzuciłam z siebie. Bo czemu w końcu nie miałabym skoro po raz pierwszy od dawna miałam okazję w jakiś sposób go poznać?

— Odwiedzałem znajomych — odparł beznamiętnie, ale od razu zauważyłam jak nerwowo zacisnęła mu się szczęka.

— A jaka jest prawdziwa wersja, ta której nie przedstawiasz Caroline? — dopytałam z uniesionymi brwiami obserwując dokładnie jego reakcję.

On w odpowiedzi parsknął śmiechem po czym pokręcił głową spuszczając wzrok. Zmarszczyłam czoło i wyprostowałam się nie spuszczając z niego swojego ciekawskiego spojrzenia.

— Wiesz, że poniekąd ty akurat powinnaś wiedzieć co tam robiłem? — powiedział w końcu, a ja zdezorientowana zamrugałam oczami. Noah westchnął cicho i ponownie wbił we mnie swoje spojrzenie. — Tej nocy, gdy miałaś atak paniki po imprezie w twoim domu, coś wspomniałem na ten temat. Ale przecież tego nie pamiętasz.

— Dobra, teraz naprawdę umrę z ciekawości — powiedziałam poważnie, jednak po jego wyrazie twarzy wywnioskowałam, że niewiele mi się uda z niego wyciągnąć. — Zawsze musisz być taki tajemniczy?

— Mógłbym zadać ci to samo pytanie.

— Ja nie jestem tajemnicza — odpowiedziałam z naburmuszoną miną i założyłam ręce na piersi.

— Nigdy nie musiałem nikogo tak długo próbować rozczytać jak ciebie.

— Co dokładnie chciałbyś rozczytać? — dopytałam zaciekawiona.

— Wszystko — powiedział opierając się podbródkiem o swoją dłoń, a ton jego cichego i zachrypniętego głosu spowodował suchość w moim gardle.

W tej samej chwili zostało podane nam zamówione jedzenie, co poniekąd mnie ucieszyło, bo to oznaczało pyszną ucztę dla mojego głodnego żołądka, a także przerwanie tej, zbiegającej na dziwny tor, rozmowy.

Złapałam burgera w obydwie dłonie i próbując nie umazać się cała spływającym sosem wsunęłam go do ust. Ugryzłam kęsa i patrzyłam jak Noah robi to samo. Czekałam na jego reakcję, gdy już przełknie, a gdy tylko zauważyłam, że jego twarz zmienia kolor na różowy, nie powstrzymałam śmiechu.

— Mi lepiej nie ufać — powiedziałam jedynie, kiedy tylko sięgnął po łyka zimnej wody. — Moje preferencje dotyczące jedzenia wyglądają tak, że albo coś jest naprawdę pikantne albo jest po prostu mdłe i bez smaku.

— Nie jest takie złe — rzucił z udawanym przekonaniem, a ja skinęłam z uśmiechem głową, mimo iż widziałam w jego oczach ból.

— Zagryź frytkami z sosem tatarskim, stłumi pieczenie — dodałam jedynie i wzięłam się za dokańczanie swojego posiłku.

Następne minuty spędziliśmy w ciszy, chociaż nie ukrywam, widząc Noah jak męczy się swoim jedzeniem, co jakiś czas śmiałam się pod nosem zakrywając usta próbując usilnie to ukryć, gdy zabijał mnie wzrokiem.

— Muszę przyznać, że poprawienie mi humoru wyszło ci dziś idealnie — powiedziałam odsuwając na bok swój pusty talerz.

Sięgnęłam po zimny napój i złapałam ustami słomkę spoglądając na skrzywioną twarz chłopaka.

— Już mówiłem — wysapał popijając wodę. — Zawsze do usług.

Zerknęłam przez szybę na miasto, które przez pogodę oblała ciemność, mimo że było jeszcze wczesne popołudnie. Deszcz nie przestawał padać ani na chwilę, ale nie mogłam narzekać, ponieważ siedziałam w swojej ulubionej restauracji z Noah Blainem.

Chłopak przejechał chusteczką po swoich ustach zmywając tym samym resztki jedzenia, po czym oparł się wygodnie o oparcie i przeczesał palcami swoje zmierzwione ciemne włosy. Ja natomiast oblizałam dokładnie wargi nie spuszczając z niego wzroku.

Było w nim coś tak bardzo hipnotyzującego i intrygującego. Przyciągał mnie jak magnes i za każdym razem, gdy próbowałam uciekać, los sprawiał, że natykałam się na niego po raz kolejny. I w końcu ile tak naprawdę mogłam jeszcze uciekać?

— Chcesz pójść do mnie? — wypalił po chwili, a ja zamarłam słysząc to pytanie. Czy chciałam? Ha!

— Zapraszasz mnie na Netflixa? — Popatrzyłam na niego sceptycznie i przegryzłam nerwowo dolną wargę, co Noah dokładnie obserwował wędrując swoimi oczami po mojej twarzy.

— Nie oglądam Netflixa — odpowiedział od razu unosząc znacząco brwi.

— Kto w dzisiejszych czasach nie ogląda Netflixa?

— Wychodzi na to, że ja. — Wzruszył obojętnie ramionami, a ja zmrużyłam sceptycznie wzrok. — Jak zaczniemy biec od razu to może uda nam się dotrzeć w jakieś dziesięć minut.

— Nie wystawiaj mojej marnej kondycji na próbę.

— Ach, tak. — Stuknął dłonią o czoło z rozbawieniem. — Zapomniałem, że twój dwuminutowy bieg tutaj był już dla ciebie osiągnięciem godnym złotego medalu na maratonie.

— Strasznie z ciebie dziś żartowniś, czemu zawdzięczam twoją wylewność w jakichkolwiek emocjach? — Spojrzałam na niego z sarkastycznym uśmiechem.

— Sobie — powiedział tylko, a jedno jego słowo wystarczyło, żeby stado motylów zaczęło robić sobie imprezę stulecia w moim żołądku.

— Dobra, pójdę zapłacić i idziemy. — Wstałam z miejsca i popatrzyłam na chłopaka, który wywrócił w moją stronę oczami, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, dodałam — Przecież i tak wiszę ci kasę. Odlicz od rachunku.

Pokiwał głową, a ja uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam w stronę kasy. Zapłaciłam zostawiajac napiwek, rzecz jasna, ponieważ odkąd sama pracowałam w tym cyrku zwanym gastronomią, zaczęłam doceniać każdego kto w jakikolwiek sposób był w stanie wytrzymać w tej pracy dłużej niż godzinę.

Wyszliśmy na zewnątrz i od razu przystanęłam pod małym daszkiem, po czym zarzuciłam z powrotem kaptur na głowę chowając w nim swoje włosy. Noah zrobił to samo, wsunął dłonie do kieszeni spodni i spojrzał na mnie wymownie.

— Dobra, biegniemy. Jak poczujesz, że nadchodzi ci zawał serca to po prostu krzycz — powiedział, a następnie ruszył przed siebie szybkim truchtem.

Wybałuszyłam oczy i nabierając powietrza w płuca zrobiłam to samo starając się dotrzymać mu tempa. Biegłam ile tchu miałam w płucach, i gdyby nie fakt, że chciałam mu udowodnić, że jednak mi się uda, żeby nie dać mu kolejnego powodu do żartów, prawdopodobnie po pierwszych stu metrach osunęłabym się na ziemię. Co determinacja potrafi zrobić z człowiekiem.

Po drodze Noah umyślnie wskakiwał w najgłębsze kałuże mocząc przy tym moje ubrania jeszcze bardziej. Podbiegłam do niego i szturchnęłam go ramieniem, a on jedynie zaciągnął mi kaptur przysłaniając mi oczy. Wydawał się przy tym wyśmienicie bawić, więc tym razem postanowiłam nie psuć atmosfery swoim fochem, więc jedynie wesoło się roześmiałam.

Kilka minut później znaleźliśmy się już na osiedlu, na którym mieszkał. Wiedziałam, że zostało nam zaledwie kilkadziesiąt metrów, ale poczułam okropne pieczenie w gardle, a nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Przystanęłam zaginając się w pół i łapiąc resztki oddechu zaczęłam krzyczeć w stronę wciąż biegnącego chłopaka.

— Poddaję się!

Zatrzymał się po sekundzie i odwrócił w moją stronę machając głową na boki z widoczną satysfakcją. Podbiegł do mnie i popatrzył na mnie z uniesionymi brwiami.

— Wzywać karetkę?

— Bardzo — wdech, wydech — Zabawne, wiesz?

— Skoro i tak jesteśmy już przemoczeni do suchej nitki. — Wzruszył ramionami, a następnie przeskoczył przez niski murek, wskoczył na trawnik i położył się na mokrej trawie.

Patrzyłam na niego jakbym właśnie zobaczyła osobę nie do końca sprawną intelektualnie, a następnie podeszłam do niego i stanęłam tuż nad nim. Pochyliłam się nad jego twarzą, a usta otworzyłam nie kryjąc zdziwienia.

— Co ty wyprawiasz?

— Sama spróbuj jakie to przyjemne uczucie — odpowiedział jedynie, a ja wciąż wbijałam w niego swoje zdezorientowane spojrzenie.

Po chwili, gdy ten wciąż się nie ruszył, jedynie westchnęłam i położyłam się tuż obok niego. Przymknęłam oczy czując jak zimne krople deszczu odbijają się od mojej twarzy, a mokra ziemia przenika przez wszystkie warstwy ubrań aż do skóry.

— To się skończy zapaleniem płuc — mruknęłam podczas, gdy Noah leżał z rozłożonymi rękoma i z delikatnym uśmiechem na twarzy. Nienormalny.

— Już na to za późno, co za różnica — odpowiedział tylko, a ja w myślach przyznałam mu rację.

Zamknęłam z powrotem oczy i poczułam jak chłodny, ale przyjemny deszcz zmywa z mojego ciała wszystkie toksyny, które latami w sobie zbierałam. To było takie oczyszczające, a sam fakt tego kto był w tym szaleństwie moim towarzyszem sprawił, że również cholernie przyjemne.

Zanuciłam cicho piosenkę, która przypadkowo nasunęła mi się do głowy. On automatycznie obrócił głowę w moją stronę i zaczął nucić ją ze mną, a ja nie powstrzymałam się od uśmiechu. On również się uśmiechnął. I chociaż każdy z boku mógłby stwierdzić, że prawdopodobnie coś nie styka nam w głowach, ja uważałam to za cholernie urocze.

Blaine oblizał wargi wpatrując się we mnie z zmrużonymi oczami, które robił zawsze, gdy usilnie nad czymś się zastanawiał. Popatrzyłam na niego pytająco z nadzieją, że w końcu wyjawi mi co w danym momencie siedzi mu w głowie.

— Byłaś kiedyś w Kalifornii? — zapytał, a ja jak wybita z jakiegoś dziwnego transu, uniosłam głowę patrząc na niego z wymalowanym szokiem na twarzy.

— Już kiedyś zadałeś mi to pytanie — odpowiedziałam zgodnie z prawdą próbując złapać oddech.

— Ale wtedy skłamałaś.

— Słucham? — Zamrugałam szybciej i przełknęłam głośno ślinę. — Skąd wiesz czy kłamałam? Co ci powiedział Lion?

— Co Lion ma z tym wspólnego? — Tym razem to on wyglądał na zdezorientowanego.

— Skąd wiesz czy kłamałam? — Powtórzyłam pytanie z nadzieją, że mi na nie odpowie. Przecież nie było możliwe, żeby zrobił to Michael, prawda?

— Aylin — Noah również uniósł swoją głowę wpatrując się w moje oczy tak głęboko, że w pewnym momencie poczułam jakby przejrzał mnie na wylot, a moje imię w jego ustach brzmiało jednocześnie tak dobrze, a jednocześnie sprawiło, że żołądek zacisnął mi się jeszcze mocniej. — Byłaś kiedyś w Kalifornii?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro