16. Cześć, Aylin
Przerzuciłam się na lewy bok i od razu moim oczom ukazał się mój śpiący przyjaciel. Uśmiechnęłam się mimowolnie na ten widok, ponieważ od bardzo dawna nie spędziliśmy wspólnej nocki.
Jednak, po naszej długiej i dość wyczerpującej rozmowie, Michael nie chciał puścić mnie do domu. Bardzo poruszyła go cała sytuacja, którą mu opowiedziałam.
Ja również czułam jak ponownie moje serce łamie się na drobne kawałeczki, gdy wszystkie wspomnienia do mnie wróciły. Kiedyś to wszystko było w mojej głowie, a teraz pierwszy raz w życiu moja historia ujrzała światło dzienne.
Mogłabym powiedzieć, że poczułam pewną ulgę. W końcu Michael był najbliższą mi osobą od lat. Gdyby ktoś mnie zapytał dlaczego tak długo to ukrywałam, nie potrafiłabym odpowiedzieć na to pytanie.
Mike był mężczyzną, a ja doskonale wiedziałam jak to wszystko brzmi. Aczkolwiek on przecież nie był tylko jakimś mężczyzną. On był moim najlepszym przyjacielem od podstawówki.
Wspierał mnie w każdej sytuacji. A ja zawsze wspierałam jego. Bo kochaliśmy się nawzajem całym sercem. Zawsze. I na zawsze.
— Nie gap się tak, bo się zarumienię — mruknął cicho Michael. Jego oczy wciąż były zamknięte, a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który uwydatniał jego urocze dołeczki.
— W innym w życiu na bank bym się w tobie zakochała — odpowiedziałam od razu podpierając się łokciem na materacu.
Otworzył oczy i automatycznie je zmrużył dokładnie analizując moją twarz. Ja na to od razu wybuchłam śmiechem i poklepałam go po policzku.
— Mój uroczy przystojniak. — Uszczypnęłam jego policzek, a szyderczy uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Michael odsunął głowę, a następnie wyciągnął dłoń w moją stronę i dźgnął mnie palcem w żebra, na co od razu zareagowałam cichym piskiem.
— Dobra, skoro już się rozbudziliśmy, to pora na śniadanie. — Wyciągnął ręce i przeciągnął się głośno ziewając.
— Nie dość, że ze sobą spaliśmy to jeszcze dostanę śniadanie? Co za dżentelmen. — Zachichotałam wywracając oczami.
Podniosłam się z łóżka i podeszłam do lustra. Spojrzałam w swoje odbicie i od razu cicho jęknęłam.
To, że wyglądałam jak siedem nieszczęść to zbyt łagodne określenie. Oczy miałam spuchnięte od płaczu, a resztki tuszu do rzęs odbiły mi się na powiekach.
Przetarłam oczy i chwilę później opuściłam pokój Mike'a. Skierowałam się w stronę łazienki tanecznym krokiem. Miałam tego dnia zaskakująco dobry humor.
Jakby całkowicie wyleciał mi z głowy fakt, że wczoraj mój przyjaciel i Noah Blaine pobili się z moim byłym. A ja opowiedziałam Mike'owi o tym, że ten były kiedyś mnie zgwałcił.
Umyłam twarz, a następnie zęby wykorzystując przy tym swój wskazujący palec, a następnie wyczesałam poplątane i zdecydowanie zbyt zniszczone rozjaśnianiem włosy.
Może czas na ścięcie tych długich do pasa kłaków i powrót do swojego naturalnego mysiego blondu?
Wychodząc z łazienki od razu wpadłam na czyjąś klatkę piersiową. Odbiłam się od dużego torsu i uniosłam głowę do góry. Napotkałam ciemne duże oczy, a także ciepły uśmiech.
— Dzień dobry, panie Connor — przywitałam się uprzejmie z ojcem mojego przyjaciela i posłałam mu nieśmiały uśmiech.
— Przyznam, że tego widoku się nie spodziewałem. — Popatrzył na mnie z rozbawieniem i założył ręce na piersi.
Ja jedynie wzruszyłam ramionami i przegryzłam nerwowo policzek.
— Mandy! — krzyknął mężczyzna wychylając głowę w stronę korytarza.
Kilka sekund później za jego plecami pojawiła się blondynka mojego wzrostu z szerokim uśmiechem na ustach.
— Aylin, kochanie! Jak ja cię dawno nie widziałam! — Kobieta automatycznie przycisnęła mnie do siebie obejmując mnie mocno ramionami.
I mogłabym skrzywić się na ten gest, ale Mandy Connor była najbliższą mi kobietą od dziecka zaraz po matce, która opuściła mnie, gdy miałam siedem lat.
Kiedyś były najlepszymi przyjaciółkami, a nasi ojcowie przyjaciółmi. Jednak po jej odejściu wszystko się zmieniło.
Odwzajemniłam ucisk, ale gdy trwał on zdecydowanie za długo jak na moje możliwości, delikatnie odsunęłam ją od siebie i spojrzałam na nią nieśmiało.
— Jecie z nami śniadanie? — zagadał po chwili Chris Connor. — Za godzinkę muszę być w pracy, ale zrobimy coś na szybko.
— Zjemy na mieście — Michael wyłonił się zza drzwi swojego pokoju i przeczesał palcami burzę swoich blond loków.
— Błagam, powiedz, że masz na myśli to co ja. — Spojrzałam na Mike'a, a usta wygięły mi się nienaturalnie szeroko w dużym uśmiechu.
I takim oto sposobem, niecałą godzinę później znaleźliśmy się w mojej ulubionej restauracji, zwanej makiem, jedząc moje ulubione śniadanie.
— Co tam u Caroline? — zapytałam wcinając tosta z pieczarkami i serem.
— Weź najpierw przełknij, jesteś obrzydliwa — Mike wywrócił oczami, a ja kopnęłam go w kostkę pod stołem, na co posłał mi piorunujące spojrzenie.
— Powiedziałeś jej już, że ją kochasz? — kontynuowałam popijając swoje jedzenie pyszną karmelową latte.
— Musimy rozmawiać na takie tematy?
— Tak, musimy, bo znamy się tyle lat, a ja z tobą nigdy nie miałam takiej rozmowy. Czuję się jakbyśmy rozdziewiczali naszą przyjaźń. — Wyszczerzyłam zęby, ale Michael ewidentnie nie podzielał mojego entuzjazmu.
— Nie, nie rozmawiałem z nią na ten temat — skwitował krótko i spojrzał mi prosto w oczy. — Wyobraź sobie, że od wczoraj moje myśli skupiły się na kimś innym.
Westchnęłam cicho, a uśmiech zszedł mi z twarzy. Sam fakt, że odbyliśmy tą rozmowę, wciąż wydawał mi się na tyle irracjonalny, że w pewnym momencie zapomniałam o tym, że miała ona miejsce.
Jedno było pewne. Nie chciałam do tego wracać, ani tym bardziej nie chciałam czuć jakiejkolwiek litości z jego strony.
Zamilkłam na chwilę, a Michael po chwili zauważył moje zdenerwowanie, bo położył swoją dłoń na mojej, nie spuszczając ze mnie wzroku.
— Wszystko dobrze? — zapytał cicho, na co skinęłam twierdząco głową.
Właśnie o tej litości mówiłam.
Na szczęście Mike nie zdążył kontynuować tego nieszczęsnego tematu, bo po chwili poczułam na swoich ramionach duże i ciężkie dłonie. Na początku z automatu się spięłam, ale słysząc ten radosny i pełen entuzjazmu głos, odetchnęłam z ulgą.
— Widzę, że nie tylko mnie dziś naszła ochota na niezdrowe śniadanie.
Kayden ściągnął ręce z moich ramion i wsunął się na siedzenie tuż obok mnie. Popchnął mnie lekko biodrami, abym się przesunęła i oparł się łokciami o stół, a z jego twarzy nie schodził uśmiech.
— Zgadnijcie kto wczoraj wygrał tysiąc dolców! — zaświergotał, a ja od razu się zaśmiałam, ponieważ nikt nie zarażał entuzjazmem tak jak Kayden Adams.
— Widząc twoje wielkie szczerzące się zęby, domyślam się, że ty — mruknął oschle Mike, ale na jego twarzy widniało rozbawienie.
— A zgadza się — Przytaknął uradowany i postukał palcami w stół rozglądając się dookoła. — Podejdzie ktoś tu w ogóle?
Razem z Michael'em wymieniliśmy spojrzenia, a następnie wybuchliśmy głośnym śmiechem. Kayden natomiast zmrużył oczy spoglądając to na mnie, to na niego, po czym uderzył się ręką w czoło.
— Kurwa, przecież to McDonalds. — Wstał z miejsca i powędrował w stronę kas samoobsługowych.
— Dziwne, nie wiedziałem, że wczoraj też grali w pokera — powiedział po chwili Mike popijając swoją colę.
— Kayden obstawił wyścigi — odpowiedziałam od razu. — Spotkałam go wczoraj.
— Eh, ci hazardziści — Wywrócił oczami, a ja jedynie się zaśmiałam przytakując mu.
Chwilę później Adams wrócił do nas już ze swoim zamówieniem. Rozpakował kajzerkę i wsunął kęsa z taką prędkością tak jakby nie jadł z tydzień, albo dopadła go gastro faza po paleniu trawki.
— Jutro wielki dzień, co? — zagadał po chwili z pełnymi ustami.
— Kurwa, następny. Naprawdę nie nauczyli was w domu, że z pełną buzią się nie mówi? — burknął mój złotowłosy przyjaciel.
— Nie uwiera cię? — Popatrzyłam na niego słodko się uśmiechając. Michael posłał mi jedynie pytające spojrzenie. — Kij w dupie.
Kayden wybuchł śmiechem, a ja razem z nim. Connor niestety nie podzielał naszego entuzjazmu i automatycznie rzucił we mnie jedną ze swoich frytek.
— Ej, ale jedzenia to nie marnuj, chłopie! — krzyknął Adams. — Wiesz, dzieci umierają, Afryka i te sprawy.
Dlaczego ten chłopak nie różnił się praktycznie niczym w charakterze od Kylie Lynn?
— Jaki ważny dzień? — Przeniosłam spojrzenie na Kaydena przypominając sobie jego wcześniejsze słowa.
— No, impreza urodzinowa Kylie.
— Zapomniałam! — Złapałam się za głowę i przegryzłam nerwowo wargę. — Nawet nie mam prezentu!
— Możesz dorzucić się do mojego — Kayden wzruszył ramionami i sięgnął po drugą bułkę.
— Jaki niby masz dla niej prezent? — Michael uniósł brwi z zaciekawieniem.
— Kartę podarunkową.
— Kartę podarunkową do jakiego sklepu? — dopytałam nie kryjąc rozbawienia.
— I tu właśnie wchodzisz ty — Adams popatrzył na mnie z uśmiechem niewiniątka. — Do jakiego sklepu?
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Jak tu nie lubić Kaydena Adamsa? Pomijając fakt, że jest skończonym dupkiem, bo potraktował Kylie w taki, a nie w inny sposób.
Chociaż w tej sytuacji łatwo wyciągać wnioski, gdy zna się tylko jedną stronę. Tak naprawdę nikt nigdy nie dowie się co skrywa mózg tego złotego chłopca. I to może nawet lepiej.
Oczywiście solidarność jajników i tak nie dopuszczała do mnie nawet myśli, że mogłabym chcieć poznać jego wersję.
— Co, tu rozdają dzisiaj coś za darmo czy to jakiś zaplanowany zamach terrorystyczny? — mruknął po chwili Kayden, a ja automatycznie podążyłam za jego wzrokiem.
I po co to robiłam? Nie mogłam po prostu tkwić ze spuszczoną głową niczego nie świadoma?
Do kas właśnie podszedł Noah, ale oczywiście nie był sam. Jakżeby inaczej. W końcu śniadanie z McDonalds'a to chyba jakiś nowy sposób na podryw wymyślony przez młodszą siostrę Kaydena.
Spuściłam wzrok udając, że wcale nie rusza mnie ten widok. Bo nie ruszał. Okej?
— Caitlyn i Noah — zaczął Michael, a ja od razu się skrzywiłam, bo ich imiona w jednym zdaniu brzmiało jak obelga.
Obelga dla mnie, rzecz jasna.
— Oni coś ten teges? — kontynuował Connor, a ja zamarzyłam o tym, żeby przez następne minuty stać się głuchoniema.
— Sprecyzuj — odparł od razu Kayden. — Jeśli chodzi ci, czy ze sobą sypiają, to nie wiem i nie chcę wiedzieć.
Ja też.
— Na parę też nie wyglądają — Przy tych słowach, jakimś dziwnym trafem, spojrzenie Michaela powędrowało prosto na mnie.
— No, moja siostrzyczka to pewnie z wielką chęcią. — Wywrócił oczami Adams i pociągnął przez rurkę colę, popijając nią swoją już chyba trzecią kajzerkę. — W końcu codziennie przyłazi do niego do sklepu mówiąc, że tylko przechodziła obok, a przypominam, że Caitlyn ma staż w szpitalu, który znajduje się po drugiej stronie miasta.
Wzrok miałam spuszczony, ale wciąż czułam na sobie świdrujące spojrzenie mojego przyjaciela.
— To może coś z tego będzie. Nie, Ali? — Popatrzyłam na niego, gdy uniósł brwi z widoczną satysfakcją.
— Wątpię — powiedział Kayden ignorując naszą walkę na spojrzenia.
— A to dlaczego? — Connor nie dawał za wygraną. On naprawdę uwielbiał mnie dręczyć.
— Bo nie jest szczupłą blondynką o zielonych oczach.
Tost, którego kończyłam konsumowanie właśnie w tym momencie, tak jakby ugrzązł mi w gardle.
Nie zdążyłam nawet nic odpowiedzieć (nie żebym była w ogóle w stanie), bo pewien brunet i pewna szatynka właśnie stanęli tuż nad nami.
— Tak myślałam, że się nie przewidziałam! — zapiszczała Caitlyn. A jeśli chodzi o to bycie głuchoniemą, to właśnie zaczęłam modlić się o to w myślach.
— Nie powinnaś być w pracy? — zapytał Kayden kierując się w stronę swojej rozchichotanej siostry.
— Dzisiaj mam na południe. Postanowiłam wyciągnąć Noaha ze sklepu, bo siedzi tam od rana do wieczora.
Nie patrz na niego. Nie patrz na nią.
— Interes się kręci? — zapytał Michael, a ja rzuciłam tylko szybkie spojrzenie w stronę Noaha, udając obojętną na jego obecność.
Chociaż nie ukrywam, że było to dość trudne. Bo miał na sobie pieprzoną czapkę. Odwróconą daszkiem do tyłu. Sami rozumiecie.
— Jako tako — odpowiedział Blaine tym swoim cichym i zachrypniętym głosem. — Jeszcze trochę brakuje, więc na razie wychodzę na zero i jestem skończonym biedakiem, dlatego zniżam się do poziomu, gdy to dziewczyna stawia mi śniadanie.
Chłopcy wybuchli śmiechem, a Caitlyn im dorównała. Tylko ja się nie śmiałam, jakoś nie wiedząc czemu.
— Widzimy się jutro? — zapytała po chwili, a ja od razu z automatu spojrzałam na nią zdezorientowana.
— Jesteś zaproszona? — Wymsknęło mi się, a mój głos chyba nie mógł brzmieć na bardziej zaskoczony.
Caitlyn uśmiechnęła się i skinęła głową. Następnie wzięła Blaine'a pod ramię i oparła głowę o jego bark.
Uniosłam wysoko brwi widząc ten gest i prychnęłam pod nosem. Myślałam, że zrobiłam to niezauważalnie, ale widząc te cztery pary oczu wpatrujące się we mnie, okazało się, że chyba nie do końca.
Odkaszlnęłam cicho i podniosłam się z siedzenia. — Idę do toalety. — Stuknęłam kolanami o nogi Kaydena, tak aby się przesunął i przystanęłam na chwilę przy Noahu i Caitlyn wyginając usta w sztuczny uśmiech. — To do jutra.
Minęłam ich i skierowałam się w stronę toalet. Gdy dopiero znalazłam się w wąskim korytarzu, wypuściłam powietrze z płuc.
Powoli chyba zaczynałam sobie zdawać sprawę, że wszystkie uczucia, które w sobie tłumiłam i nie dopuszczałam do siebie, zaczęły wydostawać się na zewnątrz.
Moja reakcja była tego idealnym przykładem. Byłam zazdrosna. Byłam zazdrosna, bo każdy dookoła sugerował mi, że wpadłam Blaine'owi w oko, a tymczasem on większość czasu spędzał z młodą Adams, która była zbyt zdesperowana, by tak łatwo odpuścić. I chyba dopięła swego.
Po opuszczeniu toalety, jakie było moje zdziwienie, gdy w korytarzu oparty o ścianę i z rękoma w kieszeni stał nie kto inny, jak sam zainteresowany.
Oprócz beżowej czapki, miał na sobie jasne jeansy i białą koszulkę z dekoltem w serek. Na jego szyi wisiał złoty łańcuszek z krzyżykiem, którego nigdy wcześniej u niego nie zauważyłam.
On jak zwykle wyglądał jak Bóg, a ja w swoim komplecie (który składał się z za dużych szortów, które zostawiłam u Michaela, gdy jeszcze miałam większych rozmiarów tyłek, jak i w jego białej koszulce z czasów koszykarskich, z dużym czerwonym napisem Connor, a także liczbą 17 na plecach) wyglądałam jak pieprzony bezdomny.
Nie wspominając o spuchniętej twarzy i rozczochranych włosach spływających swobodnie po moich ramionach.
— Chciałem porozmawiać — Jego przyjemny głos wyrwał mnie z letargu.
Zamrugałam oczami, próbując opanować swój dziwny stan, który dosięgał mnie za każdym razem, gdy tylko znajdował się na tyle blisko mnie, że czułam zapach jego perfum. Spojrzałam na Noaha i po raz pierwszy tego dnia zauważyłam delikatne rozcięcie na jego lewym łuku brwiowym.
Blaine zauważył, że wpatruję się w jego ranę, bo automatycznie przyłożył do niej palce świdrując spojrzeniem moją twarz.
— Wstyd się przyznać, ale okazało się, że jednak mnie trafił — Wzruszył ramionami, a na jego buzi pojawił się delikatny uśmiech.
Ten uśmiech, który burzył każdą górę lodową w moim sercu.
— O czym chciałeś porozmawiać? — Zagryzłam policzek.
— Nie wiem o co wczoraj w ogóle tam poszło — zaczął nieśmiało, ale jego błękitne oczy wciąż wpatrywały się w moje. — Nie wiem nawet czy chcę wiedzieć, ale chciałem zapytać tylko jak się czujesz.
— Szczerze mówiąc, całkiem nieźle.
Noah skinął głową, a jego wiercące spojrzenie wywołało na moim ciele dreszcze.
— To cześć — powiedziałam i minęłam go zachowując obojętną postawę. Wyszłam z korytarza i automatycznie skierowałam się na zewnątrz.
Udawanie zimnej suki przychodziło mi coraz łatwiej. Udawałam ją przez lata, a on za każdym razem sprawiał, że powoli się łamałam. Chociaż tak bardzo tego nie chciałam.
Bo najlepszym sposobem, żeby nie mieć złamanego serca to udawać, że go nie masz.
Odsunęłam się na bok i usiadłam na jednej z ławek, a z torebki wyciągnęłam paczkę papierosów. Zabawne jak uspokajająco na człowieka potrafiła działać nikotyna.
— Tu jesteś — Michael usiadł obok mnie i objął mnie jedną ręką, na co ja automatycznie położyłam mu głowę na ramieniu. — Możesz mi wytłumaczyć co siedzi ci w głowie?
— Jakbym umiała to wytłumaczyć to chyba nie byłoby problemu. — Popatrzyłam na niego ciężko wzdychając.
— Czyli nie masz zamiaru powiedzieć mi o co chodzi z tobą i Blainem?
— A skąd pomysł, że w ogóle o coś chodzi? — Zmrużyłam oczy. — Przestańcie wiecznie sugerować coś, czego nie ma, nie było i nigdy nie będzie.
— Tego nie wiesz. — Wzruszył ramionami, a ja przewróciłam oczami.
Wiedziałam, że Mike tak łatwo nie odpuści, zwłaszcza, że zawsze jak ubzdura sobie coś w tej swojej głowie, to będzie drążył do końca. Ale cieszyłam się, że chociaż w tamtym momencie zamilkł i nie kontynuował tematu.
Jakbym miała wystarczająco dramatu w swoim życiu przez Liona. Jeszcze kolejnego mi do kolekcji brakowało.
Wczesnym popołudniem byłam już w domu. Tato miał wrócić niedługo z pracy, więc rozłożyłam się wygodnie na kanapie. Wsunęłam się pod koc i włączyłam kolejny odcinek Pamiętników Wampirów.
Kilka minut później mój telefon zawibrował.
Caroline Blaine: dlaczego Mike właśnie powiedział mi, że Caitlyn Adams przychodzi na twoją imprezę urodzinową? Od kiedy jesteście przyjaciółkami?
Przeczytałam wiadomość na grupie na Messengerze, na której byłyśmy we trzy, aby omówić szczegóły imprezy. Kylie uparła się, żeby była to impreza tematyczna w stylu lat 20., a my z Caroline usilnie próbowałyśmy wybić jej ten pomysł z głowy.
Kylie Lynn: Spotkałam ją wczoraj jeszcze przed wyścigami, wspomniałam o imprezie, zapytała czy będzie Noah, i tak jakoś wyszło.
Tak jakoś wyszło.
Caroline Blaine: Ta dziewczyna zdecydowanie za bardzo pcha się na mojego brata, jak tak dalej pójdzie to pośle ją do diabła. I może to w sumie nawet lepiej.
Kylie Lynn: Dobra, nie jest to aż tak istotne. Istotne jest to, że jutro przebieramy się na styl lat 20!
Aylin Davis: Zdajesz sobie sprawę, że do imprezy został jeden dzień? A co jeśli ktoś nie ma w co się przebrać?
Kylie Lynn: Przecież mężczyznom wystarczy garnitur i kapelusz, a dziewczynom specjalny makijaż czy fryzura!
Caroline Blaine: Dobra, to twoje urodziny, więc tak jakby i tak mamy mało do gadania.
Kylie Lynn: NO WŁAŚNIE! Super, że się zgadzacie. Zaraz napiszę to oficjalnie na naszej imprezowej grupie.
Odłożyłam telefon i cicho westchnęłam. Postanowiłam od razu wyruszyć w strony szafy, żeby przeszukać ją z nadzieją na znalezienie czegokolwiek co wpasowałoby się w klimat imprezy w stylu lat 20.
Gdy znajdowałam się już na schodach usłyszałam dzwonek do drzwi. Obejrzałam się za siebie i przystanęłam na chwilę zastanawiając się kto mógłby to być. Może tato zapomniał kluczy?
Zbiegłam po schodkach i skierowałam się w stronę wejścia. Przekręciłam zamek, a następnie otworzyłam drzwi. W pierwszym momencie spojrzałam na osobę stojąca przede mną lekko zdezorientowana i posłałam jej pytające spojrzenie, ponieważ nie miałam pojęcia kim była ta nieznajoma.
Po chwili jednak, gdy obie stałyśmy w milczeniu patrząc na siebie, a ja dostrzegłam duże zielone oczy, a także długie włosy w kolorze mysiego blondu, poczułam jak serce staje mi w gardle.
— Cześć, Aylin — odezwała się w końcu posyłając mi ciepły uśmiech, na co ja tylko się skrzywiłam.
Niesamowite było to, że ta kobieta wyglądała dokładnie jak ja. Jak ja, tylko dwadzieścia lat później.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro