12. Spadająca gwiazda
Zaciągnęłam koszulkę na kolana, ponieważ ta noc była zdecydowanie zbyt chłodna jak na to, że była połowa lipca, a ja nawet nie pomyślałam, żeby wziąć ze sobą jakieś okrycie wierzchnie. Niebo było idealnie przejrzyste. Doskonale widziałam każdy, nawet najmniejszy świecący punkt na niebie. I tak właśnie siedziałam popijając jakieś tanie wino i czekając na spadające gwiazdy.
Głupio wierząc, że jedna spadająca gwiazda zmieni moje życie.
– To jest nudne. Poróbmy coś ciekawego. – powiedział Aaron wiercąc się na kocu, który z nim dzieliłam. – Nie ma żadnych imprez w okolicy?
– Na pewno nie jedna. – mruknęła znudzona Kylie. – Ale postanowienie jest takie, że dość imprez i dość alkoholu.
– A co trzymasz właśnie w ręce? – Młody Blaine uniósł brwi z rozbawieniem i pokręcił głową.
– Jeśli coś ma poniżej dziesięciu procent alkoholu, to nie alkohol.
– To wino ma z dwanaście. – odezwałam się w końcu i sięgnęłam po paczkę papierosów.
– Po czyjej stronie jesteś? – syknęła oburzona Kylie i zaciągnęła łyka czerwonego wytrawnego wina, które swoją drogą było tak obrzydliwe, że ledwo przechodziło przez gardło.
– Zawsze po twojej. – Zaśmiałam się cicho i odpaliłam cienkiego papierosa.
– Zamiast na imprezę możemy iść na wyścigi. – odparł niby od niechcenia Aaron, ale jego oczy od razu zabłysnęły. Wbiłam w niego wzrok i zmrużyłam oczy. – No wiecie, motocyklowe.
– Od kiedy w Hilton Head są organizowane jakiekolwiek wyścigi? – dopytałam zdezorientowana.
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami i wyrwał Kylie butelkę z rąk, a następnie przechylił ją i skrzywił się lekko. – Ostatnio coś gdzieś słyszałem.
– Od kiedy by nie były, zdecydowanie odmawiam. – Przegryzłam nerwowo wargę. – Żadnych motorów.
– Zgadzam się. - przytaknęła od razu Lynn.
– Noah? – Aaron skierował wzrok na swojego starszego brata, który leżał na plecach z rękoma pod swoją głową. On jedynie wzruszył ramionami i nie odpowiedział.
Ogólnie, odkąd tylko się pojawił, niewiele się odzywał. Przywitał się ze mną krótkim „cześć, Davis", a następnie jedyne co robił to wpatrywał się w niebo.
Był wręcz nieobecny, jakby coś w głębi go dręczyło. Ja udawałam obojętną i niewzruszoną, więc nawet nie dopytywałam. Choć nie powiem, byłam trochę zirytowana, bo po co w ogóle przyszedł? Po co proponował mi swoje towarzystwo, a następnie bezczelnie się wprosił skoro nie zamienił ze mną ani jednego słowa? Czyli jednak istniał ktoś bardziej pogmatwany niż ja.
– Dawaj, jak za starych dobrych czasów. – szatyn nie odpuszczał, a ja automatycznie przeniosłam na niego spojrzenie. Jak za starych dobrych czasów.
– Odpuść, dzieciaku. Jesteś męczący. – westchnęła lekko poirytowana Kylie, a następnie spojrzała w górę. – Patrzcie! Widzieliście to?
– Co? Ja nie widziałem! – oburzył się Aaron zakładając ręce na piersi jak małe dziecko.
– Pomyślcie życzenie! – Kylie przymknęła oczy, a ja popatrzyłam na nią rozbawiona.
– Chciałabym, żeby Kayden mnie kochał. – odezwał się Noah parodiując piskliwy głos rudej.
– Wcale tego sobie nie życzyłam! – wzburzyła się i spojrzała na kuzyna piorunującym spojrzeniem. – A ty czego sobie życzyłeś, Blaine? Żeby kochała cię Aylin? Czy może Caitlyn?
Otworzyłam usta i szybciej zamrugałam. Nie, ona wcale tego nie powiedziała.
– Nie mieszaj mnie w wasze durne sprzeczki. – mruknęłam przyjmując obojętny ton, ale swój wzrok skierowałam prosto na Noah próbując wyczytać cokolwiek z jego twarzy.
Na dosłownie chwilę zobaczyłam jak prawy kącik jego ust delikatnie się uniósł, a następnie odwrócił głowę na bok i po raz pierwszy tego wieczoru na mnie spojrzał. W moim żołądku jakiś krasnal zaczął robić fikołki, ale zignorowałam to dziwne uczucie i odwróciłam wzrok. Sięgnęłam po butelkę i wyzerowałam jej zawartość jednym haustem.
– Wyjdź za mnie. – Aaron popatrzył na mnie z uśmiechem, a ja niemal udławiłam się cieczą, której jeszcze nie zdążyłam dobrze przełknąć.
– Całkiem romantycznie pod gwiaździstym niebem. – odpowiedziałam sarkastycznie. – Jak spadnie kolejna gwiazda to jej nie przegap, pomyśl życzenie, że się zgadzam, a wtedy zobaczymy.
Roześmiałam się widząc jego radosny uśmiech. Ten dzieciak był niesamowity.
– Dobra, alkohol się skończył to może skoczycie do sklepu? – powiedziała po chwili Kylie zwracając się do kuzynów.
– Ja nie piję – odparł niewzruszony Noah.
– Mi nie sprzedadzą. – Wzruszył ramionami Aaron.
– Przyszliście tu, a do niczego się nawet nie przydacie. – westchnęła i przetarła twarz rękoma. – Jesteście najnudniejszym towarzystwem na świecie. Same miałybyśmy tu największą imprezę życia. – Przewróciła oczami, a ja zgodziłam się z nią cicho śmiejąc się pod nosem. – Ja nie mam swojego lewego dowodu, pójdziesz ze mną, Aly?
– Przecież wiesz, że nie mam przy sobie. Ostatnio nie chcieli mi sprzedać, więc nie pójdę na darmo. – odparłam i spojrzałam na Blaine'a przypominając sobie jak tydzień temu kupował mi alkohol. – W tobie nadzieja.
Przegryzłam wewnętrzną część policzka spoglądając na chłopaka, który tylko cicho westchnął, a następnie podniósł się do pozycji siedzącej. Rzucił jedno z tych swoich przenikliwych spojrzeń i wstał z koca.
– Wasz alkoholizm mnie wykańcza. – mruknął poprawiając włosy, które zawsze były nieułożone, ale tego wieczoru wyjątkowo, ponieważ zaczęły skręcać się przy końcach w drobne loczki.
– Idziesz? – Popatrzył na mnie, a ja wybałuszyłam oczy. Sam na sam z Blainem? Po moim trupie.
– Idę.
***
Szliśmy w całkowitej ciszy, ale nie było niezręcznie. Było dość przyjemnie.
Dobra, a tak naprawdę to było niezręcznie. W głowie oczywiście miałam tylko nasze ostatnie spotkanie, gdy odwiózł mnie do domu, a ja zachowałam się jak skończona idiotka pozbawiona rozumu. W sumie alkohol odbierał rozum, więc miałam usprawiedliwienie, prawda? W końcu mogłam nic nie pamiętać. Oczywiście miałam zamiar udawać, że tak było, jeśli tylko wspomniałby cokolwiek z tamtej nocy.
– Jakieś uprzedzenie do motocyklistów? – zapytał po chwili patrząc przed siebie.
– Co? – Udałam głupią. Chociaż tego udawać raczej nie musiałam.
– Kiedy Aaron wspomniał o wyścigach, dziwnie się spięłaś. – Wzruszył ramionami i wciąż nie uraczył mnie nawet jednym spojrzeniem. Popatrz na mnie w końcu.
– A, to – mruknęłam niby obojętnie. – Wydawało ci się. Nie mam po prostu ochoty patrzeć na dawców, którzy nielegalnie się ścigają, żeby poczuć odrobinę adrenaliny.
– Czyli jednak uprzedzenie. – Z jego ust wydobyło się ciche parsknięcie. Następnie zamilkł i zmarszczył brwi. Zatrzymał się i zwinął usta w cienki pasek dokładnie się nad czymś zastanawiając.
Przystanęłam obok niego rzucając mu pytające spojrzenia. W końcu przeniósł swoje spojrzenie prosto na mnie i uważnie zaczął mi się przyglądać. Robił to tak intensywnie, że zaczęłam żałować, że wciąż tkwiłam w tej samej za dużej i wymiętolonej koszulce, włosach spiętych w kok i bez grama makijażu.
– Mam pytanie. – powiedział po chwili, a ja uniosłam zdezorientowana brwi, czekając aż w końcu je zada. – Byłaś kiedyś w Kalifornii?
Na chwilę zamarłam. Serce zaczęło walić mi coraz mocniej i mimo, że staliśmy stosunkowo daleko od siebie, byłam niemal pewna, że je słyszał. Przełknęłam głęboko ślinę, ponieważ nie spodziewałam się tego pytania. Nie spodziewałam się, że może mnie spytać o coś takiego, bo niby po co by miał? Lion mu powiedział? Nie, na pewno nie. W końcu nie miał się czym chwalić.
– Nie.
Nie chciałam wracać do najgorszego momentu w moim życiu, więc wyrzucałam z głowy wspomnienie przeklętych wakacji, kiedy moje życie posypało się na drobne kawałeczki. To wspomnienie nie istniało. Nigdy nie byłam w Kalifornii.
– Dlaczego pytasz? – zapytałam, gdy milczał.
– Bez powodu. – Wzruszył ramionami i z powrotem ruszył przed siebie.
Ja zaś stałam jak wryta i zamrugałam oczami, które w dziwny sposób zaczęły mnie piec. Po kilku głębszych wdechach, gdy moje tętno wróciło do normy, ruszyłam przyspieszając kroku.
– Odstaw fajki i alkohol, bo kiedyś zejdziesz. – powiedział rozbawiony, gdy zdyszana dorównałam mu kroku.
Posłałam mu piorunujące spojrzenie, a następnie szturchnęłam go łokciem w ramię. On popatrzył na mnie i pokręcił głową z uśmiechem. Uśmiechem, który powodował, że moje ciało zalewała fala ciepła.
– O, czy to uśmiech? A mówiłeś, że mam się nie przyzwyczajać.
– O, proszę. Ona pamięta.
– Co? A, no coś mi świta. – Odwróciłam spojrzenie, a policzki zaczęły mnie potwornie piec. – Tak wiesz, przez mgłę.
– No, no. – skinął głową i przejechał językiem po zębach, a następnie zmierzył mnie wzrokiem. – Papierosy po seksie?
– Słucham? – popatrzyłam na niego zdezorientowana.
– Twoja koszulka. – wskazał palcem na duży napis „Cigarettes After Sex" widniejący na moim ubraniu, a ja chyba oficjalnie zapadłam się pod ziemię.
– Ah, tak. – wymamrotałam. – Taki zespół.
– Wiem. The Cranberries, Cigarettes After Sex i Taylor Swift. Ciekawe połączenie.
– The Cranberries to akurat przez rodziców. Całe moje dzieciństwo tego słuchali razem z rodzicami Michaela. – Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie.
– Mówisz rodzice, ale mieszkasz z tatą. – zaczął nieśmiało, a ja od razu wiedziałam jakie pytanie zada, więc automatycznie się spięłam. – Mogę wiedzieć co z mamą?
– Odeszła. – Wzruszyłam ramionami i nerwowo przegryzłam wargę. – Nie mam z nią kontaktu.
– Dysfunkcyjny rodzic, hm? Skąd ja to znam. – mruknął cicho.
Skinęłam głową przypominając sobie jak Caroline przeżywała spotkanie z ojcem, który ich wszystkich zostawił bez słowa. Mieliśmy coś wspólnego. Ja i on. Ja potrzebowałam w swoim życiu mamy, która byłaby moją najlepszą przyjaciółką, z którą mogłabym rozmawiać na każdy temat, którego nie poruszyłabym przy tacie. A Noah potrzebował ojca, po prostu męskiego wsparcia.
Na szczęście po kilku latach mój tato doskonale nauczył się tego jak zastąpić mi matkę. Wiedział o mnie dosłownie wszystko. No, prawie. Nie licząc jednego, dość ważnego szczegółu.
Chwilę później znajdowaliśmy się już w sklepie. Ja podbiegłam od razu po słodycze. Wzięłam tego dosyć sporo, więc ledwo doszłam do kasy, ponieważ wszystko leciało mi z rąk, a kiedy próbowałam się schylić, upadała mi kolejna rzecz. Noah stał przy ladzie nie ukrywając rozbawienia, ale nie przeszkadzało mi to, ponieważ ten uśmiech mogłabym oglądać godzinami i nigdy by mi się nie znudził.
– Masz okres czy ktoś złamał ci serce? – Spojrzał na zakupy, które rzuciłam na blat, a następnie z powrotem na mnie.
I jedno, i drugie.
Chciałam zapłacić za zakupy i wyciągnęłam z kieszeni szortów moje ostatnie pieniądze. Zaczęłam liczyć drobne i okazało się, że brakuje mi kilka dolarów. Zrobiłam kwaśną minę, a Noah od razu zauważył moje zakłopotanie, więc wyciągnął portfel i dołożył tyle ile trzeba.
– Doliczę ci do rachunku. – Puścił mi oczko, kiedy obładowani wychodziliśmy już ze sklepu.
– Niby do jakiego rachunku?
– Hm, niech pomyślę. – Zmrużył oczy i zaczął wyliczać na palcach. – Papierosy i piwo, które kupiłem ci, gdy nie miałaś przy sobie dowodu. Paliwo, które straciłem, gdy cię odwoziłem. A, no i ograłaś mnie w pokera na sporą sumę, ale to akurat odzyskam innym razem.
– Przepraszam bardzo – zaczęłam z oburzeniem. – Do domu odwiozłeś mnie, bo sam zaoferowałeś. A za pokera następnego dnia imprezowałeś u mnie w domu.
– Przypominam, że nie piję alkoholu, więc nie nazwałbym tego imprezowaniem na twój koszt.
– Słuszna uwaga. – Skinęłam głową, a na mojej twarzy wyrósł cyniczny uśmiech. – Ale wziąłeś ze sobą dziewczynę, więc można powiedzieć, że postawiłam ci randkę.
– Po pierwsze - zaczął kręcąc głową. – To nie była żadna randka. A po drugie to były moje pieniądze, więc to ja postawiłem ci imprezę.
– Trzeba było nie oszukiwać, że niby wygrałam, kiedy tak naprawdę dałeś mi wygrać. – odpowiedziałam od razu i, kiedy tylko zauważyłam jego zszokowaną minę, uśmiechnęłam się szeroko z satysfakcją.
– Nie wiem o czym mówisz. – Odwrócił wzrok i przyspieszył kroku.
– Oj, myślę, że wiesz! – krzyknęłam za nim, gdy coraz bardziej się oddalał. – Poczekaj, no!
Przystanął na chwilę i odwrócił się w moją stronę. Podszedł bliżej i wyciągnął w moją stronę ręce. Zabrał mi z ręki reklamówkę, która ewidentnie trochę mnie przeciążała, a moja kondycja i tak nie należała do najlepszych.
– Niby skąd wiesz, że oszukiwałem? – zapytał po chwili trzymając torbę ze słodyczami w dłoni, a drugą, z alkoholem, pod pachą.
– Mike widział twoje karty. – odparłam beznamiętnie, chociaż w głębi umierałam z ciekawości dlaczego to zrobił.
– Pamiętasz jak mówiłem ci kiedyś, że rzadko się szczerze uśmiechasz? – Popatrzył na mnie uważnie, a ja pokiwałam twierdząco głową. – Więc widziałem cię naprawdę szczęśliwą i szczerze roześmianą tylko dwa razy. Wtedy, kiedy byłaś zalana w trupa i tańczyłaś do swoich ulubionych piosenek – Zmarszczyłam nos i posłałam mu zabójcze spojrzenie, na co on jedynie cicho się zaśmiał. – Albo właśnie wtedy, kiedy wyskoczyłaś z krzesła myśląc, że wygrałaś ze mną w pokera.
Patrzył na mnie z dziwnym błyskiem w oczach, który widziałam u niego już kilka razy, ale nigdy nie wiedziałam co on oznacza. I wydaje mi się, że w tamtym momencie popatrzyłam na niego dokładnie tak samo. No dobra, to było miłe. Na tyle miłe, że speszona odwróciłam wzrok i zwilżyłam językiem wargi, a następnie przełknęłam ślinę czując jakąś dziwną suchość w gardle.
– Oddam ci za te zakupy. – Zmieniłam temat wpatrując się w chodnik. – Na razie jestem bezrobotną gówniarą po studiach, która żeruje na kieszonkowych dobrodusznego ojca. I chyba powinnam znaleźć jakąś pracę dorywczą, bo przy tym tempie imprezowania, picia i palenia, to umrę z głodu, a mój tato razem ze mną.
– Co studiowałaś? – zapytał wyraźnie zainteresowany.
– Psychologię.
– A tak na poważnie?
– Bardzo zabawne! – Dźgnęłam go palcem w żebra na co usłyszałam tylko głośne „auć" z jego ust.
Roześmiałam się głośno sama nie wiem czemu, ale poczułam nagły przypływ endorfin, które oblały całe moje ciało. Domyślam się czym to było spowodowane, ale oczywiście nie śmiałam się do tego przyznać.
Blaine nie spuszczał ze mnie wzroku, gdy zaraz po napadzie niekontrolowanego śmiechu zaczęłam nucić cicho pod nosem piosenkę. – Got the music in you, baby, tell my why. Got the music in you, baby, tell me why. Na na na na. – Przegryzłam dolną wargę i popatrzyłam na niego. – Znasz to? To moja ulubiona.
– Znam. – Skinął głową, a następnie parsknął cicho śmiechem. – Dobra, teraz już trzy razy.
– Co trzy razy? – dopytałam zdezorientowana, jednak on tylko pokręcił głową i nie odpowiedział.
Westchnęłam cicho zrezygnowana, po czym, gdy zbliżaliśmy się już z powrotem do plaży zauważyłam błysk na niebie w miejscu gdzie niebo łączyło się z oceanem.
– Dobra, cicho, życzenie! – Złapałam go za ramię, żeby go zatrzymać i zamknęłam oczy.
Zastanowiłam się chwilę nad tym czego mogłam sobie życzyć. Było tego przecież tak wiele, że od czego niby miałabym zacząć. Wiatr oplótł moje nagie nogi i ramiona przez co lekko zadrżałam. Usłyszałam jak Noah odkłada wszystkie torby na ziemię, więc automatycznie otworzyłam oczy i uważnie mu się przyjrzałam.
Przesunął swoją bluzę do góry i ściągnął przez głowę, a następnie mi ją podał.
– Tylko oddaj. – powiedział tym swoim cichym, zachrypniętym głosem. – Pamiętaj, że już jedną mi wisisz.
Nagle wpadło mi do głowy życzenie. Coś bardziej realnego niż to, żeby Lion Carrington zaginął gdzieś w trojkącie bermudzkim. Coś, co jeszcze do niedawna wydawało się niemożliwe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro