Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień piąty, w którym mieszkają ze współlokatorem

A/N: PolPru Week, dzień 5: współlokatorzy

Human AU, PrusPol, LietBela, trochę NSFWish? Ale nic graficznego, tylko rozmówki i aluzje seksualne (a jak się mieszka ze współlokatorami, słyszy się różne rzeczy przez ściany i to jest najzupełniej normalne, trust me, mieszkało się tak prawie 10 lat)

W maleńkiej kuchni grało cicho radio, a w powietrzu unosił się chemiczny zapach środków czyszczących; ponieważ w tę sobotę to na niego padła kolejka sprzątania, Taurys Laurinaitis szorował kuchenkę, próbując domyć ją z czegoś, co chyba było zaschniętym sosem do spaghetti, sądząc po kolorze i zapachu.

Co było trochę dziwne, bo nie przypominał sobie, by którykolwiek z nich w ostatnim czasie przyrządzał spaghetti.

– Cze – Gilbert Beilschmidt, jego współlokator numer jeden, wszedł do kuchni boso i w bokserkach, ziewając szeroko. Zatrzymał się przed małą lodówką, wodząc dookoła nieprzytomnym spojrzeniem. – Co ty o takiej nieludzkiej porze sprzątasz?

– Jest dziesiąta.

– No właśnie.

– Nie chciałem was obudzić, ale za godzinę przyjdzie Natalia – Taurys z lekką satysfakcją dostrzegł, że sos w końcu poddał się mocy Cifa i szorstkiej strony gąbki. – A chciałbym zaprosić ją do mieszkania, w którym da się... mieszkać.

– Mmhmm – Gilbert przykucnął przed lodówką i otworzył drzwiczki, tym samym blokując jedyną drogę na korytarz. Wyciągnął stamtąd karton z mlekiem. – Nastaw wodę... O, dzięki. A poza tym, nie przesadzaj. Jest czyściutko. Musi być, ostatnio sprzątałem.

Taurys bez słowa pokazał mu brudną gąbkę.

– Kuchenka jest osobnym bytem, ustaliliśmy to kiedyś – odpowiedział na to Gilbert. – Feliks zarzekał się, że będzie sprzątał po swoich kulinarnych wybrykach niezależnie od grafiku. Mnie w to nie mieszaj.

Taurys mruknął coś pod nosem. Przez chwilę nic nie mówili, zajęci swoimi czynnościami – Taurys sprzątaniem, Gilbert robieniem kawy – z trudem wymijając się w kuchni przeznaczonej prawdopodobnie dla połowy osoby, sądząc po jej rozmiarach.

– No, a jak tam ci idzie z Natalią? – zagadał nagle Gilbert, stawiając na tacy dwa kubki. W jednym kawa była czarna jak noc; ponad połowę zawartości drugiego stanowiło mleko. – Która baza...?

– Nie będę ci opowiadał o moim życiu łóżkowym – Taurys tylko pokręcił głową, ale nie wydawał się obrażony.

– Ja nie mam problemu z opowiadaniem o moim.

– A Feliks o tym wie?

– O czym wiem? – Feliks stanął w drzwiach kuchni, koszmarnie rozczochrany i półprzytomny. – Siemaaaa... Oj – Zamrugał, zdając sobie sprawę, z czym Taurys dalej walczy i rumieniec wstydu pojawił się na jego policzkach. – Zapomniałem. Sorry, stary. Zostaw, ja ogarnę...

– W porządku, już skończyłem. Kiedy robiłeś spaghetti? – Taurys zerknął krytycznie na gąbkę i, uznawszy, że poległa w boju, wrzucił ją do kosza na śmieci.

– Wczoraj... Nie, dzisiaj – Feliks zmarszczył brwi. – Chyba o drugiej... albo o trzeciej? Miałem mega ochotę na makaron.

To tłumaczyło wszystko; o tej porze Taurys już spał, a musiał być zbyt przyzwyczajony do nocnych odgłosów tego mieszkania, by obudzić się na dźwięki gotowania.

– Jest jeszcze trochę w lodówce, jak chcesz, to bierz. Dobra, to o czym mam wiedzieć? – Feliks spojrzał na Gilberta. Ten patrzył w okno, na najbliższe drzewo, skąd dochodziło ćwierkanie i wyglądał na niezwykle zaaferowanego. – Gilbert? Gilbert, nie udawaj głuchego. Ta kuchnia ma półtora metra kwadratowego.

– Pytałem tylko, czy Taurys posunął się cokolwiek w kwestiach natury cielesno-przyjemnościowej w swojej relacji z Natalią.

– I...? – Feliks zmrużył oczy.

– I, żeby go zachęcić do rozmowy, zasugerowałem, że ja z chęcią się podzielę doświadczeniami – dokończył Gilbert bez cienia wstydu.

Feliks westchnął ciężko.

– Nie musicie o tym mówić – odezwał się Taurys. Milczał przez parę sekund, a potem dodał z lekkim rozbawieniem przemieszanym z rezygnacją. – Mam was za ścianą.

Feliks zapłonął rumieńcem; Gilbert wywrócił oczami.

– Jesteśmy współlokatorami od trzech lat, Feliks – powiedział powoli, jakby mówił do niezbyt rozgarniętego dziecka, a nie do dorosłego faceta. – Mieszkamy w trzydziestometrowym mieszkaniu z dykty i kartonu. Jeśli myślisz, że nigdy nic nie słyszałem, gdy Taurys uprawiał seks ze swoją byłą bądź byłym...

– Też słyszałem, nie o to chodzi – sarknął Feliks, przerywając Gilbertowi w pół słowa. – Ja nie mam problemu z tym, że nas słyszysz, a my ciebie, normalna ludzka rzecz – dodał, spoglądając na Taurysa, który tylko ciężko westchnął. – Po prostu... mówienie o tym... jest niezręczne w chuj. Przynajmniej dla mnie – dodał, piorunując Gilberta wzrokiem. – Możemy się umówić chociaż na jedną zasadę przyzwoitości w tym mieszkaniu? Nie dyskutujemy o szczegółach naszego życia erotycznego, do kurwy nędzy?

Po tym jakże elokwentnym stwierdzeniu zapadła krótka cisza; pozostali spojrzeli po sobie i skinęli głowami.

– A propos przyzwoitości – Taurys zerknął na zegarek na ręku. – Moglibyście zabrać te prezerwatywy z umywalki?

Feliks zmarszczył brwi, a jego ręka zamarła w połowie drogi do kubka z mlekokawą.

– A co one tam robią? – zapytał zdziwiony, kierując wzrok na Gilberta. – To te truskawkowe, co kupiłem ostatnio? Myślałem, że zabrałem je z powrotem do naszego pokoju.

– Robiłem test wytrzymałościowy – odparł Gilbert spokojnie. – Byłem ciekaw, ile litrów wody się wytrzymają, zanim pękną.

– Masz trzydzieści lat czy trzynaście? – zapytał Taurys, marszcząc lekko brwi. Umył ręce pod zlewem i wytarł dłonie w ścierkę. Myślał przez chwilę, podczas gdy Gilbert wyszczerzył szeroko zęby. Potem wypuścił powietrze:

– Ile?

***

– Wielki orędownik przyzwoitości, uosobienie dobrych manier, strażnik prywatności... – zaczął Gilbert.

Feliks, nie odrywając ucha od drzwi, tylko machnął ręką, by go uciszyć.

Na korytarzu rozbrzmiał damski głos. Taurys odpowiedział coś miękko.

–... rycerz savoir-vivre, gentelman roku...

– No przecież nie podsłuchuję ich, jak sam wiesz co – Feliks obejrzał się przez ramię, posyłając Gilbertowi spojrzenie pełne wyrzutu. – Ja po prostu jestem ciekaw, czy to jest na poważnie. Kieruje mną troska o dobrobyt kumpla.

– Taurys będzie wzruszony, gdy mu to powiem – Gilbert, rozciągnięty na dwuosobowym łóżku, odbijał piłeczkę pingpongową od ściany.

– Nie powiesz mu – Feliks odwrócił się w jego stronę i założył ręce na piersi. – Bo ja mu powiem, kto wypił jego wino.

– Jesteś współwinny tego czynu.

– Ale on nie musi o tym wiedzieć.

Gilbert tylko uniósł brew.

– I myślisz, że uwierzy w to, że ja, pijany w sztok, dorwałem się do jego alkoholu, podczas gdy, trzeźwy jak niemowlę, bohatersko go broniłeś?

Ramiona Feliksa opadły.

– Za długo mnie zna, żeby w to uwierzyć – wymamrotał i zrobiwszy kilka kroków naprzód, rzucił się na łóżko. – Suń się.

Gilbert zrobił mu miejsce; Feliks oparł głowę o jego klatkę piersiową i dłuższą chwilę tak leżeli razem.

– Jakie mamy plany na dzisiaj? – zapytał.

– Mamy jakieś?

– Chcesz im się pałętać pod nogami, gdy będą gotować?

– Tak, a w czym problem? – zdziwił się Gilbert.

Feliks wywrócił oczami.

– Prywatność nie dotyczy tylko sypialni, wiesz? – zapytał, obracając się na bok i unosząc na łokciu. Bezwiednie wodził palcami drugiej dłoni po klatce piersiowej partnera.

– Ustaliliśmy już, że mieszkamy we trzech w pudełku po butach, a jeśli Natasza tu zamieszka, to to miejsce magicznie przekształci się w pudełko po zapałkach. Gdzie ty chcesz jeszcze wepchnąć prywatność?

Cóż, tu Gilbert poniekąd miał rację, bo nawet rozłożenie suszarki na pranie wiązało się z długotrwałymi negocjacjami, kto komu i na ile zabierze przestrzeń życiową.

Feliks myślał przez chwilę i wymyślił.

– Chodź do kina – powiedział. – I na jakiś obiad. Niech sobie gospodarzą w spokoju i ciszy.

Gilbert zerknął tęsknie na komputer stojący przy biurku.

– Dzisiaj jest turniej w LOL-a.

Feliks natychmiast zapomniał o swojej bezinteresowności.

– To dzisiaj?! – zerwał się do siadu. – Odpalaj Twitcha!

***

Oglądanie rozrywek w League of Legends dla niewtajemniczonych przypominało słuchanie filmu po czesku; niby konstrukcje gramatyczne podobne, ale słownictwa nijak nie rozumiesz.

Tak przynajmniej uznał Taurys Laurinaitis, słysząc zza ściany przytłumiony głos komentatora. Jemu samemu raczej to nie przeszkadzało; zerknął spłoszony na swoją dziewczynę.

– Zawsze tak hałasują? – spytała Natalia, marszcząc brwi. Siedziała na łóżku, do którego przysunęli niski stolik, i spoglądała w ścianę.

– To raczej... normalny poziom głośności – mruknął, stawiając przed nią miseczkę wspólnie zrobionej sałatki gyros.

– Hm – Natalia zmierzyła go spojrzeniem, a potem na jej usta wystąpił blady uśmiech. – Wygląda na to, że muszę się do tego przyzwyczaić.

Taurys odetchnął z ulgą.

***

– Nie wierzę, że nasi mogli tak to spieprzyć – jęknął Feliks, leżąc na wznak na łóżku, a raczej w poprzek Gilberta leżącego na łóżku. Ten znosił to z cierpliwością, której nikt by się po nim nie spodziewał. – Chyba wrócę do zawodowego grania i pokażę im, jak to się robi.

– Z moją pomocą byś ich załatwił – zgodził się Gilbert. Próbując nie zrzucić z siebie Feliksa, poruszył się, by sięgnąć po telefon leżący na nocnej szafce. Ponieważ jego dłoni zabrakło kilku centymetrów, przestał mieć skrupuły i zwinnie usunął się spod ciała Feliksa.

Ten, pozbawiony wygodnej, ciepłej i oddychającej poduszki, spojrzał nań ze wzburzeniem.

– Gdzie leziesz? – jęknął, gdy Gilbert, złapawszy telefon, zamiast do Feliksa wrócić, ruszył do drzwi.

– Rozprostować kości – padła odpowiedź. – I przy okazji zobaczyć, czy nasz współlokator ma jeszcze głowę.

– Nataszka nie jest modliszką – Feliks obrócił się na brzuch i podparł głowę na dłoniach. – Ale miło, że się o niego martwisz.

– Nie martwię się – żachnął się Gilbert, uchylając drzwi i zerkając na korytarz. Pusto. – Po prostu nie chcę znowu mieć w mieszkaniu snującego się bez celu żałobnika. Gość ma ewidentnego pecha do dziewczyn i chłopaków...

– Nie to, co ty – wpadł mu w słowo Feliks, uśmiechając się chytrze.

– Nie to, co ja – Gilbert zmarszczył brwi. – Ej.

– Powiedziałeś to – Feliks zaśmiał się w głos, a potem, ignorując oburzone spojrzenie Gilberta, wstał i rozciągając się, podszedł bliżej. Razem wyjrzeli na korytarz. – Słyszysz coś?

Gilbert wytężył słuch; z pokoju obok dochodziła cicha muzyka.

– Puścił jej te smęty, nie wierzę – powiedział. – Zaraz ucieknie z krzykiem, zobaczysz.

Czekali długą chwilę, ale nie zapowiadało się, by ktokolwiek wyszedł z pokoju Taurysa. Feliks spojrzał na Gilberta znacząco:

– To chyba ta jedyna – szepnął, a jego oczy zalśniły. – Chodź, trzeba to uczcić! – dodał, łapiąc Gilberta za rękę i ciągnąc go za sobą w stronę kuchni.

Wewnątrz pachniało czymś wyjątkowo smacznym; zerknęli tęsknie na patelnię moczącą się w zlewie, a potem Feliks otworzył lodówkę, tym samym zamykając drogę na korytarz.

– Jest, hehe – wyciągnął butelkę wódki. – Świętujemy!

Gdy jakąś godzinę później Taurys zajrzał do kuchni, zwabiony śmiechem i weselną przyśpiewką, ujrzał widok niezbyt zaskakujący. Gilbert siedział po turecku na blacie, lewą ręką pisząc coś zawzięcie na pomiętej kartce, a w prawej trzymając wysoką szklankę. Feliks stał przy stole i, mrużąc oczy, przyrządzał kolejną porcję klasycznego drinka o wdzięcznej nazwie "śrubokręt", łącząc ze sobą alkohol, sok pomarańczowy i lód.

– Co wy tu robicie? – zapytał Taurys, uśmiechając się lekko. Jego elegancka koszula była nieco niechlujnie zapięta, ten wydawał się jednak tego nie zauważać.

– Planujemy twoje wesele – odpowiedział Gilbert, machając do niego zapisaną kartką. – Znaczy, Feliks niech sobie planuje wesele, ja zrobię ci kawalerski stulecia. Lepszego organizatora nie mogłeś sobie wymarzyć, bądź mi wdzięczny.

– Mam już wypatrzoną salę i winietki – Feliks pociągnął łyk ze swojej szklanki. – Ustalam szczegóły. Idziemy w zieleń i... Jaki kolor oczu ma Nataszka?

– Ciemnoniebieski – odpowiedział odruchowo Taurys, a potem zmieszany uciekł wzrokiem. – Moglibyście... nie wybiegać tak daleko w przyszłość? – poprosił. – Chyba... chyba coś z tego będzie, ale nie chcę zapeszać...

– A jak już się wprowadzi do nas, jestem gotowy odstąpić jej jedną szafkę w przedpokoju – Feliks udał, że go nie słyszał. – Ale wprowadzam drugą zasadę przyzwoitości, koniec z uprawianiem seksu pod prysznicem albo w innym miejscu poza sypialniami. Mieszka z nami dama.

Gilbert zerknął na niego z rozczarowaniem. Taurys bardzo ciężko westchnął, chociaż przelotnie pomyślał, że ta zasada to jednak dobry pomysł; może przestanie wpadać na Feliksa i Gilberta uprawiających seks na kuchennym stole, myślących, że są sami. Słyszenie przez ścianę było... znacznie mniejszą ingerencją w prywatność.

– Ile już wypiliście? – zapytał, patrząc wymownie na prawie opróżnioną butelkę. Nie był pewny, czy to ta z lodówki, czy może sięgnęli już po zapasy z zamrażalnika.

– Nie na tyle dużo, by nie widzieć śladu szminki na twoim mostku, kochasiu.

Taurys spłonął rumieńcem i niezdarnie zaczął poprawiać guziki koszuli.

Feliks i Gilbert wymienili znaczące uśmiechy i przybili sobie piątkę.

– A teraz zaproś tutaj swoją dziewczynę – Feliks sięgnął do szafki, nie ruszając się o krok. Maleńka kuchnia miała swoje zalety. Wyciągnął szklankę. – Musimy się z nią poznać. Pani pijąca?

– Lej.

Taurys obejrzał się przez ramię; Natalia uniosła brew w rozbawieniu; jej oczy iskrzyły się jak szafiry, a rozwiane włosy tylko dodawały uroku.

– To wy jesteście współlokatorami Taurysa?

– Feliks, do usług – Feliks ujął dłoń Natalii i musnął wargami jej wierzch. – A to Gilbert, mój chłopak – dodał z dumą, prostując się i wskazując Gilberta szarpnięciem głowy. Ten wyszczerzył szeroko zęby. – Razem z Taurysem stanowimy Grunwald Trio – dodał Feliks, podając Natalii gotowego drinka. – Do usług.

– Dlaczego Grunwald?

Cała trójka wymieniła spojrzenia.

– To raczej... długa historia.

– Walczyliśmy ze sobą na rekonstrukcji – odezwał się Gilbert. – Oczywiście, przegrali ze mną. Na kolanach błagali o litość, tarzając się w błocie i krwi.

– Dziwne, pamiętam to nieco inaczej... – odparł nieobecnie Taurys, słuchając Gilberta jednym uchem, a obojgiem oczu wpatrując się w stojącą u jego boku dziewczynę.

– Nie ufaj swojemu mózgowi, jesteś zakochany.

– Vice versa, Gilbercie.

– Nie – Gilbert uniósł palec do góry. – Ja jestem jedyną inteligentną istotą w tej kuchni.

– Czyli już mnie nie kochasz? – jęknął teatralnie Feliks.

– Nie, kretynie, mnie po prostu hormony nie przeżarły szarych komórek.

– I tacy są, mówiłem ci – szepnął Taurys do Natalii. – Nie... nie przeszkadza ci to?

Ta milczała przez chwilę, wodząc spojrzeniem po dwójce pozostałych mężczyzn; Gilbert o mało co nie spadł z blatu, gdy Feliks pociągnął go ku sobie. Śmiech rozniósł się po maleńkiej kuchni.

Natalia uśmiechnęła się i pociągnęła kolejny łyk.

– Myślę, że się przyzwyczaję.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro