Kontynuacja III
Pov.Feliks, jest 2004 rok
Obudziłem się w niezbyt dobrym humorze, ale w sumie czemu się dziwić. Przymusowo musiałem przyjechać na jakąś konferencję w miejscu oddalonym 11 godzin lotu samolotem od Warszawy... Oprócz tego muszę spędzać czas z pewnymi nieznośnymi osobami... Jedynym plusem tego wszystkiego jest to, że nie muszę wypełniać żadnych formularzy, czy innych papierów, choć już sobie wyobrażam tą stertę makulatury, kiedy wrócę do domu...
Cicho westchnąłem i podniosłem się z w miarę wygodnego łóżka. Od razu poczułem dość nieprzyjemny odór starych wurstów, które nadal walały się po podłodze.
Powoli, uważnie stawiając kroki przeszedłem przez to niemieckie pole minowe, po czym wszedłem do łazienki, aby trochę się ogarnąć.
(...)
Wyszedłem z łazienki już ubrany, uczesany i w miarę ogarnięty.
- A ci dalej śpią... - westchnęła Marta
- To już ich sprawa... - powiedziałem i spojrzałem na zegarek - 9:21, śniadanie powinno już być. Chodźmy, jak się spóźnią to ich wina.
Po raz kolejny przedzierając się przez ten śmietnik wyszedłem z pokoju i skierowałem się w stronę holu, by następnie przejść do wielkiej jadalni. Jak tylko wszedłem na salę poczułem na sobie wzrok większości zebranych, postanowiłem to zignorować i skierowałem się w stronę bufetu. Chwyciłem za talerz i zacząłem nakładać sobie śniadanie. Większość osób odpuściła sobie obserwacje mojej osoby, ale kilka par oczu dalej uważnie przyglądało się moim ruchom.
Kiedy wziąłem już wszystko na co miałbym ochotę, zacząłem szukać wolnego miejsca.
- 15 metrów od twojej prawej jest wolny stolik. - powiedziała Marta
W odpowiedzi tylko przytaknąłem, zanim jednak zdążyłem się ruszyć ktoś krzyknął moje imię. Odwróciłem się w jego stronę.
- Feliks-san! Wiesz może gdzie jest Ludwig-san, Gilbert-kun i Mathias-kun? - spytał przejęty Kiku - Jeśli zaraz nie przyjdą to spóźnią się na śniadanie!
- Kiedy wychodziłem jeszcze spali, wczoraj siedzieli to późna, więc niezbyt się temu dziwię. - odpowiedziałem
Japończyk tylko przytaknął, po czym ruszył w stronę drzwi. Ja natomiast skierowałem się do wskazanego wcześniej stolika, jednak i tym razem zatrzymałem się w pół kroku słysząc jak ktoś woła moje imię.
- Feliks! Chodź, usiądź z nami! - krzyknęła pewna osoba
- Marta, kto to jest? - spytałem pod nosem
- Nie mam pojęcia, ale obok niego siedzi Elizabeta, Roderich i jeszcze jakaś inna dziewczyna. - odpowiedziała
- Czy ta dziewczyna ma brązowe włosy?
- Tak, skąd wiedziałeś?
- Po prostu już wiem kto to jest... - odpowiedziałem po czym zacząłem kierować się w ich stronę
- Siema Polsko! - przywitał się męski głos
- Hej, Słowacjo. Dawno się nie widzieliśmy. - odpowiedziałem
Po wypowiedzeniu tych słów poczułem na sobie skołowany, węgierski wzrok.
- Jak tam u Ciebie, Polsko? - spytał Roderich
- Nie jest źle, choć wolałbym teraz siedzieć w moim ogrodzie i leżeć na hamaku. - odpowiedziałem, uśmiechając się lekko
Cała rozmowa jako tako się kleiła, choć rozmawiając z Austrią, Czechami i Słowacją czułem się, jakbym rozmawiał z przypadkowymi osobami w windze o tym jaka jest dzisiaj pogoda. Mimo to im zdawało się to nie przeszkadzać.
Węgry nie odezwała się do mnie ani słowem, przez cały czas w ciszy jadła swój posiłek, a gdy skończyła szybko odeszła od stolika.
- Nie wiem co się z nią dzisiaj dzieje. - odparł Roderich - Od rana miała świetny humor, a teraz nagle spochmurniała... Przepraszam was za nią.
- Nic się nie stało! Może po prostu dostała okres! - zażartował Jakub, lecz zaraz po tym dostał mocny cios w brzuch od swojej sąsiadki - Za co to?!
- Sam się o to prosiłeś. - odpowiedziała Radmila, po czym wstała, zabrała tacę i odeszła od stolika
- Ona chyba też ma okres... - powiedział blondyn cały czas trzymając się za brzuch
- Nie, ona ma po prostu taki charakter... - odpowiedziałem, po czym biorąc przykład z dziewczyn odszedłem od stolika
Kiedy miałem wyjść z sali drzwi gwałtownie się otworzyły i stanęły w nich jedna biała i dwie blond czupryny.
- Feliks! Czemu nas nie obudziłeś?! - krzyknął Gilbert podchodząc do Polaka
- Bo byliście zmęczeni po wczorajszej imprezie, więc myślałem, że chcecie pospać. - odpowiedziałem, wymijając trójkę i wychodząc z sali
Spokojnym krokiem przechodziłem przez kolejne korytarze kierując się do mojego pokoju, jednocześnie obmyślając najlepszy plan na dzisiejsze spotkanie, do którego zostało mniej więcej trzy godziny.
- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? - spytała Marta
- Najchętniej bym tego nie robił, ale widać, że większość z nich już się domyśla. - odpowiedziałem - Przecież to podejrzane, że cały czas mam zamknięte oczy, prawda?
- A czy-
- Nie mam zamiaru im o tobie mówić, spokojnie. - przerwałem jej - Jak narazie wie o tobie tylko Mathias, ale uważa, że jesteś jednym z tych magicznych stworzeń Lukasa.
- Skoro tak to, czy Lukas i Arthur nie powinni mnie widzieć?
- To bardzo możliwe, ale pewnie nie zwracają na Ciebie uwagi, bo już się do tego przyzwyczaili... - odpowiedziałem wchodząc do pokoju - Eh, dalej tego nie posprzątali...
- Lepiej tego nie dotykaj, bo jeszcze się zatrujesz!
- Chyba masz rację... - powiedziałem, ponownie omijając leżące na podłodze wursty - A teraz wracając do poprzedniego tematu...
- Nie mam pomysłu, jak można by to zrobić, jeśli chcesz o to zapytać... - odparła Marta
- No właśnie ja też nie... Może po prostu pójdę na żywioł?
- Jak nic nie wymyślimy to będzie jedyna opcja, skoro już się uparłeś, że chcesz to zrobić...
- Dobrze wiesz, że tylko po to tu przyjechałem...
- No wiem, ale mam tylko nadzieję, że nic dobrego z tego nie wyniknie...
(...)
Siedziałem na tym spotkaniu już od dwóch godzin. Wszystko o czym opowiadał Kiku jednym uchem wlatywało, a drugim wylatywało. Cały czas gadał coś o jakiś wykresach, których nawet nie widziałem, więc raczej byłem usprawiedliwiony.
- ... I to by było na tyle odnośnie wartości gospodarczej krajów środkowej Azji. Czy ktoś ma jakieś pytania?
- Jakich kurwa krajów? - spytałem w myślach - A to nie Rosja zajmuje czasem całą środkową Azję? A kit z tym, zawsze byłem słaby z geografii...
- Jeśli nie to zacznijmy kolejny temat, Ludwig-san?
- No nie, Ludwig jest jeszcze gorszy od Japonii... Albo zacznie obwiniać wszystkich o rozpoczęcie drugiej wojny światowej, oprócz siebie oczywiście, albo zacznie gadać o tym jaki stopień nachylenia powinny mieć banany...
- Skoro Polska w końcu od kilku lat dołączyła do naszych spotkań, pomyślałem, że może porozmawiamy o POLSKICH obozach zagłady. - zaczął ze złośliwym uśmieszkiem
- Co powiedziałeś? Przepraszam, ale chyba się przesłyszałem. - odparłem grobowym głosem - Nie chodziło Ci czasem o NIEMIECKIE obozy zagłady?
- O nie, nie Polsko, przecież wszyscy wiemy, że to Polacy zbudowali te maszyny śmierci.
- I rozumiem, że chcesz też powiedzieć, że Polacy mówili po niemiecku, wykuli w bramie wjazdowej do Auschwitz "Arbeit macht frei", który był niemieckim sloganem?
- To oczy-
- Chcesz też powiedzieć, że Polacy mordowali własne rodziny? - przerwałem mu, gwałtownie podnosząc się z krzesła - Może jeszcze powiesz, że to nie Trzecia Rzesza najechała na Polskę? Że to była wojna domowa co?!
- Zamk-
- Że Polacy wcale nie uratowali prawie 120 tysięcy Żydów?! - krzyknąłem mu prosto w twarz
Zaraz po tym poczułem jak coś z ogromną siłą rzuciło mną o podłogę.
- Zamknij się, Polen! - krzyknął mój napastnik, jednocześnie kopiąc mnie prosto w brzuch przez co uderzyłem w ścianę, a z moich ust pociekła dość duża ilość krwi
Poczułem, że podszedł do mnie, a następnie podniósł jak szmacianą lalkę. Jedną z pięści uderzył prosto w mój policzek, a następnie ponownie rzucił o podłogę tak mocno, że zostało pode mną niewielkie wgniecenie.
- Fe-!
Usłyszałem jak Marta próbowała wykrzyknąć moje imię, lecz w pewnej chwili jej aura całkowicie znikła. Zestresowany całkowicie zignorowałem ból w ręce i szybko dotknąłem miejsca na mojej koszuli, w którym jeszcze chwilę temu była lilijka. Przejechałem ręką po przestrzeni wokół mnie. Nic.
W pewnej chwili, w miarę zbliżających się ciężkich, niemieckich butów usłyszałem dźwięk pękanego metalu. Gwałtownie odwróciłem się w jego stronę.
- A to co? - zapytał Ludwig podnosząc niewielki przedmiot z podłogi - Ach, jakiś śmieć. No cóż i tak na nic Ci się nie przyda w trzech kawałkach!
Poczułem jak wrzuca moją cenną lilijkę do kosza. Przez chwilę nie wiedziałem co się dzieje, lecz zaraz po tym emocje zaczęły targać mną we wszystkie strony, poczułem nagły przypływ adrenaliny, ogromnej siły.
- Skoro zająłem się tym kawałkiem metalu to wróćmy do naszej zaba-
- Zamknij mordę, śmieciu. - odpowiedziałem stojąc wyprostowany z szeroko otwartymi oczami, w których, mimo pustego tła tańczył morderczy płomień
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować w jednej chwili znalazłem się przy Ludwigu i z trzykrotnością mojej normalnej siły kopnąłem go prosto w żebra, przez co przeleciał przez cały pokój i z impetem uderzył w ścianę po drugiej stronie.
- Za chwilę zobaczysz co czułem, kiedy mordowałeś moich ludzi. - powiedziałem, powolnym krokiem podchodząc do Ludwiga - Przekażę Ci cały mój ból z nawiązką! Zapłacisz za wszystko co zrobiłeś!
Książka prawdopodobnie zakończy się z następnym rozdziałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro