Konferencja Światowa - Kontynuacja I
19 lipca 2004 roku
Narrator
Od pierwszego w historii spotkania krajów Unii Europejskiej, w którym uczestniczyli przedstawiciele Polski minął miesiąc.
Personifikacja Rzeczypospolitej, tak jak codziennie, zajmowała się papierkową robotą. Oczywiście z pomocą pewnej harcerki.
Dzień zapowiadał się tak samo jak zwykle, jednak niespodziewane wejście pewnego mężczyzny, zburzyło tą myśl doszczętnie.
- Panie Feliksie. List do Pana. - powiedział, ówcześnie przymykając drzwi.
- Połóż go na biurku. - odpowiedział nie przerywając wypełniania kolejnych dokumentów.
Listonosz bez słowa wykonał polecenie, po czym wyszedł zostawiając uchylone drzwi, przez które przebijał się lekki przeciąg tworzący bardzo cichy, wręcz niesłyszalny szum. Wystarczyło to jednak, aby poirytować bardzo wyczulony słuch blondyna. Wstał, podszedł do drzwi i silnym ruchem zatrzasnął je.
- Ktoś tu ma zły humor~ - zatrajkotała Marta
- Dobrze wiesz, że łatwo mnie poirytować... - Westchnął po czym wrócił do biurka. Chwycił za leżącą kopertę i ostrożnie otworzył kawałek papieru. Wyjął kartkę, a Marta zaczęła czytać.
- Serdecznie bla bla bla... 15 sierpnia w Tokio odbędzie się Konferencja Światowa, na której będą wszystkie personifikacje!
- Tokio... Trochę daleko...
- O nie! Nie wymigasz się! Masz tam jechać bo oszalejesz!- odpowiedziała i nie dając mu czasu na odpowiedź, szybko zmieniła temat - Myślisz, że ten Litwin powiedział innym o twoich oczach?
- Mało prawdopodobne... Znając go, raczej zatrzymał to dla siebie. Tak samo jak Węgierka... Gorzej z tym Prusakiem i Niemcem.
- Skoro tak mówisz... Ten Ludwig wygląda na dość mądrego, więc nie sądzę, aby się wygadał większej liczbie osób. A co do Gilberta, tooo trudno mi coś o nim powiedzieć.
- Jest hałaśliwy, namolny, wkurzający, zaczepny, oprócz tego uwielbia robić innym na złość i śmiać się z ich porażek.
- Haha, ciekawe, czy to tylko twoja opinia, czy tak jest naprawdę!
- Sama ocenisz, jak będziesz dłużej z nim przebywać... - westchnął, po czym ponownie usiadł za biurkiem i zaczął wypełniać papiery...
- Ale z Ciebie nudziarz!
- Przyjemność po mojej stronie~
TimeSkip - następny dzień
Po przebudzeniu, wykonaniu podstawowych czynności fizjologicznych oraz trzygodzinnym treningu, Feliks udał się do biura swojego szefa - Aleksandra Kwaśniewskiego. Mimo łączących ich relacji, personifikacja Polski nie przepadała za tym głośnym (czasem nazbyt głośnym) człowiekiem, a wręcz unikała niepotrzebnych spotkań. Dziś jednak musiał to jakoś przeżyć.
Delikatnie zapukał do drzwi, a gdy otrzymał zgodę na wejście, pewnym krokiem wkroczył do pokoju.
- Witaj Feliksie! - krzyknął, a blondyn poczuł jak pękają mu bębenki - Co Cię do mnie sprowadza?
- Szefie... Można trochę ciszej?
- A tak, przepraszam, zapomniałem... A więc?
- Otrzymałem zaproszenie na konferencję światową, która odbędzie się 15 sierpnia, czy zezwalasz, abym na nią pojechał? - zapytał poważnym głosem
- Feliksie! Tyle razy Ci mówiłem, abyś nie odzywał się tak oficjalnie! - krzyknął - A co do tego, to oczywiście, że wyrażam zgodę. Potrzebujesz transportu, prawda?
- Tak. - odpowiedział, jednocześnie czując, że nie ważne co powie, jego prezydent i tak będzie nieumyślnie podnosił głos.
- W takim razie coś Ci zorganizuje. Czy coś jeszcze?
- Chyba nie... A tak! Zapomniałbym dodać, że odbywać się będzie w Tokio.
- To trochę komplikuje sprawę... Ale no cóż, już się zgodziłem. - powiedział chwytając się za tył głowy
- Rozumiem, to już wszystko. Żegnam - odparł blondyn po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia
16 sierpnia 2004
Już jutro miała odbyć się konferencja światowa. Jednak, z powodu długiego czasu lotu, personifikacja Polski musiała wylecieć dzisiejszego dnia. Zapewne z tego powodu Feliks już od rana miał zły, a nawet bardzo zły humor.
- Wiem, że nie masz zbytniej ochoty tam jechać, ale nie przesadzaj! - odparła Marta uważnie przyglądając się, jak Polak maltretuje biedną jajecznicę
- Nie to, że nie mam ochoty. Po prostu kiedy myślę, że będę musiał słuchać ich głupich pytań, a oprócz tego prowadzić konwersację z innymi personifikacjami to aż się we mnie gotuje! - odpowiedział, jednocześnie wkładając do ust kromkę chleba
- Już nie narzekaj! Musisz mieć kontakt z innymi, ty introwertyku!
- Przecież mam... Rozmawiam z Tobą, politykami, a czasem z normalnymi ludźmi...
- ...Ale nie z innymi personifikacjami. - przerwała mu Marta - To oni powinni być dla Ciebie odpowiednim towarzystwem.
- Ale nie są. Jedyną osobą, którą jako tako lubię jest Elizabeta, tyle że to jedyny wyjątek.
- Przynajmniej coś! A teraz kończ tą jajecznicę, przebierz się w mundur i jedziemy! Do Tokio jest naprawdę daleko!
Po skończeniu śniadania i zmianie stroju, ruszyli w stronę lotniska. Dotarli tam o godzinie 8:30, podczas gdy bramki zamykają się o 10. Wolnym, spokojnym krokiem przeszli przez wszystkie inspekcje, by równo o godzinie 10 znaleźć się w samolocie.
Lot trwał około 11 godzin. Feliks wysiadł z samolotu z o wiele lepszym humorem.
- A tobie co? - zapytała zdziwiona Marta
- Po prostu się wyspałem... Od dawna tak dobrze nie spałem.
- To prawda, że ostatnio zarwałeś kilka nocek...
- Kilkanaście. - poprawił ją Polak
- No dobra! Nie chwytaj mnie za słówka! - krzyknęła - A zmieniając temat, to wiesz gdzie iść?
- Jakoś to ogarnę... Przecież umiem mówić po japońsku.
- Serio?
- Oczywiście. Może nie jest to super zaawansowany poziom, ale potrafię się dogadać. - powiedział po czym chwycił za swoją granatową torbę i ruszył w stronę wyjścia z lotniska.
Konferencja ma trwać trzy dni, podczas, których omawiane będą różne tematy. Zakazane jest wspominać na nich o sprawach Uni Europejskiej, NATO, czy innego "paktu".
- Marta?
- Tak?
- W liście napisany był dokładny adres hotelu, prawda?
- No tak... Dlaczego o to pytasz?
- Czy ja go spakowałem? - zapytał zatrzymując się przy jednej z kolumn
- Skąd mam wiedzieć co ty robiłeś? - spytała splatając ręce na piersi
- Bo cały czas jesteś ze mną? - powiedział, po czym otworzył torbę i zaczął szukać zguby, macając wszystko w jej środku. - Nie ma... Chyba zostawiłem go na biurku!
- No to jesteśmy w kropce... I co my zrobimy?!
(...)
- Hey! Czy to nie Feliks?! - krzyknęła jakaś postać z tłumu
- Masz rację, mon ami. - odpowiedział inny głos
Grupa osób powoli przedzierała się przez tłum próbując dotrzeć do stojącego przy ścianie blondyna.
- Miałem rację! Dawno się nie widzieliśmy, my friend!
- Marta, kto to jest? - powiedział po nosem Feliks
- Ameryka, Kanada, Anglia i Francja.
Polak tylko cicho przytaknął i odwrócił się w stronę grupy.
- Witajcie. To prawda, że dawno się nie widzieliśmy...
- Polsko, dlaczego nie poszedłeś do hotelu? - zapytał Mathiew
- Niestety, zapomniałem jaki to był adres. Nie mielibyście nic przeciwko, abym poszedł z wami?
- Oczywiście, że nie. - odparł Arthur
- Dziękuję.
- Okey! Ruszamy, everybody! - krzyknął Alfred i zaczął kierować się w stronę wyjścia z lotniska
Po kilku minutach grupa z Amerykaninem na czele wstąpiła na ruchliwe ulice Tokyo. Pech chciał, że akurat trafili na godziny szczytu, przez co ledwo udało im się utrzymać w jednej kupie.
Weszli do jednej z bocznych uliczek, chcąc uciec przed całym zgiełkiem.
- Mon dieu... Więcej ludzi, niż na Polach Elizejskich podczas wakacji. - skomentował Franciz
Reszta tylko przytaknęła... Wszyscy oprócz Feliksa oparli się o ścianę. Blondyn przez przebywanie w tym hałasie, odczuwał okropne bóle głowy.
- Wszystko dobrze, Feliksie? - spytał Kanadyjczyk uważnie przyglądając się twarzy Polaka
- Em, tak. Po prostu głowa mnie boli...
- To pewnie przez ten hałas! - krzyknął Alfred
- Skoro tak to nie pogłębiaj go swoim krzykiem. - skomentował Arthur
- Przecież nie krzyczę!
- My goodness... I weź tu takiemu głąbowi wytłumacz...
- Że co?! Kogo nazywasz głąbem?!
- Ciebie, baka!
Po chwili do ich kłótni dołączył się także Franciz. Mathiew nie chcąc brać w tym udziału podszedł bliżej trzymającego się za głowę blondyna.
- Na pewno wszystko dobrze? - zapytał
- Tak, na pewno. Po prostu... źle reaguje na duży hałas...
Kanadyjczyk przechylił głowę w geście niezrozumienia, na co Feliks westchnął i zwrócił twarz w jego stronę.
- Nie ma sensu tego wyjaśniać...
- Skoro tak myślisz... - powiedział, jednocześnie wzruszając ramionami - Pójdę ich rozdzielić.
Westchnął, po czym skierował się w ich stronę.
(...)
- Jesteś dzisiaj dziwnie miły. - zauważyła Marta - Normalnie już na lotnisku byś ich spławił.
- To prawda, że wolałbym być gdzieś indziej... Najlepiej sam, ale nie mamy innego wyboru. - szepnął Feliks
Czarnowłosa tylko przytaknęła.
Po kilku minutach Kanadyjczykowi udało się rozdzielić kłótliwą trójkę.
- 17:32 - powiedział Franciz, jednocześnie patrząc na swój zegarek
- Yeah! Czyli godziny szczytu powinny już minąć, right? - zapytał Amerykanin
- Raczej tak... Powinniśmy się zbierać, everybody. - odpowiedział mu Arthur
Całą grupą wyszli ze swojej "kryjówki".
- Dobra. To jaki jest ten adres? - spytał Feliks
- Hmhm, po prostu kierujcie się za mną! Zaprowadzę was, w końcu I'm hero! - krzyknął Amerykanin i pewnym krokiem ruszył w tylko sobie znanym kierunku
Po upływie kilku minut coraz niepewniej stawiał kroki, aż w końcu zatrzymał się na środku ulicy obracając się wokół własnej osi.
- Alfred? Wszystko dobrze? - zapytał Mathiew
- T-tak, oczywiście!
- Kłamiesz, baka! Zgubiłeś się! - krzyknął Arthur
Amerykanin chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował z tej opcji i opuścił głowę.
- Czy mogę zobaczyć ten adres? - spytał Feliks, podchodząc do niego od tyłu
- Mhm, oczywiście... - odpowiedział smutnym głosem i podał mu kartkę
Polak uważnie przestudiował linijki tekstu (wraz z pomocą Marty), po czym podszedł do pierwszej lepszej osoby i zapytał po japońsku, gdzie znajduje się ten hotel.
Po chwili wrócił do grupy.
- Wcale nie zabłądziliśmy. Alfred dobrze nas poprowadził, bo hotel jest kilka metrów dalej. - odpowiedział, wskazując palcem w stronę oszklonego, luksusowego wieżowca
Amerykanin słysząc te słowa rozchmurzył się, a na jego twarzy zagościł duży, promienny uśmiech.
- Hahaha! A nie mówiłem! - krzyknął szczęśliwy i zaczął kierować się w przeciwnym kierunku
- Eh, nie w tą stronę... - westchnął Mathiew chwytając się za czoło
- P-Przecież wiem! - odburknął i zmienił kierunek
- Mój Boże... - mruknął Feliks pod nosem i zaczął kierować się za grupą
- Nie wiedziałem, że znasz japoński, Polsko. - zaczął Arthur
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz... - odpowiedział ponurym głosem
Anglik był widocznie zdziwiony tą odpowiedzią.
Kilka minut po tym w końcu dotarli do hotelu. Gdy otworzyli drzwi, wszystkie czekające w holu personifikacje przerwały swoje rozmowy i z zaciekawieniem przenieśli wzrok na przybyszy.
- No to się zacznie... - mruknął Polak
☆☆☆
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale miałam urwanie głowy w szkole.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro