W pościelach
A/N: 16+? 18+? Ciężko stwierdzić ( ͡° ͜ʖ ͡°)
– Tauri... – zamruczał Feliks, opierając podbródek o nagie ramię Litwy. – Tauri... Taaaaauriii...
– Cieszę się, że nauczyłeś się mojego imienia w wołaczu, naprawdę – wymamrotał Taurys półprzytomnie, nie otwierając oczu. – Ale jest środek nocy... – Litwa wcisnął głowę mocniej w poduszkę. – Śpij... Proszę.
– Nie mogę, Tauri – Polska owinął ramię wokół ciała Taurysa, przytulając się mocniej. – Wiesz... Było zajebiście – dodał do ucha schowanego za chaosem wyjątkowo splątanych ciemnych włosów, wciąż nieco wilgotnych.
Byli splecionym kończynami chaosem, nagim, pachnącym potem i nasieniem, zmęczonym i odprężonym jednocześnie; wieczór spędzili raczej intensywnie.
– Najlepszy seks w moim życiu. – Feliks zastanawiał się przez chwilę, wodząc opuszkiem palca po wrażliwej skórze za uchem Taurysa. – No dobra, przynajmniej dwóch ostatnich dekad, ale nadal ścisła czołówka.
W odpowiedzi Litwa obrócił się ku niemu i wyciągnął ręce. Polska musnął nosem obojczyk i przesunął otwartą dłonią po umięśnionym, twardym brzuchu, przytknął wargi do ramienia i wymamrotał, krzywiąc się nieco:
– Chyba musimy iść pod prysznic. Nie wytrzymam do rana.
Litwa westchnął i uchylił powiek, rozbudzając się już całkiem – gdy kilka godzin wcześniej opadli na pościel i leżeli obok siebie, usypiając, nie zwracali w ogóle uwagi na bałagan, jaki stanowili, teraz jednak z każdą chwilą dyskomfort przybierał na sile.
– Tak, mi też to zaczęło przeszkadzać – przyznał, odwracając głowę w stronę zamkniętego okna. – Trzeba tu przewietrzyć.
– Zmienić pościel – dorzucił Feliks, siadając ze skrzyżowanymi nogami. Jasnozłoty blask ulicznej latarni odbijał się w jego jasnej skórze. – Natychmiast. Kupiłem nową!
– Proszę, Feliksai, tylko bez szaleństw... – jęknął Taurys, aż za bardzo znając feliksowy gust. Nagle nieświeża pościel w studolarówki, w której leżeli, a którą Polska kupił, by mogli „spać na pieniądzach", nie wydała mu się taka zła.
Do tej przynajmniej się przyzwyczaił, chociaż patrzenie na Benjamina Franklina podczas zbliżeń wciąż było niezręczne; między innymi dlatego Taurys zwykle nalegał na zgaszenie światła...
– Spokojnie, Tauri... – zamruczał ponownie Feliks, układając się u jego boku. Oczy mu się śmiały. – Kupiłem taką całkiem normalną, jak prosiłeś.
Taurys odetchnął z ulgą; nie czuł się gotowy na większość łóżkowych pomysłów Polski. Obrócił głowę w kierunku Feliksa i uśmiechnął się, gdy ten zainicjował pocałunek; długą chwilę leżeli przy sobie, muskając się dłońmi i całując leniwie. Mimo deklaracji, żadnemu nie śpieszyło się, by wstać z ciepłego, wygodnego łóżka.
– Tauri – powtórzył Feliks powoli, jakby smakował to imię na języku. – Taurysie. Tauri.
Brzmiało miękko w jego ustach, bardzo, ale to bardzo pociągająco; Litwa wsłuchiwał się w nie, spływające z tych miękkich warg, z prawdziwą przyjemnością.
– Chodźmy pod ten prysznic – mruknął, w końcu ciężko podnosząc się na łokciach. Feliks westchnął i podążył za nim.
Gdy kilkanaście minut później wrócili do sypialni, czyści, nadzy, trochę głupio uśmiechnięci, Litwa podszedł do okna i otworzył je, sprawdziwszy uprzednio, czy nikt go nie zobaczy; bez potrzeby, bo o trzeciej rano w okolicach feliksowego dworku na wsi zazwyczaj nie było żywej duszy.
Odetchnął świeżym, nocnym, nieco chłodnym powietrzem zbliżającej się wiosny i z uśmiechem na wargach obrócił się w kierunku pokoju, słysząc szelest ściąganej pościeli.
– Gdzie jest ten zamek... dobra, świecę światło, nic nie widzę...
Blask żyrandola zalał sypialnię; Taurys zmrużył oczy, przyzwyczajone do ciemności, a potem, osłaniając je dłonią, zerknął na Feliksa.
Studolarówki kłębiły się pomiędzy nogami Polski, ale to, co trzymał w ramionach, było zdecydowanie gorsze.
Dziesiątki czarnych, kreskówkowych kotów wpatrywały się w niego nieruchomymi spojrzeniami, gdy Polska walczył z kołdrą, próbując wcisnąć ją w poszwę.
– Feliksai – zaczął z lekką rezygnacją Litwa. – Dlaczego każda twoja pościel ma oczy?
– Jak do tego doszło, nie wiem – padła nieco przytłumiona odpowiedź; Feliks prawie wpadł do środka pościeli razem z kołdrą. Taurys westchnął i zbliżywszy się, zaczął pomagać Polsce w tej nieprzyjemnej czynności. – Ale jest całkiem normalna, nie?
Taurys wziął głęboki oddech.
– Zapomnij o kochaniu się przy świetle – powiedział stanowczo, zapinając zamek i układając kołdrę na łóżku.
W odpowiedzi Polska uśmiechnął się chytrze i cofnął o krok; wyciągając dłoń do tyłu, na oślep dotknął wyłącznika światła.
Ciemności; Taurys zamrugał, ale nie widział zupełnie nic. Chwilowy brak wzroku nie był jednak przeszkodą; smukłe dłonie oparły się o jego ramiona, sugestywnie pchnęły do tyłu, na zaskakująco miękką, świeżą pościel.
Poddał się bez sprzeciwu; pachnące żelem pod prysznic i jabłkowym szamponem suche, rozgrzane ciało opadło na jego klatkę piersiową i biodra.
– Bez światła też jest okay, Tauri.
Litwa uśmiechnął się do Feliksa, którego z wolna zaczynał widzieć, gdy wzrok na nowo przyzwyczajał mu się do nocy i blasku latarni. Słyszał oddech, który znów zaczynał przyśpieszać, bicia serca pod swoimi wargami, gdy całował tors Feliksa, cichy jęk, gdy w potrzebie przycisnął się bliżej drugiego ciała...
– Jutro śpimy u mnie – szepnął jeszcze, wymawiając jedną z ostatnich sensownych myśli, nim utonie w instynktach i bliskości, nie skupiając się na niczym poza przyjemnością Feliksa i swoją własną, dokładnie w tej kolejności. – Moja pościel... jest po prostu zielona, Feliksai.
– Ujdzie... – wydusił z siebie Feliks, mocniej zaciskając palce na ramionach Taurysa, a potem oparł czoło o jego tors, oddychając ciężko. – Ale będę mógł... ach... zaświecić światło?
– Tylko jeśli... zasłonisz zasłony.
Feliks westchnął i teatralnie przewrócił oczami.
– No dobrze – zgodził się wspaniałomyślnie. – Dla ciebie wszystko, Tauri.
Znów byli chaosem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro