Słodka bułka
A/N: Kocham uniwersum The Elder Scrolls, więc oto spontaniczny crossover, bo zobaczyłam coś ze Skyrima na insta :D Niżej wam wrzucę trochę info, bo pewnie nie wszyscy z Was kojarzą TES :)
– Nie wybieram się do Wichrowego Tronu, chociażby mi zapłacili – Feliks gestykulował ponad słodką bułką. Ogromne palenisko pośrodku gospody trzaskało głośno i rzucało miękkie cienie na jego gładką twarz, miękkie, okalające ją jasne włosy i stojące kocie uszy, zmieniając ich barwę na odcień czerwonego złota. – Po pierwsze, jest tam nieziemsko zimno – Wzdrygnął się na samą myśl o zimnych wiatrach i nieustających śnieżycach. – A po drugie, ten pies Ulfryk nie wpuszcza Khajiitów za mury. Chuj mu w dupę.
– Ciszej – Taurys pochylił się nad drewnianym blatem i rozejrzał się niespokojnie. – Przecież wiesz, jak Biała Grań jest podzielona. Uważaj, gdy go obrażasz.
Feliks jedynie prychnął, ale ucichł; założył jednak ramiona na piersi i łypał buntowniczo; Taurys westchnął i poprawił rzemienie skórzanych karwaszy, mając nadzieję, że nie przysporzą sobie kłopotów.
W takich niespokojnych czasach trzeba było uważać, komu się kibicowało, a komu złorzeczyło; zwłaszcza jak miało się tak niewyparzony język, jaki miał Feliks.
Ten Khajiit był... wyjątkowym Khajiitem. Taurys doskonale pamiętał pierwsze ich spotkanie; chłodna, księżycowa noc, on i puste ulice Dzielnicy Polnej, którą patrolował samotnie, gdy jego wzrok przykuła ciemna sylwetka siedząca na murze.
Khajiit, rozpoznał Taurys, gdy zbliżył się z bronią w gotowości; na dźwięk jego kroków nieznajomy, okutany grubym, futrzanym płaszczem, skierował nań jaśniejące, zielone spojrzenie. Dlatego nikt go nie usłyszał. Stąpa bezszelestnie...
Obcy poderwał się na równe nogi i aby pokazać, że nie jest uzbrojony, rozłożył szeroko dłonie – czy też łapki, Taurys nigdy nie wiedział, jakich słów powinien używać w stosunku do kotoludzi – i w jednej z nich zabłysła butelka.
– Messer jest w nowiu, a Secunda w ostatniej kwadrze – powiedział wesoło przybysz. – Czyli mam właśnie urodziny i przyjechałem się tu zabawić! Miodu?
Feliks właśnie oderwał kawałek bułki i przekrzywił głowę, zauważając, że Taurys odpłynął myślami gdzieś daleko.
– Słuchasz ty mnie w ogóle? – zapytał z wyrzutem, a jego ogon poruszył się niespójnie.
– Wybacz – Taurys posłał przyjacielowi przepraszający uśmiech. – Przypomniało mi się, jak się poznaliśmy.
To od razu udobruchało Feliksa; wyszczerzył zęby, pokazując drobne, ale ostre igiełki kłów. Potem wpakował sobie bułkę do ust i szybko przeżuł.
– Cieszę się, że tyle twoich myśli jest ze mną związanych – mruknął, opierając łokcie na stole, a na nich głowę. – To bardzo miłe, wiesz?
Taurys na moment uciekł wzrokiem, czując głupi uśmiech wczołgujący się powoli na jego wargi; rumieńce łatwo było wytłumaczyć mrozem, ale takich odruchów już nie.
Cóż; nikt nie miał za złe, że tak spoufala się z tym dziwnym Khajiitem, który nie mówił tak, jak zwykli mówić jego pobratymcy, nie handlował skoomą – chociaż przynajmniej raz na miesiąc Feliksa ktoś zaczepiał na ulicy, mając nadzieję na dawkę – i całkiem dobrze rzucał kule ognia.
Po prostu... Taurys nie lubił, gdy inni Towarzysze węszyli w jego prywatności. Dosłownie; przyłapał raz Farkasa i Vilkasa na obwąchiwaniu jego pościeli w kwaterach Towarzyszy.
Feliks jakby czytał mu w myślach:
– Pozostałym nie podoba im się, że przynosisz na sobie do domu koci zapach? – zachichotał. – Cholerna wataha.
Taurys jęknął.
– Feliks, proszę – szepnął. – To jest tajemnica.
Khajiit też pochylił się nad stołem; z daleka pewnie wyglądali na parę kochanków, słodko do siebie szepczących w kącie gospody. Co w sumie nie było takie dalekie od prawdy...
– To, że hasacie sobie przy księżycu, sławiąc imię Hircyna? – Feliks znów się roześmiał. – Spokojnie, wasz sekret jest u mnie bezpieczny. Khajiit słówka nie piśnie, Khajiit nie zdradza przyjaciół – dodał z charakterystyczną manierą swojego gatunku. – Nawet jeśli przyjaciele Khajiita to wilcy.
– Dziękuję za to zapewnienie. To nie tak, że w ciebie wątpię, po prostu... Złożyłem przysięgę – Taurys westchnął. – Swoją drogą, od dawno chciałem cię o to zapytać. Czy zawsze mówisz...? – zawahał się na moment.
– Normalnie? – Feliks uniósł brew, a jego uszy drgnęły.
Taurys skrzywił się; nie chciał, by to tak zabrzmiało.
– Nie... Po prostu, nie spotkałem wcześniej Khajiita, który wypowiadałby się w pierwszej osobie – odparł, pocierając czoło. Od tego ognia było tu naprawdę gorąco.
– Naprostowali mnie w Akademii – mruknął Feliks niewyraźnie. – Ta'agra... To znaczy, khajiicki... jest dość specyficzny. Inaczej się w nim myśli. Musiałem... trochę nad sobą popracować, jeśli chciałem studiować magię. Profesor od dwemerskiego też mnie trochę... Nieważne.
Czując, że dotknął niechcący wrażliwego miejsca, Taurys szybko zmienił temat:
– Pojutrze mam wolny dzień – powiedział. – Chcesz się ze mną wybrać na polowanie?
Źrenice Feliksa rozszerzyły się; zieleń stała się jedynie cieniutkim pierścieniem hipnotyzującej czerni.
– Ja, ty i bezludne lasy za Rzeczną Puszczą? – zasugerował, niemalże mrucząc. – Mam brać jakieś wyposażenie, czy nic poza namiotem nie będzie nam potrzebne?
Taurys poczerwieniał. Cóż, to nie tak, że nie miał ochoty na wspólny, intymny wypad poza miasto, bez Towarzyszy rzucających niewybredne żarciki na temat kocich penisów, gdy tylko wspominał o odwiedzinach Feliksa; ale musiał też uzupełnić spiżarnię.
– Możesz wziąć krzesiwo i hubę – mruknął speszony.
– Jestem magiem, głupolu – Głos Feliksa zadrżał od śmiechu. – Zrobię ci takie ognisko, że będziesz mógł chodzić nago od zmierzchu do świtu – dodał, sięgając dłonią ku policzkowi, skroni i ostrych uszu Taurysa; jego paznokcie (pazurki?) były krótko obcięte, kolorowe i bardzo zadbane, a dotyk wywoływał przyjemne dreszcze spływające wzdłuż kręgosłupa. – Czy to prawda, że Bosmerowie noszą przezroczyste ubrania i nic pod spodem, gdy są wśród swoich?
– Tylko w czasie niektórych, bardzo specyficznych rytuałów tanecznych – Taurys miał wrażenie, że już odpowiadał na to pytanie; Feliks, absolwent Akademii Magów, miał w sobie nieograniczone pokłady ciekawości.
– Mmmm... A odprawisz je dla mnie, gdy już będziemy na miejscu? Coś czuję, że chcę napisać o tym pracę i potrzebuję trochę... obserwacji.
Patrząc na to, jak Feliks kręci się podekscytowany na krześle, oczekując na odpowiedź, a potem przysuwa mu talerz z drugą połową słodkiej bułki, jakby w próbie przekupstwa, Taurys ponownie doszedł do wniosku, że Feliks jest wyjątkowym Khajiitem.
Uśmiechnął się.
– Jeśli tylko będziesz przekonujący.
Bułka naprawdę była bardzo słodka.
****
Felek – Khajiit (z rodzaju Ohmes-raht; to, jak Khajiit wygląda, zależy od tego, w jakich fazach były księżyce w momencie jego urodzin), który umie w magię i zdecydowanie stoi po stronie Cesarskich w wojnie domowej (bo Ulfryk, przywódca Gromowładnych dyskryminuje zwierzoludzi i każe im marznąć za murami miasta - jednym z wątków przewodnich Skyrima jest wojna domowa między zwolennikami Cesarstwa i ludźmi Ulfryka). Khajiici ogólnie są kotoludźmi w różnych formach, pochodzą z pustynnego Elsweyr i są raczej traktowani z nieufnością (złą sławę przyniósł im handel skoomą, narkotykiem stworzonym z księżycowego cukru) lub wręcz dyskryminowani (byli niewolnikami Altmerów, Wysokich Elfów, ci zresztą uważają się za lepszych od wszystkich innych ras).
A Taurys to Bosmer, Leśny Elf, członek Towarzyszy. Towarzysze to stara organizacja wojowników ze Skyrim, a część z nich jest wilkołakami, co jest tajemnicą - co mnie bardzo śmieszy, to to, że w grze poznajemy braci-bliźniaków (Rzym nawiązanie?), z których jeden nazywa się Farkas (węg. wilk), a drugi Vilkas (lit. wilk), a szefem Towarzyszy jest Kodlak (od czeskiego "vlkodlak"). Tajemnica fest xD. A co do Bosmerów, to moja druga ukochana rasa z TES-a: wybitni łucznicy, z religijno-kulturalnym zakazem jedzenia roślinności, uprawiający niekiedy rytualny kanibalizm. Ciekawe istoty :D
Miejsce akcji: Biała Grań, pierwsze miasto, w którym lądujemy w Skyrim - od dawna mam do niego słabość <3 chyba zaraz znowu zainstaluję Skyrimka...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro