Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Portal

A/N: tak dawno nie byłam na Litewskim (i w Lublinie w ogóle), a oni tymczasem robią portal do Wilna :D 


– Ej, ale weź machnij ręką i powiedz, że machasz, zobaczymy, czy jest opóźnienie – W słuchawce, zagłuszając wszechobecny szum wody, kolejny już raz rozbrzmiał podekscytowany głos Feliksa.

– Już. Słuchaj, Polsko, muszę...

– Ale więcej entuzjazmu, Licia...! – Polska z oburzeniem zamachał rękoma; w efekcie jego komórka, wyślizgnąwszy się spomiędzy palców, wzbiła się wysoko w powietrze i zakończyła swój lot gdzieś poza kadrem.

Taurys skrzywił się, słysząc głośny, suchy trzask – najwidoczniej beton Placu Litewskiego nie był zbyt łaskawy dla smartfonów – a potem dźwięk urwanego połączenia.

Usta Polski otworzyły się szeroko; Litwa nie musiał być mistrzem w czytaniu z ruchu warg, by domyślić się, jakie słowa właśnie padły po drugiej stronie najnowszej atrakcji Lublina.

Portalu międzymiastowego mu jeszcze brakowało – teraz Feliks nie da mu żyć aż do sierpnia.

Gdy Polska zniknął z jego pola widzenia, Litwa pozwolił sobie na ciche westchnienie i schował swój telefon do kieszeni...

– Działa! – Feliks, pojawiwszy się znów w kadrze, poruszył bezgłośnie wargami. – Dzwonię!

...by z rezygnacją wyciągnąć go z powrotem. Przetarł ekran o spodnie, pozbywając się dużych kropel wody, które natychmiast ponownie się na nim pojawiły. Miał nadzieję, że ten telefon jest wodoszczelny...

– Muszę już iść, bo... – zaczął, gdy tylko odebrał, pełen naiwnej nadziei, że to powstrzyma Polskę przed dalszym testowaniem portalu.

– Ale by zajebiście było, jakby się jeszcze dało tym teleportować naprawdę, nie? – Polska wydawał się wcale nie słyszeć słów Litwy; podszedł bliżej i zastukał w ekran, uśmiechając się szeroko. – O, wiesz co? Mam taki pomysł, ja, ty, piwo i to cudeńko, to by było jednocześnie picie na mieście i przez Skype'a, tylko musiałbym uważać na straż miejską... O, tam u ciebie pada?

– Od godziny... Feliksie, ja...

– A tu słoneczko, widzisz? – Feliks odsunął się lekko na bok, ukazując Taurysowi deptak, fasadę klasztoru kapucynów, ławki i drzewka, a ponad tym wszystkim bezchmurne, błękitne niebo, co jeszcze bardziej uświadomiło Litwie, jak bardzo przemoczony jest.

– Feliksai...!

– Mmm?

– Widzisz tę ulewę, prawda? – zapytał wolno Litwa.

– Widzę! – Dawno nie słyszał Feliksa tak podekscytowanego. – W ogóle, zawsze miałem słabość do Wilna w deszczu, pokażę ci kiedyś stare fotki sprzed wojny, ale mają klimat...

Litwa przymknął oczy i policzył do dziesięciu w każdym znanym sobie języku, bo bardzo miał ochotę krzyczeć, a pośrodku miasta nie wypadało.

– A parasol widzisz? – zapytał bezsilnie, gdy tylko Feliksowi zabrakło oddechu.

– Jaki parasol?

Jestem przypadkiem beznadziejnym, pomyślał Litwa nie po raz pierwszy, opuszczając dłoń z telefonem.

Potem, mimo chłodu i przemoczonych ubrań, uniósł kącik ust w bladym uśmiechu, obserwując jak na twarzy Polski pojawia się rumieniec zakłopotania. Nim zdążył odpowiedzieć, usłyszał dźwięk przerywanego połączenia – Feliks, odsuwając komórkę od głowy, spojrzał z wyrzutem na ciemny, pokryty pajęczynką popękanego szkła ekran smartfona, a potem uniósł głowę i spojrzał Litwie w oczy. Też się lekko uśmiechnął.

Portal milczał. Uśmiech wystarczał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro