Portal
A/N: tak dawno nie byłam na Litewskim (i w Lublinie w ogóle), a oni tymczasem robią portal do Wilna :D
– Ej, ale weź machnij ręką i powiedz, że machasz, zobaczymy, czy jest opóźnienie – W słuchawce, zagłuszając wszechobecny szum wody, kolejny już raz rozbrzmiał podekscytowany głos Feliksa.
– Już. Słuchaj, Polsko, muszę...
– Ale więcej entuzjazmu, Licia...! – Polska z oburzeniem zamachał rękoma; w efekcie jego komórka, wyślizgnąwszy się spomiędzy palców, wzbiła się wysoko w powietrze i zakończyła swój lot gdzieś poza kadrem.
Taurys skrzywił się, słysząc głośny, suchy trzask – najwidoczniej beton Placu Litewskiego nie był zbyt łaskawy dla smartfonów – a potem dźwięk urwanego połączenia.
Usta Polski otworzyły się szeroko; Litwa nie musiał być mistrzem w czytaniu z ruchu warg, by domyślić się, jakie słowa właśnie padły po drugiej stronie najnowszej atrakcji Lublina.
Portalu międzymiastowego mu jeszcze brakowało – teraz Feliks nie da mu żyć aż do sierpnia.
Gdy Polska zniknął z jego pola widzenia, Litwa pozwolił sobie na ciche westchnienie i schował swój telefon do kieszeni...
– Działa! – Feliks, pojawiwszy się znów w kadrze, poruszył bezgłośnie wargami. – Dzwonię!
...by z rezygnacją wyciągnąć go z powrotem. Przetarł ekran o spodnie, pozbywając się dużych kropel wody, które natychmiast ponownie się na nim pojawiły. Miał nadzieję, że ten telefon jest wodoszczelny...
– Muszę już iść, bo... – zaczął, gdy tylko odebrał, pełen naiwnej nadziei, że to powstrzyma Polskę przed dalszym testowaniem portalu.
– Ale by zajebiście było, jakby się jeszcze dało tym teleportować naprawdę, nie? – Polska wydawał się wcale nie słyszeć słów Litwy; podszedł bliżej i zastukał w ekran, uśmiechając się szeroko. – O, wiesz co? Mam taki pomysł, ja, ty, piwo i to cudeńko, to by było jednocześnie picie na mieście i przez Skype'a, tylko musiałbym uważać na straż miejską... O, tam u ciebie pada?
– Od godziny... Feliksie, ja...
– A tu słoneczko, widzisz? – Feliks odsunął się lekko na bok, ukazując Taurysowi deptak, fasadę klasztoru kapucynów, ławki i drzewka, a ponad tym wszystkim bezchmurne, błękitne niebo, co jeszcze bardziej uświadomiło Litwie, jak bardzo przemoczony jest.
– Feliksai...!
– Mmm?
– Widzisz tę ulewę, prawda? – zapytał wolno Litwa.
– Widzę! – Dawno nie słyszał Feliksa tak podekscytowanego. – W ogóle, zawsze miałem słabość do Wilna w deszczu, pokażę ci kiedyś stare fotki sprzed wojny, ale mają klimat...
Litwa przymknął oczy i policzył do dziesięciu w każdym znanym sobie języku, bo bardzo miał ochotę krzyczeć, a pośrodku miasta nie wypadało.
– A parasol widzisz? – zapytał bezsilnie, gdy tylko Feliksowi zabrakło oddechu.
– Jaki parasol?
Jestem przypadkiem beznadziejnym, pomyślał Litwa nie po raz pierwszy, opuszczając dłoń z telefonem.
Potem, mimo chłodu i przemoczonych ubrań, uniósł kącik ust w bladym uśmiechu, obserwując jak na twarzy Polski pojawia się rumieniec zakłopotania. Nim zdążył odpowiedzieć, usłyszał dźwięk przerywanego połączenia – Feliks, odsuwając komórkę od głowy, spojrzał z wyrzutem na ciemny, pokryty pajęczynką popękanego szkła ekran smartfona, a potem uniósł głowę i spojrzał Litwie w oczy. Też się lekko uśmiechnął.
Portal milczał. Uśmiech wystarczał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro