Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie będę do pana telefonował

A/N: Dawno nie było tu czegoś mniej wesołego, nie? Dzisiaj historycznie, a tytuł zaczerpnięty od piosenki Lao Che.


Czarny, ebonitowy telefon na biurku milczał; Feliks łypnął nań spode łba, jednocześnie czekając na odpowiedź i bardzo, ale to bardzo nie chcąc jej usłyszeć, jakakolwiek by nie była.

Czasami głęboko żałował, że los dał mu taką, a nie inną rolę; słowa ultimatum, starannie ukute w tym właśnie gabinecie, każde stanowcze i oschłe, niepozostawiające miejsca na dyskusję, wciąż brzmiały mu w uszach.

Przez chwilę miał taką cichą, naiwną nadzieję, że obejdzie się bez tego; że wystarczy wziąć na stronę, szepnąć kilka słów prywatnie, po cichu to załatwić, bez uciekania się do oficjalnych pism, oficjalnych gróźb, manifestacji na ulicach i wojskowych rozkazów.

Po ichniemu, bez angażowania w to ludzi.

– Aaa, szlag by to – jęknął, przygryzając wargę. – Czemu ty jesteś taki uparty, do cholery?

Głosik w głowie, subtelny jak ukłucie igłą, przypomniał mu, że i sam Feliks ustępliwością nie grzeszy, ale postanowił go zignorować.

Przed nim, tuż obok filiżanki z zabieloną kawą, leżała mapa z jednym miastem zakreślonym ołówkiem. Obok leżała kopia noty dyplomatycznej, zaraz obok kilka raportów z granicy i parę gazet. Incydenty, jątrzące się urazy, śmierć strzelca i „stan wojny".

Polska jeszcze raz rzucił na to wszystko okiem i mocniej zapadł się w fotelu, mamrocząc pod nosem, że wolałby siedzieć teraz w jakimś ciepłym miejscu – ot, ten Madagaskar wyglądał obiecująco – niż próbować się dogadywać z Litwą.

Ba, dogadywać, parsknął. Żeby się próbować dogadywać, trzeba najpierw nawiązać jakieś stosunki dyplomatycznie.

Albo, jak w tym przypadku, wymusić je; posłał kolejne złe spojrzenie telefonowi, a potem podskoczył, gdy ten nagle zadzwonił.

Złapał za słuchawkę drżącymi nagle dłońmi; ebonit wyślizgiwał mu się spomiędzy zwilgotniałych palców.

– Żądania przyjęte – oznajmił cicho boleśnie znajomy, suchy głos, a potem połączenie się urwało. Bo cóż więcej Taurys Laurinaitis miał mu powiedzieć?

Feliks odetchnął; ostrożnie odłożył słuchawkę, wytarł spocone dłonie w chusteczkę i oparłszy łokcie o blat biurka, na chwilę schował twarz za palcami.

– Jak ja nienawidzę tej roboty – szepnął do siebie, pozwalając sobie na kilka chwil w samotności, a potem wstał, okrążył biurko i ruszył do drzwi.

Plus z tego taki, że ma jedną granicę mniej do bronienia... Musi teraz tylko odwołać ten pokaz siły i zasugerować jakiegoś przyzwoitego człowieka, którego można by było wysłać do Kowna bez dolewania oliwy do ognia.

A dzisiaj jeszcze powinien zadzwonić do Edelmana – czy może już bezpośrednio do Beilschmidta, może po tym Anschlussie z zeszłego tygodnia Austria już się tam wprowadził, cholera go wie – i zapytać, co oni sobie wyobrażają, tak po prostu aresztować biskupa i demolować kurię pod pretekstem jakiejś rewizji?!

Nadeszły paskudne czasy, stwierdził Druga Rzeczpospolita i z tą ponurą myślą opuścił gabinet dziewiętnastego marca tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku.

Zaprawdę, paskudne.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro