Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lato

A/N: Hurt/comfort one-shot, bo tylko na to mam siły w takie upały. Quasi-human AU

Kształtna, umięśniona łydka szkarłatnieje tam, gdzie spaliło ją bezlitosne, letnie słońce; Taurys wzdryga się raz za razem, gdy czuje przenikliwie zimno zarówno tam, jak i w okolicach kolan, gdzie za kilka godzin pod skórą rozleją się czarne sińce, ale ten gwałtowny chłód i tak przynosi ulgę.

– Lepiej? – szepcze Feliks, siedząc na dywanie hotelowego pokoju. Kostki lodu topią się między jego palcami i na nodze Taurysa, woda pomyka w dół, ku obnażonej, zmęczonej stopie.

– Lepiej – zgadza się Taurys zmęczonym głosem, nie marząc o niczym innym niż o zaśnięciu w wannie wypełnionej takim lodem, nawet jeśli jest mętny i pachnie mrożonkami. Nie pamięta lata bardziej upalnego niż obecne, a ich wypad na kajaki okazał się dosłowną katastrofą.

– Wystraszyłem się – mamrocze Feliks bardzo cicho. – Cholerna kłoda... Jak twój kajak się wywrócił, to myślałem, że dostałem zawału.

Taurys kiwa głową; dał się zwieść spokojnej rzece, ogłuszającemu cykaniu świerszczy na obu brzegach, ciszą i gęstemu, nieruchomemu, gorącemu powietrzu, zdradliwie przymykającym powieki.

Nie sypiał ostatnio zbyt dobrze; upał nie ustawał nawet po zmroku, a on przewracał się z boku na bok niemalże aż do rana – to dlatego w porę nie zauważył rysującej się pod taflą wody kłody.

W jednej chwili był senny spokój i mechaniczne ruchy ramion, w drugiej bezwład, smak wody w ustach i serce próbujące wyrwać się z piersi, gdy wypływał na powierzchnię, łapiąc się dna wywróconego kajaka; zapamiętał też pobladłą nagle twarz Feliksa.

Ten właśnie zwinnie podnosi się z dywanu, pozostawiając tam miskę z topniejącym lodem; bez słowa na czworakach przesuwa się po łóżku i oplata Taurysa ramionami.

– Apteczka popłynęła – stwierdza z żalem, przyglądając się czerwieni na barkach Taurysa. Bardzo ostrożnie przytyka wargi do skóry. – Jesteś pewny, że nie chcesz, żeby zobaczył to lekarz? – pyta, równie delikatnie kładąc dłoń na zaczerwienionym, obitym kolanie.

Taurys krzywi się niemalże od razu; Feliks natychmiast cofa rękę, a jego niepokój tylko się zwiększa:

– Przecież widzę, że cię to boli. A jak uszkodziłeś sobie kolano? Widziałem, że kulejesz!

– Uderzyłem kolanami o tę kłodę – Taurys przymyka oczy. Feliks jest gorący i lepki, mimo że kwadrans temu obaj byli pod prysznicem, i dodatkowe trzydzieści sześć stopni przy ciele przy trzydziestu sześciu stopniach na zewnątrz nie czyni ich pozycji fizycznie komfortowej, ale psychicznie Taurys czuje się znacznie lepiej, mając ukochanego przy sobie. – Nic nie zerwałem... Pójdę, jeśli ból nie przejdzie.

– Obiecaj mi to – mamrocze Feliks, bo wie, że skłonienie Taurysa, by zadbał o własne zdrowie to ciężkie zadanie i trzeba czasem wyciągnąć ciężkie argumenty.

– Obiecuję – odpowiada Taurys już z zamkniętymi oczami. Chce spać, pociągnąć Feliksa za sobą na to hotelowe, niezbyt wygodne łóżko i spleść się w jedną smażoną krewetkę, ale pukanie do drzwi wyrywa go z tego sennego letargu:

– Przepraszam panów – Młoda recepcjonistka brzmi na zaaferowaną. – Znalazłam tą maść, o której panom mówiłam i...

Feliks odkleja się od Taurysa – w przenośni i dosłownie – i pośpiesznie łapie za cienki szlafrok. Okrywa szczelnie swoją nagość – było zbyt gorąco nawet na bieliznę – i otwiera drzwi.

– Zaraz poproszę kolegę, by podjechał do apteki do miasta – Recepcjonistka wciska mu w dłonie na wpół wyciśniętą tubkę maści gojącej. – Proszę mi tylko powiedzieć, czego jeszcze panowie potrzebują, a ja to załatwię...

Feliksowi przebiega na przez myśl, że ich skompletowana na ostatnią chwilę samochodowa apteczka przy wyposażeniu tego wiejskiego hoteliku była wręcz całym szpitalem, ale powstrzymuje się od komentarza i dziękuje grzecznie.

Zamknąwszy ze sobą drzwi wraca do Taurysa, który wije się po prześcieradle, z sykiem próbując znaleźć pozycję, w której ani poparzenia, ani kolana nie będą mu dokuczać; w końcu zastyga na wpół na brzuchu, na wpół na boku.

Feliksowi nie pozostaje nic innego niż wpełznięcie obok i ucałowanie tego jednego miejsca tuż za uchem, gdzie skóra jest delikatna i wrażliwa; potem wyciska na swoje palce zimną, zgęstniałą maść, a ta w kontakcie z rozpaloną skórą Taurysa w mig się topi.

Robi co może, by ulżyć ukochanemu; potem wsłuchuje się w uspokajający się z wolna oddech i sam przymyka oczy.

Lato było przereklamowane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro