Jeszcze będzie przepięknie
A/N: W kwestii tego zbiorku robimy małe przemeblowanie, czyli nowy tytuł, oprócz komedii będą lądować tu też inne gatunkowo lietpolowe krótkie one-shociki :3 Dzisiaj z grubej rury, bo angst... bo powody :P
Listopadowy deszcz zacinał w okna, sprawiając, że pokój był jeszcze ciemniejszy niż zazwyczaj; światła zostały wygaszone, a zasłony częściowo zasłonięte. Jedynymi źródłami światła były migające diody elektroniki – ładujący się telefon, router, zamknięty laptop...
Stał pośrodku pokoju, obejmując się ramionami. Opuścił głowę, sprawiając, że twarz osłoniły mu włosy, i oddychał urywanie. Gdy zerkał w stojące przy jednej ze ścian duże lustro i widział tam swoje spowite cieniem odbicie, zaczynał drżeć.
Skrzypnięcie drzwi sprawiło, że mocniej zacisnął wargi.
– Dobrze się czujesz? – zapytał cicho Litwa.
– Nie – wyszeptał Feliks, próbując przełknąć ślinę, ale usta miał tak samo suche jak gardło. – Nie czuję się dobrze. Jestem wściekły. Wściekły i rozczarowany. I... I się boję... Boję się tego, co się dzieje, boję się tego, co może się stać...
Taurys podszedł bliżej i stanął za nim. Wolno objął partnera, przylegając do jego pleców. Dłonie splótł w okolicy pępka Feliksa, a twarz schował w jego karku. Polska wolno wypuścił wstrzymywane powietrze, czując przy sobie pocieszające ciepło drugiej osoby.
– Jeszcze będzie przepięknie – wyszeptał Taurys.
Oddech owiał skórę Feliksa, a nos czule musnął szyję. Polska wziął głębszy oddech, próbując się rozluźnić. Sięgnął dłonią do ręki na swoim brzuchu i mocno zacisnął na niej palce.
– Ale kiedy?
Na to Taurys nie znał odpowiedzi.
– Jedź ze mną rano do lasu – odparł tylko szeptem. – Zostaw telefon. Żebyś... żebyśmy chociaż przez chwilę o tym wszystkim nie myśleli.
– Przez parę godzin, dopóki nie zmarzniemy na kość? – Feliks spróbował się uśmiechnąć, chociaż głos ciągle mu drżał. – Brzmi dobrze, Licia.
Litwa bez słowa wzmocnił uścisk.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro